Prawdopodobieństwo, że Julia Przyłębska i Mariusz Muszyński przeproszą, jest bliskie zeru. Więc można się spodziewać pozwu o ochronę dóbr osobistych Łączewskiego. I współczuć sędziemu, który dostanie tę sprawę, bo PiS nie wybacza, a minister-prokurator Zbigniew Ziobro nie zapomina. I nie po to przygotował narzędzia do sterowania sędziami, żeby ich nie użyć
Sędzia Wojciech Łączewski żąda przeprosin od Julii Przyłębskiej i Mariusza Muszyńskiego i zapowiada, że jeśli w ciągu 7 dni przeprosin nie dostanie – wytoczy im sprawę o ochronę dóbr osobistych. Jeśli dojdzie do procesu – będzie on precedensem. Ale precedensem jest już samo żądanie sędziego Łączewskiego.
To sprawa o standardy zachowań sędziów. PiS powtarza, że sędziowie to nie „święte krowy”. No, to będzie „sprawdzam”.
Sędzia Wojciech Łączewski (ten sam, który skazał Mariusza Kamińskiego za nadużycie władzy w czasach poprzedniego rządu PiS - chodziło o prowokację wobec ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera) zdecydował niedawno o zawieszeniu sprawy, w której pewien biznesmen żądał odszkodowania od prezesa Trybunału Konstytucyjnego.
Obecnie w roli prezesa Trybunału występuje Julia Przyłębska, i do sądu w imieniu TK wysłała prawniczkę, której udzieliła stosownego pełnomocnictwa. A sprawa ważności pełnomocnictwa wystawionego przez Julię Przyłębską zawisła już – w innej sprawie – przed Sądem Najwyższym.
Sędzia Łączewski podjął więc racjonalną decyzję: zawiesił postępowanie do czasu rozstrzygnięcia tego problemu przez SN. To zaś ma się stać 12 września 2017.
To postanowienie sędziego Łączewskiego zostało przez PiS i propisowskie media odczytane jako działanie polityczne, bezprawne i prowokacyjne. Zapowiadano nawet dyscyplinarkę dla sędziego. Do głosów krytycznych przyłączyli się Julia Przyłębska i Mariusz Muszyński.
Sędzia Przyłębska 23 czerwca 2017 na portalu wPolityce.pl stwierdziła, że działanie sędziego jest „niebezpieczne dla państwa”. Choć niedługo potem, w tym samym medium, stwierdziła, że „w ogóle nie wiem, co się tam [w sądzie] wydarzyło”.
„Jeżeli nie zna pani ani przedmiotu postępowania w sprawie I C 2461/16, ani podstawy prawnej wydanego orzeczenia, to nie powinna być formułowana pozamerytoryczna krytyka zawierająca argumenty ad personam (…). Trudno w takiej sytuacji nie stwierdzić, że pani wypowiedź była spowodowana osobistą niechęcią do mojej osoby, prawdopodobnie wynikającą ze znajomości, które – jak wynika z komunikatu Trybunału Konstytucyjnego – utrzymuje w ramach kurtuazyjnych wizyt” – napisał w wezwaniu do przeprosin sędzia Łączewski.
(Sformułowanie „kurtuazyjne wizyty” w Trybunale to aluzja do wizyt u Julii Przyłebskiej w Trubunale składanych przez koordynującego służby specjalne Mariusza Kamińskiego).
Z kolei od Mariusza Muszyńskiego sędzia Łączewski żąda przeprosin za słowa zacytowane na portalu Radia Maryja: „Sędzia Łączewski od dłuższego czasu angażuje się w życie polityczne. Zapomina on, że jest sędzią”. W żądaniu przeprosin sędzia Łączewski pisze: „Formułując określony pogląd, nie wykazał pan niezbędnej dla urzędu sędziego powściągliwości. Zwracam również uwagę, że pana emocjonalna i pozbawiona podstaw prawnych oraz faktycznych wypowiedź naraziła na uszczerbek wizerunek Trybunału Konstytucyjnego”.
I, jak w przypadku Julii Przyłębskiej: „Mam nadzieję, że pańska wiedza o mnie nie wynika ze znajomości, które – jak wynika z komunikatu Trybunału Konstytucyjnego – pan utrzymuje w ramach kurtuazyjnych wizyt”.
Prawdopodobieństwo, że Julia Przyłębska i Mariusz Muszyński przeproszą sędziego Wojciecha Łączewskiego jest bliskie zeru.
Więc można się spodziewać pozwu o ochronę dóbr osobistych. I współczuć sędziemu, który dostanie tę sprawę, bo PiS nie wybacza, a minister-prokurator Zbigniew Ziobro nie zapomina. I nie po to przygotował sobie narzędzia do sterowania sędziami, żeby ich nie użyć.
Ale sama sprawa – pozwu o ochronę dóbr osobistych wobec sędziego Trybunału Konstytucyjnego – jest absolutnie precedensowa. Przede wszystkim dlatego, że do tej pory sędziowie po prostu nie dawali po temu okazji, chroniąc powagę swojego urzędu i autorytetu Trybunału.
Wyjątkiem mogą być wypowiedzi byłego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, ale dotyczy to tylko ostatniego roku, gdy Trybunał znajdował się pod bezprecedensowym politycznym i legislacyjnym ostrzałem, a sam prezes Rzepliński był personalnie atakowany przez polityków i zastraszany za pomocą prokuratury (np. postępowanie o wydanie wyroku w składzie bez dublerów).
No więc sprawa jest precedensowa. A pierwsze, co będzie należało rozstrzygnąć, to czy sędziego (dla uproszczenia przyjmijmy, że dotyczy to także dublera Muszyńskiego) chroni przed pozwem cywilnym sędziowski immunitet?
Jeśli kierować się brzmieniem pisowskiej ustawy o statusie sędziów TK – to nie. Rozdział „Immunitet i nietykalność osobista oraz zasady odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziego Trybunału” w art. 20 ust. 1 mówi o immunitecie jedynie w kontekście odpowiedzialności karnej: „Sędzia Trybunału nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności bez zgody Zgromadzenia Ogólnego”.
Skoro nie ma precedensów dotyczących uchylania immunitetu sędziom TK, to można rozumować przez analogię do pozwów cywilnych wobec parlamentarzystów.
Immunitet parlamentarny dotyczy tylko wypowiedzi i działań związanych ze sprawowaniem mandatu. Ale po protestacyjnej okupacji w grudniu zeszłego roku przez PO i Nowoczesną sali obrad Sejmu pisowscy eksperci na zlecenie marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego stwierdzili, że owa okupacja podpada pod kodeks karny, a okupujący posłowie nie są w tej sprawie chronieni immunitetem, bo okupacja nie należy do praw i obowiązków posła.
Skoro tak, to można zapytać,
czy wypowiedzi do Radia Maryja czy portalu wPolityce.pl mieszczą się w ramach obowiązków sędziego Trybunału Konstytucyjnego?
Jest jeszcze jeden precedens: sprawa, którą poseł PO Robert Kropiwnicki wytoczył posłowi, wiceministrowi sprawiedliwości, Patrykowi Jakiemu (PiS) za to, że Jaki pomówił go z mównicy sejmowej o wynajmowanie mieszkania agencji towarzyskiej. Jaki żądał w sądzie umorzenia sprawy, bo chroni go immunitet. Sędzia Alicja Fronczyk nie przyjęła tej argumentacji i rozpoczęła proces (za co Jaki zagroził jej postępowaniem dyscyplinarnym).
Oprócz precedensów jest też obyczaj.
Od lat sejmowym obyczajem było uchylanie parlamentarzystom immunitetu, gdy chodziło o sprawy cywilne. Nie było to regułą, ale uważano, że wymaga tego dobry obyczaj.
Podobnie jak w sprawie niezasłaniania się przez parlamentarzystów immunitetem, gdy kierują w stanie nietrzeźwym.
Jeśli więc uznać, że parlamentarzystę (jak i sędziego) chroni immunitet w sprawach cywilnych, to uchylanie immunitetu powinno być standardem. Tym bardziej że nie stanowi przeszkody w sprawowaniu obowiązków, bo obowiązuje tylko w jednej, konkretnej sprawie.
A więc można by oczekiwać, że gdyby pojawił się taki wniosek, Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK uchyli immunitet Julii Przyłębskiej i Mariuszowi Muszyńskiemu.
Pomocny może w tym być nowy „kodeks etyczny sędziego TK”, uchwalony pod koniec lipca przez Zgromadzenie Ogólne (a konkretnie „nowych” sędziów i dublerów). Pozostaje on jednak tajemnicą, a biuro prasowe TK na wniosek o jego udostepnienie odpowiada, że to poważna decyzja i dopiero we wrześniu będą się mogli nad tym zastanowić.
Ale z przecieków wiadomo, że umieszczono tam zakaz uczestnictwa sędziów „w debacie publicznej”, która dotyczy „spraw politycznych”. Natomiast ustawa o statusie sędziego TK w art. 24 ust. 1 stanowi: „Sędzia Trybunału odpowiada dyscyplinarnie przed Trybunałem za (…) uchybienie godności urzędu sędziego Trybunału (…) lub inne nieetyczne zachowanie mogące podważać zaufanie do jego bezstronności lub niezawisłości”.
Pytanie, czy publiczne ocenianie pracy i postawy innych sędziów jako „politycznej” i „niebezpiecznej dla państwa” mieści się w tym przepisie?
Oczywiście są to rozważania teoretyczne, bo dotyczą państwa prawa. W Polsce mamy zaś dziś państwo dominacji władzy wykonawczej.
Nikt nie ma więc wątpliwości, że jeśli do sprawy sądowej dojdzie, mające przewagę w Zgromadzeniu Ogólnym TK osoby wybrane przez PiS nie doszukają się powodu do uchylenia immunitetów Julii Przyłębskiej i Mariuszowi Muszyńskiemu (jeśli uznać, że ten ostatni, jako dubler, w ogóle ma immunitet).
Ewa Siedlecka jest publicystką "Polityki". Tekst ukazał się 28 sierpnia 2017 na jej blogu.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze