0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plfot. Jakub Wlodek / ...

Odetchniemy z ulgą? Taki plan ma Unia Europejska, której państwa zgodziły się na zmianę norm jakości powietrza od 2030 roku. Zmienia się dużo, a unijne normy w niektórych zbliżą się do wyśrubowanych rekomendacji Światowej Organizacji Zdrowia. Wprowadzenie unijnego planu w życie w niektórych miejscach może być jednak trudne. Wciąż czekamy na efekty akcji wymiany pieców, które nadal są głównym źródłem rakotwórczych substancji w powietrzu.

Ile smogu to za dużo smogu?

Unia postanowiła o obniżeniu dopuszczalnych wartości stężenia pyłów zawieszonych PM10 i PM2,5 w powietrzu – i to najważniejsza zmiana. To one dostają się do atmosfery z „kopciuchów” – pieców niespełniających podstawowych norm. Aktualne normy stężenia pyłu PM10 (o większym rozmiarze cząstek) wynoszą 40 mikrogramów dla średniej rocznej i 50 dla średniej dobowej. Od 2030 roku będą one wynosić kolejno 20 mikrogramów na metr sześcienny w ujęciu średniorocznym i 45 mikrogramów dla jednej doby. Ostrzejsze są normy dotyczące pyłu PM2,5. To zrozumiałe, bo jego drobne cząsteczki o wiele łatwiej dostają się do organów wewnętrznych. Nowa norma będzie dopuszczać 10 mikrogramów dla roku (obecnie 20 mikrogramów) i 25 dla doby (obecnie brakuje takiego wskaźnika). W obu przypadkach przekroczenia będą dopuszczalne przez 18 dni w roku.

Nieco osobną sprawą są limity dla dwutlenku azotu. To rakotwórcza substancja, która do powietrza dostaje się ze spalinami samochodowymi. Do tej pory w UE obowiązuje jedynie dopuszczalny poziom jej średniorocznego stężenia – 40 mikrogramów na metr sześcienny. Od 2030 roku będzie to 20 mikrogramów. Ponadto Unia wyznaczyła też dopuszczalny poziom dla jednej godziny (200 mikrogramów) i doby (50 mikrogramów), jak i liczbę godzin z przekroczeniem norm (zaledwie jedna w ciągu roku).

W przypadku przekroczenia limitów mieszkańcy najmocniej zasmogowanych obszarów będą mogli dociekać prawa do czystego powietrza przed sądem, domagać się odszkodowania czy zmian w prawie przyspieszających walkę ze smogiem.

[caption id=„” align=„alignnone” width=„2048”] Nowe unijne normy[/caption]

Milion mniej „kopciuchów”, ale i tak mamy problem

„To dobra wiadomość dla mieszkańców naszego kraju. Polska, jako jedno z państw z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem będzie musiała podjąć znaczący wysiłek, żeby dostosować się do nowych regulacji w ciągu najbliższych lat” – mówi Piotr Siergiej, rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego.

Przeczytaj także:

„W Polsce stężenie PM2.5 mierzymy w 136 miejscowościach, a tylko w 6 z nich spełnione są nowe normy. Podniesienie standardów czystości powietrza oznacza przede wszystkim konieczność przyspieszenia wymiany »kopciuchów«. Oznacza to, że Program Czyste Powietrze, który dotuje wymianę takich starych urządzeń, powinien działać na jeszcze większą skalę. Dobra wiadomość jest taka, że w ostatnich latach w Polsce liczba tych starych, pozaklasowych kotłów zmalała o milion sztuk. Niestety – wciąż ponad dwa miliony takich kotłów zanieczyszcza powietrze, ale już teraz widzimy pozytywny wpływ wymiany kotłów w Polsce. Stężenia pyłów zawieszonych PM10, PM2.5 i rakotwórczego benzo(a)pirenu powoli spadają, a zimowy smog jest coraz słabszy” – podkreśla Siergiej.

W małych miejscowościach kopci

Mimo postępów wielu polskim miejscowościom na razie daleko do nowych norm ustanowionych przez Unię. Pokazuje to między innymi zeszłoroczny ranking Polskiego Alarmu Smogowego. Według zestawienia stężenie pyłu PM2,5 w 10 miastach przekraczało obecne normy przez więcej niż 30 dni. Chodziło głównie o ośrodki na południu Polski – na przykład Pszczynę, Nową Rudę i Suchą Beskidzką. W zestawieniu znalazło się jednak również Nowe Miasto Lubawskie, położone na pograniczu Kujaw i Warmii. Wielu miejscowościom jeszcze trudniej będzie przestrzegać norm dla pyłu PM10. W Nowej Rudzie pomiary pokazały przekroczenie przez 95 dni, w Suchej Beskidzkiej – przez 76 dni, w Pszczynie – przez 75 dni. Reszta miejscowości z pierwszej dziesiątki nie spada poniżej poziomu 50 dni ze stanem ponad limit.

Z zestawień wypadł kiedyś w nich przodujący, a dziś wskazywany jako prymus walki ze smogiem Rybnik. W 2023 roku pomiary wskazywały tam na zaledwie 16 dni ze smogiem (w 2014 – 127). Samorządowcy i mieszkańcy zbierają w ten sposób owoce trwającej od 2018 roku kampanii antysmogowej, podczas których rybniczanie złożyli ponad 6,4 tys. wniosków o dofinansowanie wymiany pieca w programie „Czyste Powietrze”.

Metropolie cierpią przez obwarzanki

W zestawieniach przodują mniejsze miejscowości, jednak i większe miasta mają problemy z jakością powietrza. W nowej normie nie zmieści się między innymi uznawany kiedyś za smogową stolicę Polski Kraków – znajdujący się powyżej obecnie obowiązujących limitów PM10 przez 31 dni. To jedno z miast, które nadal mierzą się z problemem smogu mimo znaczącej poprawy jakości powietrza. Jeszcze w sezonie grzewczym 2012/13 Kraków notował 125 dni z przekroczeniem norm. Poprawę notuje również Warszawa, choć również miałaby problem, by zmieścić się w normie – średnioroczne stężenie PM10 sięgało 30, a PM2,5 – 20 mikrogramów na metr sześcienny.

Taki wynik może rozczarowywać, biorąc pod uwagę wysiłek, który oba miasta włożyły w walkę ze smogiem. Z Warszawy pomiędzy 2018 a 2023 rokiem zniknęło 10 tysięcy „kopciuchów”. Kraków zakazał używania jakichkolwiek pieców na stałe paliwo – w tym węgiel i drewno. W przypadkach obu miast liczy się jednak też „napływowe” zanieczyszczenie, docierające z okalających je miejscowości. W lutym '24 w krakowskim „obwarzanku” okolicznych gmin wciąż kopciło 12 tys. pozaklasowych pieców, w przypadku Warszawy było to aż 41 tys. kotłów. Tempo wymiany pieców w stolicy i jej okolicach jest powolne. W 2023 ponad połowa gmin nie przekroczyła liczby 50 wymienionych źródeł ogrzewania (najgorszy wynik to zaledwie trzy), a w sumie pozbyto się 2,6 tys. „kopciuchów”. Warszawa w zeszłym roku wymieniła ich ponad 500, w 2024 ma ubyć kolejny tysiąc z nich.

„Już niedługo to przedmieścia będą jedynym źródłem zimowego zanieczyszczenia powietrza w Warszawie. Konieczna jest więc jakaś forma współpracy pomiędzy gminami z aglomeracji i stolicą. Liczę na to, że Warszawa pomoże gminom uporać się z tym problemem – inaczej ze smogiem w aglomeracji borykać się będziemy przez dekady” – mówi Piotr Siergiej z PAS.

Smog znika dzięki gazowi. A jego era też mija

Osobną sprawą są normy dwutlenku azotu. Za sześć lat z dróg powinny w większości zniknąć najstarsze diesle – bo to te samochody najmocniej dokładają się do zanieczyszczenia tą substancją. By przyspieszyć ten proces, potrzebujemy jednak Stref Czystego Transportu. Na razie jedyna w Polsce funkcjonuje w Warszawie, a jej reguły są wyjątkowo łagodne dla posiadaczy „jeżdżących kopciuchów”, o czym już pisaliśmy. Wprowadzenie swojej strefy odroczył z kolei Kraków.

Mimo to walka ze smogiem idzie do przodu, a zimowe zanieczyszczenie powietrza jest zdecydowanie mniej dotkliwe, niż choćby dekadę temu. Z pewnością przyczyniają się do tego też powtarzające się łagodne zimy. Nie sposób jednak nie zauważyć statystyk przyspieszającej wymiany „kopciuchów”. W tym procesie będzie jednak potrzebna zmiana. W Unii Europejskiej nie można będzie niedługo dotować wymiany kotłów na gazowe, jeśli są one jedynym źródłem ogrzewania. To część już uchwalonej unijnej dyrektywy, która jednak nie będzie miała przełożenia na dotacje do końca 2025 roku – zgodnie z ustalonymi już harmonogramami wypłat wsparcia.

Więcej na pompy?

Gaz to paliwo kopalne, którego spalanie dokłada się do efektu cieplarnianego. Dlatego Bruksela chce ograniczyć jego użycie, a w końcu pozbyć się z techniki grzewczej. Brak dopłat to niejedyna planowana przez UE zmiana. W planie jest też objęcie kotłów gazowych dodatkową opłatą (od 2027 roku) i zakaz ich montażu w nowych budynkach (od 2030). Do 2035 roku nikt nie zakaże jednak używania dotychczas zainstalowanych. Po tej dacie nie będzie można ich montować w budynkach, które będą przechodziły remont i termomodernizację.

Problem w tym, że to piece gazowe były dotychczas najczęściej finansowane w rządowym programie wymiany kotłów „Czyste Powietrze”. Od 2018 do 23 roku państwowa dopłata wsparła kupno 230 tys. z nich. W ostatnich latach traciły na popularności na rzecz pomp ciepła. Koszt ich zakupu i instalacji jest jednak nadal dużo droższy niż w przypadku pieców gazowych. Dlatego rząd musi przemyśleć, w jaki sposób dzielić kolejne transze wsparcia, a być może poszukać nowych środków na dotacje.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze