Dziennikarz Mariusz Malinowski z Video KOD został uznany za winnego blokowania miesięcznicy smoleńskiej w czerwcu 2017 roku. Taki wyrok wydał sędzia Maciej Mitera, członek nowej KRS i prezes stołecznego sądu z nominacji ministra Ziobry
"Doszło do popełnienia wykroczenia. Status pana jako dziennikarza się zgadza, ale przepisy nie wykluczają, że dziennikarz nie podlega przepisom" – orzekł w poniedziałek 15 czerwca 2020 sędzia Maciej Mitera z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. I uznał Mariusza Malinowskiego z Video KOD winnym popełnienia dwóch wykroczeń, tym samym podzielając oskarżenie policji.
Sędzia Mitera orzekł, że dowody z akt, w tym zeznania policjantów, potwierdzają w jego ocenie, że dziennikarz utrudnił przemarsz miesięcznicy smoleńskiej oraz nie podporządkował się wezwaniom przewodniczącego miesięcznicy do opuszczenia trasy przemarszu, w którym brali udział politycy PiS 10 czerwca 2017 roku. Tym samym w ocenie sędziego Mitery dziennikarz złamał dwa przepisy kodeksu wykroczeń.
Sędzia nie uznał - jak chciała tego policja - że Malinowski siedział na trasie przemarszu z grupą obywateli, która marsz chciała zablokować. Sędzia Mitera odstąpił od wymierzenia dziennikarzowi kary, uznając, że nie jest osobą, która „chuliganiła”. Wygłoszenie całego wyroku z lakonicznym ustnym uzasadnieniem zajęło sędziemu Miterze cztery i pół minuty. W innych podobnych sprawach uzasadnienia wyroków są obszerniejsze.
Mariusz Malinowski już zapowiada, że złoży odwołanie do sądu okręgowego. W czasie tego procesu występował sam, nie miał obrońcy.
"Byłem tam jako dziennikarz i chciałem pokazać, co robi policja. Jeśli można mi z tego powodu robić zarzuty, to może je dostać za swoją pracę każdy dziennikarz" – mówi OKO.press Mariusz Malinowski.
Sprawa Malinowskiego bulwersuje, bo 10 czerwca 2017 na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie był w charakterze dziennikarza Video KOD. Robił relację online do internetu.
Pokazywał kontrmiesięcznicę, która chciała zablokować pochód smoleński. Grupa kilkudziesięciu osób – w tym Władysław Frasyniuk, legenda "Solidarności" – usiadła wtedy na trasie przemarszu. Policja zdecydowała się usunąć ich siłą. Wynosiła po kolei ludzi – również Frasyniuka - i w odseparowanym miejscu trzymała ich i spisywała. Malinowski wszystko to pokazywał. Nagrywał też tzw. kocioł; czyli miejsce, do którego wynoszono manifestantów. Nagrał również jak policja blokowała adwokatom dostęp do zatrzymanych.
W końcu policja zatrzymała też jego i spisała. Nie pomogło pokazywanie legitymacji dziennikarskiej Video KOD, ani legitymacji Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Potem Malinowski wysłał policji oświadczenie, w którym tłumaczył, w jakiej roli był na kontrmiesięcznicy.
Pisał: „W dniu 10 czerwca wypełniałem w godzinach wieczornych obowiązki redaktora prowadząc dla Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video-KOD transmisję live z wydarzeń dziejących się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Realizując transmisję filmowałem tam demonstrację protestacyjną [kontr miesięcznicę – red.], a następnie podążałem z kamerą za osobami wynoszonymi z ulicy na podwórko domu przy ul. Miodowej 2.
Przechodziłem przez kordony policji wielokrotnie okazując policjantom legitymację Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video-KOD, która upoważniała mnie do niezakłóconego relacjonowania zarówno demonstracji jak i wszelkich działań policji. Na podwórku realizowałem wywiady z przetrzymywanymi demonstrantami i dokumentowałem zachowanie policjantów zadając im pytania.
Przez cały ten czas operowałem mając pełną świadomość moich uprawnień, i tego, że w każdej chwili mam prawo opuścić to miejsce, do którego dostałem się z własnej woli. Niestety, w trakcie relacjonowania przeze mnie sceny niedopuszczenia przez policję adwokatów do przetrzymywanych demonstrantów, zostałem siłą zmuszony przez sierżanta policji wraz z innymi policjantami do odstąpienia od relacji.
Sierżant ten, wbijając mi palec w brzuch zażądał okazania dokumentów. Nie wystarczała mu legitymacja Sieciowej Telewizji Obywatelskie Video – KOD i zażądał Dowodu Osobistego.
Kiedy przekazałem mu dokument odszedł, a jego koledzy przetrzymywali mnie nadal siłą, uniemożliwiając dokumentowanie niezgodnych z prawem działań Policji. Kiedy po dłuższym czasie sierżant powrócił, zaproponował mi przyjęcie mandatu w wysokości 500 zł, jako karę za wykroczenie z art. 52.
Nie miał do tego prawa. W czasie pełnienia przeze mnie tego dnia obowiązków redaktora Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video-KOD nie popełniłem żadnego wykroczenia, więc odmówiłem. Wylegitymowałem się wobec niego także legitymacją Stowarzyszenia Filmowców Polskich, która wszędzie na świecie jest uznawana, jako uprawniająca do dokumentowania i filmowania demonstracji i działań policji”.
Malinowski uważa, że policja wniosła przeciwko niemu oskarżenie do sądu, bo sfilmował, jak blokowała dostęp adwokatom do zatrzymanych. Po kilku miesiącach dostał od policji wniosek o ukaranie do sądu za złamanie dwóch przepisów kodeksu karnego.
Śródmiejski sąd sprawą zajął się kilka tygodni temu. Dostał ją prezes tego sądu i członek nowej KRS Maciej Mitera. I w poniedziałek wydał niekorzystny dla dziennikarza wyrok. Sędzia pominął opinię prawną sporządzoną przez Helsińską Fundację Praw Człowieka jako tzw. przyjaciela sądu. Fundacja podkreślała w niej prawo dziennikarzy do swobodnego relacjonowania nawet nielegalnych manifestacji i relacjonowania działań policji.
Wyrok na Mariusza Malinowskiego zaskakuje. Uderza w dziennikarzy, zwłaszcza mediów obywatelskich. A takim jest Video KOD, który relacjonuje głównie protesty uliczne oraz sprawy wytaczane niezależnym sędziom i prokuratorom.
Wcześniej sprawy zatrzymywanych przez policję za protesty uliczne wymierzone przeciwko obecnej władzy sądził sędzia Łukasz Biliński. I on w płomiennych, przełomowych wyrokach uniewinniał obywateli, dając im szerokie prawo do protestów i krytyki.
To się zmieniło rok temu, bo władzę wyroki, o których było głośno na całą Polskę, bolały. Ministerstwo Sprawiedliwości najpierw zlikwidowało wydział, w którym sądził Łukasz Biliński. Zaś sędziego przesunięto na boczny tor. Zrobił to właśnie Maciej Mitera jako prezes sądu. Skierował Bilińskiego do wydziału pracy, tłumacząc to brakami kadrowymi. W ten sposób pozbyto się sędziego, który wydawał uniewinniające wyroki dla uczestników ulicznych protestów.
Wyrok uznający Mariusza Malinowskiego za winnego złamania kodeksu wykroczeń w związku z miesięcznicą smoleńską to pierwszy taki wyrok na dziennikarza za obecnej władzy.
Co ciekawe w tym samy sądzie za rządu PO-PSL sądzono innych dziennikarzy za podobne zarzuty. Policja zarzucała wówczas naruszenie miru domowego fotoreporterowi PAP i dziennikarzowi TV Republika, którzy w 2014 r. relacjonowali okupację siedziby PKW przez zwolenników prawicy.
Do okupacji doszło po wyborach samorządowych. PKW zwlekała z podaniem wyników, bo była awaria systemu komputerowego. I protestujący wdarli się do siedziby PKW, skąd siłą usunęła ich policja. Dziennikarza PAP i TV Republika zatrzymano z innymi osobami i trafili na noc na tzw. dołek. Policja wcześniej wzywała wszystkich do opuszczenia siedziby PKW - dziennikarze pokazywali legitymacje prasowe i mówili, że relacjonują protest. Mimo to ich zatrzymano i postawiono zarzuty.
Sąd wtedy jednak uniewinnił obu dziennikarzy. Uznał, że nie utrudniali pracy policji. Sąd skrytykował wtedy też jej działania oraz apelował, by policja na przyszłość wypracowała zasady współpracy z mediami.
Po to, by dziennikarze mogli wykonywać swoje obowiązki podczas podobnych interwencji. Jak widać na przykładzie Mariusza Malinowskiego z Video KOD, takich zasad ciągle nie ma. A sąd, który wtedy uniewinnił dziennikarzy, teraz dziennikarza relacjonującego protest uznał za winnego.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze