Wie pani, ja miałam miesiąc temu siedemdziesiąte piąte urodziny. I sobie pomyślałam: „kiedy jak nie teraz”. A jak córka i wnuki zaczęli, że wstyd się ze mną pokazać, to im powiedziałam, żeby się nie pokazywali
Zakazy
W tym chodzić nie uchodzi
Przystawać tu nie przystoi
Źle wypaść nie wypada
O, do licha
Elżbieta Tabakowska
Mijaliśmy się co rano w pobliskim lesie. Ja na spacerze z psami. Mocno starszy pan w legginsach i butach do biegania. On pierwszy mówił „dzień dobry”, nie zwalniając tempa. Domyśliłam się, że musi biegać od dawna, bo profesjonalnie trzymał postawę, a tempo, z jakim mnie mijał, mogło zawstydzić niejednego młodzika. Nigdy nie zamieniliśmy słowa poza kurtuazyjnym przywitaniem. Pierwszego listopada o zwykłej porze wyruszyłam z moimi czworonogami do lasu. Tym razem znajomy biegacz ubrany był w zwykłą kurtkę i dżinsy. Towarzyszyła mu dużo młodsza kobieta. Pan udawał, że mnie nie widzi. Następnego dnia był już sam. Na mój widok przyspieszył, by podbiec:
Starszy Pan: Jak ja pani dziękuję, że mnie pani przed córką nie wydała z tym bieganiem.
Ja: Córka nie wie, że Pan biega?
Starszy Pan: Nikt nie wie. Tylko pani. Ona jeździ do pracy autobusem o 6.30. Ja już mam rzeczy w garażu przygotowane i jak mi napisze na komórkę, że wsiadła, to ja wybiegam. Na szczęście tak wcześnie nikogo nie ma.
Ja: Od kiedy pan tak biega?
Starszy Pan: A będzie z dziesięć lat. Ubrania piorę w rękach i suszę w szafie. Nikt tam nie zagląda. Usunąłem plecy szafy i jest przewiew.
Ja: Czemu pan córce nie powiedział?
Starszy Pan: Próbowałem. Ile się nagadała, że mi na stare lata odbiło, żebym sobie z głowy wybił, że ona się martwi, że coś mi się stanie. Ona nie rozumie, że to bieganie to jest całe moje życie.
Ewolucja ma dwa cele: żebyśmy przetrwali jako gatunek i żebyśmy się rozmnażali. Ona wie, że do przetrwania potrzebna nam jest wspólnota działających razem ludzi, Żeby ułatwić tę współpracę, wyposażyła nas w różne strategie i konwencje. Ekonomia codzienności wypracowała sobie gotowe scenariusze tego, co wypada a co nie i ukryte jest to w języku pod pojęciem „normy”. Poprosiłam znajome seniorki i seniorów o to, by powiedzieli mi, jak słyszą ową „normalność” w odniesieniu do siebie.
Antoni (76 lat): Gdybym zachowywał się NORMALNIE, to bym nie robił problemu. Córka często mi powtarza: Same problemy z tobą tato są, odkąd poszedłeś na emeryturę. Mało mam kłopotów z dziećmi? Jeszcze ty mi zmartwień dokładasz tym swoim wydziwianiem. Nie mógłbyś sobie usiąść na czterech literach, zamiast ciągle gdzieś łazić?
Danuta (l.76): Dzieci się o mnie martwią, mówią, że to nienormalne jest w moim wieku nosić kolorowe ubrania i chodzić na basen. Syn powtarza, że mu wstyd przynoszę, gdy się maluję. W moim wieku już nie wypada.
Urszula (l.81): Ona mi często powtarza, że się o mnie martwi. Że to wszystko mi mówi i czego zabrania, robi z troski o mnie.
W opowieściach seniorów pojawia się fraza-klucz: „martwi się o mnie, z troski”. Tak sobie tłumaczą wszechobecny ejdżyzm.
Ejdżyzm to także to, co po angielsku nazywa się „elderspeak”, na polski zaś przetłumaczono na „dziadurzenie”.
Objawia się ono w kilku postaciach. Pierwsza to infantylizacja tej grupy społecznej poprzez sprowadzenie jej do populacji „babć” i „dziadków” i budowanie narracji, jakiej się używa, mówiąc do małego dziecka, pełnej zdrobnień i uproszczeń:
„teraz posmarujemy bułeczkę i zjemy z masełkiem". (pielęgniarka do Haliny, l.75, w szpitalu X)
„Babciu, niech babcia nie chojrakuje z tym kolanem. W babci wieku to lepiej nie szaleć. Trzeba się było wyszaleć za młodu". (Jola, l.74)
„Dziadku, w głowie się dziadkowi na starość poprzewracało?". (Andrzej, l.69) Gdy Andrzej reaguje na to z oburzeniem, słyszy od moich rozmówców i rozmówczyń: wiesz, może ta pielęgniarka ma rację?
Wsiadły ze mną do samochodu dwa słowa: „zmartwienie” i „troska”. Pozornie nic w tym złego, że martwimy się o starszych rodziców czy osoby, które są pod naszą opieką. Ale co kryje sam język? Pozornie te słowa mają podobne znaczenie. Jest jedno „ale”: kierunek strzałki, czyli kto naprawdę w każdym z tych pojęć jest ważny.
Gdy mówię „martwię się o ciebie”, to oznacza „gdy myślę, że coś Ci się może stać, to zamieram/staję się martwa”. Jak opos, którego ewolucja wyposażyła w strategię udawania martwego, gdy w pobliżu jest zagrożenie. Realne zagrożenie. Bo gdy ktoś mówi: „martwię się, że zachoruje na covid”, to tutaj strategia oposa dotyczy czegoś, na co nie mamy wpływu: choroby, kataklizmu, nieprzewidywalnych wydarzeń. Czegoś, czego nie chcemy blisko. Gdy jednak martwimy się o kogoś, to trochę jakbyśmy też chcieli go mieć daleko, bo kojarzy nam się z kłopotami.
W martwieniu się o kogoś chodzi tak naprawdę o tego, kto się martwi, a nie o kogo się martwi.
Tak jakby mu powiedzieć: przez ciebie muszę udawać martwą. To ty sprawiasz, że zamieram. Stąd tak częste poczucie u seniorów, że mają nie sprawiać problemu, że mają nie zawadzać: czuję się niewidzialną dla rodziny. Gdy zaś wspomnę, że coś chce zrobić, słyszę, że znowu coś sobie ubzdurałam (Irena, l.72).
Tak bliska „martwieniu się” „troska” ma inne znaczenie. W średniowiecznym użyciu miała dwa elementy: obok „martwienia się” dodana była „dbałość”. Gdy się „troszczę” to nie zamieram, tylko „trzęsę się z niepokoju”, ale to ta druga osoba jest ważna. Mogę kogoś zapytać: „jak się mogę o ciebie zatroszczyć? Chcesz gorącej herbaty?”. W tym kontekście oba słowa nie działają wymiennie. Nie powiem przecież: „Jak się mogę o ciebie zamartwić? Podać Ci zupę?”. Troska światło uwagi kieruje na tę drugą osobę, bo to ona jest ważna.
Konwencja trzyma się we wspólnocie, dopóki nie dojdą do głosu ci, których ona wyklucza. Dotychczasowy sposób mówienia do osób starszych i o nich wykluczał ich z aktywnego działania, bo odbierał im prawo głosu. W kultowej już scenie z filmu „Pora umierać”, gdy lekarka mówi do bohaterki „Niech się rozbierze i położy”, owo „niech” odbiera prawo głosu pacjentce. A właściwie go nie daje, bo dotąd osoby starsze go nie miały. Dodatkowo forma trzeciej osoby tę relację odczłowiecza.
Ale – dzięki postępowi medycyny – żyjemy dłużej. I zdrowiej. Więc ci do tej pory wykluczeni albo upominają się o siebie, jak Danuta Szaflarska we wspomnianym filmie odpowiadając lekarce „niech mnie w dupę pocałuje”, albo zapisując na warsztaty takie jak te z Kreatywnego Pisania, organizowane w Willi Decjusza w Krakowie, albo formując partyzanckie grupki seniorów chodzących na kijki czy do kina.
3 października 2025 uczestniczę w Dniach Seniora w Miechowie. Przede mną występuje chór seniorek „Jesienne Róże”. Panie są w czerwonych, wieczorowych sukniach. Nachyla się nade mną siedząca obok kobieta: „patrz pani jak to dobrze, że ktoś emerytkom czas organizuje, żeby się nie nudziły”. „Emerytki” są w jej wypowiedzi jak małe dzieci, którymi ktoś się musi zająć. Jakby nie były samodzielnymi osobami, zdolnymi podejmować decyzje i brać za siebie odpowiedzialność.
Dyskryminacja ze względu na wiek przez wiele lat była niezauważana. Jedna obowiązująca narracja wyznaczała trendy myślenia. Z czasem poprawność polityczna zaczęła przynosić efekty i coraz więcej osób ma obecnie świadomość, że można się zbuntować też językowi i narracjom. I mieć odwagę, by to robić.
W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Hajnówce zakończono projekt „Twoje Słowa. Moja godność”, który trwał ponad rok. Program skierowany był do osób w wieku 60+ oraz do tych, którzy pracują z seniorami. Jego głównym celem było przeciwdziałanie dziadurzeniu.
Wyniki badania, zawarte w raporcie „Zjawisko dziadurzenia z perspektywy osób starszych”, ujawniają, że jest to powszechny problem. Osoby starsze, które nie akceptują tego sposobu komunikacji, potrzebują wsparcia, aby umieć reagować na takie sytuacje. Istnieje pilna potrzeba działań edukacyjnych, które sprawią, że dziadurzenie stanie się społecznie nieakceptowalne. Raport będzie dostępny na stronie: www.dziadurzenie.org.
W ramach tego projektu przeprowadzono różne działania, w tym warsztaty antydyskryminacyjne, które skupiały się na komunikacji społecznej oraz prawach człowieka. Celem tych warsztatów było ograniczenie przyczyn oraz zmniejszenie skali występowania dziadurzenia. W 19 warsztatach edukacyjnych wzięło udział 257 osób z powiatów hajnowskiego i bielskiego, reprezentujących 18 organizacji i instytucji. Wspólnie stworzyli sieć pod hasłem „Tu nie dziadurzymy”, która ma na celu podniesienie kompetencji komunikacyjnych osób 60+ oraz nauczenie ich asertywnego reagowania na dziadurzenie.
Projekt „Twoje Słowa. Moja godność” to krok w stronę większej akceptacji i zrozumienia dla osób starszych. Dzięki edukacji i wspólnym działaniom możliwe jest zmniejszenie zjawiska dziadurzenia oraz poprawa jakości komunikacji międzypokoleniowej.
Na swoich mediach społecznościowych reporter Mariusz Szczygieł wspiera akcje: „Świetna akcja Dziadurzenie uświadamiająca w Kępnie!. Dopisuje: Kiedy mój 92-letni tata był kilka lat temu w dobrej formie i spacerował po naszym osiedlu, mówił, że nie ma dnia, w którym ktoś by mu nie zaserwował »dziadka«: Dziadek, masz ogień?… Co dzisiaj dla dziadka? (To w sklepie). Wobec ekspedientek był kulturalny, ale tym, co chcieli ogień, mówił: „Dziadek!? Ja z twoją babką do łóżka nie chodziłem!«. Mówił to w wersji pieprznej. I mu się nie dziwię".
Na krakowskim Kleparzu spotykam Helenę. Znamy się od lat, gdy mieszkałam w centrum. Jeszcze nie wiem, ile ma dokładnie lat, ale zdecydowanie myślę o niej w kategorii seniorki. Tego dnia dostrzegam, że Helena ma różowe włosy. Witamy się, ale nie mam śmiałości zapytać.
Helena: Ile pani jeszcze wytrzyma?
Ja: Z czym?
Helena: Niech pani nie udaje. Nie chce mi pani powiedzieć, że oszalałam z tymi włosami? Nie wierzę. Aż nie wiem, jak się mam zachować, gdy ktoś tego nie komentuję.
Ja: rozumiem, że ....
Helena: a jak pani myśli? Ale wie pani, ja miałam miesiąc temu siedemdziesiąte piąte urodziny. I sobie pomyślałam: „kiedy jak nie teraz”. A jak córka i wnuki zaczęli, że wstyd się ze mną pokazać, to im powiedziałam, żeby się nie pokazywali. Kocham ich, ale wie pani, na miłość boską, jak długo sobie pozwolę warunki dyktować?
Uśmiechnęłam się, a ona: jak ochłoną, to pójdę na tatuaż.
Ja: Nie odzywają się?
Helena: Pierwsza przyszła wnuczka, że dziewczyny w szkole powiedziały, że ma fajną babcię. Tzn. one użyły innego słowa, ale wie pani, mnie nie wypada. Zresztą, co nie wypada. Powiedziały, że jestem zajebista.
Językoznawczyni, wykładowczyni Uniwersytetu Jagiellońskiego, badaczka komunikacji w relacjach i autorka książek o języku. Od ponad dwudziestu lat zajmuje się analizą tego, jak słowa ujawniają emocje, budują więź lub prowadzą do konfliktów. W swojej pracy naukowej i dydaktycznej przyglądała się m.in. terapiom rodzin i komunikacji w związkach. Jest autorką książek „Mówię, więc jestem” oraz „Zacznij mówić własnym głosem”, poświęconych językowi uzależnienia i współuzależnienia. Prowadzi również kanał YouTube „Między zdaniami”, w którym w przystępny sposób opowiada o psychologicznych aspektach języka.
Językoznawczyni, wykładowczyni Uniwersytetu Jagiellońskiego, badaczka komunikacji w relacjach i autorka książek o języku. Od ponad dwudziestu lat zajmuje się analizą tego, jak słowa ujawniają emocje, budują więź lub prowadzą do konfliktów. W swojej pracy naukowej i dydaktycznej przyglądała się m.in. terapiom rodzin i komunikacji w związkach. Jest autorką książek „Mówię, więc jestem” oraz „Zacznij mówić własnym głosem”, poświęconych językowi uzależnienia i współuzależnienia. Prowadzi również kanał YouTube „Między zdaniami”, w którym w przystępny sposób opowiada o psychologicznych aspektach języka.
Komentarze