Na razie jest o wiele lepiej niż w 2020 roku: wtedy po miesiącu od początku wzrostów mieliśmy cztery razy więcej pacjentów z COVID-19 w szpitalach. Mimo to warto zaszczepić się dawką przypominającą: eksperci z Polskiej Akademii Nauk przystępnie tłumaczą, dlaczego
Nadal jesteśmy zieloną wyspą na tle reszty Europy, jeśli chodzi o epidemię SARS-CoV-2.
Ale nie potrwa to już długo: w kończącym się tygodniu już dwa razy liczba wykrytych zakażeń przekroczyła 2 tysiące.
Postanowiliśmy więc porównać dynamikę fali z września-listopada 2020 roku i tą, która zaczęła się teraz. W ciągu tego roku zaszło bowiem ważne wydarzenie: ponad połowa populacji Polski (51 proc.) zaszczepiła się przeciwko COVID-19 i w dużym stopniu od tego zależy, czy ta jesienna fala będzie bardziej płaska od poprzedniej.
Na wykresach widać, jak we wrześniu 2020 roku nowo wykryte zakażenia ruszają ostro do góry. To samo po mniej więcej dwóch tygodniach dzieje się z hospitalizacjami. Ubiegłoroczna jesień przyniosła najcięższą do tej pory falę, z którą nie poradził sobie system ochrony zdrowia – karetki krążyły od szpitala do szpitala, ludzie umierali w domach.
Przynajmniej na razie obecna fala rozpędza się więc o wiele wolniej. Na ile to zasługa szczepień – to będzie można w pełni ocenić dopiero po pewnym czasie. W grę wchodzą bowiem także inne czynniki: nabyta odporność populacji, a więc odsetek osób, które przeszły zakażenie i teraz nie zakażą się ponownie, czy stopień stosowania się do pandemicznych restrykcji.
Na razie wiemy, że fala zaczęła wzbierać w tych województwach i powiatach, w których niski jest odsetek zaszczepionych, czyli we wschodniej Polsce. Ten powiat najbardziej na brązowo to łęczyński, przemysłowe serce Lubelszczyzny. Wyszczepialność sięga tam zaledwie 35 proc. populacji.
Z drugiej strony, opublikowane właśnie badanie OBSER-CO, wykonane przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego pokazuje, że największy odsetek osób posiadających przeciwciała anty SARS-CoV-2 znajduje się właśnie na ścianie wschodniej.
Badanie zostało przeprowadzone w kwietniu i maju, więc te odsetki są obecnie wyższe, bo zaszczepiło się więcej osób, zwłaszcza z młodszych pokoleń. Większa odporność we wschodnich województwach wynika najprawdopodobniej z tego, że bardzo ciężko przeszły one jesienną falę w 2020 roku.
Dobra wiadomość jest taka, że najstarsze mieszkanki i mieszkańcy Polski już w tamtym okresie wydawali się dobrze zabezpieczeni przed COVID-19, który właśnie dla nich jest najgroźniejszy. Szczepienia w tych grupach zaczęły się bowiem już w styczniu, więc na przełomie kwietnia i maja mieli pełną odporność.
Czy to jednak oznacza, że możemy przejść przez jesień spokojnie? Niestety nie – przykład Stanów Zjednoczonych, które mają podobny poziom zaszczepienia, pokazuje, że nadal możemy mieć duży problem i dużą liczbę pacjentów wymagających hospitalizacji.
Mniejszą niż w poprzedniej fali, ale jednak znaczącą i utrudniającą normalne funkcjonowanie ochrony zdrowia.
Dodatkowym problemem jest zmniejszająca się z czasem odporność poszczepienna. Zespół ds. COVID-19 przy Prezesie PAN bardzo przystępnie tłumaczy, o co w tym wszystkim chodzi, więc najlepiej chyba obszernie zacytować ich ostatnie stanowisko.
Po pierwsze: ile byśmy w tej chwili nie mieli osób odpornych, i tak to najprawdopodobniej za mało.
„W 2020 r. osoba zakażona przekazywała wirusa średnio 2-4 osobom; osoba zakażona wariantem Delta zakaża 4-8 osób.
W ten sposób wirus znacząco podniósł próg odporności populacyjnej, rozumianej jako warunek wygaśnięcia zachorowań na COVID-19: z 60-70 proc. do około 80-90 proc. populacji z nabytą odpornością poszczepienną lub pochorobową.
Podobne zjawisko wzrostu zakaźności miało miejsce w trakcie pandemii grypy hiszpanki w 1918 r." – piszą eksperci.
I dodają, że „nie spełniły się jednak przedwczesne nadzieje, że szczepienie zapewni pełną, długotrwałą ochronę przed zakażeniem SARS-CoV-2. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku innych patogenów, dla których wrotami zakażenia jest układ oddechowy (gruźlica, grypa, krztusiec) – szczepienia przeciwko COVID-19 chronią nas przed ciężkim zachorowaniem, hospitalizacją i śmiercią, jednak nie w pełni zabezpieczają przed łagodnym lub bezobjawowym zakażeniem »przełamującym« odporność poszczepienną.
W konfrontacji z wariantem Delta SARS-CoV-2, osoby powyżej 18 roku życia, które otrzymały w cyklu szczepień podstawowych dwie dawki, mają pięciokrotnie niższe ryzyko zakażenia SARS-CoV-2 (i w konsekwencji dalszej jego transmisji na otoczenie) oraz przeciętnie ponad dziesięciokrotnie niższe ryzyko ciężkiego przebiegu choroby i zgonu w wyniku COVID-19. Ochrona ta jest szczególnie widoczna u osób poniżej 65 roku życia".
Przykład Izraela czy Wielkiej Brytanii, które bardzo skrupulatnie zbierają dane epidemiczne pokazał bowiem, że u osób starszych częściej dochodzi do tzw. infekcji przełamujących po pełnym zaszczepieniu. Stąd potrzeba trzeciej, przypominającej dawki, która jeszcze bardziej zmniejszy ich ryzyko.
„Analiza przeprowadzona w Izraelu wykazała, że osoby w wieku powyżej 60 lat, które otrzymały trzecią dawkę szczepionki jedenastokrotnie rzadziej zakażały się SARS-CoV-2, a ryzyko ciężkiego przebiegu choroby i hospitalizacji było niemal dwudziestokrotnie niższe w porównaniu do pacjentów, którzy otrzymali jedynie dwie dawki szczepionki przed ponad sześcioma miesiącami.
Reakcje poszczepienne nie różniły się istotnie od tych, które obserwowano po dwóch pierwszych dawkach. Stanowi to mocne uzasadnienie dla szczepienia seniorów dawką przypominającą. Mimo iż nie uchroni ich to całkowicie przed łagodnym zakażeniem, przywróci jednak ochronę przed ciężką chorobą"
– piszą eksperci Polskiej Akademii Nauk.
W Polsce dawkę przypominającą mogą dostać osoby, które ukończyły 50 lat, pod warunkiem, że od drugiej dawki minęło sześć miesięcy. Skierowania są wystawiane automatycznie w systemie, a na szczepienie można się zapisać w dowolnym punkcie w całej Polsce.
Uczeni z PAN tłumaczą także, czym różni się taka dawka przypominająca od 3. dawki, którą dostają osoby np. przechodzące chemoterapię czy dializy: „Nieco inną kwestią jest trzecia dawka szczepionki podawana pacjentom z niedoborami odporności. Badania wykazały, że u takich osób nie wykształca się pełna odpowiedź po klasycznym schemacie dawkowania. Ci pacjenci wymagają silniejszej stymulacji układu odpornościowego w celu uzyskania porównywalnych poziomów przeciwciał i dlatego rekomendowane jest podanie trzeciej dawki już po kilku tygodniach".
I wreszcie – odpowiadają na pytanie, co może dziać się dalej:
„Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada pojawianie się kolejnych fal zachorowań i zgonów.
Wobec zwiększonej zaraźliwości wariantu Delta liczba zakażeń może być jesienią 2021 r. równie wysoka jak przed rokiem, jednak dzięki szczepieniom część z nich przebiegać będzie łagodniej i rzadziej będą kończyć się śmiercią.
Powinno to przełożyć się na mniejsze obciążenie systemu ochrony zdrowia. Jednak ponieważ grupy najwyższego ryzyka są słabo zaszczepione, trudno oczekiwać, że nadchodząca zima będzie spokojna. Z tego względu warto zachęcać swoich najbliższych, znajomych czy podopiecznych z grupy ryzyka do przyjęcia dodatkowej, trzeciej dawki.
Kolejne (coraz łagodniejsze) fale zachorowań zapewne będą pojawiać się do czasu, aż niemal wszystkie osoby rezygnujące ze szczepień uzyskają odporność pochorobową".
Nie oznacza to jednak, piszą eksperci, że SARS-CoV-2 opuści nas, zrezygnowany, że już nie ma kogo zakazić. Może stać się endemiczny jak grypa sezonowa, czyli być kolejną potencjalnie groźną dla starszych czy schorowanych pacjentów towarzyszącą nam chorobą układu oddechowego.
„W dalszej przyszłości należy jednak liczyć się z powolnym zanikaniem odporności poszczepiennej i pochorobowej, reinfekcjami i koniecznością stosowania szczepień przypominających, przynajmniej u osób z grupy ryzyka. Trzeba również brać pod uwagę realne ryzyko generowania przez SARS-CoV-2 kolejnych jego wariantów, w pesymistycznym scenariuszu nawet całkowicie umykających układowi odpornościowemu poprzez brak wiązania się wirionów z obecnymi przeciwciałami. Już teraz obserwujemy warianty, które stosunkowo skutecznie ukrywają się przed rozpoznaniem przez przeciwciała – na przykład wariant Mu"
- tłumaczą specjaliści.
W tej beczce dziegciu jest jednak łyżka miodu: nadzieja na skuteczny lek przeciwko COVID-19. „Kilkanaście potencjalnych leków jest już na etapie badania ich zastosowania u chorych" - przypomina zespół z PAN. Ostatnio głośnym echem odbiły się wiadomości z firmy Merck, której lek Molnupravir jest już po bardzo obiecujących badaniach klinicznych i już wkrótce do Federalnej Agencji Leków ma dotrzeć wniosek o warunkowe dopuszczenie jej do użycia.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze