0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Lionel BONAVENTURE / AFPFot. Lionel BONAVENT...

Udostępnianie wizerunku dziecka w sieci to dla jednych miła celebracja rodzinnych wspomnień, a dla innych forma upokorzenia, zagrożenie dla bezpieczeństwa, a nawet sposób na nieuregulowaną wielogodzinną pracę przy produkcji kontentu dla internetowych influencerów. Choć politycy KO szykują zmiany przepisów dotyczących wizerunku dziecka, to nie rozwiążą problemu tzw. sharentingu, czyli bezrefleksyjnego publikowania przez rodziców w mediach społecznościowych treści dotyczących dzieci.

Rodzice bez cienia wstydu pokazują dzieci w internecie

Nagie dzieci skaczące do wody i bawiące się z dmuchanym krokodylem w basenie, zapłakany i brudny dwulatek umazany jedzeniem, wyraźnie poirytowane kilkuletnia dziewczynka w łóżku budzona przez rozbawioną matkę-influencerkę nagrywającą całą sytuację telefonem, rodzice udostępniający zdjęcia z występów dziecka w przedszkolu łącznie z odkrytymi twarzami jego kolegów i koleżanek z klasy (nie wiadomo, czy pytali wcześniej kilkunastu rodziców o zgodę na pokazanie ich dzieci) – takie obrazki można znaleźć w ciągu zaledwie kilku minut na Instagramie.

Po dłuższym poszukiwaniu trafimy na znacznie bardziej kontrowersyjne przypadki. Do nich możemy zaliczyć np. historię mieszkającej w Brazylii polskiej influencerki – Hanny Zborowskiej-Neves, która relacjonowała na swoim Instagramie wizyty z 6-letnią córką u ginekologa. Opowiadała m.in. o badaniach USG narządów rodnych dziecka, jednocześnie pokazując jego twarz. Dziewczynka z powodu zbyt szybkiego dojrzewania miała przyjmować zastrzyki hormonalne. Matka ze szczegółami relacjonowała wizyty u kolejnych specjalistów i ich opinie na temat stanu zdrowia córki oraz spięcia z byłym mężem związane z tą sprawą. Po tym, jak spadła na nią fala krytyki, Polka tłumaczyła, że robi to, żeby uświadamiać innych i zachęcać ich do regularnych badań. Podzieliła się tak intymną historią z 170 tys. osób, które obserwują jej konto.

Po dłuższym poszukiwaniu trafimy na znacznie bardziej kontrowersyjne przypadki. Do nich możemy zaliczyć np. historię mieszkającej w Brazylii polskiej influencerki – Hanny Zborowskiej-Neves, która relacjonowała na swoim Instagramie wizyty z 6-letnią córką u ginekologa. Opowiadała m.in. o badaniach USG narządów rodnych dziecka, jednocześnie pokazując jego twarz. Dziewczynka z powodu zbyt szybkiego dojrzewania miała przyjmować zastrzyki hormonalne. Matka ze szczegółami relacjonowała wizyty u kolejnych specjalistów i ich opinie na temat stanu zdrowia córki oraz spięcia z byłym mężem związane z tą sprawą. Po tym, jak spadła na nią fala krytyki, Polka tłumaczyła, że robi to, żeby uświadamiać innych i zachęcać ich do regularnych badań. Podzieliła się tak intymną historią z 170 tys. osób, które obserwują jej konto.

Pozostaje jednak pytanie, jakie konsekwencje społeczne poniesie dziewczynka. Jak zareagują jej koledzy i koleżanki z klasy, kiedy odnajdą te treści w internecie?

Za odarcie z prywatności można pozwać rodziców, ale rozwiązanie dobre tylko w teorii

W Polsce prawo do wizerunku dziecka jest jego dobrem osobistym, a więc podlega ochronie na mocy przepisów kodeksu cywilnego. – To prawo ma charakter niemajątkowy i niezbywalny, co oznacza, że nikt nie może skutecznie zrzec się ochrony swojego wizerunku. Rozpowszechnianie zdjęć lub filmów bez zgody dziecka lub jego opiekuna prawnego może skutkować obowiązkiem ich usunięcia, przeprosinami, a w skrajnych przypadkach nawet zadośćuczynieniem lub odszkodowaniem – wskazuje adwokatka dr Agata Koschel-Sturzbecher, ekspertka ds. ochrony dóbr osobistych.

;
Na zdjęciu Sylwia Nowosińska
Sylwia Nowosińska

Dziennikarka, absolwentka politologii oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowała w "Dzienniku Polskim" i "Fakcie"

Komentarze