0:000:00

0:00

Podwyżek miało nie być. Minister aktywów państwowych Jacek Sasin chwalił się, że cena prądu dla odbiorców indywidualnych nie wzrośnie. Teraz, po ogłoszeniu podwyżki w jednej z dużych firm energetycznych – Tauronie – zmienia zdanie i zachowuje się, jakby nie pamiętał, co jeszcze miesiąc temu obiecywał.

W Polsce ceny prądu należą do najniższych w Europie i podwyżki są nieuniknione - rosnące w ostatnich latach ceny emisji CO2 bezpośrednio przekładają się na koszt produkcji prądu w naszej opartej na węglu energetyce. Minister mógłby powiedzieć o konieczności podwyżek wprost, zamiast kluczyć i udawać, że albo ich nie będzie, albo gospodarstwa domowe w żaden sposób ich nie odczują.

Podwyżki są, ale przecież niskie

27 grudnia 2019 w radiowej Jedynce minister Sasin mówił tak, jakby dotarła do niego rzeczywistość:

„Ona [produkcja energii elektrycznej z węgla] jest droga, ona wymaga modernizacji. Mamy wciąż wiele bardzo starych bloków energetycznych, które emitują wiele CO2, a tym samym produkują bardzo drogo. Dzisiaj te oczekiwania i wymogi inwestycyjne powodują, że te firmy nie funkcjonują na takim poziomie zysku, jakiego byśmy oczekiwali.

Mamy takie, a nie inne uwarunkowania, politykę klimatyczną Unii Europejskiej, która powoduje, że sama cena zakupu energii rośnie […] Udało się pomiędzy spółkami - jedną z nich, pozostałe są w trakcie [procesu] - osiągnąć taki stan, że wzrost cen energii jest stosunkowo niewielki. Średnio to ok. 12,5 proc. To do przeciętnego rachunku daje ok. 9 złotych więcej”.

To pozytywne zjawisko, że wicepremier uznaje podstawowe fakty. Szkoda jednak, że dotychczas zwodził opinię publiczną i składał obietnice, których - jak się dziś okazuje - dotrzymać nie zamierza.

Przeczytaj także:

Od "nie będzie" do "są, ale niskie"

18 listopada Sasin mówił w RMF FM: „Za cenę prądu odpowiada minister aktywów państwowych, czyli ja. Podwyżki dla indywidualnych odbiorców nie będzie”.

2 grudnia zupełnie co innego mówiła ministra rozwoju Jadwiga Emilewicz, podając szacunki podobne do szacunków NBP: „Ja myślę, że biorąc pod uwagę ten miniony rok, stopę inflacyjną i zahamowany ubiegły rok, to dla gospodarstw domowych ewentualna podwyżka powinna się zamknąć w 5-7 proc.” I dodawała: „Nie ma planów i nikt nie pracuje nad żadną ustawą o rekompensatach”.

Natomiast 16 grudnia w RMF FM Jacek Sasin mówił: „Zrobimy wszystko, żeby indywidualne gospodarstwa domowe nie odczuły podwyżki cen prądu”.

To była zmiana retoryki. Dzień przed konferencją prezesa URE, na której ogłoszone zostały nowe stawki dla klientów Taurona, Sasin nie mówił już, że podwyżek nie będzie. Mówi, że rząd „zrobi wszystko” i to nie, aby nie było podwyżek, ale żeby gospodarstwa domowe ich nie odczuły. Dodał też: „Rząd ma przygotowane rozwiązania, by gospodarstwa domowe nie odczuły wzrostu cen energii. Mogą to być rekompensaty dla samych odbiorców”.

Jeszcze w dniu konferencji prezesa URE Jacek Sasin powtarzał: „Jeśli będzie decyzja URE, że taryfy opłat za energię elektryczną wzrosną, Rząd zaproponuje rozwiązania, które pozwolą, by tego wzrostu cen nie odczuły gospodarstwa domowe w Polsce”.

Nie powiedział niestety, jakie to rozwiązania. Wygląda na to, że ich nie ma - wicepremier mówi dziś, że wprawdzie podwyżki są, ale przecież niskie.

Znikające rekompensaty

Jeszcze 20 grudnia Sasin, już po ogłoszeniu podwyżek w Tauronie, Sasin zapewniał:

„Mamy informację szefa Urzędu Regulacji Energetyki, który ustalił, że wzrost cen energii będzie nie większy niż 12 procent. Daje to wzrost o niecałe 9 złotych miesięcznie. Niewielki wzrost cen energii zostanie zrekompensowany z budżetu państwa”.

27 grudnia ani słowem nie wspomniał o rekompensatach, a prowadząca wywiad w pierwszym programie Polskiego Radia Katarzyna Gójska-Hejke nie poruszyła tego tematu. Wzrost cen może się wydawać niewielki, ale dla budżetu państwa łączny koszt rekompensat byłby spory.

Co z pozostałymi trzema firmami?

Tauron to największy w Polsce dostawca energii, jego klientem jest ok. 5,5 miliona gospodarstw domowych. 9 złotych miesięcznie, o których mówi Jacek Sasin, to 108 złotych rocznie.

Jeżeli rząd chce pokryć całą kwotę tak, aby zgodnie z tym co mówił minister aktywów państwowych Jacek Sasin, gospodarstwa domowe nie odczuły podwyżki wcale, wówczas koszt takiej rekompensaty wyniesie prawie 0,6 mld złotych.

Ale to raczej nie koniec podwyżek. Pozostałe trzy wielkie firmy energetyczne (PGE, Enea, Energa) mają czas do końca roku na ewentualne obniżenie swoich oczekiwań wobec URE. Jeśli tego nie zrobią – zostają z takimi samymi cenami jak w roku 2019. Jeżeli ulegną, najpewniej podwyżki będą podobnej wysokości jak te dla klientów Taurona. Wówczas rekompensaty dotyczyłyby kolejnych milionów odbiorców.

Sasin, mówiąc, że "udało się pomiędzy spółkami - jedną z nich, pozostałe są w trakcie [procesu] - osiągnąć taki stan, że wzrost cen energii jest stosunkowo niewielki" zdaje się sugerować, że pozostałe trzy firmy również się dogadają.

1-2 mld na ewentualne rekompensaty

Gospodarstw domowych w Polsce jest około 15 milionów. Nie wszyscy korzystają z prądu, którego cenę reguluje URE. Odbiorcy mogą dobrowolnie zrezygnować z cen regulowanych i przejść na ceny wolnorynkowe. Tak jest też w Warszawie, gdzie energię dostarcza Innogy i we Wrocławiu, gdzie robi to Vattenfall. Łącznie z takich cen korzysta około 5 milionów odbiorców.

To znaczy, że podniesienie taryf dla pozostałych trzech firm na ten sam poziom oznaczałoby konieczność wydania na rekompensaty kolejnych setek milionów złotych. Ale Sasin zapowiadał, że nikt nie zapłaci więcej, a ceny komercyjne też mogą rosnąć. Czy takim odbiorcom rząd również wypłacałby rekompensaty? Przez ten czynnik – ceny komercyjne – ostateczna wysokość rekompensat dla wszystkich gospodarstw domowych jest trudna do oszacowania, ale byłaby to zapewne kwota pomiędzy miliardem a dwoma miliardami złotych.

Nietrudno więc się dziwić, że Sasin o rekompensatach przestaje opowiadać. Szczególnie że w Polsce ceny prądu należą do najniższych w Europie i podwyżki są nieuniknione - ceny uprawnień do emisji CO2 są w tej chwili pięciokrotnie wyższe niż jeszcze trzy lata temu, a polska energetyka jest oparta na węglu.

Polski rząd nie ma do dyspozycji tak dużego budżetu, aby w nieskończoność subsydiować rachunki za prąd.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze