0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Szmydt podczas wywiadu z Władimirem Sołowjowem, fot. Tomasz Szmydt/TelegramTomasz Szmydt podcza...

Sędzia Tomasz Szmydt, zamieszany w polską aferę hejterską, prawdopodobnie niedługo dostałby zarzuty w śledztwie dotyczącym tej sprawy. Jednak w poniedziałek 6 maja okazało się, że przebywa na Białorusi. Tam zwrócił się do prezydenta Łukaszenki o objęcie go ochroną oraz o azyl polityczny.

Jest jednym z kilku Polaków, którzy ze względu na problemy z prawem uciekli na Białoruś. Wszystkim dano możliwość pobytu za cenę wzięcia udziału w białorusko-rosyjskiej, antypolskiej i antyzachodniej propagandzie. Po przyjeździe do Mińska powtarzali te same propagandowe hasła, które dziś głosi sędzia Szmydt. Jeden z tych Polaków – Emil Czeczko, żołnierz, który zdezerterował – już nie żyje.

Sytuacja Szmydta jest jednak inna – był w Polsce wysokim funkcjonariuszem publicznym. Jako sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie miał dostęp do akt prowadzonych przez siebie spraw. ABW od poniedziałku sprawdza, jakiego rodzaju informacje niejawne były mu znane, ponieważ

zachodzi podejrzenie, że Szmydt przed wyjazdem na Białoruś miał współpracować z białoruskimi (lub rosyjskimi) służbami. Śledztwo w tym zakresie prowadzi już prokuratura.

Portal Onet.pl podał, że Szmydt od kilku miesięcy był rozpracowywany przez polski kontrwywiad. Z obserwacji miało wynikać, że sędzia od dawna, być może od kilku lat, utrzymywał kontakty ze służbami białoruskimi i rosyjskimi, aktywnymi na terenie Polski. Onet podkreśla, że ABW szykowało się do zatrzymania go za szpiegostwo. Ale Szmydt zdążył uciec na Wschód.

AKTUALIZACJA: Z ustaleń OKO.press wynika, że zwłaszcza w ostatnim okresie Szmydt jeździł na Białoruś. Być może związał się też prywatnie z obywatelką Białorusi. Nie potwierdzają się natomiast doniesienia o wcześniejszym rozpracowywaniu go przez ABW. Osoba obserwowana przez kontrwywiad nie mogłaby wyjechać za granicę, przy próbie jej przekroczenia zostałaby zatrzymana. Szmydt wyleciał z Polski samolotem do Turcji, jego dokumenty były sprawdzane na lotnisku. Gdyby ABW go rozpracowywało, sędzia nie zostałby wpuszczony na pokład samolotu.

Szmydt miał dostęp do niejawnych dokumentów

Ze względu na swoje stanowisko Szmydt miał jednak dostęp do ważnych informacji, znajdujących się w aktach prowadzonych przez niego spraw. To istotna kwestia dla bezpieczeństwa państwa. Jak powiedział we wtorek 7 maja premier Donald Tusk: „Relacje sędziego Szmydta (ze Wschodem – przyp. red.) mają swoją długą historię, to nie jest kwestia ostatnich miesięcy. To musi budzić nasz najwyższy niepokój”. Podkreślił też, że

sędzia „miał dostęp do niejawnych dokumentów, do których żaden obcy wywiad nie powinien mieć dostępu".

Na jego wypowiedź natychmiast zareagowało rosyjskie medium RIA Novosti. Poinformowało, że Szmydt nie przywiózł na Białoruś tajnych danych, a Mińsk nie zażądał od niego przekazania tajemnic. Jednak poranny wywiad Szmydta dla Władimira Sołowjowa, czołowego kremlowskiego propagandysty w Rosji, miał zupełnie inny wydźwięk.

Sędzia stwierdził tam, że w WSA zajmował się „sprawami dotyczącymi policji, wojska, polskiego wywiadu, kontrwywiadu i wywiadu wojskowego”.

Sądził również w sprawach dotyczących ochrony danych osobowych.

Sędzia Tomasz Szmydt jeszcze w polskim sądzie, przed wyjazdem na Białoruś. Fot. Mariusz Jałoszewski

Stanowisko Szmydta, jakie zajmował w Polsce, sprawia, że jest on wyjątkowo cennym nabytkiem dla władz białoruskich i rosyjskich. Informacja o jego przyjeździe na Białoruś stała się w poniedziałek główną wiadomością w białoruskich mediach, znalazła się także w głównym wydaniu rosyjskiego programu informacyjnego Wiesti.

Operacja przeciw Polsce trwa od kilku lat

Cały ten obserwowany ciąg zdarzeń doskonale wpisuje się w operację przeciwko Polsce, która co najmniej od trzech lat jest realizowana za wschodnią granicą naszego państwa. Białoruś prowadzi ją w porozumieniu z Rosją. Jej pierwszym i najgłośniejszym aktem było zapewne stworzenie kanału przerzutu migrantów z Afryki i Bilskiego Wschodu przez granicę białorusko-polską.

Ale operacja ta jest rozbudowywana. Obecnie, poza komponentem migracyjnym, ma kilka innych poziomów: medialny, organizacyjny i propagandowy. Zajmijmy się najpierw organizacyjnym.

W 2022 roku powstało stowarzyszenie, które oficjalnie zajmuje się obroną praw człowieka i w ramach tej działalności chroni „polskich patriotów przed prześladowaniami w Polsce”. Szefem organizacji jest Dmitrij Bieliakow, były funkcjonariusz białoruskiego KGB. Młodo przeszedł na emeryturę, potem trafił do białoruskiego Ministerstwa Gospodarki, a następnie do think tanku Białorusko-Chińskiego Centrum Analitycznego Rozwoju. Tam specjalizował się w tematach związanych z Chinami. Cały czas współpracował z rosyjskimi instytucjami i organizacjami.

Przeczytaj także:

Dmitrij Bieliakow, „opiekun” Polaków

W 2020 roku rozpoczął własny projekt propagandowy InfoSpecNaz. Wspierał wizerunek białoruskich służb specjalnych. Rok później zlikwidował InfoSpecNaz i przemianował się na obrońcę praw człowieka.

Właśnie do Bieliakowa, jako do szefa organizacji zajmującej się prawami człowieka, trafiło trzech Polaków, którzy uciekli na Białoruś.

Pierwszym był Emil Czeczko, żołnierz z 11. Mazurskiego Pułku Artylerii, który służył na granicy z Białorusią. Zdezerterował w grudniu 2021. Na Białorusi, podobnie jak Tomasz Szmydt, poprosił o azyl polityczny. Wyjaśniał, że uciekł, ponieważ nie zgadzał się na to, w jaki sposób traktowani byli przez polskie władze migranci z granicy polsko-białoruskiej.

Prawda była bardziej przyziemna. Czeczko miał wyrok za znęcanie się nad matką, a kilka dni przed ucieczką na Białoruś został zatrzymany za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Na Białorusi natychmiast wykorzystano go do działań propagandowych. Udzielał wywiadów, opowiadał o masowym mordowaniu migrantów w Polsce. Twierdził, że sam zabijał do 20 osób dziennie. 7 marca 2022 roku okazało się, że Emil Czeczko nie żyję. Podobno powiesił się w swoim mieszkaniu. Znalazł go właśnie Bieliakow, który opiekował się Czeczko i miał klucze do jego mieszkania.

Ucieczka na Białoruś i azyl w Rosji

Bieliakow zajmował się również dwoma kolejnymi Polakami, którzy wybrali Białoruś: Marcinem Mikołajkiem i Michałem Miśtalem. Miśtal pokazał się na kanałach Bieliakowa zaraz po przybyciu na Białoruś, potem zniknął.

Postać Marcina Mikołajka przybliżył Polakom ówczesny zastępca ministra koordynatora ds. służb specjalnych Stanisław Żaryn. Poinformował, że mężczyzna od lat prowadził działalność zbieżną z propagandą Kremla, zwłaszcza rozpowszechniał treści antyukraińskie. Miał zakaz wjazdu na Ukrainę. Zaś ABW skierowało w jego sprawie wniosek do prokuratury, dotyczący możliwości popełnienia przestępstwa pochwalania wojny napastniczej. Mikołajek przyznał się do zarzutów (choć sam zainteresowany temu zaprzeczał) – po czym uciekł na Białoruś.

Mikołajek przez kilka miesięcy był głównym bohaterem kanałów społecznościowych, prowadzonych przez Bieliakowa. A potem przyznano mu azyl polityczny – tyle że w Federacji Rosyjskiej. Od tamtej pory żyje i działa w Rosji. Kilka tygodni temu reprezentował białoruską organizację Bieliakowa w rosyjskim „Okrągłym Stole” na temat planu relokacji chętnych obywateli Zachodu do Rosji. Zastanawiano się, jak ułatwić im uzyskiwanie rosyjskiego obywatelstwa.

Szmydt: wywiady, obiady i wódka

Jak widać, powiązania między białoruskimi działaczami a Rosją są trwałe i powtarzalne. Nie ma wątpliwości, że działania przeciwko Polsce, realizowane na Białorusi, są nadzorowane przez Kreml.

Bieliakow od poniedziałku informuje także o Tomaszu Szmydcie, jednak sędzia nie przebywa na razie pod jego opieką. Szmydtem mogą zajmować się osoby postawione wyżej niż emerytowany funkcjonariusz KGB. Tak wynika z wpisów, jakie publikowane są na nowym kanale Szmydta na Telegramie.

Sędzia chętnie pokazuje swoją nową codzienność – obiad jedzony w drogiej restauracji czy butelkę białoruskiej wódki na nocnym stoliku.

Antypolska operacja nie kończy się oczywiście na Bieliakowie. Jest też ofensywa medialna. Białoruś uruchomiła polski program Międzynarodowego Radia Białoruś oraz polską podstronę Białoruskiej Agencji Informacyjnej BELTA. I o ile na stronie BELTY pojawiają się po prostu białoruskie newsy tłumaczone na język polski, o tyle Radio Białoruś uprawia intensywną propagandę po polsku, adresowaną do Polaków.

Radio Białoruś z polskim programem

Kilka miesięcy temu Radio Białoruś poinformowało o rozpoczęciu współpracy z kilkoma środowiskami w Polsce. Okazało się, że chodzi głównie o prorosyjskich aktywistów, skupionych wokół tygodnika „Myśl Polska”, ale także o lidera niszowej partii „Front” Krzysztofa Tołwińskiego. W audycjach radiowych prezentują się także inni Polacy sympatyzujący z Rosją, jak choćby Artur Ćmok z neonazistowskiej organizacji Zadrużański Krąg, która po wybuchu wojny w Ukrainie otwarcie opowiedziała się po stronie Putina.

Natomiast w październiku 2023 roku Radio Białoruś na żywo relacjonowało wizytę kilkudziesięciu osób z Polski na Białorusi. Koordynacją wyjazdu zajmował się Roland Dubowski i kierowane przez niego Stowarzyszenie Spadkobierców Polskich Kombatantów II Wojny Światowej. Dubowski od lat utrzymuje kontakty z Ambasadą Rosyjską w Polsce, a w sieci rozpowszechnia prorosyjskie treści. Razem z nim na Białoruś pojechali:

  • Piotr Panasiuk, współpracownik Leszka Sykulskiego;
  • Jarosław Augustyniak, wcześniej współpracownik rosyjskiego Sputnika Polska;
  • Henryk Mikietyn, prezes Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Białoruskiej, skazany w maju 2023 za „publiczne pochwalanie wszczęcia i prowadzenia wojny napastniczej przez Federację Rosyjską przeciwko Ukrainie”.

„Pokojowa” narracja

Oficjalnym celem wyjazdu był udział w uroczystościach upamiętniających pamięć żołnierzy poległych w bitwie pod Lenino. Ale Radio Białoruś donosiło przede wszystkim o „pokojowych” wypowiedziach Polaków. Dubowski apelował: „Zero wojen między Polską, Białorusią i Rosją”. Panasiuk zapewniał natomiast, że Polacy chcą budować mosty między narodami (chodziło oczywiście o narody: polski, białoruski i rosyjski).

To typowa dla zachodnich środowisk prorosyjskich narracja, która pozornie nawołuje do zakończenia wojny i pokoju. Jednak po jej rozwinięciu okazuje się, że odpowiedzialnością za wybuch wojny obarczane są Stany Zjednoczone, a rola Rosji – realnego agresora – jest zupełnie pomijana.

Szmydt powtarza propagandowe hasła

W tę samą narrację wpisał się podczas poniedziałkowej konferencji prasowej także sędzia Tomasz Szmydt. Stwierdził on, że zrzeka się funkcji polskiego sędziego, protestując „przeciwko działaniom zmierzającym do wprowadzenia mojego kraju do bezpośredniego konfliktu zbrojnego z Republiką Białorusi i Federacją Rosyjską”.

Dodał również, że polskie władze prowadzą kraj do wojny „pod wpływem Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii". I wezwał polskie władze „do normalizacji i uregulowania dobrosąsiedzkich stosunków między Rzeczypospolitą Polską, Republikę Białoruś i Federację Rosyjską”.

Publiczny udział Szmydta w białorusko-rosyjskiej operacji dopiero się rozpoczął. Nie wiemy, czy sędzia wcześniej współpracował ze wschodnimi służbami, ani kiedy taka współpraca się rozpoczęła. Nie wiemy też, jaką dokładnie rolę do odegrania w propagandowej operacji dostał od służb białoruskich lub rosyjskich. Jedno jest pewne: kolejne działania wschodnich sąsiadów przeciwko Polsce na pewno nastąpią.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze