0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja GazetaBartosz Banka / Agen...

„Tolerancja należy do polskiego DNA, nas nikt tolerancji nie musi uczyć” – mówił premier Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej 28 września, zapytany o list 50 ambasadorów w obronie osób LGBT w Polsce.

W podobnym duchu - nawiązując do historii - wypowiadali się inni politycy rządzącej prawicy. Sebastian Kaleta, poseł PiS, napisał na Twitterze: “Mniejszości w Polsce były zawsze szanowane, a na zachodzie różnie bywało…”

View post on Twitter

Przekonanie, że Polska była zawsze krajem tolerancyjnym wobec różnych mniejszości, powraca od lat w wypowiedziach polityków prawicy i ma stanowić dowód, że i dziś jest tolerancyjna (ponieważ jest to polska tradycja). Np. w 2017 r. OKO.press analizowało wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, podczas „miesięcznicy smoleńskiej”. Kaczyński mówił wówczas, że Polska była „wyspą tolerancji i wolności”. Do tego politycy prawicy uwielbiają narzekać, że Zachód polskiej tolerancji nie docenia i nas niesprawiedliwie oczernia.

Polska tolerancja - przez chwilę i nie dla wszystkich

Tolerancja należy do polskiego DNA, nas nikt tolerancji nie musi uczyć

konferencja prasowa ,28 września 2020

Sprawdziliśmy

Przez większość swojej historii Polska była nietolerancyjna wobec mniejszości narodowych i etnicznych

Uważasz inaczej?

Jak było naprawdę z tolerancją w Polsce? W skrócie:

  • przeżywała krótki złoty okres pod koniec XVI w.;
  • od XVII w. wprowadzano stopniowo prawa przeciwko „różnowiercom”, czyli niekatolikom;
  • od XVI w. zdarzały się regularnie akty przemocy wobec protestantów – np. palenie zborów;
  • Rzeczpospolita była otwarta dla Żydów, ale kazała im za gościnność drogo płacić, nakładając rozmaite dodatkowe ciężary i ograniczając drastycznie liczbę zawodów, które mogli wykonywać;
  • w XIX i XX w. (a często także wcześniej) Żydzi byli celami zbiorowej przemocy – badacze naliczyli na ziemiach Polskich co najmniej 70 pogromów od początku XIX w., przy czym ostatnie miały miejsce po II wojnie światowej i Zagładzie.

Bardzo krótki złoty okres

Historycy za szczytowy moment tolerancji w Polsce uznają akt konfederacji warszawskiej z 1573 roku, która gwarantowała pokój wyznaniowy i równe traktowanie ludzi (ale tylko wolnych, a więc nie chłopów poddanych stanowiących większość ludności) niezależnie od wyznania. W tym samym czasie Niemcy i Francję rozdzierały konflikty religijne, których Rzeczypospolitej udało się uniknąć.

Znakomity historyk Janusz Tazbir tolerancję nazwał w jednym z wywiadów „cnotą silnych”. Warto także przypomnieć, że historycy – tacy jak Norman Davies – przypisują ją także słabości państwa polskiego.

„Polska »anarchia« i »złota wolność« stały się w tej samej mierze przeszkodą dla skutecznych rządów, co dla fanatyzmu religijnego” – pisał Davies w „Bożym Igrzysku”, swojej wizji historii Polski.

W miarę upadku dawnej Rzeczypospolitej ginęła także tradycja tolerancji. Już w czasie bezkrólewia po śmierci Zygmunta Augusta doszło w Krakowie do rozruchów (10 października 1574). Ich pretekstem było rzekome uderzenie chrześcijańskiego chłopca przeszkadzającego w nabożeństwie protestanckim. Tłum uczniów i studentów zaatakował zbór. Zabito dwóch protestantów. Następnego dnia motłoch zniszczył i obrabował zbór, a na rynku w Krakowie spalono protestanckie książki. Przy ich blasku śpiewano hymn „Te Deum laudamus” („Ciebie Boże chwalimy”). Pod presją protestanckich magnatów skazano na śmierć i ścięto pięciu przypadkowych uczestników. (Opisujemy za: Bohdan Baranowski, Władysław Lewandowski, "Nietolerancja i zabobon w Polsce w XVII i XVIII wieku", Książka i Wiedza 1987, s. 11.). Ostatecznie zbór w Krakowie niszczono w tych latach trzykrotnie, ostatni raz w 1591 roku.

Przeczytaj także:

W ślad za „tumultami” szły także ograniczenia prawne nakładane na protestantów.

W 1658 roku Sejm nakazał polskim arianom zmianę wyznania w ciągu trzech lat lub opuszczenie kraju, grożąc im karą śmierci. Na tzw. sejmie niemym w 1717 roku odebrano protestantom prawo sprawowania urzędów, a rok później usunięto z sejmu ostatniego protestanckiego posła.

Tumult toruński, czyli szczyt tolerancji

W oświeceniowej Europie szerokim echem rozszedł się „tumult toruński” – zamieszki pomiędzy protestantami i katolikami w Toruniu w 1724 roku, za które represjonowano wyłącznie protestantów (dwóch burmistrzów miasta skazano na śmierć).

Zamieszki rozpoczęły się od bójki pomiędzy uczniami szkół protestanckich i wychowankami jezuitów. Straż miejska zatrzymała jednego z uczniów katolickich. W odpowiedzi uczniowie jezuitów złapali ewangelika i zatrzymali jako zakładnika. Wówczas tłum protestantów włamał się do kolegium jezuickiego i uwolnił chłopca siłą. Doszło do bijatyki i zdemolowania kolegium jezuitów.

Jezuici oskarżyli później protestantów, że w czasie awantury doszło do „zbezczeszczenia” hostii i świętych obrazów. Katolicka szlachta wierzyła, że obrazy krwawią, a w mieście dzieją się cuda. Król August II przysłał do miasta komisję, składającą się z katolickich magnatów. Skazała ona burmistrza toruńskiego, je­go zastępcę oraz kilkunastu mieszczan na ścięcie.

„Czte­rem oskarżonym o udział w »świętokradztwie« miano przed śmiercią uciąć prawą rękę, a ciała ich później spalić. Jeden z mieszczan uznany za najbardziej winnego miał być rozćwiartowany”. (za: Bohdan Baranowski, Władysław Lewandowski, "Nietolerancja i zabobon w Polsce w XVII i XVIII wieku", Książka i Wiedza 1987, s. 60.). Sprawa poruszyła opinię publiczną w Europie i na wiele lat stała się przykładem przypisywanej Polakom bigoterii i katolickiego fanatyzmu.

Pogromy Żydów - od średniowiecza

Przez stulecia na terenach Rzeczypospolitej dochodziło także do zamieszek przeciwko Żydom – oskarżanym często o mord rytualny. Oto przykład ze średniowiecza:

W 1407 roku doszło do pogromu w Krakowie. Według relacji Jana Długosza:

„Gdy kanonik wiślicki mistrz Budek, po wygłoszeniu kazania do ludu w kościele Św. Barbary miał schodzić z ambony, powiedział, że kartka, którą położono na ambonie, zawiera prośbę i napomnienie, aby wygłosił ludowi pewne nowe wydarzenie, straszny występek, ale on tę prośbę celowo pominął milczeniem, ponieważ podobne ostrzeżenie wywołało, jak wiadomo, w mieście Pradze wielkie rozruchy. Na nalegania tłumu, który zbyt pożądliwie chciał poznać wiadomość i na jego prośbę, by nie ociągał się powiedzieć, o co chodzi, wszedłszy z powrotem na ambonę, lekkomyślniej niż przystało magistrowi i kaznodziei, podaje do publicznej wiadomości niegodziwą prośbę. Ta prośba zaś zawierała wiadomość, że Żydzi mieszkający w Krakowie zabiwszy poprzedniej nocy chrześcijańskie dziecko, w jego krwi czynili bezbożne niegodziwości, a kapłana, który niósł do chorego Najświętszy Sakrament eucharystii, obrzucili kamieniami. Usłyszawszy to cały lud jakby na dany sygnał podniósł bunt i zaczął się srogo mścić na Żydach”.

Żydom zakazywano także osiedlania się w wielu miastach (np. w Warszawie, która miała przywilej de non tolerandis judaeis). Żydzi mieli także liczne ograniczenia zawodowe - m.in. zakaz posiadania ziemi (aż do XIX w.). Musieli też płacić rozmaite podatki, z których zwolniona była chrześcijańska ludność.

Co najmniej 70 pogromów od XIX wieku

Pogromy Żydów na ziemiach polskich wydarzały się regularnie od lat 80. XIX wieku do lat 40. XX wieku. Oto kolejny (z wielu) przykładów.

W warszawskim kościele św. Krzyża podczas mszy 25 grudnia 1881 roku ktoś w tłumie wiernych krzyknął „gore”, wywołując panikę, w której zostało zatratowanych na śmierć 20 osób. Przez miasto natychmiast przetoczyła się plotka, że panikę wywołał złodziej Żyd, złapany na gorącym uczynku. Pogrom trwał od 13 w niedzielę 25 grudnia do wtorku 27 grudnia; zginęły dwie osoby, 24 zostały ranne, ale ponad 2 tys. rodzin (w przytłaczającej większości ubogich – kramarzy, szynkarzy i sklepikarzy) straciło w części lub w całości majątek. W sercu dzielnicy żydowskiej – na Nalewkach i Grzybowie – zorganizowana przez mieszkańców samoobrona stawiła czoło napastnikom; na Rybakach wspólnie bronili się Żydzi i katolicy. Policja interweniowała późno, aresztując 2,6 tys. osób. Jedną trzecią zatrzymanych za udział w pogromie stanowili robotnicy.

Bardzo trudno w ogóle znaleźć przykłady „tolerancji” wobec Żydów w Polsce w XIX i XX wieku: antysemityzm był kluczowym elementem programu jednego z najważniejszych polskich ugrupowań politycznych, czyli Narodowej Demokracji, a w okresie dwudziestolecia międzywojennego także innych ugrupowań nacjonalistycznych (takich jak ONR “Falanga”). II Rzeczpospolita ograniczała m.in. prawa mniejszości narodowych, a program rządu RP pod koniec lat 30. zakładał zmuszenie Żydów do emigracji.

Do pogromu na Żydach – z udziałem polskiej skrajnej prawicy – doszło w Warszawie nawet w czasie okupacji niemieckiej, na Wielkanoc 1940 roku. Historia pogromów w Jedwabnem w 1941 czy w Kielcach w 1946 roku jest doskonale znana badaczom – chociaż niekoniecznie politykom i polityczkom PiS, którym zdarza się kwestionować prawdę historyczną na ten temat (jak np. zdarzyło się to minister edukacji Annie Zalewskiej we wrześniu 2016).

Do wielu przypadków mordowania ocalałych z Zagłady Żydów (zamordowano ich prawdopodobnie około tysiąca) dochodziło także w pierwszych latach powojennych; najgłośniejszym, ale bynajmniej nie jedynym, przypadkiem był pogrom w Kielcach 4 lipca 1946 roku (ogółem między 1805 i 1946 rokiem było ich na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej co najmniej 70).

Nie wiemy, jak panowie Morawiecki i Kaleta wyobrażają sobie tradycje tolerancji - może właśnie w ten sposób?

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze