NEWS OKO.press. Przez dwa miesiące epidemii sanepid we współpracy z policją wlepił Polakom ponad 3 tysiące kar za złamanie zakazów związanych z koronawirusem. Ukarani mają zapłacić ponad 15 mln zł. Wysokie kary mają zniechęcić Polaków do protestów przeciwko władzy
OKO.press dostało oficjalne dane o ilości kar nakładanych na obywateli w całej Polsce za złamanie zakazów, które wprowadziła władza PiS w związku z epidemią koronawirusa. Kary w formie decyzji administracyjnych od 1 kwietnia 2020 roku nakładają powiatowe inspektoraty sanitarne w całej Polsce.
O tych karach zrobiło się głośno w ostatnich dniach. Bo dostają je osoby protestujące przeciwko władzy PiS. I są wysokie – od 5 tys. zł do 30 tys. zł.
Z oficjalnych danych uzyskanych od Głównego Inspektora Sanitarnego wynika, że od 1 kwietnia do środy 27 maja nałożono na obywateli 3 069 kar finansowych. Kwota jaką mają zapłacić do budżetu państwa ukarani obywatele jest niebagatelna – to już 15 mln 150 tys. zł 579 zł i 50 groszy. Czyli średnio jedna kara wynosi 4 936 zł.
Tylko przez ostatni tydzień sanepid ukarał obywateli kwotą 926 tys. zł.
Najwięcej kar nałożono w województwie mazowieckim i w Warszawie - blisko tysiąc na kwotę ok. 4 mln zł. Kary posypały się też w województwach:
Najmniej kar na obywateli nałożył sanepid w województwie Pomorskim - blisko 70 kar na kwotę ponad 300 tys. zł. A najmniej surowy był sanepid w Świętokrzyskim. Choć nałożył na obywateli nieco więcej kar niż na Pomorzu, bo ok. 80, to były one jednak niższe. Łącznie wyniosły 250 tys. zł.
Podobna ilość kar jest w województwie świętokrzyskim, na Podkarpaciu i na Podlasiu. Ale są dużo wyższe. Na Podkarpaciu za złamanie zakazów związanych z epidemią obywatele mają zapłacić ponad 440 tys. zł, a na Podlasiu ponad 475 tys. zł.
Nie udało nam się uzyskać danych za co najczęściej są karani obywatele. Na początku epidemii obywatele najczęściej skarżyli się jednak na opresyjność policji za wychodzenie z domu na spacery (był zakaz wychodzenia z domu w celach rekreacyjnych), czy za jazdę na rowerze.
W ostatnich kilku tygodniach najwięcej skarg na policję dotyczy działań uderzających w protesty przeciwko władzy. Chodzi o kary za zgromadzenia, których władza zakazała i za nieprzestrzeganie dystansu 2 metrów pomiędzy osobami.
Takie kary sypały się w ostatnim czasie głównie w stolicy po strajku przedsiębiorców, ale też po mniejszych protestach np. pod Sejmem.
System drakońskich kar nakładanych przez sanepid wymyśliła władza PiS. Weszły one w życie od 1 kwietnia i miały zachęcać Polaków do siedzenia w domu. Szybko okazało się jednak, że chętnie zaczęła korzystać z nich policja, zwłaszcza w ostatnich tygodniach.
Rola policji w wymierzaniu kar administracyjnych w wysokości od 5 tys. zł do 30 tys. zł jest istotna. Bo to od niej zależy czy obywatel może dostać taką karę, czy też zwykły mandat do 500 zł. Policja korzysta z jednego i drugiego uprawnienia.
Z oficjalnych danych wynika jednak, że policja po drakońskie kary administracyjne sięga co raz częściej.
Mechanizm jest taki. Jeśli policja uzna, że obywatel w sposób rażący złamał zakazy epidemiologiczne, to robi notatkę, w której opisuje zdarzenie i wysyła ją do powiatowego inspektora sanitarnego, który w formie decyzji administracyjnej wymierza karę. I na tym rola policji się kończy.
To może być jeden z powodów sięgania po takie kary. Bo w przypadku mandatu, jeśli sprawa trafi do sądu (bo obywatel mandatu nie przyjmie), policja musi pilotować sprawę w sądzie.
A tu odpowiedzialność za dalsze losy sprawy bierze sanepid. A obywatel ma prawo odwołać się do wojewódzkiego inspektora sanitarnego, a potem do sądu administracyjnego. Pisaliśmy o tym w OKO.press.
W tym mechanizmie ważne jest też, że nieprawomocna decyzja powiatowego inspektora sanitarnego zgodnie z przepisami uchwalonymi przez PiS jest od razu wykonalna.
Co oznacza, że obywatel karę musi zapłacić w ciągu siedmiu dni.
To dodatkowa dotkliwość. I to może być drugi powód sięgania przez policję po ten rodzaj kar, by obywatel zaczął się bać.
Z danych Głównego Inspektora Sanitarnego wynika, że policja od 1 kwietnia do 26 maja wysłała do sanepidu aż 16 tys. 577 notatek na obywateli. I gdyby sanepid wszystkie uznał, to kary nałożone na obywateli mogłyby łącznie wynosić co najmniej 80 mln zł lub dużo więcej. Przy założeniu, że średnia kara to 5 tys. zł.
Sanepid za zasadne uznał jedną piątą notatek policji, bo wystawił 3 069 kar administracyjnych na ponad 15 mln zł.
Z tych danych wynika, że sanepid w wielu sprawach nie przyznaje racji policji. Ale i tak na inspekcję sanitarną sypią się gromy za nakładane na obywateli kary.
Bo inspekcja w ten sposób świadomie lub nieświadomie zaczyna finansowo represjonować uczestników ulicznych protestów.
Przy okazji tych spraw na jaw wyszło, że przynajmniej część kar nakładana jest bezrefleksyjnie i są bezprawne. Co zarzuca Rzecznik Praw Obywatelskich.
W ostatnich dniach głośna była sprawa opisana przez OKO.press. Powiatowy Inspektor Sanitarny w Warszawie nałożył karę po 10 tys. zł na dwóch artystów, którzy 6 maja uczestniczyli w ulicznej akcji artystycznej.
Tego dnia Sejm miał przegłosować ustawę wprowadzającą głosowanie korespondencyjne w wyborach prezydenckich. Przeciwko temu był wymierzony hapenning artystów. W nawiązaniu do gestu Tadeusza Kantora z 1967 roku przeszli spod Poczty Głównej pod Sejmu niosąc ogromy, ręcznie namalowany list z hasłem „Żyć nie, umierać”, zaadresowany do parlamentu.
Sprzeciw nie był wymierzony w obostrzenia związane z koronawirusem, ani nie lekceważył pandemii. Protestowano przeciwko zagrażającemu zdrowiu obywateli i demokracji pomysłowi forsowania wyborów 10 maja.
Artyści zadbali, żeby wszytko odbyło się zgodnie z przepisami. Cały transparent miał 14 metrów, niosło go 7 osób w równych odstępach, co dało około 2 metrów odstępu między osobami. Wszystkie osoby miały maseczki. Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana, która objęła patronat nad wydarzeniem wydała im zaświadczenia, że są w pracy.
Artystów zatrzymała policja. I potem wysłała wniosek do sanepidu o karę. Opierając się na notatce policji sanepid uznał, że artyści złamali prawo, nie zachowując 2 metrów odstępu, choć dziennikarskie nagrania mówią co innego. Urzędnicy kary wymierzyli dwóm artystom.
Relacjonowaliśmy akcje na żywo i opisaliśmy ją potem w OKO.press.
Po nagłośnieniu sprawy przez OKO.press i inne media, interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich i sanepid szybko kary uchylił. I co zaskakujące przyznał się do błędu.
Stołeczny sanepid przyznał, że bezkrytycznie podszedł do notatki policji i że nie skonfrontował jej z innymi dowodami. Przyznał też, że wydając karę oparł się na ograniczonym materiale dowodowym, bo sam postępowania dowodowego nie przeprowadził. Nie pytał też o stanowisko artystów, bo decyzję chciał wydać szybko.
Pisaliśmy o tym w OKO.press:
W ilu innych sprawach sanepid zachował się jednak podobnie? Ilu obywateli zostało ukaranych z automatu, tylko na podstawie notatki policji, która ostatnio brutalnie pacyfikowała strajk przedsiębiorców i zatrzymywała obywateli, w tym dziennikarzy?
Bezrefleksyjne działanie sanepidu i duży wpływ na takie sprawy policji potwierdza też odpowiedź na interpelację poselską, którą dostali posłowie KO Michał Szczerba i Dariusz Joński.
Powiatowy Inspektor Sanitarny w Warszawie przyznał w niej, że na początku kwietnia 2020 Główny Inspektor Sanitarny ustalił zasady egzekwowania zakazów związanych z epidemią z Komendą Główną Policji. Zgodnie z ustaleniami kara administracyjna jest nakładana na podstawie notatki policjanta.
Z tego pisma wynika również, że stołeczny sanepid do 18 maja za niezachowanie odstępu 2 metrów wystawił 38 kar.
Jak jest ustalana wysokość kary? Sanepid zapewnia w piśmie do posłów, że w zależności od zagrożenia epidemiologicznego jakie mieli stwarzać obywatele.
Zapytaliśmy o kary rzecznika prasowego Głównego Inspektora Sanitarnego Jana Bondara. "Kary są surowe zwłaszcza w realiach Polski powiatowej. To dużo pieniędzy, ale czas też jest wyjątkowy" – mówi OKO.press rzecznik Jan Bondar. I dodaje: "Jest prawo i trzeba go przestrzegać. Od kar można się odwołać i podać nowe okoliczności".
Dlatego do takich spraw będzie przystępował z urzędu Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. W sprawie artystów już odniósł sukces. RPO w rozmowie z OKO.press mówi, że będzie się przyglądał też innym podobnym sprawom.
Całą argumentację prawną RPO wyłożył w piśmie do sanepidu w sprawie kar dla artystów za symboliczny list pod Sejmem. Przypomniał, że inspekcja sanitarna postępowania prowadzi w oparciu o reguły z kodeksu postępowania administracyjnego.
W tej sprawie sanepid, gdy dostał notatkę z policji, wszczął postępowanie z urzędu. A skoro tak, to o jego wszczęciu powinien zawiadomić obywateli, których to dotyczy. Po co? By mogli brać czynny udział w postępowaniu przedstawiając swoje dowody i składając wnioski.
Od tej zasady sanepid może odstąpić jeśli sprawa dotyczy niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzkiego. Może też od tego odstąpić w czasie epidemii, jeśli nie prowadzi bezpośredniej obsługi obywateli lub gdy tego prawa zrzekł się obywatel.
RPO podkreśla, że w tej sprawie nie zaszły jednak powody, by pominąć udział artystów w sprawie. Bo nie było tu zagrożenia życia lub zdrowia, wszak karę nałożono kilka dni po proteście.
Rzecznik przypomina, że kara ma mieć charakter prewencyjny i ma odstraszać obywateli od podobnych naruszeń w przyszłości. Zaś przy jej nakładaniu urząd ma miarkować jej wysokość, dostosowując ją m.in. do sytuacji majątkowej obywatela. A może to ocenić tylko wchodząc z nim w kontakt i badając jego sytuację materialną.
W tej sprawie sanepid tych wymogów nie przestrzegał.
RPO kwestionuje też prawo policji do sporządzania notatek dla sanepidu. Podkreśla, że ustawa o policji nie daje jej uprawnień do udziału w postępowaniach dotyczących nałożenia kary administracyjnej. Co najwyżej policja może nakładać mandaty za złamanie zakazów związanych z epidemią.
Policja nie może też przekazywać danych osobowych obywateli dla sanepidu.
Bo jak podkreśla RPO, ustawa o policji wyklucza jej udział w prowadzeniu czynności w celu „wykrycia naruszeń prawa” kończących się nałożeniem kary administracyjnej.
To oznacza, że policja nie mogła przekazać notatki dotyczącej artystów sanepidowi, a sanepid nie mógł się na niej oprzeć nakładając na nich karę.
RPO argumentuje, że notatka policji dla sanepidu jest dowodem uzyskanym z naruszeniem prawa, więc i decyzja wydana na jej podstawie przez sanepid jest wydana z naruszeniem prawa.
To nie koniec zarzutów. RPO uważa, że notatka policji w ogóle nie może być żadnym dowodem dla sanepidu. Bo nie została sporządzona przez organ państwowy, tylko przez funkcjonariusza policji, który organem nie jest.
Ponadto zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego notatka nie jest dowodem, co najwyżej może być punktem wyjścia do zebrania innych dowodów potwierdzających opisane w notatce zdarzenie.
W sprawie artystów sanepid nie miał żadnych dowodów poza notatką. Nie dał też artystom możliwości przedstawienia swojego stanowiska.
RPO zarzucił jeszcze stołecznemu sanepidowi nierówne traktowanie obywateli. Sanepid pouczył bowiem artystów, że „w demokratycznym państwie prawa nie może być tolerancji dla lekkomyślnego lekceważenia wysiłków całego społeczeństwa poprzez świadome lekceważenie ograniczeń, których nieprzestrzeganie prowadzi do niekontrolowanego rozprzestrzeniania się epidemii”.
RPO zauważa, że sanepid, który tak broni „wysiłku całego społeczeństwa”, nie reagował na złamanie zakazów epidemiologicznych przez Jarosława Kaczyńskiego i jego świtę na Placu Piłsudskiego 10 kwietnia 2020 roku. OKO.press pokazało, że politycy PiS podczas rocznicy smoleńskiej nie zachowywali dystansu 2 metrów.
Ale w przeciwieństwie do ścigania artystów, w tej sprawie policja nie legitymowała polityków PiS i nie robiła notatek do sanepidu.
RPO zauważa, że ten przykład pokazuje, że „Mogą być równi i równiejsi, zaś organ administracji publicznej [sanepid – red.], wbrew pompatycznemu stwierdzeniu zawartemu w uzasadnieniu decyzji [dotyczącej kary dla artystów – red.], potrafi tolerować lekkomyślne lekceważenie wysiłków całego społeczeństwa, jeśli tylko czynią to osoby wysoko znajdujące się w hierarchii społecznej”.
Wystąpienie RPO do sanepidu jest tutaj: "RPO odwołuję się od kar inspekcji sanitarnej".
RPO o swoich zarzutach do notatek policji poinformował też MSWiA.
Kary sanepidu będzie jeszcze kontrolować w instancji odwoławczej - jeśli obywatele będą się odwoływać - wojewódzki inspektor sanitarny, a potem sąd administracyjny. Może to jednak potrwać wiele miesięcy.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze