Długie godziny rozmów przy okrągłym stole, kolacje, lunche, spotkania bilateralne i w podgrupach. W Brukseli trwa czwarty dzień szczytu budżetowego. Głowy państw członkowskich UE od piątku 17 lipca próbują dogadać się w sprawie Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2021-2027 oraz Funduszu Odbudowy UE po koronakryzysie.
Negocjacje budżetowe to najtrudniejsze spotkania na szycie Unii, bo konsensus w sprawie podziału pieniędzy musi wypracować 27 krajów. Część z nich chce, by Unia wydawała mniej pieniędzy, inne apelują o więcej solidarności.
Po całonocnych obradach z niedzieli na poniedziałek 20 lipca, przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zaproponował nowy podział środków w ramach Funduszu Odbudowy. W początkowej propozycji Komisji Europejskiej z maja 2020 miał on wynieść 500 mld euro w bezzwrotnych grantach i 250 mld euro w pożyczkach.
Przeciwko takiemu podziałowi protestował jednak „klub oszczędnych” czyli Austria, Holandia, Dania i Szwecja, wspierane przez Finlandię. W niedzielę 19 lipca „oszczędni” zaproponowali podczas szczytu, by cały Fundusz obciąć o 50 mld euro, a środki podzielić po połowie – po 350 mld na granty i pożyczki.
M.in. Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy, Portugalia i Grecja protestowały przeciwko planom okrojenia puli grantów poniżej 400 mld euro.
Negocjacje trwały całą noc, nie obyło się bez gwałtownych emocji. W pewnym momencie francuski prezydent Emmanuel Macron stwierdził, że „oszczędna” piątka na szczycie weszła w buty Wielkiej Brytanii.
W poniedziałek 20 lipca przewodniczący obradom szef Rady Europejskiej Charles Michel przedstawił propozycję ostatniej szansy. Granty w ramach Funduszu Odbudowy miałyby w niej wynieść 390 mld euro. Negocjacje mają na nowo rozpocząć się o godz. 16.00.
Trwający szczyt jest niemal najdłuższym w historii europejskiej wspólnoty. Rekord – 90 godzin obrad – ustanowiono na szczycie w Nicei w 2000 roku, gdy negocjowano treść traktatów. Choć poniedziałek to już czwarty dzień obrad, głowy państw nie zdążyły nawet przejść do dyskusji o klimacie i praworządności.
„Oszczędni” pod prąd unijnej solidarności
Pakiet ratunkowy dla krajów najbardziej poszkodowanych przez pandemię koronawirusa miał być demonstracją unijnej solidarności. Dodatkowe środki na granty UE miałaby spłacać jako całość, by zanadto nie obciążać długami gospodarek Włoch i Hiszpanii. I nie dopuścić do destabilizacji w strefie euro. Klub „oszczędnych” rzucił temu pomysłowi wyzwanie.
Premier Holandii Mark Rutte podczas obrad twardo podnosił, że wypłata grantów z Funduszu Odbudowy powinna wiązać się z przedstawieniem bardzo szczegółowych planów finansowych na ich wykorzystanie, a kraje członkowskie powinny mieć prawo weta. Czyli móc zablokować ich wypłatę, jeśli uważają, że plan jest niedostatecznie dobry.
Twarde negocjacje ze strony Ruttego spowodowały, że kolejne propozycje były coraz bardziej korzystne dla Holandii. Ale Rutte grał unijną jednością i nadużywał cierpliwości większości krajów członkowskich.
Holandia, Dania, Szwecja i Austria uważają, że w obecnym układzie zbyt wiele dorzucają się do unijnego budżetu i nie zamierzają płacić więcej, by ratować Włochów czy Hiszpanów. Z drugiej strony podniosły się głosy, że Holandia funkcjonuje w UE niemal jak raj podatkowy, przez co de facto okrada inne kraje wspólnoty z wpływów z podatku CIT.
Przedstawiciele Komisji Europejskiej rozdali uczestnikom szczytu infografiki pokazujące, że korzyści płynące z członkostwa w UE przewyższają koszty nawet dla tych, którzy do unijnego budżetu wpłacają najwięcej. Komisarz ds. spójności i reform Elisa Ferreira w poniedziałek o 1.00 nad ranem zatweetowała: „Grafika jest warta więcej niż tysiąc godzin negocjacji”.
„Oszczędni” nie tylko nie chcą zgodzić się na więcej unijnej solidarności – zamierzają wręcz ją aktywnie zwalczać. Kolejną zapalną na szczycie kwestią są tzw. „rabaty”, czyli specjalne ulgi dla największych płatników netto. Po brexicie zaczęły się dyskusje o ich zlikwidowaniu, ale teraz m.in. Holandia domaga się ich zwiększenia.
„Przeciwstawiamy się rabatom w budżecie UE, gdyż uważamy, że jest to niedobry mechanizm” – powiedział Mateusz Morawiecki 17 lipca. W najnowszej propozycji Charlesa Michela (390 mld euro grantów) wysokość rabatów została wyraźnie zmniejszona.
Co z praworządnością i klimatem?
Jak dotąd większa część negocjacji upłynęła unijnym decydentom na rozmowach o Funduszu Odbudowy. Premier Morawiecki w nocy z niedzieli na poniedziałek w końcu opuścił budynek Rady, by obserwować obrady już zdalnie.
Dyskusje toczą się także o to, jak dodatkowe pieniądze zostaną podzielone. Charlesa Michel chciałby, by 30 proc. z nich wypłacono krajom dopiero w drugiej połowie 2022 roku, w zależności od stanu gospodarki. Polska, której prognozy są jak na razie dość optymistyczne, mogłaby w tym wypadku stracić część z pierwotnie obiecywanych 37,7 mld euro.
Uczestnicy szczytu wciąż nie przedyskutowali jeszcze mechanizmu „pieniądze za praworządność”, przeciwko któremu protestują Węgry i Polska. Politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry (m.in. europoseł Patryk Jaki) oraz Beata Szydło wzywali Morawieckiego do zawetowania ustaleń szczytu, jeśli taka zasada znajdzie się w końcowych zapisach.
Choć projekt mechanizmu „pieniądze za praworządność” został mocno rozwodniony w propozycji Michela, polski premier podczas szczytu powiedział, że jego rząd optuje „za zamknięciem procedury art. 7 unijnego traktatu wobec Polski” oraz że nie zgadza się „na arbitralne ujęcie kwestii praworządności”.
Za ostrzejszym potraktowaniem Polski i Węgier optują natomiast rządy „oszczędnych”, a także Francja. Kraje te chciałyby chciałyby, by Unia surowiej karała członków Unii, którzy łamią wspólne wartości. Poza Polską i Węgrami przeciwko takiemu rozwiązaniu otwarcie protestowały także Słowenia, Portugalia i Łotwa.
Kolejną zapalną kwestią, której jeszcze nie przedyskutowali unijni przywódcy jest klimat.
Komisja Europejska i Michel zaproponowali Polsce znacznie więcej pieniędzy w ramach Mechanizmu Sprawiedliwej Transformacji. Polska miała otrzymać z UE 8 mld euro na pomoc regionom, którym najtrudniej będzie pożegnać się z węglem. W zamian miałaby zgodzić się na ustanowienie neutralności klimatycznej celem Unii w 2050 roku.
Nasz kraj jest ostatnim, który się temu sprzeciwia. Polski premier już na początku negocjacji w piątek oznajmił jednak, że się na to nie zgodzi.
Prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiadał w poniedziałek rano, że oba kontrowersyjne dla Polski tematy – praworządność i klimat – będą tematem dyskusji jeszcze w poniedziałkowe popołudnie.
Do ostatecznego przyjęcia unijnego budżetu Rada Europejska potrzebuje jednomyślności. Następnie zgodę musi wyrazić Parlament Europejski. Eurodeputowani zapowiadali weto, jeżeli projekt będzie niewystarczająco ambitny, a zasada „pieniądze za praworządność” zostanie zbyt osłabiona.
Piszę ten komentarz jeszcze przed zakończeniem szczytu UE i chyba raczej trudno mówić na obecnym etapie o jakimkolwiek konsensusie. Można powiedzieć, że 27 krajów wspólnoty jest obecnie mocno podzielona na z grubsza trzy obozy z dwoma arbitrami. Pierwszy podział to kraje południa i północy, trzecia grupa to z grubsza Grupa Wyszehradzka z przystawkami i dwóch trochę rozdartych arbitrów Niemcy i Francja. Generalnie można zauważyć pewne wysiłki krajów Europy Środkowo Wschodniej dążące do kolejnego otwarcia bankomatu wspólnoty bez jakichkolwiek zobowiązań i ograniczeń, czyli wolność Tomku w swoim domku. Kraje południa gotowe na każde ustępstwa byle kasa w sytuacji zapaści gospodarczej zasiliła ich krwioobiegi. Kraje północy niezbyt skłonne do finansowania budżetu bez ścisłej kontroli na co te środki będą wydawane. Sytuację komplikuje fakt, że debata dotyczy trzech obszarów: pierwszy to fundusz odbudowy i drugi perspektywa finansowa na kolejne 7 lat i trzeci to sprawy klimatyczne. W sumie kraje Grupy Wyszehradzkiej z przystawkami są w dobrej sytuacji z racji przewodnictwa Niemiec i pod wodzą Angeli Merkel. Nie od dziś kanclerz Merkel jest niejako dobrą opiekunką tego towarzystwa i gasi wiele inicjatyw dążących do dyscyplinowania tych krajów w kontekście przestrzegania zapisów traktatowych. Jednak to właśnie Angela Merkel opowiada się za powiązaniem praworządności z budżetem UE z racji tej, iż jak stwierdziła coraz trudniej jest tłumaczyć społeczeństwu, że z ich podatków wspiera się kraje łamiące ustalenia traktatowe. cdn
cd. Dodatkowo dochodzi jeszcze jeden element, ciągot szczególnie Polski do stworzenia czegoś takiego jak UE +. Kiedyś takie ciągoty miał Pan Wałęsa w stosunku do NATO. Problem tylko przepaści potencjałowej między tą przyszłą UE + i resztą wspólnoty, a to sprowadza się do pytania skąd wziąć bankomat? Reasumując UE stoi na zakręcie i nie wiadomo, jak się potoczą jej losy. Bardzo prawdopodobnym scenariuszem będzie zacieśnianie współpracy w ramach strefy euro i marginalizacja pozostałych państw. Wieńczony przez niektórych scenariusz rozpadu i atomizacji UE jest moim zdaniem czystą mrzonką. Kolejnym pytaniem jest: czy wspólnota zaostrzy kontrolę użycia środków kierowanych do poszczególnych krajów? Moim zdaniem tak, jednak nie będzie to związane z art. 7 z racji trudności uzyskania konsensusu. Jednak nie należy zapominać że wspólnota ma inne skuteczne narzędzia tej kontroli, takie jak: ściślejsze powiązanie środków wsparcia z realizacją celów UE, nie wspominając o takich instytucjach jak TSUE czy Unijny Trybunał Obrachunkowy. Jaka rola i miejsce Polski z racji obecnego stanu politycznego w kraju, nie trzeba raczej tłumaczyć. Stawianie sprawy w taki sposób jak to wyraża pan Ziobro – NAM się NALEŻY to przejaw czystej głupoty.
Szczyt zakończony. Sprawa praworządności nie zniknęła ale WYRAŹNIE zeszła na drugi (a może nawet trzeci) plan. Pinokio tryumfuje. A poparcie dla PIS znowu wzrośnie. Jeszcze raz okazało się, że Unia nie zamierza nawracać Polski na demokrację, skoro Polska jej najwyraźnie sobie nie życzy. Praworządność jest dla Unii ważniejsza ale tu chodzi o praworządność europejską a nie praworządność polską. Wbrew pozorom i alarmom opozycji anty-pis, są to dwie zupełnie różne sprawy. W praworządności europejskiej Unii zależy na jednolitym stosowaniu prawa europejskiego na całym terenie zjednoczonego rynku, oczywiście głównie ze względów komercyjnych. Dopuszczalność i obyczajność ślubów np. księży z zakonnicami albo innymi lemingami Unii…..zwisa. Podobnie jak to czy będzie w Polsce dopuszczalne "dyscyplinowanie" żon przez ich małżonków za tak ciężkie grzechy, jak np. przesolenie zupy. Unia nie może natomiast dopuścić by proces między np. Orlenem i Shellem odbywał się w Polsce na innych zasadach niż np. na Malcie bądź we Francji, tylko dlatego, że sołtys prezes Orlenu lubi sobie pofolgować w towarzystwie innego prezesa, kocioluba.
Nic bardziej mylnego jak twierdzenie, że praworządność zeszła na drugi plan. Warto przeczytać dokument końcowy i posłuchać specjalistów a nie polskiego premiera, który musi mówić to co mówi. Zapis jest i w tej sprawie już nie obowiązuje zasada konsensusu tylko większość kwalifikowana. Zaczekajmy teraz na konkrety, czyli reakcje KE. Oczywiście zobaczymy jeszcze jaka będzie reakcja PE. Natomiast jaki jest przekaz w kraju, szczególnie w mediach publicznych nie ma nic dziwnego. Wszak tu obowiązuje zasada wygłoszona przez pana A. Macierewicza cyt. „Im bardziej sprzeczne z prawdą jest kłamstwo, tym jest skuteczniejsze. Ono nie może być bliskie prawdy. Ono musi być skrajnie, brutalnie przeciwne prawdy.” link. https://twitter.com/i/status/1284120171322527744
proponuję zapoznać się : https://wiadomosci.onet.pl/swiat/szczyt-ue-praworzadnosc-a-unijne-fundusze-czym-jest-wiekszosc-kwalifikowana/5fy7gsv?utm_source=wiadomosci.onet.pl_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
cd. Oto zapisy dokumentu końcowego Szczytu cyt.
"“22. Interesy finansowe Unii będą chronione zgodnie z zasadami ogólnymi zawartymi w Traktatach Unii, w szczególności zgodnie z wartościami określonymi w artykule 2 Traktatu UE. Rada Europejska podkreśla znaczenie ochrony interesów finansowych Unii. Rada Europejska podkreśla znaczenie poszanowania rządów prawa.
23. Na tej podstawie wprowadzony zostanie system warunkowości mający na celu ochronę budżetu i funduszu odbudowy (Next Generation UE). W tym kontekście Komisja zaproponuje środki na wypadek naruszenia, które zostaną przyjęte przez Radę większością kwalifikowaną. Rada Europejska szybko powróci do tej kwestii.” link. https://wiadomosci.onet.pl/kraj/porozumienie-na-szczycie-ue-morawiecki-o-braku-powiazania-praworzadnosci-z-budzetem/m2x1f4m?utm_source=wiadomosci.onet.pl_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
Praworządność zeszła nie na drugi a na trzeci plan. Propagandowo na szycie musiały być jakieś takie zapisy, bo ani premier Holandii, Austria tym bardziej Merkelowa nie mogli sobie pozwolić na wizerunkową porażkę. Natomiast te mechanizmy zgodnie z zapisami będą precyzowane i zostaną tak doprecyzowane, by nic z nich nie wynikało.
Nie byłbym takim optymistą. Co ważne udało się KE przenieść decyzję z konsensusu na większość kwalifikowaną. To decydujący krok. Natomiast tłumaczenie pana Premiera przypomina mi sytuację z Traktatem Lizbońskim, który ogłoszono jako sukces, a naste były opory z ratyfikowaniem. Wypada wyjaśnić, że podział środków w ramach funduszu odbudowy czy budżetu nowej perspektywy nie oznacza, że tyle dostaniemy. Takie myślenie jest błędne. Oznacza to dostęp do takiej wielkości funduszy. Jednak dostęp a wykorzystanie to dwie różne kategorie. KE jak i inne instytucje UE, w tym głównie TSUE ma narzędzia skutecznego odbierania tego dostępu w tym i z powodów naruszania praworządności. Reasumując podstawowym problemem i trudnością dla obecnego rządu będzie zarówno w sprawie funduszu odbudowy jak i budżetu tak prowadzić politykę, aby dostępu do tych środków nie utracić. Lawirowanie i sztuczki prawne już chyba nie pomogą, może być zderzenie z twardą ścianą.
Przez 5 lat nic nie zrobili poza propagandą, i jeśli Pan uważa że teraz zrobią to chyba jest Pan naiwny. Co innego jest grillowanie jak z traktatem 7, gdzie coś się dzieję i nic się nie dzieje, a co innego z czymś realnym – typu blokada środków. Myśląc pragmatycznie KE musiała by wydać wojnę Polsce -bo zablokowanie funduszy tym by było. Reakcja Polski na taki krok zdecydowanie mogłaby się Panu nie spodobać. A dodatkowo inne Państwa mające swoje za paznokciami w życiu nie poprą takiego potraktowania Polski, bo będą się bały że będą następne. To byłby precedens którego nikt nie chce. UE raczej stawia na przeczekanie – pokazuje że coś robi, choć bardziej pokazuje niż robi, i ma nadzieję, że w końcu PIS przegra i problem sam się rozwiąże.
odp panu "Adam KE" Można powiedzieć, że dokładnie tak jest. Instytucje UE uważają, że problemy związane z członkostwem, a mające charakter kolizji z zapisami Traktatów winny być rozstrzygane przez Obywateli danego państwa, a nie sądy, trybunały czy instytucje unijne. Moim zdaniem tylko sytuacja zagrożenia zmniejszenia wsparcia środkami UE z racji nieprzestrzegania praworządności może spowodować reakcje społeczne sprzeciwu w stosunku do prowadzonej polityki rządu i wprowadzonych zmian.
Zgodnie z wytycznymi płynącymi z Nowogrodzkiej tzw. premier Mateusz Morawiecki w każdej swojej wypowiedzi dotyczącej przestrzegania prawa w Polsce praworządność nazywa tzw. praworządnością. Nie jestem zaskoczony kreatywnością językową tego – w nienachalny sposób prawdomównego – człowieka, wszak od pięciu lat w Polsce rządzi tzw. Prawo i tzw. Sprawiedliwość.