0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Jack GUEZ / AFPPhoto by Jack GUEZ /...

W sobotę 31 sierpnia 2024 izraelska armia odnalazła ciała szóstki zakładników. To 24-letnia Eden Jeruszalmi, 23-letni Hersz Goldberg-Polin, 32-letni Aleksander Lobanow, 25-letni Almog Sarusi, 25-letni Ori Danino i 40-letnia Carmel Gat.

Na oficjalną informację o potwierdzeniu ich tożsamości Izraelczycy czekali do poranka 1 września. Wówczas potwierdził tę informację rzecznik izraelskiej armii Daniel Hagari.

Co wiemy o okolicznościach ich śmierci?

Śmierć szóstki zakładników

Izraelczycy twierdzą, że w sobotę żołnierze znaleźli sześć ciał w tunelu pod miastem Rafah, niedaleko miejsca, gdzie we wtorek 27 sierpnia znaleziono żywego zakładnika, Farhana al-Kadiego.

Według izraelskiego Ministerstwa Zdrowia pośmiertne badanie kryminalistyczne wykazało, że cała szóstka zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości. Mieli zginąć między czwartkiem a piątkiem rano. Hamas wydał w tej sprawie dwa oświadczenia, dopiero w drugim znalazło się twierdzenie, że zakładnicy zginęli od izraelskich kul.

Pełne szczegóły ich śmierci pozostaną na razie zagadką. Nie wiemy, czy była to zaplanowana egzekucja, czy na przykład reakcja na obecność w okolicy izraelskich żołnierzy i ryzyko odbicia szóstki zakładników. To tylko spekulacje. Bez względu na szczegóły, podstawowe fakty są takie: szóstka zakładników została zamordowana, a zdarzenie wstrząsnęło Izraelem i znacznie zwiększa presję na premiera Netanjahu, by przyjął porozumienie z Hamasem w celu odzyskania pozostałych zakładników.

W Strefie Gazy pozostaje około 65 żywych zakładników

Według wyliczeń „Times of Israel” przed śmiercią szóstki zakładników, w Strefie Gazy znajdowało się 103 spośród 251 porwanych 7 października zakładników. Teraz liczba ta spada do 97, ale według izraelskiej armii aż 33 osoby spośród nich nie żyją. A to oznacza, że śmierć szóstki osób to śmierć znacznej części dotychczasowych zakładników. Dla Hamasu zamordowanie sześciu zakładników to ryzykowny ruch, bo osłabia ich pozycję w negocjacjach, zmniejsza liczbę zakładników do wymiany. To zwiększa prawdopodobieństwo, że było to działanie spontaniczne. Z drugiej strony ten morderczy akt może nieść za sobą pragmatyczną logikę: może to być demonstracja, że jedyna droga do odzyskania żywych zakładników wiedzie przez negocjacje.

Dotychczasowe doświadczenie jest jasne: zdecydowana większość zakładników, którzy wrócili ze Strefy Gazy, została uwolniona w wyniku wynegocjowanej z Hamasem umowy. Dotychczas udało się uratować 117 osób, z czego 105 wróciło do domów w wyniku jednej umowy w listopadzie 2023 roku.

Odbijanie zakładników? Armia nieskuteczna

Skuteczne akcje odbicia zakładników są rzadkie i często wiążą się z ogromnymi stratami. 8 czerwca Izrael odbił czwórkę osób z obozu dla uchodźców w Nusejrat. W trakcie operacji zepsuł się pojazd, którym transportowano uwolnionych zakładników, wezwano posiłki, prowadzono naloty, a budynki, w których przetrzymywano zakładników, zniszczono. Zdaniem oficjeli z Gazy zginęły 274 osoby, zdaniem Izraela „niecałe 100 osób”. Nawet gdyby prawdziwa była wersja izraelska, cena życia jednego zakładnika była tutaj ogromna. Hamas z pewnością świadomie umieszcza zakładników w budynkach cywilnych, a izraelska armia dokładnie zdaje sobie sprawę, co to oznacza. Po operacji „New York Times” rozmawiał z mężczyzną, który twierdzi, że w jej wyniku stracił 18 członków rodziny.

W grudniu zeszłego roku izraelscy żołnierze zabili trójkę zakładników-uciekinierów, którzy nie mieli na sobie koszulek i machali zaimprowizowaną białą flagą. Zdaniem armii zdarzenie miało miejsce podczas ostrej wymiany ognia.

Nie wiemy też, ilu dokładnie zakładników zginęło w wyniku izraelskich nalotów.

Z tych kilku zdarzeń, po niemal 11 miesiącach trwania izraelskiej inwazji można wysnuć kilka podstawowych wniosków. Po pierwsze, najskuteczniejszym sposobem odzyskania zakładników jest układ z Hamasem. Po drugie, militarne odbicie zakładników jest ekstremalnie trudne i może łączyć się z dziesiątkami postronnych ofiar. I wreszcie po trzecie, prowadzona przez Izrael inwazja Strefy Gazy stanowi śmiertelne zagrożenie nie tylko dla mieszkańców Gazy, ale też dla przetrzymywanych tam zakładników.

Wolna reakcja Netanjahu

Dlatego miesiąc po miesiącu coraz więcej osób w Izraelu dochodziło do wniosku, że jeśli chcemy odzyskać swoich bliskich, jedynym skutecznym wyjściem jest zawieszenie broni i układ polityczny z Hamasem.

Najprawdopodobniej zdawał sobie z tego sprawę również premier Netanjahu. Mimo tego od miesięcy głównie pozorował rozmowy pokojowe. W lipcu w Teheranie zamordowany został (Izrael oficjalnie się do morderstwa nie przyznaje) Ismail Hanije, jeden z przywódców Hamasu i jeden z głównych negocjatorów z Izraelem.

Odkrycie ciał szóstki zakładników po prawie roku od ich porwania dla wielu osób w Izraelu przelało jednak czarę goryczy. Ludzi sprowokowała też reakcja premiera na wiadomość z poranka 1 września. Netanjahu długo zwlekał z jakimkolwiek oficjalnym komentarzem. Wcześniej zareagował prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden (jedna z ofiar – Hersz Goldberg-Polin – ma także obywatelstwo Stanów Zjednoczonych). Premier Izraela przed godziną 11:00 wydał pisemne oświadczenie w mediach społecznościowych, niemal 20 minut później opublikował trzyminutowe wideo z przemówieniem z własnego gabinetu. Nie wystąpił publicznie, nie odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Strajk generalny

Już w niedzielę 1 września na ulicę izraelskich miejscowości wyszły tysiące wściekłych osób. Liczebność tłumu w Tel Awiwie szacowano na niemal pół miliona. W tym samym czasie prezes federacji związkowej Arnon Bar-Dawid zaapelował, by od poniedziałku rozpocząć w Izraelu strajk generalny. Jak przekazał na konferencji prasowej, podjął decyzję po spotkaniu z rodzinami zakładników.

„Nie da się stać z założonymi rękami, gdy nasze dzieci są mordowane w tunelach Gazy” – przekazał, i zaapelował: „potrzebujemy umowy [z Hamasem], umowa jest dziś ważniejsza niż cokolwiek innego”.

Historia Histadrutu sięga czasów sprzed powstania państwa żydowskiego na Bliskim Wschodzie, a jej pierwszym prezesem był Dawid Ben-Gurion. Organizacja twierdzi, że ma 800 tys. członków, co odpowiada niemal 20 proc. pracowników w Izraelu.

Zarówno wczoraj, jak i dziś w wielu miejscach policja próbowała rozbijać protesty i kwestionowała ich legalność. W Tel Awiwie zatrzymano 25 osób, z czego 18 przetrzymano w areszcie całą noc. Poniedziałek nie rozpoczął się w Izraelu od pełnej blokady całego kraju. Pod wpływem presji do strajku dołączają jednak kolejne firmy i organizacje, na przykład administracje miejskie Tel Awiwu i Hajfy. Międzynarodowe lotnisko imienia Dawida Ben-Guriona strajkowało od ósmej rano. Przyloty były dozwolone, ale żadne samoloty nie mogły z lotniska startować. Protestujący w wielu miejscach blokowali autostrady, kluczowe skrzyżowania i tory kolejowe.

Sąd zatrzymuje strajk po kilku godzinach

Przed 14:00 czasu lokalnego sąd w Tel Awiwie w odpowiedzi na otrzymaną skargę zarządził, że strajk jest nielegalny. Powód? Zdaniem sądu to akcja polityczna, a nie propracownicza. Sąd zarządził, by strajk przerwać o 14:30. Chwilę później prezes Histadrutu Anon Bar-Dawid ogłosił, że Histadrut kończy strajk.

„Żyjemy w kraju prawa i szanujemy decyzję sądu. Dlatego apeluję do wszystkich, by o 14:30 wrócili do pracy. Chcę podkreślić, że strajk solidarnościowy był ważnym krokiem i podtrzymuję zdanie, że był konieczny. Pomimo prób odmalowania naszej solidarności w politycznych barwach, setki tysięcy obywateli zagłosowało swoim uczestnictwem” – przekazał w wypowiedzi dla mediów Bar-Dawid.

To duży cios dla ruchu protestu. Strajk generalny to jednak niejedyna forma sprzeciwu wobec działań władzy, a wczorajsze i dzisiejsze demonstracje pokazują, że poziom emocji jest bardzo wysoki. Pytanie więc, czy wszyscy strajkujący zastosują się do wyroku sądu, jak liczne i wytrwałe będą dalsze antyrządowe demonstracje. W rozmowach, które wśród strajkujących przeprowadził dziś Julian Borger z brytyjskiego „Guardiana”, dominuje jednak apatia i rozczarowanie.

Netanjahu ma już sporo doświadczenia w przeczekiwaniu politycznego gniewu. W ostatnich latach wielokrotnie obserwował wielotysięczne demonstracje przeciwko swojemu rządowi i prowadzonym przez niego zmianom w systemie sądownictwa.

Premier otoczony

Dziś jest politycznie okrążony z wielu stron. Wieczorem w czwartek 29 sierpnia podczas posiedzenia rządu Netananjahu w ostatniej chwili zaproponował i przegłosował rezolucję, według której Izrael nie wycofa się z tak zwanego korytarza filadelfijskiego. To izraelska nazwa na drogę wzdłuż granicy Egiptu ze Strefą Gazy. Netanjahu chce, by Izrael kontrolował ten skrawek ziemi nawet po zakończonej wojnie. Robi to wbrew szefowi sztabu armii Herclowi Halewiemu i jednynemu przeciwnikowi rezolucji wewnątrz rządu – Jowaowi Galantowi. Podczas posiedzenia rządu miało dojść do kłótni, a Galant oskarżał Netanjahu o porzucenie zakładników.

To też kolejny krok, w którym premier Izraela pokazuje, że nie interesuje go układ, który zakończyłby wojnę i pozwolił zakładnikom wrócić do domów. Wycofanie się z granicy jest bowiem częścią uzgodnionych ram potencjalnej umowy, w ramach której zakładnicy zostaliby uwolnieni.

1 września w mediach społecznościowych Galant zamieścił apel: tę decyzję należy natychmiast odwrócić, bo oddala nas od porozumienia. Sprawa pogłębia rosnącą od miesięcy niechęć pomiędzy premierem i ministrem Galantem oraz dowództwem armii. Galant już otwarcie opowiada się za porozumieniem. Część ministrów rządu ciągnie jednak premiera w przeciwną stronę.

Skrajna prawica chce torpedować rozmowy

„Mamy dziś władzę i nie wstydzę się powiedzieć, że zamierzamy jej użyć, by zapobiec lekkomyślnej umowie, i by przerwać negocjacje” – powiedział dziś do protestujących przeciwko strajkowi generalnemu przez kancelarią premiera minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gewir. Ben-Gewir jest liderem skrajnie prawicowej, rasistowskiej i antyarabskiej partii Żydowska Siła. Partia ma sześciu deputowanych w 120-osobowym Knesecie i razem z inną partią o tym samym profilu (Narodowa Partia Religijna – Religijny Syjonizm, siedem osób w Knesecie) jest częścią koalicji Benjamina Netanjahu. Obie partie są kluczowe dla utrzymania większości w Knesecie. Bez nich Netanjahu traci władze. A będzie się jej kurczowo trzymał – bez niej grozi mu wznowienie jego procesów korupcyjnych i więzienie.

Wraz ze strajkiem generalnym i kolejną falą antyrządowych protestów stawka się zwiększa, a skrajna prawica może się domagać więcej.

„Dajecie nam siłę, możecie sobie krzyczeć” – zwracał się dziś do protestujących przeciwko rządowi Ben-Gewir – „my wykonamy naszą pracę i upewnimy się, że Netanjahu się nie ugnie i nie będzie żadnej niekorzystnej umowy”.

Netanjahu wciąż się trzyma

Dla większości obserwatorów rozmów między Izraelem i Hamasem od miesięcy jest jasne, że zakulisowe działania izraelskiego rządu mają na celu przede wszystkim nieosiągnięcie ostatecznego porozumienia i w konsekwencji polityczne przetrwanie Netanjahu. Dziś przed południem anonimowy urzędnik izraelskiego rządu powiedział kanałowi N12, że w rządzie zdają sobie sprawę, że rozumie to też już większość izraelskiej opinii publicznej.

Sytuacja premiera jest więc trudna, ale wciąż to on ma większość w Knesecie i w rządzie. Być może nigdy nie był w tak trudnej sytuacji, jak dziś. Ale wielokrotnie podnosił się, gdy go skreślano. A w ostatnich miesiącach zaufanie do rządu nieco się odbudowało. Można to łączyć z zagrożeniem ze strony Iranu i Hezbollahu oraz ze skutecznymi egzekucjami liderów Hamasu, w tym Ismaila Haniji. Sondaże pokazują, że obecny blok rządowy nie zdobyłby większości, ale Likud w prawie każdym sondażu ma ponad 20 miejsc w Knesecie (w Izraelu mamy jeden okręg wyborczy i wyniki sondaży podaje się w miejscach w Knesecie, a nie w procentach), czasem zbliżając się do 30 miejsc.

A niektóre sondaże nie dają też większości obecnej opozycji. W niektórych przypadkach brakuje im kilku głosów, którymi dysponują partie izraelskich Arabów. A to potencjalny scenariusz politycznego chaosu, w którym Netanjahu czuje się znakomicie. Pytanie, jak na jego notowania wpłyną obecne protesty i śmierć szóstki zakładników. W silnie podzielonym społeczeństwie trudno się jednak w pełni skompromitować – jego Likud wciąż ma silną bazę. A dobrze radzą sobie wspomniane wcześniej partie rasistowskie – sondaże dają im dziś 14-16 miejsc.

Nie odwracajmy wzroku od Gazy

Nie można w tym momencie odwracać wzroku od Gazy i zapominać o losie Palestyńczyków. Pamiętajmy, że większość protestujących Izraelczyków nie wychodzi na ulice, bo poruszył ich los cierpiących w Strefie Gazy cywilów. Protestujący obwiniają premiera o nieudolność w zorganizowaniu powrotu porwanych w październiku zakładników do swoich domów. Gdy na plakatach protestujących widać napis „morderca”, to nie chodzi o tysiące śmierci niewinnych mieszkańców Strefy Gazy, a o zamordowanych zakładników.

W sondażach większość popiera zawieszenie broni, bo akceptuje, że jest to najskuteczniejsza droga do odzyskania zakładników. Jednocześnie nieustannie większość uważa, że izraelska inwazja na Gazę jest uzasadniona. I nie ma na to wpływu rosnąca liczba ofiar w Strefie Gazy – według najnowszych oficjalnych liczb to już ponad 40 tys. osób. W mainstreamowych izraelskich mediach cierpienie Gazy jest niemal niewidoczne. Ofiary izraelskich działań wojennych w Gazie, w przeciwieństwie do szóstki zamordowanych zakładników, są w większości anonimowe dla wszystkich poza najbliższą rodziną.

W momencie, gdy Izrael zastanawia się, czy strajk generalny jest legalny, mieszkańcy Gazy zmagają się z ryzykiem epidemii polio. Ta choroba została przez ostatnie dekady niemal wyeliminowana – w 2022 roku zarejestrowano jedynie 30 przypadków na całym świecie. Przez fatalne warunki sanitarne, dwa tygodnie temu w Gazie zarejestrowano jednak pierwszy przypadek polio od 25 lat u niemal rocznego chłopca. Międzynarodowe organizacje próbują teraz zaszczepić 640 tys. dzieci, ale warunki ciągłej inwazji dramatycznie utrudniają to zadanie. Protesty nie zatrzymują też izraelskiej armii. W niedzielę izraelski atak uderzył w szkołę, którą zmieniono w schronisko dla przesiedlonych. Według Palestyńczyków zginęło przynajmniej 11 osób.

Mr Security

To wszystko dzieje się w momencie, gdy presja na Izrael ze strony Hezbollahu w Libanie rośnie, napięcia na Zachodnim Brzegu są najwyższe od drugiej Intifady, a atakujący Palestyńczyków izraelscy osadnicy są bezkarni. Chociaż Netanjahu mieni się gwarantem bezpieczeństwa dla Izraela, jego bezpieczeństwo jest pod każdym względem bardziej zagrożone niż rok temu. Chociaż mamy coraz więcej zwolenników zawieszenia broni, to mało kto ma pomysł, jak zorganizować pokojowe współistnienie, odbudować Gazę, zagwarantować faktyczne bezpieczeństwo tak Izraelczykom, jak i Palestyńczykom.

Presja na dogadanie się z Hamasem w sprawie zakładników i zawieszenia broni jest dziś silna jak nigdy. A umowa to wyjście z koalicji skrajnej prawicy i koniec rządu Netanjahu. To pożądany ruch dla wszystkich, którzy chcą pokoju i sprawiedliwości – Netanjahu i skrajna prawica są hamulcowymi tej sprawy. Ale izraelski konsensus w sprawie Palestyny i tak jest silnie wychylony na prawo. Dzisiejsza opozycja, gdyby przejęła rządy, nie gwarantuje długoterminowej poprawy bezpieczeństwa dla wszystkich mieszkańców ziem między Morzem Śródziemnym a rzeką Jordan.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze