Sędzia Tomasz Szmydt, mąż hejterki Emilii, który miał uczestniczył w stalkingu wobec sędziów, został przywrócony do orzekania przez NSA. Bo nie wszczęto wobec niego postępowania dyscyplinarnego. I nie ma sprawy. Prezes NIK Marian Banaś udał się na urlop, bo CBA go sprawdza od kwietnia i nie może sprawdzić. To parodia państwa - pisze Ewa Siedlecka
Sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie i mąż hejterki Emilii, który – według jej słów i screenów z WhatsAppa – uczestniczył w stalkingu wobec sędziów, został w środę przywrócony do orzekania przez NSA. Powód: nie zostało wobec niego wszczęte postępowanie dyscyplinarne, a więc nie ma podstawy do podtrzymania zarządzenia prezesa WSA Wojciecha Mazura o odsunięciu go od obowiązków.
Sędzia Jerzy Chromicki, rzecznik dyscyplinarny przy NSA, wszczął pod koniec sierpnia postępowanie wyjaśniające wobec sędziego Tomasza Szmydta, ale nie przekształciło się ono do tej pory w postępowanie przeciw niemu.
Mimo że NSA, który w takich przypadkach działa jako sąd dyscyplinarny, musi się zająć decyzją prezesa WSA w ciągu miesiąca od jej wydania.
W tej sytuacji sędzia, który publicznie opowiadał o problemach psychicznych swojej żony, żeby ją zdyskredytować, który z powodu podejrzeń o uczestnictwo w hejterskiej grupie został usunięty z biura KRS, wróci do orzekania i będzie wydawał wyroki w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej.
Sędzia Szmydt zaprzecza swojemu udziałowi w hejterskiej grupie. Twierdzi, że nie ma na to żadnych dowodów prócz sfałszowanych screenów i słów jego żony, z którą się rozwodzi.
Dokładnie to samo twierdzą pozostali sędziowie powiązani z „Kastą”: wszyscy są niewinni, nie ma dowodów.
Bo prokuratura nie kiwnęła palcem, by zabezpieczyć dowody z ich nośników elektronicznych, milczy też na temat zawartości telefonu Emilii Szmydt, który to telefon zatrzymała w czerwcu w innej sprawie. Policja nie kiwnęła palcem, żeby zabezpieczyć urządzenia osób, których jako prześladujących wskazał w doniesieniu z lutego 2019 sędzia Waldemar Żurek.
Nie ma dowodów – nie ma sprawy Szmydta, nie ma sprawy „Kasty”.
Nie ma też sprawy szefa NIK Mariana Banasia o wynajmowanie kamienicy sutenerom i ukrywanie dochodów. CBA sprawdza jego oświadczenia majątkowe. A sprawdzi, kiedy sprawdzi. Zaś Komisja Etyki Poselskiej się Banasiem nie zajmie, bo Sejm jest zawieszony (ale Komisja Kontroli Państwowej jakoś się zebrała, żeby podjąć kuriozalną decyzję o odwołaniu zastępców Banasia i powołania jako p.o. Małgorzaty Motylow, prawniczki, członkini Kolegium Mik i bliskiej znajomej Marty Kaczyńskiej).
Całość przypomina mi nowelkę filmową, amerykańską chyba, o tym, jak żona wraca do domu i zastaje męża z kochanką w łóżku. Jest tak zdumiona i zdruzgotana, że nie może wykrztusić słowa. Stoi w drzwiach oniemiała, a w tym czasie kochanka szybko wyskakuje z łóżka, ubiera się i wychodzi. A mąż ścieli łóżko. Gdy żona odzyskuje głos i krzyczy: Co to ma być? Kim jest ta kobieta? Mąż spokojnie pyta: jaka kobieta, kochanie?
Tylko że w sprawie „Kasty” czy Banasia chodzi o parodię państwa. I to wcale nie jest śmieszne.
Tekst ukazał się na Blogu Konserwatywnym Ewy Siedleckiej.
Policja i służby
Marian Banaś
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
Naczelny Sąd Administracyjny
afera Piebiaka
Tomasz Szmydt
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze