Mimo homofobicznych demonstracji i przemocy wobec uczestników Marszu Równości, operatorzy numeru alarmowego 112 nie powiadomili policji o grupie śledzącej osoby powracające z parady. Policja zajmie się sprawą po interwencji OKO.press, Urząd Wojewódzki nie widzi problemów
Po Marszu Równości w Łodzi 26 czerwca osoby wracające z wydarzenia zgłaszały mediom przypadki polowań ze strony homofobów. Jeden z uczestników został dotkliwie pobity po wyjściu ze sklepu, inni obserwowani byli z odległości i śledzeni. O takiej sytuacji poinformował OKO.press 20-letni aktywista Mikołaj Obalski.
„Grupa osób przyglądała się nam i za nami chodziła. Dzwoniliśmy na 997 z prośbą o przysłanie patrolu, jednak dyspozytor odmówił, argumentując to brakiem bezpośredniego zagrożenia” – mówił OKO.press kilka godzin po zdarzeniach.
Udostępnił nam film, na którym widać kilkoro obserwujących, którzy chowają się w tramwaju, gdy zauważają, że są nagrywani telefonem. W końcu młodzi ludzie schowali się w lobby jednego z hoteli, skąd odebrała ich posłanka Lewicy Anita Sowińska, której Mikołaj Obalski jest społecznym asystentem.
Obalski z żalem wypowiadał się o braku reakcji ze strony policjantów. „Dziś Policja broni pomników, a ludziom odmawia pomocy, gdy są atakowani przez nacjonalistów, terrorystów i bojówkarzy” – mówi. Od tej sytuacji nosi przy sobie gaz pieprzowy.
Na opublikowaną w OKO.press skargę zareagowała rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji mł. insp. Joanna Kącka, informując OKO.press telefonicznie, że do Policji żadne zawiadomienie o tego typu sytuacji nie dotarło. Jak to możliwe, skoro wystraszone osoby dzwoniły pod 997?
„W całej Polsce stary numer 997 od 2018 roku automatycznie przekierowany jest na numer 112 do Centrum Powiadamiania Ratunkowego podlegającego pod dany Urząd Wojewódzki. Pracują tam przeszkoleni dyspozytorzy 112, osoby cywilne nie związane w żaden sposób z policją. To one po rozmowie ze zgłaszającym podejmują decyzję czy i jakie służby powiadomić” – informuje policyjna rzeczniczka w e-mailu przesłanym do redakcji. Zapewnia o poważnym potraktowaniu sprawy pobicia i przekazaniu nagrania udostępnionego przez śledzonych uczestników miejskiej komendzie.
OKO.press próbowało dodzwonić się do biura łódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego, funkcjonującego w strukturach Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego (organu podległemu wojewodzie, urzędnikowi mianowanemu przez premiera). Choć robiliśmy to w godzinach pracy, żaden z telefonów nie odpowiadał.
Pytania z prośbą o komentarz i udostępnienie nagrania przesłaliśmy e-mailem rzeczniczce urzędu Dagmarze Zalewskiej. Chcieliśmy wiedzieć, dlaczego dyspozytor nie zdecydował się wysłać patrolu i czy groziłyby mu jakieś konsekwencje, gdyby Policja uznała, że zgłoszenie było bezzasadne (a poważne potraktowanie sprawy po interwencji OKO.press świadczy, że jednak nie było).
„Operator numeru alarmowego w związku z pozyskaniem informacji o braku bezpośredniego zagrożenia wobec osoby zgłaszającej, podjął decyzję o braku podstaw do zakwalifikowania zgłoszenia jako wymagającego interwencji odpowiednich służb w trybie alarmowym” – pisze biuro prasowe Urzędu Wojewódzkiego. Jak podaje, nie istniały tego dnia specjalne procedury w związku z Marszem Równości i kontrdemonstracją pod nazwą Marsz Normalności. „Obsługa numeru alarmowego jest prowadzona zawsze w ten sam sposób niezależnie od liczby i charakteru zgromadzeń”.
Możliwe, że dyspozytor nie wiedział, że osoby wracające z Marszu Równości mogą tego dnia paść ofiarą homofobicznych bojówkarzy. Nie wiadomo nawet, czy był przeszkolony z zakresu przestępstw z nienawiści. Urząd Wojewódzki nie odniósł się do naszych pytań, w jaki sposób szkoleni są dyspozytorzy i prośby o przekazanie materiałów szkoleniowych. Chcieliśmy wiedzieć, czy zgłoszenia dot. ataków na mniejszości wskazane są tam jako wymagające szczególnej uwagi.
To wątpliwe, zważywszy, że już w 2016 r. rząd PiS wycofał podręcznik dla policjantów pt. „Przestępstwa z nienawiści". Stało się to interpelacji posła PiS Adama Andruszkiewicza, wcześniej prezesa skrajnie prawicowej organizacji Młodzież Wszechpolska, dziś wiceministra w KPRM.
Nie otrzymaliśmy od Urzędu Wojewódzkiego informacji, jak długo osoba przyjmująca zgłoszenie pracuje na swoim stanowisku i czy wcześniej były jakieś skargi na jej pracę. Mogło zaważyć przytłoczenie sprawami. Dyspozytorzy pracują pod ogromną presją, samych zasadnych zgłoszeń było w woj. łódzkim w 2020 r. 397 595 – to 1089 dziennie, połowa z nich to sytuacje przekazywane Policji (liczby zgłoszeń bezzasadnych urząd nie udostępnia).
Choć urząd zapewnia, że zgłoszenia przyjmowane są zawsze w ten sam sposób, to już retoryka władzy jest inna: wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński wydał specjalne telewizyjne oświadczenie, gdy osoby protestujące w Strajkach Kobiet demonstrowały w budynkach kościołów i malowały napisy na ich fasadach. Kiedy działacze skrajnej prawicy atakują uczestników demonstracji oraz dokumentujących zdarzenia dziennikarzy, próżno szukać podobnych gestów.
Jak mówi aktywista, Policja początkowo prosiła go o informacje związane z incydentem, jednak teraz przy wizytach na komendzie czuje, że formacja chce unikać tego tematu. W relacji na żywo OKO.press podkreślaliśmy, że działania Policji podczas zgromadzenia były tego dnia profesjonalne, w dużym kontraście do nadgorliwych akcji tłumienia protestów opartych na nielegalnym zakazie zgromadzeń, które obserwowaliśmy w 2020 r. „Same zgromadzenia zabezpieczane przez policję, a było ich w sobotę kilka w Łodzi, przebiegały spokojnie i bez poważniejszych incydentów co podkreślali sami ich uczestnicy” – pisze rzeczniczka komendy. W rozmowie z OKO.press pobity przez homofobów w okolicy pochodu również nie miał zastrzeżeń do działań funkcjonariuszy.
Interwencję w sprawie niedopełnienia obowiązków przez służby zapowiada posłanka Sowińska. „Po Marszu Łódź nie była nadzorowana. Za mało robimy w kwestii prewencji – powinniśmy przede wszystkim zapobiegać przestępstwom” – mówi OKO.press.
Co zrobić, jeśli nasze zgłoszenie na 112 nie zostanie należycie potraktowane (czy inny numer alarmowy, bo wszystkie łączą dziś z tym samym centrum)? Dopytywana przez OKO.press rzecznik łódzkiej Policji przyznaje, że jedynym sposobem jest bezpośredni kontakt z lokalną komendą. Ich numery najłatwiej znaleźć wyszukując w internecie.
Za zawiadomienie nawet bezzasadne, ale wykonane w dobrej wierze, nie grozi odpowiedzialność karna. Art. 66 § 1 Kodeksu wykroczeń mówi bowiem, że fałszywy alarm karany jest wtedy, gdy wynika „ze złośliwości lub swawoli” i „chęci wywołania niepotrzebnej czynności’ przez służbę. W takim wypadku grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1.500 złotych. Karane jest również blokowanie telefonu alarmowego „umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny”.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze