Jak chronić dzieci przed zagrożeniami wynikającymi z dzielenia się ich wizerunkiem w sieci? Choć prawnicy proponują rozwiązania, które mogłyby zostać wprowadzone w Polsce w sprawie „sharentingu”, ze strony politycznej słychać na razie jedynie “nie da się”
Udostępnianie wizerunku dziecka w sieci to dla jednych miła celebracja rodzinnych wspomnień, a dla innych forma upokorzenia, zagrożenie dla bezpieczeństwa, a nawet sposób na nieuregulowaną wielogodzinną pracę przy produkcji kontentu dla internetowych influencerów. Choć politycy KO szykują zmiany przepisów dotyczących wizerunku dziecka, to nie rozwiążą problemu tzw. sharentingu, czyli bezrefleksyjnego publikowania przez rodziców w mediach społecznościowych treści dotyczących dzieci.
Nagie dzieci skaczące do wody i bawiące się z dmuchanym krokodylem w basenie, zapłakany i brudny dwulatek umazany jedzeniem, wyraźnie poirytowane kilkuletnia dziewczynka w łóżku budzona przez rozbawioną matkę-influencerkę nagrywającą całą sytuację telefonem, rodzice udostępniający zdjęcia z występów dziecka w przedszkolu łącznie z odkrytymi twarzami jego kolegów i koleżanek z klasy (nie wiadomo, czy pytali wcześniej kilkunastu rodziców o zgodę na pokazanie ich dzieci) – takie obrazki można znaleźć w ciągu zaledwie kilku minut na Instagramie.
Po dłuższym poszukiwaniu trafimy na znacznie bardziej kontrowersyjne przypadki. Do nich możemy zaliczyć np. historię mieszkającej w Brazylii polskiej influencerki – Hanny Zborowskiej-Neves, która relacjonowała na swoim Instagramie wizyty z 6-letnią córką u ginekologa. Opowiadała m.in. o badaniach USG narządów rodnych dziecka, jednocześnie pokazując jego twarz. Dziewczynka z powodu zbyt szybkiego dojrzewania miała przyjmować zastrzyki hormonalne. Matka ze szczegółami relacjonowała wizyty u kolejnych specjalistów i ich opinie na temat stanu zdrowia córki oraz spięcia z byłym mężem związane z tą sprawą. Po tym, jak spadła na nią fala krytyki, Polka tłumaczyła, że robi to, żeby uświadamiać innych i zachęcać ich do regularnych badań. Podzieliła się tak intymną historią z 170 tys. osób, które obserwują jej konto.
Pozostaje jednak pytanie, jakie konsekwencje społeczne poniesie dziewczynka. Jak zareagują jej koledzy i koleżanki z klasy, kiedy odnajdą te treści w internecie?
W Polsce prawo do wizerunku dziecka jest jego dobrem osobistym, a więc podlega ochronie na mocy przepisów kodeksu cywilnego. – To prawo ma charakter niemajątkowy i niezbywalny, co oznacza, że nikt nie może skutecznie zrzec się ochrony swojego wizerunku. Rozpowszechnianie zdjęć lub filmów bez zgody dziecka lub jego opiekuna prawnego może skutkować obowiązkiem ich usunięcia, przeprosinami, a w skrajnych przypadkach nawet zadośćuczynieniem lub odszkodowaniem – wskazuje adwokatka dr Agata Koschel-Sturzbecher, ekspertka ds. ochrony dóbr osobistych.
Dziecko może więc w przyszłości pozwać osoby wykorzystujące jego wizerunek w różnych celach niezgodnych z przepisami, nawet jeśli robią to jego rodzice. Ale tylko teoretycznie. W praktyce w większości przypadków dotyczących różnych form przemocy poszkodowani rzadko decydują się na podjęcie kroków prawnych przeciwko najbliższym osobom. A jeśli nawet to zrobią, z drugiej strony mogą pojawić się argumenty, że rodzic miał prawo podejmować decyzję w imieniu dziecka, bo pełnił władzę rodzicielską.
Jeżeli dziecko od najmłodszych lat życia jest zmuszane do pracy po kilkanaście godzin przy nagrywaniu wideo na social media, minie wiele czasu, zanim uświadomi sobie, że miało prawo do spokojnego dzieciństwa, a najbliższe osoby wyrządzały mu krzywdę.
W podobnym tonie wypowiada się Wojciech Kardyś – partner biznesowy w agencji oLIVE media i autor książki “Homo digitalis – jak internet niszczy nasze życie”.
– Na swoich kanałach w social mediach staram się edukować odbiorców na temat pokazywania wizerunku dzieci w internecie. Pewnego dnia zamieściłem post na temat dziesięcioletniej dziewczynki wystylizowanej w bardzo kontrowersyjny sposób na potrzeby reklamy jednej z marek. Ku mojemu zaskoczeniu reakcja była nie ze strony przedstawicieli marki, ale od grupy rodziców, którzy twierdzili, że jeżeli oceniam ten post jako seksualizujący dzieci, to na pewno jestem pedofilem. Oni nie widzieli nic złego w przedstawianiu dzieci w internecie w taki sposób – mówi Wojciech Kardyś.
Ekspert dodaje, że w Polsce rodzice często nie zwracają uwagi na potrzeby i uczucia dzieci, które mają prawo zwyczajnie odmówić udziału w takich zdjęciach. Brakuje też świadomości i edukacji na temat takich zjawisk jak kradzież tożsamości, czyli tzw. digital kidnapping.
– Znam przypadek z Francji, kiedy kobieta z nieznanych przyczyn kradła zdjęcia cudzego dziecka i przedstawiała to dziecko w social mediach jako własne. Warto mieć świadomość, że to samo może stać się także w naszym przypadku – podkreśla Wojciech Kardyś. Jego zdaniem ważny głos w tej kwestii mają agencje wybierające influencerów do współpracy. Te powinny unikać zawierania umów z właścicielami kont na Instagramie i TikToku wykorzystującymi dzieci w wątpliwy etycznie sposób. – My sprawdzamy, jaki jest odbiór społeczny danego influencera, jakie treści udostępnia, czy był uczestnikiem skandali. Nie wszystkie agencje postępują podobnie – dodaje.
Nie tylko nieuregulowana praca dzieci na rzecz rodziców-influencerów jest zagrożeniem. Już pochwalenie się rodzinnym wspomnieniem w sieci może okazać się bardzo groźne. Rodzice często nie są tego świadomi i z radością udostępniają np. fotorelacje z zagranicznych wakacji.
– Szajki pedofilskie nie poszukują w sieci zdjęć wpisując do wyszukiwarek haseł takich jak “seks z dzieckiem, nagie dzieci”. Wpisują niewinnie brzmiące frazy takie jak „dziecko na plaży”, „dziecko w basenie”, „słodki bobasek”. Powinniśmy uważać, nawet jeżeli udostępniamy zdjęcie naszego dziecka na Facebooku. Tam wśród znajomych mamy np. kolegów, których po raz ostatni widzieliśmy wiele lat temu. Nie wiemy, co dzieje się u nich obecnie w życiu i jakie mają skłonności – dodaje ekspertka. Dlatego jej zdaniem najważniejsze jest, żeby rodzice rozumieli te zagrożenia i byli ich świadomi.
W podobnym tonie wypowiada się dr Agata Koschel-Sturbecher. – Samo prawo nie wystarczy. Równolegle potrzebna jest zmiana społeczna i kulturowa.
Publikacja zdjęcia dziecka powinna być postrzegana nie tylko jako gest miłości, ale także jako akt odpowiedzialności. Prywatność cyfrowa dziecka to jego prawo, a nie przywilej rodzica, a internetowa pamięć raz uruchomiona nie ma przycisku „usuń”
– podkreśla ekspertka.
Eksperci szukają więc rozwiązań, aby ochronić dzieci przed szkodliwością działań ich rodziców w sieci –
Mec. Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska zwraca uwagę, że warto budować w społeczeństwie świadomość na temat szkodliwości udostępniania wizerunku w sieci i połączyć ją z regulacją zasad udostępniania wizerunku dzieci w przepisach polskiego prawa.
Chodzi o to, aby jasno zdefiniować w prawie polskim, że zjawisko tzw. sharentingu jest szkodliwe, a za jego praktykowanie grozi kara.
– To rozwiązanie sprawdziło się w kwestii kar cielesnych. Zanim zakaz ich stosowania został wpisany do Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, przeciwko ich stosowaniu było zaledwie 30 proc. Polaków. Po połączeniu zmiany przepisów i kampanii społecznej dotyczącej skutków kar cielesnych już ponad 60 proc. Polaków sprzeciwia się takiemu traktowaniu dzieci. Podobne zasady można by zastosować w przypadku udostępniania wizerunku dzieci – podkreśla prawniczka.
Dlatego, zdaniem przedstawicielki Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę warto rozważyć wprowadzenie w kodeksie rodzinnym zapisu, że wykorzystanie wizerunku dziecka powinno odbywać się za jego zgodą. A w przypadku dzieci do pewnej granicy wiekowej, powinno być całkowicie zakazane w celach komercyjnych.
Te zapisy mogłyby przyczynić się do zmiany nastawienia do tych kwestii w społeczeństwie
– dodaje Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska.
Prawnicy przedstawiają też szereg innych pomysłów dotyczących możliwej ochrony dzieci w sieci. Pojawiają się postulaty dotyczące obowiązkowej zgody obojga rodziców na publikację zdjęć i filmów dziecka w internecie, a przy starszych dzieciach, powyżej trzynastego roku życia, aby konieczne było również uwzględnienie ich własnego zdania.
– Ważne jest także rozróżnienie między publikacją prywatną a komercyjnym wykorzystaniem wizerunku dziecka. W tym kontekście coraz częściej mówi się o ograniczeniach takich jak
– wylicza dr Agata Koschel-Sturbecher.
Zasady dotyczące regulacji tzw. dziecięcego influencingu wprowadzono we Francji w październiku 2020 roku. Obecnie na komercyjne wykorzystanie wizerunku dziecka na platformach cyfrowych zgodę powinien wyrazić odpowiedni urząd. Do tego dochodzą badania lekarskie dla dziecka i zablokowanie większości dochodów z takiej działalności na specjalnym koncie, do którego te osoby będą miały dostęp dopiero po osiągnięciu pełnoletności. To niejedyny kraj, który zadbał już o bezpieczeństwo dzieci w sieci.
Wojciech Kardyś mówi:
Z tym „nic” to nie do końca prawda – kampanie edukacyjne dla dzieci i rodziców prowadzi od lat Urząd Ochrony Danych Osobowych („Twoje dane – Twoja sprawa, poradnik ”Prawo do prywatności a wizerunki dzieci w internecie".). Interweniuje też, podobnie jak RPD, w sprawie fundacji Lil Masti.
Tyle że to wszystko rzeczywiście za mało jak na skalę potrzeb.
Mec. Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę dodaje z kolei, że
powinno się uregulować także zasady, według których tzw. Big Techy miałyby obowiązek reagować na treści, które mogą naruszać prawa dzieci,
zwłaszcza że posiadają już algorytmy wykrywające inne naruszenia.
– Big Techy powinny zadbać o to, żeby wizerunek osób małoletnich był zabezpieczony przed powielaniem i wykorzystywaniem przez AI – podkreśla mec. Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska.
Podczas gdy eksperci sypią z pomysłami jak z rękawa, ze strony Sejmu słychać “nie da się”. Praca nad wzmocnieniem przepisów dotyczących ochrony dzieci nie jest nawet na wstępnym etapie. Monika Rosa (KO), przewodnicząca sejmowej Komisji Dzieci i Młodzieży zapowiada zmiany przepisów dotyczące ochrony wizerunku dzieci i młodzieży, ale tylko w przypadku, kiedy szkoły, przedszkola i inne placówki chciałyby wykorzystać go do promocji swojej oferty.
– Zmiany nie będą dotyczyły dzielenia się wizerunkiem dziecka przez rodziców, bo tego ustawowo zakazać nie możemy. Chodzi o to, aby placówki, które są objęte standardami ochrony małoletnich – szkoły, przedszkola, kluby sportowe, domy kultury miały ograniczone możliwości publikowania wizerunku dziecka na swoich profilach społecznościowych. Nie chcemy, żeby robiły sobie reklamę i promocję dzieląc się wizerunkiem dziecka. Pracujemy nad tym wspólnie z Ministerstwem Sprawiedliwości – wskazuje Monika Rosa w rozmowie z OKO.press.
Chodzi o naruszanie ich dóbr osobistych przez rodziców lub zarabianie na dziecku przez np. nakłanianie go do pracy przy produkcji kontentu do mediów społecznościowych.
– Zakaz dla placówek edukacyjnych to ma być pierwszy krok dotyczący standardów ochrony małoletnich. 6 listopada organizujemy posiedzenie komisji do spraw dzieci i młodzieży. Trzeci raz zajmować będziemy się pracą dzieci w mediach społecznościowych i wizerunkiem dziecka w mediach społecznościowych. Mam nadzieję, że tym razem ministerstwo wyjdzie ze wstępnymi propozycjami uregulowania innych kwestii – dodaje Monika Rosa. Zdaniem posłanki uregulowanie pracy dziecka influencera w polskim prawie jest trudne ze względu na kilka czynników. W przeciwieństwie do pracy na planach filmowych dziecko nie zawiera umowy ze swoim rodzicem. Poza tym sytuację utrudnia fakt, że w polskim prawie istnieje instytucja władzy rodzicielskiej zamiast np. odpowiedzialności rodzicielskiej. Zmiana na to drugie sformułowanie dawałaby rodzicom więcej obowiązków.
– Zmiana mogłaby wpłynąć na sposób myślenie rodziców, którzy często uważają, że są właścicielami dzieci. My jako rodzice dzieci mamy za dzieci odpowiedzialność. Niektórym jednak wydaje się, że są elementami naszego gospodarstwa domowego, którymi możemy dowolnie rozporządzać – podsumowuje przewodnicząca sejmowej Komisji Dzieci i Młodzieży.
Dziennikarka, absolwentka politologii oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowała w "Dzienniku Polskim" i "Fakcie"
Dziennikarka, absolwentka politologii oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowała w "Dzienniku Polskim" i "Fakcie"
Komentarze