0:000:00

0:00

Podczas dzisiejszej manifestacji na pl. Zamkowym policja, używając siły, zatrzymała senatora Koalicji Obywatelskiej Jacka Burego. O godz. 15 zebrał się tam tłum policjantów oraz kilka niejednorodnych grup protestujących. Byli wśród nich m.in. zwolennicy kandydata na prezydenta Pawła Tanajny, organizatora "Strajku Polaków", niezwiązani z nim przedsiębiorcy i antyszczepionkowcy. Łącznie od 100 do 200 osób.

Część protestujących policja otoczyła kordonem. Gdy niektórzy z nich próbowali się wydostać, policjanci użyli gazu łzawiącego. Na miejscu był reporter OKO.press Maciek Piasecki.

"Była grupa, która chciała wyjść z kordonu. Próbowali się przebić. Kolejne rzędy policjantów osuwały się ze schodów. Kiedy przestawali dawać sobie radę z trzymaniem szyku, poszły na oślep salwy z ręcznych miotaczy gazu. Byli rażeni ci, którzy próbowali się wydostać i spokojnie stojący obok nich ludzie. Widziałem też kilku policjantów oblanych gazem" - relacjonuje Maciek.

Relację OKO.press można zobaczyć na Facebooku:

Pomimo tej interwencji części protestujących udało się przejść Krakowskim Przedmieściem, a następnie w kierunku ulicy Nowogrodzkiej i Al. Jerozolimskimi. Dopiero tam grupa się rozpadła.

Odrębną od nich manifestację zorganizował Marek Jarocki, przedsiębiorca z Tych. Senator Bury próbował pomóc właśnie jemu. Jak pisaliśmy, wczoraj, 15 maja, Sąd Apelacyjny w Warszawie zgodził się z jego argumentami oraz Rzecznika Praw Obywatelskich, który dołączył się do sprawy. SA orzekł, że całkowity zakaz zgromadzeń narusza Konstytucję, a rozporządzenie rządu nie podważa ustawy o zgromadzeniach, więc warszawski ratusz powinien albo zgodzić się na manifestację, albo jej zakazać. Nie zrobił tego, więc Jarocki uznał, że jego zgromadzenie jest legalne.

Przeczytaj także:

Policja miała inne zdanie. Zatrzymała ich obu. Po godz. 18 udało nam się z nim połączyć z senatorem Burym.

Daniel Flis, OKO.press: Gdzie pan teraz jest?

Jacek Bury, senator KO: Jeszcze w samochodzie policyjnym na placu Zamkowym. Prawie trzy godziny czekam na dowódcę akcji. Podobno jest bardzo, bardzo zajęty i pomimo tego, jak mnie potraktowano, nie chce ze mną rozmawiać. Mam tylko nazwisko przełożonego drużyny, która mnie zatrzymała.

Jest pan tam sam?

Wcześniej byłem z trzema zatrzymanymi. Teraz jest ze mną tylko pan Jarocki. Pan Marek razem z dwoma osobami protestował na placu. Wkoło nich zebrało się kilkudziesięciu policjantów. Trudno to nawet nazwać manifestacją. Zostali otoczeni. Szarpano ich, wykręcono ręce i siłą doprowadzono do samochodu.

Jak pan się w nim znalazł? Rzecznik policji twierdzi, że "jeden z senatorów wszedł do radiowozu i nie chce go opuścić".

Próbowałem wtedy powstrzymać brutalność działania policjantów. I otrzymać informację, dlaczego ci ludzie są w ten sposób traktowani. No i mnie potraktowano w ten sam sposób. Szarpiąc i popychając, doprowadzili mnie do suki policyjnej. A później podcięto mi nogi kopniakiem w tył kolana. Musiałem przyklęknąć. Wtedy zaciągnięto mnie siłą do środka.

View post on Twitter

Ostrzeżono pana przed tym?

Nie. To była bardzo szybko i sprawnie przeprowadzona akcja. Policja jest dobrze wyszkolona.

Policjanci wiedzieli, że jest pan senatorem?

Oczywiście. Cały czas trzymałem w ręku moją legitymację senatorską. Krzyczałem, że jestem senatorem i mam immunitet.

Wczoraj Sąd Apelacyjny w Warszawie w sprawie manifestacji pana Jarockiego stwierdził, że warszawski ratusz formalnie jej nie zakazał, a całkowity zakaz zgromadzeń narusza konstytucję. Co na to policjanci?

Nie przejmowali się. Pan Marek okazywał im dokumenty z sądu. Ale oni mieli informację, że manifestacja jest nielegalna. I rozkaz wywiezienia protestujących. A sąd będzie rozstrzygał o tym, czy to legalne, czy nie. Powiedzieli, że daleko w Polskę pana Marka nie wywiozą.

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze