Polskie miasta są jednymi z najbardziej zanieczyszczonych w Europie, o czym świadczą niechlubne wysokie miejsca w rankingach brudnego powietrza. Źle wypadamy w szczególności jeśli chodzi o zanieczyszczenia drobnym pyłem zawieszonym PM2,5. Według rankingu Barcelona Institute for Global Health ze stycznia 2021 roku w pierwszej pięćdziesiątce najbardziej zanieczyszczonych miast jest cała Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia (m.in. Katowice i Rybnik) oraz 15 innych miast, wśród nich Warszawa i Kraków.
Zanieczyszczenia pochodzą nie tylko z domowych kopciuchów, energetyki czy przemysłu, ale też z transportu drogowego. Polski Klub Ekologiczny Okręg Mazowiecki i Health and Environment Alliance (HEAL) Polska właśnie opublikowały raport mówiący o tym, jak m.in. spaliny wpływają na zdrowie oraz rozwój dzieci.
„Nasze dzieci codziennie wdychają ogromne ilości zanieczyszczeń powietrza, co rzutuje na ich zdrowie, rozwój i późniejsze życie. Rodzice lub opiekunowie mogą podjąć szereg decyzji, które są w stanie uchronić najmłodszych przed nadmierną ekspozycją na zanieczyszczenia pochodzące z transportu” – mówi Weronika Michalak z HEAL Polska.
Samochody Polaków są stare i trują
W Polsce temat negatywnego wpływu zanieczyszczonego powietrza na zdrowie pojawia się głównie w kontekście problemu smogu. Tymczasem 38 proc. emisji szkodliwych dla zdrowia tlenków azotu i ok. 10 proc. emisji pyłów zawieszonych z wysoką zawartością tzw. czarnego węgla – nawet 10 razy bardziej szkodliwego dla zdrowia niż jego inne odmiany – pochodzi z transportu drogowego.
Opracowanie zwraca uwagę na to, że zanieczyszczenia z transportu drogowego to nie tylko spaliny. To też zapylenie wynikające ze ścierania się opon i klocków hamulcowych podczas jazdy oraz pylenie wtórne polegające na unoszeniu pyłów, które znajdują się na powierzchni jezdni.
„Sytuację w Polsce pogarsza wysoki poziom importu aut używanych, będących często w złym stanie technicznym, wadliwy system dopuszczania pojazdów do ruchu oraz nielegalny i szkodliwy dla jakości powietrza proceder wycinania filtrów cząstek stałych w silnikach Diesla” – czytamy w raporcie.
W tym kontekście autorki zauważają, że Polskę charakteryzuje też jeden z najwyższych w Unii Europejskiej odsetków samochodów powyżej 10 lat – ok. 73 proc. Wiek 35 proc. samochodów, którymi jeżdżą Polacy, przekracza 20 lat. Zaś średni wiek aut to 15 lat – często to samochody stare i w złym stanie technicznym.
Na dodatek Stacje Kontroli Pojazdów, choć powinny badać poziom emisji zanieczyszczeń podczas przeglądów technicznych aut, często to pomijają.
Dlatego, przekonują autorki, obowiązujące obecnie procedury badań oraz wyposażenia pomiarowego Stacji Kontroli Pojazdów nie pomagają w eliminacji z ruchu drogowego najbardziej kopcących pojazdów.
Najbardziej narażone są dzieci
Opracowanie wyraźnie podkreśla, że dzieci są grupą najbardziej wrażliwą na niekorzystne skutki zdrowotne zanieczyszczeń powietrza. Wynika to z kilku czynników, m.in. z tego, że są one poddawane większej ekspozycji na zanieczyszczenia, ponieważ mają wyższy stosunek częstości oddechów do powierzchni ich ciał oraz mniej rozwinięte naturalne bariery ochronne przed wdychanymi cząstkami.
„Dodatkowo te naturalne bariery, takie jak nabłonek dróg oddechowych, jelit czy bariera krew-mózg rozwijają się gorzej, gdy dziecko oddycha zanieczyszczonym powietrzem” – czytamy.
Jednak kluczowym mechanizm niekorzystnego wpływu zanieczyszczeń powietrza jest tzw. stres oksydacyjny – nierównowaga między produktami ubocznymi metabolizmu a zdolnością organizmu do detoksykacji i naprawy powstałych uszkodzeń – i odpowiedź zapalna nie tylko w płucach, ale i w całym organizmie.
Badania wskazują, że wszystko to wywołuje zmiany naczyniowe i metaboliczne w organizmie, których konsekwencją mogą być uszkodzenia wielu narządów i układów. Zbiorczo przedstawiono je w poniższej tabeli.

„Negatywny wpływ zanieczyszczeń obserwujemy już na etapie rozwoju płodowego, a konsekwencje w dalszych latach życia obejmują wywoływanie i zaostrzanie wielu chorób w tym układu oddechowego, krążeniowego i nerwowego”
– mówi współautorka raportu dr n. med. Małgorzata Bulanda, alergolog z Zakładu Alergologii Klinicznej i Środowiskowej UJ CM i Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Raport przywołuje m.in. wyniki zespołu prof. Wiesława Jędrychowskiego, który badał skutki narażenia kobiet w ciąży na pyły zawieszone PM2,5. Okazało się, że w okresie 5 lat po narodzeniu u dzieci występowały problemy z pojemnością płuc.
Co możemy zrobić?
Raport zawiera również pakiet rekomendacji. By poprawić stan powietrza i zdrowia publicznego w miastach
kluczowe jest ograniczenie liczby samochodów poruszających się na ich terenie.
Dlatego władze miast powinny m.in.:
- rozwijać punktualną, bezpieczną i wygodną komunikację zbiorową;
- tworzyć ścieżki rowerowe i inną infrastrukturę rowerową (np. parkingi);
- o ile to możliwe, oddzielać chodniki i ścieżki rowerowe od jezdni pasami zieleni;
- zwiększać powierzchnię terenów zielonych w miastach;
- zaostrzać normy dla emisji spalin obowiązujących oraz naprawić systemu dopuszczania pojazdów do ruchu.
„Samorządy odgrywają tu ważną rolę – to one tworzą przestrzeń dla swoich mieszkańców i decydują, jakie środki transportu będą w mieście priorytetyzowane – czy te zrównoważone i bardziej przyjazne środowisku, czy te szkodliwe dla nas wszystkich” – komentuje opracowanie Agata Lewandowska, starszy inspektor z Referatu Adaptacji do Zmian Klimatu, Wydział Środowiska w Urzędzie Miasta Gdyni.
Zdaniem Weroniki Michalak, również rodzice i opiekunowie mogą chronić najmłodszych przed nadmierną ekspozycją na zanieczyszczenia pochodzące z transportu:
„Od planowania dnia wedle pomiaru i prognozy zanieczyszczeń, przez prawidłowe rozpoznawanie wszelkich objawów związanych ze wdychaniem szkodliwych substancji mogących prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia dziecka, po kształtowanie własnych dobrych nawyków i postaw związanych z ochroną środowiska”.
Cały raport można przeczytać tutaj.
Dzięki tym rzekomym "szrotom" setki tysięcy Polaków ma własne samochody, gdy na nowe nigdy nie mogli by sobie pozwolić. Jeżeli ktoś chce Polakom kupowania tych "szrotów" zakazać, to proponuję żeby każdemu Polakowi, którego przez to nie będzie już stać na samochód, zafundował elektryka. Z własnych, prywatnych pieniędzy. W przeciwnym razie należy sądzić, że świadomie domaga się obniżenia standardu życia Polaków, a to już by była po prostu czysta podłość.
Dziecko z astmą to dopiero standard życia!
Wow…. 10letni szrot z wyciętym filtrem podnosi standard życia… serio? Rozumiem, że ceny nówek są zaporowe ale żeby podnieść standard życia i użytkownikom i wdychających spaliny trzeba ograniczyć sprowadzanie aut bez żadnych norm a stacje diagnostyczne bezwzględnie powinny wykonywać pomiary. I uświadamiać właścicieli tych aut jak ważne są wymiany filtrów, oleju. Bo w tym temacie również szorujemy nisko.
Po pierwsze, trzeba być naprawdę oderwanym od rzeczywistości, żeby dziesięcioletni samochód nazywać "szrotem". Po polskich drogach jeździ pełno o wiele starszych pojazdów w zupełnie dobrym stanie.
Po drugie, owszem, nawet trzydziestoletni samochód podnosi standard życia tych, którzy z niego korzystają i się nim przemieszczają.
Po trzecie – stopniowe przechodzenie na samochody nowsze i tym samym mniej kopcące jest kwestią czasu tak czy inaczej, bo trzydziestoletnie Golfy są trwałe, ale nie są wieczne. Stare samochody siłą rzeczy będą wypierane przez nowsze i jest to po prostu nieuniknione. Tym bardziej jakiekolwiek środki przymusu w tym celu są wyłącznie szkodliwe.
Odgórne ograniczenia ludziom możliwości posiadania samochodu, na który ich stać, to cofanie się w rozwoju cywilizacyjnym do czasów przedwojennych, gdy własny samochód był luksusem na który stać było wyłącznie elity finansowe.
Samochód jako oznaka rozwoju cywilizacyjnego? Proponuję pojechać do Holandii, Danii, czy chociaż Niemiec i zrewidować poglądy. Potem dla porównania zajrzyj do Bułgarii i Rumunii. Jedyne kraje bliskie 1000 aut na 1000 mieszkańców, jak Polska, to te zacofane właśnie. W pozostałych transport jest zrównoważony, jest mądrze zaprojektowana infrastruktura rowerowa i sensowny transport zbiorowy. Od betonowania miast pod samochody w cywilizowanych krajach się odchodzi. A ty uważasz, że 30-letni golf to oznaka nowoczesności. Brawo.
Jak w Polsce będzie "mądrze zaprojektowania infrastruktura i sensowny transport zbiorowy", to świetnie. Tym niemniej, przesiadanie się na niego przez Polaków winno wynikać właśnie z tej "mądrości" i "sensowności", a nie z inżynierii społecznej, ograniczania osobistej wolności i pośredniego przymusu.
Owszem, to że dobra konsumpcyjne, które kiedyś były dostępne jedynie dla najbogatszych elit, teraz stały się niemal powszechnie dostępne, to zjawisko niewątpliwie pozytywne. I pacz pan, do tego doprowadził wolny rynek.
"1000 aut na 1000 mieszkańców w krajach zacofanych" to po prostu bzdura- wystarczy sobie wygooglować.
W rzeczywistości (dane z 2018 r.) w Polsce przypadało 617 samochodów na 1000 mieszkańców. W Niemczech jest mniej, ale wcale nie aż tak wiele mniej – 527. W Bułgarii i Rumunii, twoich przykładach "krajów zacofanych", samochodów na 1000 mieszkańców jest w rzeczywistości o połowę mniej niż w Polsce i w Niemczech – odpowiednio 353 i 214. We Włoszech podobnie jak w Polsce (619), w Luksemburgu nawet więcej (659).
Jednocześnie w Polsce jest dość duży odsetek gospodarstw domowych w których nikt nie ma własnego samochodu – 5% więcej niż w Holandii, 10% więcej niż w Austrii, 15% więcej niż w Belgii.
(…)a nie z inżynierii społecznej, ograniczania osobistej wolności i pośredniego przymusu.(…)
Tylko, że teraz taka Holandia wykorzystuje pandemię do przechnięcia tej inżynierii społecznej, a chyba nie zaprzeczymy, że w materiale niedomagań akurat im brakuje.
(…)Po trzecie – stopniowe przechodzenie na samochody nowsze i tym samym mniej kopcące jest kwestią czasu tak czy inaczej, bo trzydziestoletnie Golfy są trwałe, ale nie są wieczne.(…)
Tylko, że na Kubie nie takie fikołki robili…
Na Kubie dla porównania przypada mniej niż 50 samochodów na 1000 mieszkańców.
Dla Pana Grzegorza powyżej i innych bojowników o "zrównoważony transport" to zapewne dowód panującego na Kubie dobrobytu i wysokiego rozwoju cywilizacyjnego.
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych, Islandii, Australii, Szwajcarii, samochodów na 1000 mieszkańców jest więcej niż w Polsce, co zapewne z kolei świadczy o "zacofaniu" tych krajów.
(…)Na Kubie dla porównania przypada mniej niż 50 samochodów na 1000 mieszkańców.
Dla Pana Grzegorza powyżej i innych bojowników o "zrównoważony transport" to zapewne dowód panującego na Kubie dobrobytu i wysokiego rozwoju cywilizacyjnego.(…)
Warto przypomnieć, że Kuba motoryzacyjnie nadal tkwi w w latach '60.
Jaki jest ślad węglowy produkcji nowego samochodu? Czy ze względu na smog powinniśmy zezłomować te wszystkie auta? A co z powstałymi odpadami? Wycinanie filtrów z Diesla to sprawa oczywista, ale długie użytkowanie samochodu, który spełnia normy wydaje się całkiem eko.
Gdyby tak uwzględnić w takiej analizie tzw. lex deweloper i zapowiadane kolejne "ułatwienia" dla budownictwa mieszkaniowego? Powszechny brak założeń urbanistycznych i zwykłej ludzkiej przyzwoitości zarówno władz lokalnych jak "deweloperów" w dyskontowaniu każdej złotówki i metra powierzchni, mogłoby się okazać, że poprawa byłaby niewielka nawet gdybyśmy się wszyscy przesiedli na "elektryki". Mój "szrot" dCi 1,5 z 2007 r. pali 5,3 l/100km (wcześniej nie przekraczał 5), jest chyba najstarszym prywatnym "podopiecznym" lokalnej ASO swojej marki, więc z góry dziękuję za nie wrzucanie wszystkich do jednego worka:)))
Bez rozsądnej polityki dotyczącej długodystansowego transportu towarowego i dostaw lokalnych, urbanistyki i powszechnej edukacji "środowiskowej i energetycznej" można długo bic pianę "szkodliwości środków transportu", ale to wymaga myślenia "o całym lesie", a nie tylko "przeliczania drzew na deski" i lansowania rozwiązań cząstkowych, które tak naprawdę nie rozwiązują niczego tylko pogłębiają chaos informacyjny w głowach "suwerena".
Nie istniejesz polityka Państwa w zakresie dopuszczania do ruchu większej ilości pojazdów spełniających bardziej wyśrubowane normy, tzn. nowe samochody są drogie lub absurdalnie drogie. Transport publiczny nie stanowi żadnej alternatywy, chyba, że ktoś…nie ma samochodu. W miastach potrzebni są odważni ludzie z wizją, bo chodzi o zmiany z podejściem holistycznym, a nie tutaj coś dosztukujemy, tutaj posadzimy itd. Więc można złorzeczyć na samochody albo zidentyfikować źródło problemu i coś z nim zrobić. Podpowiem tylko, że to nie samochód sam w sobie.
Nie mam samochodu. Dziwne, co? Niewyobrażalne, że tacy ludzie istnieją?
Też nie mam samochodu, mimo posiadania prawa jazdy. Dobrze mi z tym 🙂
Wystarczyło policzenie wydatków na samochód. Mieszkam w mieście, komunikacja miejska nie jest idealna, lecz okazuje się być lepszą alternatywą. W razie czego nawet taksówka kilka razy w miesiącu jest korzystniejsza finansowo.
Do tego mogę z czystym sumieniem być za jak największą ilością drzew i ogólnie zieleni, tak potrzebnej ludziom, a nie gorączkowego szukania miejsca na samochód.
Rozwiązanie jest proste: robimy badania techniczne aut na poważnie, zarówno coroczne, jak i aut ściąganych z zagranicy. 90% przejdzie je bez większych problemów, aut naprawdę trujących pozbędziemy się. Tyle, że jak znam życie skończy się zaostrzeniem dyskryminacji kierowców w miastach.
Na czym polega dyskryminacja kierowców w miastach?
Z ciekawości pytam. Wciąż dostrzegam wyłącznie dyskryminację pieszych i osób, które szukają w mieście fajnych miejsc do spacerów lub posiedzenia sobie.
P.S. Choć pomysł z badaniami technicznymi jest super. O ile byłby egzekwowany.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Mam sugestię, by nie klasyfikować aut wg wieku, tylko wg norm emisji EURO. Często kupując auto dziesięcioletnie, można wybrać auto z silnikiem spełniającym EURO-4 albo EURO -5, nawet w ramach tego samego modelu. Inna sprawa jest taka że Polacy lubią się wozić na bogato. Często zamiast kupić 3 letnie auto segmentu B kupią 12 letnie z segmentu D a tu "czystsze" silniki pojawiały się szybciej niż w tańszych.
Inna sprawa wyegzekwować sprawność tych aut na stacjach diagnostycznych. Sam obecnie szukam używanego 10-latka i znaleźć deisla z DPF i EGR z polskiego rynku to zadanie niemożliwe.
Jakbyś wiedział jak działają normy Euro to byś farmazonów nie pisał. Auto może spełniać na papierze Euro 2 po wieku, ale naprawdę Euro 4 jak mój samochód. Tylko po prostu był wyprodukowany w czasach 2. Na dodatek nie każdy zmieści się w segmencie B, nie mieszkamy w Japonii że średnia wzrostu to 170cm tylko w Polsce gdzie występują jedni z największych ludzi na planecie. Ja przez długość swoich ud nie mieszczę sie w segmencie B, a w segmencie C nie ma za mną w ogóle miejsca. Ale wiadomo, karzełek musi narzucać swoją wizję świata innym ze względu na niewyleczone kompleksy.