Do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich dotarło już 1,5 tysiąca skarg od osób, których emerytury i renty zostały obcięte w wyniku tzw. drugiej ustawy dezubekizacyjnej. Justyna Metelska, adwokatka zajmująca się prawami człowieka alarmuje: "To krzywdząca odpowiedzialność zbiorowa. Ustawa narusza konstytucyjne i konwencyjne prawa obywateli"
Policjanci, inwalidzi, weterani misji wojskowych III RP za granicą, niepełnosprawne dzieci zmarłych funkcjonariuszy, rodziny sportowców, lekarze ze szpitali resortowych – takie osoby piszą do Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbą o interwencję w sprawie obciętych emerytur i rent w związku z tzw. drugą ustawą dezubekizacyjną, która weszła w życie 1 października 2017. Według komunikatu MSWiA ustawa dotknęła ponad 30 tysięcy osób. Media prorządowe piszą, że chodzi o "39 tysięcy byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL", co byłoby prawdą, gdyby za "funkcjonariuszy" uznać pracowników ochrony elektrowni w Żarnowcu albo sekretarki.
Tomasz Oklejak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich powiedział OKO.press: "Ustawa dotknęła wiele osób, które po 1989 roku kilkanaście lat przepracowały dla III RP. Jeśli przepracowały chociaż jeden dzień przed wrześniem 1989, ich świadczenie może maksymalnie wynieść 2069 zł brutto, czyli wysokość średniej emerytury. Składki, które po 1989 roku te osoby wpłacały do ZUS, nagle przestały się wliczać do ich emerytury. Ich emerytury, wypracowane w znacznej części po transformacji ustrojowej, w warunkach zagrażających zdrowiu i życiu, zostały znacznie obniżone".
Biuro RPO otrzymało ok. 1,5 tysiąca listów w tej sprawie. "Rzecznik Praw Obywatelskich przystąpi jako strona do kilkunastu najbardziej drastycznych. Na razie musimy jednak czekać na argumenty drugiej strony – czyli odpowiedź Zakładu Emerytalno-Rentowego na odwołanie od decyzji ustalającej świadczenie".
Wystarczy jeden dzień pracy „w formacjach i instytucjach na służbie totalitarnego państwa”, żeby zostać objętym obniżką emerytur i rent. Od decyzji o obniżce osoby objęte dezubekizacją mogą się odwołać na dwa sposoby:
Według informacji „Gazety Wyborczej” z końca maja 2017, do MSWiA wpłynęło ok. 8 tys. wniosków o niezastosowanie ustawy. Jednak minister Błaszczak do tej pory nie skorzystał ani razu ze swojego "prawa łaski" - dowiedziało się OKO.press w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Trudno się dziwić, skoro większość wniosków nadal czeka na jakąkolwiek odpowiedź. 27 października 2017 Warszawski Sąd Administracyjny nałożył na ministra Błaszczaka grzywnę 200 zł za odmawianie rozpatrzenia odwołania policjanta ze stycznia 2017 roku. Sąd uznał bezczynność ministra za "rażące naruszenie prawa".
Takie postępowanie może trwać nawet kilka lat. W tym czasie kilkadziesiąt tysięcy osób będzie otrzymywać pomniejszone emerytury. Nie mogli odwołać się wcześniej, oczekiwali bowiem na decyzje Zakładu Emerytalno-Rentowego. A może skorzystać z obu ścieżek? Składać odwołania i tu, i tu? To się nie opłaca. Według informacji zebranych przez Federację Służb Mundurowych, jeśli ktoś złożył odwołanie do sądu i jednocześnie wniosek do Ministra Spraw Wewnętrznych, sąd będzie zawieszał postępowanie. A to tylko wydłuży proces oczekiwania na rozpatrzenie zażaleń.
Ustawa stosuje zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Emerytury zostały obniżone nie tylko pracownikom Urzędu Bezpieczeństwa czy Służby Bezpieczeństwa, ale również osobom, które na przykład przeszły szkolenie zawodowe w szkołach i na kursach Służby Bezpieczeństwa, pracowały w Biurze Rejestracji Cudzoziemców, w Zarządzie Kontroli Ruchu Granicznego czy w Inspektoracie Operacyjnym Ochrony Elektrowni Jądrowej w Żarnowcu. Mało tego, ukarane zostały ich rodziny, którym zmniejszono renty.
"Dostaliśmy na przykład dramatyczny list od córki byłego funkcjonariusza służby więziennej. Jej matce – wdowie po funkcjonariuszu obniżono rentę, wpadła w depresję" - mówi OKO.press Tomasz Oklejak z Biura RPO. "Córka opisuje historię ojca: był sierotą wojennym, ofiarą eksperymentów medycznych w obozie koncentracyjnym. Do listu dołączono nawet komplet dokumentów z Czerwonego Krzyża. Po wojnie zatrudnił się w więziennictwie, żeby mieć dach nad głową i móc założyć rodzinę – ale służba więzienna do 1954 roku podlegała resortowi bezpieczeństwa publicznego".
Wśród osób piszących do RPO i dotkniętych ustawą są także np. niepełnosprawne dzieci byłych funkcjonariuszy, którym obniżono rentę rodzinną; rodziny sportowców, nawet zawodników olimpijskich;
weteran misji wojskowych i funkcjonariusz oddziału antyterrorystycznego, który na emeryturę przechodził po 20 latach pracy w PRL jako policjant; lekarze, którzy pracowali w szpitalach MON i MSW do 1954 roku na etatach milicyjnych.
Oklejak: "Większość tych osób zostało pozytywnie zweryfikowanych po 1990 roku. Około 10 tysięcy funkcjonariuszy SB przeszło weryfikację, do służby w Urzędzie Ochrony Państwa przyjęto ok. 5 tysięcy z nich. Pozostali pozytywnie zweryfikowani funkcjonariusze znaleźli zatrudnienie w formacjach podległych MSW. Niektórzy aktualnie objęci ustawą weryfikacji nie podlegali w ogóle”.
Ustawa dotyka zarówno wysokich funkcjonariuszy, jak i sekretarki.
Do RPO napisała kobieta, która była w PRL-u sekretarką w wydziale ogólnym departamentu społeczno-administracyjnego. Jako nastolatka była łączniczką w AK, razem z listem wysłała kopię legitymacji powstańca i medale od rządu na uchodźstwie. Inny wydział departamentu, w którym pracowała, zajmował się organizacjami pozarządowymi w okresie PRL i w ustawie uznano go za wspierający totalitarne państwo. W związku z tym cały wydział został włączony do ustawy.
Zdaniem Justyny Metelskiej, adwokatki specjalizującej się w prawach człowieka, która reprezentuje wielu pokrzywdzonych przez ustawę,
ustawa nie spełnia swojego celu, czyli odebrania przywilejów emerytalnych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL.
Faktycznym celem jest represja ekonomiczno-polityczna, a ustawa narusza konstytucyjne i konwencyjne prawa obywateli: "Zacznijmy od Konstytucji. Po pierwsze, arbitralne obniżenie świadczeń emerytalnych i rentowych narusza zasadę ochrony praw nabytych. Poza tym: sprawiedliwości społecznej, praworządności oraz zasadę zaufania obywatela do państwa i tworzonego przez nie prawa, zapisane w art. 2. Ustawa narusza też prawo do zabezpieczenia społecznego po osiągnięciu wieku emerytalnego. Przez zbiorowe przypisanie winy narusza też prawo do godności". Jak podkreśla Metelska, wiele z osób dotkniętych przez ustawę przeszło pozytywną weryfikację i przepracowało wiele lat dla III RP. "Nagle po kilkunastu latach pracy odbiera im się prawa nabyte", mówi adwokatka. Oprócz tego ustawa narusza Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka, m.in. jest nieproporcjonalną ingerencją w mienie.
W 2009 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że „każdy funkcjonariusz organów bezpieczeństwa Polski Ludowej, który został zatrudniony w nowo tworzonych służbach policji bezpieczeństwa, ma w pełni gwarantowane, równe prawa z powołanymi do tych służb po raz pierwszy od połowy 1990 roku, w tym równe prawa do korzystania z uprzywilejowanych zasad zaopatrzenia emerytalnego”, oraz że „służba w organach suwerennej Polski po roku 1990 także traktowana jest jednakowo, bez względu na to, czy dany funkcjonariusz uprzednio pełnił służbę w organach bezpieczeństwa Polski Ludowej, czy też nie”. Metelska: "To karanie tych ludzi po raz drugi i odbieranie im praw nabytych. Nawet funkcjonariusze, którzy po 1990 roku odeszli z służb i pracowali w sektorze prywatnym, tracą składki, które płacili do ZUS. A to dlatego, że wg. art. 15 c ustępu 3 ustawy, wysokość ich emerytury nie może być wyższa niż kwota średniej emerytury wypłacanej przez ZUS."
Czyli nawet jeśli "służba na rzecz totalitarnego państwa" trwała tylko kilka miesięcy, to emerytura wyniesie maksymalnie 2069,02 zł brutto.
W grudniu 2016 roku Sąd Najwyższy ocenił projekt ustawy jako "jednoznacznie negatywny" i przypomniał, że system emerytalny nie może być elementem polityki represyjnej:
"Oznacza to, że służba w określonej instytucji czy formacji nie może być uznana za samodzielne i wyłączne kryterium różnicowania wysokości emerytalnych (rentowych) uprawnień. Tym bardziej nie może być rodzajem kary, a zarazem formą odpowiedzialności zbiorowej". Dodatkowo wskazał, że na podstawie ustawy o emeryturach funkcjonariuszy służb z 1994 roku jedyną dopuszczalną możliwością pozbawienia ich praw do emerytury jest "skazanie prawomocnym wyrokiem sądu za przestępstwo umyślne popełnione w związku z wykonywaniem czynności służbowych i w celu osiągnięcia korzyści majątkowej". Sąd uznał też, że wymierzanie kar – a tak ocenił ustawę – należy do władzy sądowniczej, a nie ustawodawczej. A więc ustawa narusza art. 10 Konstytucji o trójpodziale władzy. Tymczasem ustawa jest jeszcze bardziej radykalna niż sam projekt: w projekcie ocenianym przez Sąd przelicznik emerytalny za lata przepracowane "w służbie państwu totalitarnemu" miał wynosić 0,6 proc. W ustawie, która weszła w życie, wyniósł on 0 procent – a więc nawet mniej niż za lata nieskładkowe, np. na urlopie macierzyńskim.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze