Przedstawiamy pełne wyniki "sondażu obywatelskiego" dotyczącego Jednej Listy opozycji, w tym surowe wyniki przed obróbką. Analizujemy słabsze i silniejsze strony metody, pytamy autora badania Andrzeja Machowskiego i samych siebie, czy takie badanie ma sens
"Sondaż obywatelski", którego wyniki w mocno przetworzonej formie opublikowała w poniedziałek 20 marca "Gazeta Wyborcza", narobił wiele szumu, wzbudził kontrowersje i emocje. Czy to rzeczywiście przełomowe badanie, które rozstrzyga kwestię wyborczych koalicji? Czy raczej - jak sugerują liczni krytycy tej publikacji, również specjaliści od sondaży - nieprzejrzysty metodologicznie projekt sondażowo-polityczny ze z góry założoną tezą?
OKO.press podchodzi do problemu po swojemu - analitycznie i rzeczowo. W rozmowie z nami autor sondażu Andrzej Machowski* broni swoich metod, a także odrzuca zarzut, że przy pomocy sondażu uprawia politykę.
"Sondaż obywatelski" (za blisko 90 tys. zł zebranych w zbiórce publicznej, w tym "znacząca wpłata" Fundacji Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza) został przeprowadzony przez Kantar Public dla Fundacji Forum Długiego Stołu. Piszemy sondaż, choć w rzeczywistości były to cztery badania telefoniczne, przeprowadzone na standardowych 1000-osobowych próbach, a każde z badań mierzyło jeden z czterech wariantów startu formacji opozycyjnych w wyborach parlamentarnych:
Najważniejszy wynik, jaki przedstawił autor badania Andrzej Machowski, a także "Wyborcza" w poniedziałkowej prezentacji, to przeliczenie, ile mandatów zdobyłaby opozycja w każdym z nich:
Rzecz w tym, że w pierwszej prezentacji nie pokazano surowych danych (wyników sondażu), ograniczając się do wskaźnika poparcia pięciu partii, który posłużył do wyliczenia mandatów.
Dzięki uprzejmości Andrzeja Machowskiego możemy teraz przedstawić Czytelnikom i Czytelniczkom OKO.press pełne wyniki tego głośnego badania. Publikujemy też tekst ankiety, jaka była używana w badaniu. Oczywiście w czterech wersjach A, B, C i D.
Podanie tych informacji rozwiewa wiele krytycznych uwag. Pozostają jednak w mocy wątpliwości dotyczące zastosowanej metody badawczej, która w wielu miejscach odbiega od zwykłych sondaży.
Przedstawiając wyniki "obywatelskiego sondażu" w wariancie A, "Wyborcza" opublikowała następujący wykres:
Wprowadziło to sporo zamieszania. Wyniki sumują się do 100 proc., ale nie ma tu PSL, który - o czym za chwilę - był tuż pod kreską. Nie ma też głosów osób niezdecydowanych.
Rzecz w tym, że wykres nie przedstawia odpowiedzi osób badanych, ale wyliczony w specyficzny sposób "podział wyborczego tortu".
Przedstawiając wyniki sondaży, media (w tym OKO.press) podają z reguły wyniki wyjściowe (tzw. surowe) oraz opisują, w jaki sposób przeliczają je na mandaty. "Wynik wyborczy" podany przez "Wyborczą" to jeden z ostatnich etapów tego przeliczenia. Zastąpił on podstawową informację, jak odpowiadały osoby badane na pytanie o partyjne preferencje.
Na szczęście możemy państwu zaprezentować te podstawowe wyniki obywatelskiego sondażu. A także wiele więcej danych, które przedstawimy poniżej na naszych wizualizacjach.
Dla wariantu A dane wyjściowe wyglądały tak:
Tak wyglądają odpowiedzi na klasyczne pytanie, jakie zadawali ankieterzy Kantara (całą ankietę zobaczysz niżej): "Gdyby wybory do Sejmu były w najbliższą niedzielę, a na karcie do głosowania byłaby taka lista komitetów wyborczych, jak Pani przedstawię, to na kogo by Pani zagłosowała?". Policzone wśród osób badanych, z pominięciem tych, które zadeklarowały, że nie zagłosują lub nie wiedzą, czy zagłosują.
Już na pierwszy rzut oka widać rzecz zaskakującą w porównaniu ze zwykłymi sondażami: wyjątkowo duży (8,5 proc.) odsetek wskazań na "inną partię". Widać też, że oba powyższe wykresy pokazują coś zupełnie innego. Pytanie brzmi, jak badacze przeszli od drugiego z nich do pierwszego.
Odpowiedź brzmi - niekonwencjonalnie. Zupełnie inaczej niż inne sondażownie, które proszą badanych o deklarację udziału w wyborach, a dopiero później - już tylko osobom twierdzącym, że "zdecydowanie" lub "raczej" zagłosują - dają listę partii do wyboru.
Machowski zrobił odwrotnie - najpierw spytał wszystkich badanych o preferencje partyjne, a dopiero później o udział w wyborach.
Aby dojść do wykresu z "tortem wyborczym" badacz posuwał się w trzech kolejnych krokach. Poniżej je opiszemy.
Krok 1. W badaniu obywatelskim zaczynano od listy partii (lub bloków wyborczych), prosząc o deklaracje, na kogo osoba badana by zagłosowała, z możliwością wyboru również niesprecyzowanej "Innej Partii", odpowiedzi "jeszcze nie wiem", a także odpowiedzi, że nie weźmie się udziału w wyborach. Według zapowiedzi Machowskiego miało to "umożliwić sprawdzenie, jak – w zależności od wariantu startu opozycji – zmienia się frekwencja wyborcza oraz mobilizacja/demobilizacja wyborców opozycji demokratycznej oraz PiS i Konfederacji".
W rozmowie z OKO.press Machowski gorąco bronił tej metody, podkreślając, że deklaracje wyborcze ludzi zależą przecież od tego, co mają do wyboru: inaczej wygląda motywacja, by głosować, kiedy do wyboru są cztery partie opozycyjne, a inaczej, jeśli można głosować na jedną listę "całej opozycji".
Rozumowanie całkiem racjonalne, bo różne warianty układu list wyborczych mogą faktycznie zachęcać lub zniechęcać do głosowania. Rzecz jednak w tym, że takie podejście utrudnia porównania z innymi, "normalnymi sondażami", a także może dwojako wpływać na odpowiedzi.
Skutkiem metody Machowskiego może być po pierwsze wysoki odsetek odpowiedzi "na inną partię", bo bez zastosowania filtru deklaracje składały także osoby mniej "wyrobione politycznie", które chciały pokazać, że mają "inne poglądy" nie przyznając się, że nie wiedzą na kogo głosować lub że w ogóle głosować nie mają zamiaru.
Andrzej Machowski widzi to inaczej. Podkreśla, że duża liczba odpowiedzi wskazujących "Inną partię" to wyraz rosnącej frustracji wyborców strony opozycyjnej: "To żółta kartka dla partii opozycyjnych" - mówi nam badacz.
Krok 2. Dopiero po złożeniu deklaracji wyborczych te osoby, które w pierwszym pytaniu nie wybrały odpowiedzi, że nie wezmą udziału w głosowaniu, dopytywano: "Chciałbym jeszcze dopytać, na ile jest Pan pewien, że wziąłby/wzięłaby Pan udział w takim głosowaniu?".
Do wyboru były odpowiedzi "zdecydowanie" oraz "raczej".
W porównaniu ze zwykłymi sondażami Machowski uzyskał wysoki odsetek odpowiedzi "zdecydowanie" - dla kolejnych wariantów A-D od 57,2 do 60 proc. To sprawiło, że z dalszej analizy odrzucono deklaracje "raczej" - gdyby wziąć je pod uwagę, deklarowana frekwencja osiągnęłaby w "sondażu obywatelskim" poziom około 75 proc.
Wydaje się, że to drugi specyficzny skutek odwróconej kolejności w metodzie Machowskiego. Osoby, które najpierw są pytane o swoje polityczne preferencje, mogą mieć później tendencję do silniejszych deklaracji udziału w wyborach. Jednak odrzucenie z góry osób, które miękko deklarują, że "raczej zagłosują", a które normalnie uznaje się w sondażach za potencjalnych wyborców, może mieć wpływ na wynik badania.
