Podczas uroczystości głowy państw, dyplomaci oraz zaproszeni goście obejrzeli krótki film opowiadający m.in. historię podboju Europy przez nazistowskie Niemcy. Znalazła się na nim mapa zatytułowana „Nazistowski podbój 1942”. Granice krajów europejskich zostały na niej całkowicie zafałszowane.
Główny organizator uroczystości (przy współpracy z instytutem Yad Vashem) to Mosze Kantor, szef Europejskiego Kongresu Żydów i rosyjski oligarcha żydowskiego pochodzenia, który uwłaszczył się na państwowym majątku w latach 90. za prezydentury Borysa Jelcyna.
O ile granice państw Zachodu – z Niemcami i Austrią włącznie – pokazano na mapie zgodnie z ich stanem sprzed 1937 roku, a więc sprzed „przyłączenia” Austrii do Rzeszy Hitlera, granice krajów Europy wschodniej zostały całkowicie wymieszane w ahistoryczny sposób. Tak, jak na pokazanej mapie, nigdy one nie wyglądały.
Część granic przedstawiono zgodnie ze stanem z 1937 roku, a więc sprzed podbojów Hitlera. Część – zgodnie ze stanem z 1941 roku, a więc momentu agresji Niemiec na Związek Radziecki.
Część po prostu została wymyślona:
Prawdziwa mapa wyglądała tak:
Najbardziej jawne przekłamanie dotyczy Polski
Granice II RP zostały pokazane zgodnie ze stanem z 1938 roku, a więc sprzed przyłączenia czechosłowackiego Zaolzia do Polski (II RP wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji wraz z Hitlerem).
Równocześnie jednak podzielono Polskę na dwie części, mniej więcej według linii, którą ustanowili Hitler ze Stalinem, rozgraniczającej polskie ziemie (ostatecznie zrobili to 28 września 1939) Kresy wschodnie Rzeczypospolitej, okupowane od 17 września 1939 roku przez ZSRR, pokazane zostały jako osobny kraj – w dodatku pod nazwą „Białoruś”.
Przypomnijmy, że:
- Białoruś nie istniała wtedy jako państwo;
- Istniała Białoruska Republika Sowiecka w ramach ZSRR, ale miała inne granice;
- Kresy wschodnie Rzeczypospolitej obejmowały ziemie należące dziś do Litwy, Ukrainy i Białorusi.
Nawet jednak rysując linię podziału II RP zrobiono błąd — Suwalszczyzna stała się na pokazanej w Izraelu mapie elementem wymyślonej przez anonimowych autorów „Białorusi”, podczas gdy w istocie została przyłączona do Rzeszy już w 1939 roku.
Oddzielenie Kresów od II RP bardzo trudno uznać za przypadkowe. Rosyjska propaganda od 1939 roku twierdziła, że były one właściwie okupowane przez Polaków i że przyłączenie ich do ZSRR po pakcie Hitlera ze Stalinem stanowiło ich wyzwolenie.
Tymczasem granice II RP były legalne i międzynarodowo uznane, w tym przez ZSRR (m.in. w traktacie ryskim z 1921 roku, kończącym wojnę polsko-bolszewicką).
Nawet mapa pokazana w Izraelu podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz stanowiła więc gest polityczny wobec Rosjan.
Inne błędy na mapie z Jerozolimy
To zresztą nie są jedyne błędy na pokazanej podczas obchodów w Izraelu mapie. Jest ich znacznie więcej – głównie na terenie Bałkanów.
Wyliczmy kolejne:
- Granice Litwy pokazano według stanu sprzed marca 1939 roku, kiedy Niemcy zajęli port w Kłajpedzie;
- Granice Czechosłowacji pokazano częściowo według stanu sprzed jej podziału w 1938 roku, ale bez Ukrainy Zakarpackiej, którą autorzy mapy przydzielili Węgrom (otrzymali ją po rozpadzie Czechosłowacji).
- Granice Węgier pokazano według stanu z 1941 roku z przyłączonym Jugosłowiańskim Banatem, Rusią Zakarpacką i rumuńskim Siedmiogrodem.
- Granice Rumunii również pokazano według stanu z 1941 roku, już bez Siedmiogrodu, ale z przyłączoną Mołdawią oraz, co ciekawe, nawet terytoriami ZSRR sięgającymi Odessy. Do Rumunii z kolei przydzielono część prowincji Dobrudża, utraconą w 1940 roku na rzecz Bułgarii.
- Granice Jugosławii pokazano według stanu z 1939 roku na odcinku Włoch, ale bez terytoriów utraconych w 1941 podczas okupacji na rzecz Węgier (Banat) oraz Bułgarii (Macedonia). Nie pokazano jednak ani państwa chorwackiego, które utworzyli Niemcy po podboju Jugosławii wiosną 1941 roku, ani granic okupowanej Serbii.
Nawet te ahistoryczne granice często odtwarzano niekonsekwentnie. Granica Węgier i Jugosławii pokazana jest z Banatem przyłączonym do Węgier, ale już bez kawałka dzisiejszej Słowenii, który również otrzymały dzięki sojuszowi z Hitlerem.
Krótko mówiąc – wymieszano linie graniczne z różnych okresów: sprzed II wojny światowej oraz z różnych jej faz.
W przeinaczeniach nie ma przypadku
Jest interesujące, że wszystkie błędy znalazły się w Europie wschodniej. Przywódcy i dyplomaci Zachodu zobaczyli dobrze sobie znane granice własnych krajów oraz zupełnie zmanipulowane granice krajów wschodnioeuropejskich, o których mogą mieć niezbyt duże pojęcie – tym bardziej, że często się zmieniały i były skomplikowane.
Trudno też uznać te błędy za efekt czystego przypadku lub zwykłej niewiedzy. Przekłamania na mapie są korzystne dla rosyjskiej polityki historycznej. Po pierwsze – mapa pokazuje, że kresy nie były częścią II RP. Po drugie – uznawanie granic z 1940-1941 roku na mapie pokazującej niemieckie podboje sugeruje, że właściwy konflikt zaczął się dopiero po ataku Hitlera na ZSRR.
Trudno powiedzieć, co tutaj jest większym skandalem: czy niewiedza, czy nieuczciwość autorów, czy wreszcie – ich tupet.
Propaganda ma to do siebie, że najskuteczniejsza jest wtedy, kiedy zawiera ziarno prawdy. A najtragiczniejsze w propagandzie putinowskiej jest to, że tworzy fałszywy obraz, bazując na rzeczywistej, tragicznej historii. Bo uznana międzynarodowo granica polsko-radziecka została ukształtowana przez podbój – po obu stronach. Bo zaprzeczyć nie można, że ziemie białoruskie i ukraińskie zostały przez Polskę zajęte militarnie, co przypieczętował pokój ryski, że wileńszczyzna została Litwinom wydarta w pozorowanym buncie Żeligowskiego. Bieżące, cyniczne zagrywki polityczne i manipulowanie historią w imię tak zwanej "polityki historycznej" nie powinny przysłaniać faktów. A fakty są takie, że historia nie jest czarno-biała, że nie ma nieskazitelnych. I że rozmowy o historii czasem warto zacząć od przyjęcia na siebie ciężaru pewnych wydarzeń i wewnętrznego rozliczenia się z nimi, a nie zgrywaniu głupa i trwaniu w hipokryzji zaprzeczenia – bo to prowadzi jedynie do roli łatwego żeru dla propagandowych hien kiedy tylko na horyzoncie pojawia się drażliwy temat.
Pewnie mapka powstała w GWnie Szechtera "Myhnyka".
Szechteremyckie bękarty sowieckich kolaborantów-morderców polskich sąsiadów z lat 1939-41, 1944-56 są chorzy z nienawiści do Polski. Sporo ich uciekło przed wyrokami za zbrodnie (w 68) do państwa okupującego Palestynę.
Antybleblecośtam zmartwychwstało… Czy jest na sali moderator?
"II RP wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji wraz z Hitlerem"
Jeśli przyjąć tezę autora (z którą fundamentalnie się nie zgadzam) to w konsekwencji należałoby uznać, że w 1920 roku Czechosłowacja, wraz z
Leninem, dokonała rozbioru Polski. I choć uważam tamten postępek Czechosłowacji za mało chwalebny to jednak jestem bardzo daleki od takiego nazywania go (rozbiorem Polski).
W związku z tym mam apel do autora by używał pewnych określeń w sposób bardziej przemyślany, bo w przeciwnym razie będzie zaniżał (moim zdaniem bardzo wysoki) poziom OKO.
Pan autor niczego nie zaniża. Taka jest ogólna linia propagandowa OKO.
Sorry, czym było zajęcie Zaolzia? Jak nie wychodziły zamorskie kolonie to chociaż sąsiadom pokazaliśmy naszą prawdziwą twarz.
A czym było ''Monachium'' zrobione ponad głowami Czechosłowaków ? ''(..) Zachód powiadomił Pragę, by wysłała delegata do Monachium. Jego rola sprowadzała się do zapoznania się z wręczonym mu przez Chamberlaina tekstem postanowień i złożenia podpisu. (..) Odzyskanie przez Polskę etnicznie polskich ziem Śląska Cieszyńskiego było wówczas i pozostaje nadal uznawane za przyłączenie się do polityki roszczeń terytorialnych III Rzeszy, pomimo że było konsekwencją cesji terytorialnych Czechosłowacji wobec Niemiec, przyjętych przez rząd Czechosłowacji i zaakceptowanych przez mocarstwa zachodnie na konferencji monachijskiej. (..).'' Oraz : ''Telegram szyfrowy nr 58 J. Łukasiewicza o rozmowie z G. Bonnet na temat polityki Polskiej wobec Czechosłowacji. „Paryż, 11 czerwca 1938 r. B(onnet) prosił mnie zakomunikować Panu Ministrowi co następuje: 1. Rząd francuski podziela całkowicie stanowisko rządu polskiego w sprawie mniejszości polskiej w Czechosłowacji i na drugi dzień po mojej rozmowie z B(onnet) polecił swojemu posłowi w Pradze oświadczyć tamtejszemu rządowi, iż mniejszość polska powinna otrzymać te same uprawnienia, które zostaną przyznane Niemcom sudeckim, i że powinno to nastąpić jednocześnie.''
21 września 1938 Beck do Leona Noela, ambasadora Francji w Warszawie : '' (..) Beck sprecyzował przy tym, że dopóki Anglia i Francja zamierzały ograniczyć ustępstwa wobec Niemców sudeckich do autonomii wewnątrz Czechosłowacji, domagaliśmy się dla mniejszości polskiej autonomii, gdy zastanawiano się nad zastosowaniem plebiscytu, żądaliśmy go również dla ziem zamieszkałych przez mniejszość polską; gdy wreszcie teraz Anglia i Francja godzą się na bezpośrednią cesję terytorialną, będziemy domagali się jednoczesnego zastosowania jej do Śląska Cieszyńskiego.”…. PO PROSTU POLSKA MOŻE I CYNICZNIE (polityka jest jednak cyniczna) ALE POSTĘPOWAŁA ZGODNIE Z ''monachijską' LINIĄ POLITYKI FRANCUSKO – BRYTYJSKIEJ 😉 Leszek Moczulski : ''(„pod naciskiem francuskim Praga zgodziła się na jednoczesność koncesji wobec mniejszości polskiej i niemieckiej.”)
Czym było? Na pewno nie rozbiorem Czechosłowacji! Było odzyskaniem przez Polskę etnicznie polskich ziem Śląska Cieszyńskiego (70 % ludności polskojęzycznej, 18 % czeskiej i 12 % niemieckiej). Fakt, że okoliczności były dwuznaczne moralnie nie czyni tego jeszcze rozbiorem. Nie można też zapomnieć, że okoliczności przejęcia tych ziem przez Czechosłowację w 1920 też chluby braciom Czechom nie przynoszą. Ot jak to między sąsiadami…
Cały zaś szum towarzyszący temu zdarzeniu, a wytworzony na zachodzie Europy był spowodowany chęcią zagłuszenia przez rządy mocarstw zachodnich frustracji własnym tchórzostwem na konferencji monachijskiej.
I RP wzięła udział w rozbiorze Ukrainy. Wraz z Rosją. Więc nie jest to żadna nowość.
Rozejm andruszowski i traktat Grzymułtowskiego z punktu widzenia Kozaków był zapewne rozbiorem. Choć i sami Kozacy razem z naszymi ruskimi kniaziami się do niego przyczynili idąc na udry i wciągając w to Moskwę. Z polskiego punktu widzenia ten ''rozbiór'' Ukrainy i utrata Kijowa, to była nasza klęska.
Panie Adamie – Zachód bardziej nam się każe wstydzić tego, że Zaolzie nie zostawiliśmy Niemcom na pożarcie niż tego że w Monachium tenże Zachód sprzedał Czechosłowację Hitlerowi. A i w marcu 1939 gdy była dogrywka do Monachium, to żabojady i puddingi tylko pokiwali groźnie palcem w bucie 😉 Walić ich ! Są tak zakłamani jak Putin. To jaką wspólną Europę ci hipokryci chcą niby budować ?