Krok 3. Badacze uzyskali wynik poparcia partii policzony - przypomnijmy - wśród wyborców "zdecydowanych, by głosować". Mieli jednak jeszcze wyborców niezdecydowanych, na kogo głosować (przypomnijmy 7,5 proc.). Część z nich zadeklarowała zamiar głosowania i to zdecydowany.
Taka sytuacja występuje zawsze w sondażach. By uzyskać wówczas bazę do przeliczania głosów na mandaty, osoby niezdecydowane, na kogo głosować, "rozdziela się" na inne partie, proporcjonalnie do ich poparcia w danym sondażu.
Andrzej Machowski także tutaj zastosował inne rozwiązanie.
Takim osobom zadawano dodatkowe pytanie: "Powiedziała Pani, że nie wie jeszcze na kogo by głosowała. Proszę wskazać dwa lub trzy komitety wyborcze, które bierze Pani pod uwagę".
Uzyskane w ten sposób dodatkowe pół-głosy i 1/3-głosy na kolejne partie, podliczano i dodawano do poparcia dla tych partii. W przypadku wariantu A dało to następujący obraz:
Jak widać, na głosach wyborców niezdecydowanych najwięcej skorzystała Konfederacja, która skoczyła na 11,5 proc. Aż 9,1 proc. trzymało się wersji "innej partii". PSL urosło, ale nie doskoczyło do progu.
Krok 4. Pozostało już tylko wyliczenie podziału wyborczego tortu, co na swoim wykresie przedstawiła w tekście o sondażu "Wyborcza" i co wywołało następnie tak wielkie kontrowersje. By to zrobić, w ostatnim kroku rozłożono między konkretne partie (proporcjonalnie do poparcia) tych ankietowanych, którzy wskazali "Inną Partię".
Nim przejdziemy do "surowych" wyników w wariantach B, C i D, podkreślmy mocno, że - wbrew krążącym po twitterze sugestiom - nie widać w obróbce "sondażu obywatelskiego" manipulacji pod z góry założoną tezę.
Jeśli weźmiemy pod uwagę surowy wynik badania w wariancie A, czyli w scenariuszu startu wszystkich partii osobno, i jego wynik potraktujemy klasycznie, to znaczy:
otrzymamy następujący podział miejsc w Sejmie:
Oznacza to bezpieczną większość dla koalicji PiS - Konfederacja 245 mandatów. Według Machowskiego - 235 mandatów.
Różnica niby spora, ale konkluzja ta sama - opozycja startując osobno nie miałaby większości potrzebnej do rządzenia.
Należałoby to potwierdzić kolejnymi badaniami, ale jest tu wyżej opisana trudność - metoda sondażowa Andrzeja Machowskiego jest na tyle odmienna, że jego badania nie da się porównać 1:1 do innych sondaży politycznych, ponieważ będziemy zestawiać ze sobą jabłka z gruszkami.
Przejdźmy teraz do przedstawienia wyników w kolejnych wariantach badanych przez Andrzeja Machowskiego:
Krok 1., czyli "surowy" wynik wskazań ankietowanych:
Krok 2., czyli wynik rozdziale niezdecydowanych wg autorskiej metody:
Krok 3., czyli wynik po rozłożeniu proporcjonalnym wyborców "Innej partii". Dopiero ten wykres opublikowała poniedziałkowa "Wyborcza":
Krok 1., czyli "surowy" wynik wskazań ankietowanych:
Krok 2., czyli wynik po autorskim rozdziale niezdecydowanych:
Krok 3., czyli wynik po rozłożeniu proporcjonalnym wyborców "Innej partii", który opublikowała "Wyborcza":
Krok 1., czyli "surowy" wynik wskazań ankietowanych:
Krok 2., czyli wynik po autorskim rozdziale niezdecydowanych:
Krok 3., czyli wynik po rozłożeniu proporcjonalnym wyborców "Innej partii", który pierwotnie opublikowała "Wyborcza":
Jak widzimy, w końcowym rozrachunku, po doważeniu wyników przez rozkład niezdecydowanych i ankietowanych wybierających "Inną Partię", we wszystkich trzech przypadkach B, C i D tworzenia bloków wyborczych
łączne poparcie tych bloków jest zawsze mniejsze niż suma uzyskana przez partie tworzące te bloki:
Cztery sondaże na 1000-osobowych próbach badające w sposób skoordynowany cztery warianty startu opozycji w wyborach to rzeczywiście projekt w polskiej debacie innowacyjny i bardzo ciekawy - czegoś takiego jeszcze nie było. Jednak nawet przyjmując za pewnik, że próby zostały dobrane doskonale, pozostaje faktem, że każda z nich stanowi odrębny sondaż z własnym błędem pomiaru, który - nieco upraszczając - przy 1000-osobowej próbie wynosi +/- 2 pkt proc. w wypadku ugrupowania na poziomie poparcia ok. 10 proc. oraz już +/- 3 pkt proc. przy ugrupowaniu na poziomie poparcia ok. 40 proc.
A to oznacza, że do porównywania wariantu do wariantu (czyli w praktyce sondażu do sondażu) trzeba podchodzić z rezerwą. I zarysowane tu różnice mogą być w pewnym stopniu przypadkowe.
Jeśli zapomnimy na chwilę o podziale mandatów i wyliczanych do miejsca po przecinku procentach poparcia, z całą pewnością sondaż obywatelski firmowany przez Andrzeja Machowskiego stanowi ciekawy obraz mobilizacji elektoratów przy poszczególnych wariantach (co wybrana przez niego metoda pozwala łatwo zbadać).
Z danych publikowanych przez "Wyborczą" wynika, że największą liczbę wyborców opozycji z czterech analizowanych mobilizuje wariant A, czyli start wszystkich partii osobno. Zdobywają one wówczas 8,8 mln głosów. To pokazuje na atrakcyjność różnorodnej oferty programowej i "personalnej".
W wypadku Jednej Listy (D) mobilizacja spada, a głosy opozycji kurczą się aż o 800 tys.
W wariancie 2 x 2 (B) oraz 3+ 1 (C) ta strata przekracza milion wyborców.
Ciekawe (i dziwne rzeczy) dzieją się z mobilizacją elektoratów PiS i Konfederacji. Najbardziej pcha ich do urn start opozycji na dwóch listach (9 mln w B i 8,8 mln w C), a najmniej - start wszystkich komitetów osobno (7,7 mln) oraz - co bardzo zaskakujące - wariant Jednej Listy opozycji (również 7,7 mln).
Sam dr Machowski podkreślał, np. w poniedziałkowym Wywiadzie politycznym Karoliny Lewickiej w TOK.FM, że nie do końca wiadomo, jak to wyjaśnić. Przecież według logiki politycznej wraz ze wzrostem polaryzacji, powinna wzrastać (a nie słabnąć) mobilizacja wyborców PiS, czyli partii, która skutecznie czyni z niej od lat oręż polityczny, a także wyborców Konfederacji, czyli partii, która ustawia się w kontrze do polaryzacji PiS-antyPiS.
Może więc w grę wchodzi... przypadek, czyli losowa różnica między wynikami różnych sondaży?
Jakimś wytłumaczeniem byłaby też hipoteza, że perspektywa Jednej Listy opozycji zmniejsza wiarę wyborców PiS w zwycięstwo, a u sympatyków Konfederacji wiarę w dobry wynik wyborczy. Ale czy to tak może działać?
Zapytaliśmy Andrzeja Machowskiego i nie my pierwsi mieliśmy taką wątpliwość, dlaczego w żadnym z sondaży składających się na "sondaż obywatelski" nie sprawdzono wariantu opozycyjnego, który obecnie jest najbardziej, a nawet jedyny realny, czyli wariantu 2 + 1 + 1 - wspólnego startu Polski 2050 z PSL oraz oddzielnych list Koalicji Obywatelskiej i Lewicy.
Andrzej Machowski odpowiedział, że taki był wynik preferencji dwóch partii kluczowych wg niego dla tworzenia konfiguracji wyborczych, z którymi się konsultował przed zleceniem sondaży. Według badacza Platformie Obywatelskiej zależało szczególnie na sprawdzeniu wariantu koalicji 3 + 1, czyli koalicji KO-Polska 2050-PSL, zaś przedstawiciel Polski 2050 oznajmił, że dla nich najważniejszy jest układ KO-Lewica oraz Polska 2050-PSL. "Osoba od Hołowni bardzo wyraźnie i jednoznacznie powiedziała, że jeżeli my nie zbadamy wariantu dwóch bloków, w których jeden blok to są oni z PSL, a drugi blok to KO i Lewica, to oni od samego początku zdyskredytują ten sondaż, bo dla nich to jest najważniejszy wariant" - opowiadał Machowski w TOK.FM.
Zapytaliśmy wobec tego, czy badacz powinien konsultować treść pytań z politykami i czy nie zdradza tym samym interesu społecznego, który wymagałby, żeby sprawdzać warianty prawdopodobne, a nie takie, jakich sobie życzą partie. Machowski odpowiedział, że jest wręcz przeciwnie.
Chodziło mu o wybranie takich wariantów, które są realistyczne, ponieważ chcą ich partie polityczne.
Poza dwoma wymienionymi oczywiste było uzupełnienie sondażowego pakietu o warianty "jednej listy" i "wszyscy osobno". A na sprawdzenie piątego, realistycznego obecnie wariantu, nie starczyło już funduszy uzbieranych przez Fundację Długiego Stołu.
Rzeczywiście, w sensie arytmetycznym, przy zmierzonych w "sondażu obywatelskim" poziomach poparcia, szansę opozycji na przejęcie władzy daje tylko jedna lista (przy zastrzeżeniu, że nie zmierzono w nim najbardziej prawdopodobnego obecnie wariantu, czyli oddzielnego startu KO i Lewicy oraz wspólnego startu Polski 2050 i PSL, a wygląda on obiecująco).
Ale w sensie politycznym pojawia się już wiele wątpliwości. Oto najważniejsze z nich:
Ostatnia wątpliwość dotyczy najsłabszego ogniwa w idealnym scenariuszu Jednej Listy, czyli polityków.
Obecnie nic nie wskazuje na to, żeby byli w stanie się dogadać.
Koalicja Obywatelska traktuje nawoływanie do wspólnego startu z pozycji siły jako narzędzie do walenia po głowie Polski 2050 i PSL pod hasłem "dlaczego nie chcecie ratować ze mną Polski?".
Polska 2050 i PSL boją się, że wchodząc na wspólną listę z PO, podzielą los Nowoczesnej, Zielonych, czy Inicjatywy Polskiej, czyli roztopią się i stracą realną podmiotowość.
Natomiast Lewica, która radośnie codziennie wyraża gotowość do tworzenia Jednej Listy, robi to tylko dlatego, że jest całkowicie przekonana o nierealności takiego scenariusza.
Przyznacie Państwo, że nie brzmi to jak uwertura do wielkiego porozumienia. A im dłużej go nie będzie, tym bardziej nawoływanie do tworzenia Jednej Listy partii opozycyjnych będzie miało skutek odwrotny od zamierzonego.
Już rysuje się zagrożenie rozczarowania i demobilizacji. Wyborcy, których da się przekonać, że tylko wspólny start opozycji może powstrzymać trzecią kadencję PiS, przy braku pożądanej konfiguracji po prostu zostaną w domach. Uznają, że i tak jest wszystko stracone.
*Andrzej Machowski, doktor psychologii, autor licznych publikacji dotyczących metodologii badań społecznych i psychometrii, wieloletni wykładowca Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Poseł na Sejm Unii Demokratycznej (1993-1997) i sekretarz generalny tej partii, w latach 1997-2002 doradca i rzecznik prezydentów Warszawy, burmistrz Ursynowa (2203-2006), zastępca burmistrza Halinowa (2007–2010). W PO od 2001, w 2006 przegrał z Tuskiem wybory na przewodniczącego PO i odszedł z partii do Stronnictwa Demokratycznego, członek Zarządu Głównego. Obecnie bezpartyjny
** Pięciu, bo doliczyć należy jeden głos Mniejszości Niemieckiej deklarującej poparcie opozycji (por. nasz wywiad z posłem Ryszardem Galą)
Opozycja
Władza
Koalicja Obywatelska
Konfederacja
Nowa Lewica
Polska 2050
Prawo i Sprawiedliwość
PSL
sondaż
sondaż obywatelski
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze