0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Franciszek Mazur / Agencja GazetaFranciszek Mazur / A...

Powstanie Muzeum Getta Warszawskiego ogłosił w marcu 2018 roku prof. Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury. Jak wówczas zapowiadał, miało być ono muzeum „miłości i braterstwa” pomiędzy oboma narodami — polskim i żydowskim. „Nad powołaniem tej instytucji pracowaliśmy od dawna” — oświadczył na konferencji prasowej 7 marca.

Był to moment nieprzypadkowy. Rząd RP próbował wówczas desperacko zażegnać kryzys w stosunkach z Izraelem (a pośrednio także z USA, głównym sojusznikiem państwa żydowskiego) wywołany nowelizacją ustawy o IPN w styczniu. 7 marca ponadto muzeum POLIN otworzyło głośną wystawę „Obcy w domu”, poświęconą nagonce antysemickiej z marca 1968 roku.

Kilka dni wcześniej, 28 lutego, minister Gliński skrytykował POLIN na Twitterze, pisząc: „Aby zmienić tę instytucję, musimy wygrać wybory samorządowe”. Zostało to powszechnie odebrane jako groźba narzucenia POLIN nowej dyrekcji — podobnie, jak rząd PiS zrobił w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Statut POLIN dawał jednak politykom PiS znacznie mniej możliwości usunięcia dyrektora, prof. Dariusza Stoli. Zapewne obawiali się także nieuniknionego międzynarodowego skandalu.

Miłość polsko-żydowska

W efekcie ogłoszono powstanie nowego muzeum — tym razem już kontrolowanego przez władze. Jego dyrektorem został mgr Albert Stankowski, wcześniej pracownik muzeum, który — jak nieoficjalnie dowiadywali się dziennikarze — popadł w konflikt z dyrekcją. Ogłoszono także lokalizację: dawny budynek szpitala dziecięcego Bersohnów i Baumanów w Warszawie przy ul. Siennej, w samym centrum miasta, tuż obok zachowanego do dziś fragmentu muru getta. Otwarcie ma nastąpić w 2023 roku.

W czasie konferencji prasowej minister Gliński streścił program muzeum:

„Chciałbym, by ta instytucja mówiła o wzajemnej miłości dwóch narodów, które spędziły na ziemi polskiej 800 lat. To będzie solidarność, braterstwo ze wszystkimi aspektami. Nie mamy nic do ukrycia, tak jak strona żydowska. Wierzę, że to będzie instytucja dobrej woli ze wszystkich stron”.

Potem aż do połowy grudnia zapadła cisza.

Muzeum zdobywa głównego historyka z Izraela

14 grudnia 2018 roku dyrekcja Muzeum Getta Warszawskiego ogłosiła, że „głównym historykiem wystawy stałej” został prof. Daniel Blatman z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie.

Był to duży sukces dyrektora i samego wicepremiera Glińskiego. Prof. Blatman to historyk o międzynarodowym dorobku, autor m.in. cenionej monografii poświęconej „marszom śmierci” więźniów obozów koncentracyjnych i obozów zagłady zimą 1945 roku (jego naukowe CV z 2012 roku można przeczytać tutaj).

Sukces był tym większy, że do polityki historycznej PiS — zwłaszcza w zakresie studiów nad Zagładą — zapisywali się dotąd w przytłaczającej większości naukowcy o marginalnej pozycji w środowisku, w dodatku marginalnej na rynku krajowym, o międzynarodowym już nie wspominając.

Tymczasem Blatman ma pozycję naukową — był m.in. dyrektorem Centrum Badań nad Historią i Kulturą Żydów Polskich na swojej uczelni.

Podczas konferencji prasowej 14 grudnia prof. Blatman m.in. opowiadał o swojej historii rodzinnej (jego dziadkowie zginęli w Holocauście), zapowiadał „pokazanie getta w kontekście okupowanego miasta”. Mówił:

„Czym ta placówka będzie się różniła od innych muzeów Holocaustu? Każde z nich tworzy własny język do komunikowania się ze społeczeństwem, które przyczyniło się do jego powstania. Yad Vashem w Jerozolimie ma inny, muzeum w Waszyngtonie inny. Przed nami stoi zadanie znalezienia języka odpowiedniego dla tego miejsca i tego społeczeństwa”.

Mówił także, że czas „zakończyć etap kłótni o to, kto bardziej, a kto mniej ucierpiał”.

"Listek figowy dla PiS"

Na nominację prof. Blatmana zareagowali inni historycy Zagłady — w dużej części krytyczni wobec polityki historycznej PiS, w tym m.in. ataków rządu i polityków tej partii na badaczy zajmujących się tą sprawą (pisaliśmy o nich w OKO.press wielokrotnie). Prof. Havi Dreifuss z Uniwersytetu w Tel Awiwie i Yad Vashem zarzuciła Blatmanowi 14 grudnia, że będzie odgrywał rolę „listka figowego”, dla polskiego rządu, który zniekształca prawdę o Zagładzie.

Szybko sprawę podgrzał sam główny historyk muzeum getta.

18 grudnia w izraelskim dzienniku „Haaretz” Blatman zarzucił muzeum Yad Vashem w Jerozolimie — głównemu ośrodkowi badań nad Zagładą na świecie — że „naucza o Zagładzie tak, jak totalitarne kraje uczą historii” i sprowadza ją do „jednowymiarowego, uproszczonego przesłania”.

Zarzucił prof. Havi Dreifuss „wybielanie antysemityzmu” przez Yad Vashem, który — zdaniem Blatmana — na polecenie prawicowego rządu Benjamina Netanjahu działał jak „pralnia”, wystawiając świadectwa moralności takim politycznym przywódcom, jak "węgierski dyktator Viktor Orbán".

Orbán jest sojusznikiem prawicowego rządu w Izraelu. „Równocześnie Dreifuss ostro krytykuje polski rząd, który co roku wydaje dziesiątki milionów złotych, żeby uchronić historyczne żydowskie zabytki, żydowskie cmentarze i nieprzeliczone upamiętnienia [Zagłady]” — pisał.

Muzeum Getta Warszawskiego — twiedził prof. Blatman — będzie odrzucało „etnocentryczną, syjonistyczną perspektywę” przyjętą w Yad Vashem.

24 grudnia „Haaretz” opublikował w odpowiedzi artykuł czworga polskich badaczyprof. Jana Grabowskiego, prof. Barbary Engelking, dr. Agnieszki Haskiej oraz prof. Jacka Leociaka. Zarzucali prof. Blatmanowi żyrowanie rządowej propagandy PiS.

„Jako historycy żyjący i pracujący w Polsce, kraju gwałtownie zmierzającym w stronę autorytaryzmu, nie możemy milczeć” — pisali, broniąc Yad Vashem przed niesprawiedliwymi ich zdaniem zarzutami głównego historyka muzeum Getta.

30 grudnia w „Haaretz” ripostowała sama prof. Dreifuss. Zarzuciła prof. Blatmanowi, że będzie pomagał rządowi polskiemu w „zniekształcaniu historii Zagłady”. Przypomniała przykłady manipulowania przez rząd PiS historią i ujawniła, że zarówno ona, jak i wielu jej przyjaciół odrzuciło propozycje współpracy składane przez Muzeum Getta.

Pisała:

„W imię "ochrony dobrego imienia narodu polskiego" reżim [PiS] agresywnie sprzeciwia się próbom badania losu Żydów zamordowanych w latach wojny ze względu na działania Polaków, czy to przez szantarż, wydawanie Żydów Niemcom, albo po prostu ich zabijanie”.

Powołanie muzeum — mówi prof. Dreifuss — było akcją propagandową. Nie ma potrzeby powoływania muzeum getta: POLIN ma obszerną wystawę o Zagładzie.

„Było dla nas [historyków] jasne, że powołanie muzeum stanowiło próbę otrzymania żydowskiego i międzynarodowego stempla aprobaty dla mylącej opowieści o przeszłości”.

PiS dba o pamięć Zagłady najlepiej na świecie?

2 i 3 stycznia „Haaretz” opublikował dwa głosy w obronie prof. Blatmana: artykuł ambasadora RP w Izraelu Marka Magierowskiego oraz dyrektora Muzeum Getta Alberta Stankowskiego.

View post on Twitter

W artykule Magierowskiego — o którego bałamutnych polemikach na temat Zagłady z izraelskimi dziennikarzami pisaliśmy na początku grudnia — znalazło się kilka bardzo osobliwych stwierdzeń.

„Jesteśmy jedynym państwem w Europie, które czci Zagładę we właściwy sposób” — pisał Magierowski.

Prezentował założenie muzeum jako „gest” rządu PiS wobec Żydów. Dodawał, że nie może sobie przypomnieć żadnego kraju w Europie, który otaczałby świadectwa Zagłady „tak skrupulatną opieką” oraz takiego, który byłby krytykowany za wychwalanie swoich „Sprawiedliwych”. Odpowiedź Magierowskiego zauważyły w Polsce media bliskie PiS, ale nie przedstawiły całego kontekstu dyskusji.

OKO.press musi dodać, że oba te argumenty są nietrafione: inne kraje europejskie także dbają o świadectwa Zagłady, a to w polskim mieście Białystok właśnie rozebrano dom, w którym miało mieścić się Muzeum Żydów.

Zarzuty nie dotyczą zaś chwalenia postaw sprawiedliwych, ale manipulacji zawartej w polityce historycznej PiS, o której pisała m.in. prof. Havi Dreifuss: „Sprawiedliwi” byli nieliczni i ich postawa była wyjątkiem, a nie regułą. (Polecamy wywiad, którego w kwietniu 2018 roku udzieliła nam na ten temat prof. Barbara Engelking).

W podobnym duchu wypowiada się Albert Stankiewicz, dyrektor Muzeum Getta, obiecując obiektywizm i bezstronne potraktowanie tematu. „Finansowanie przez rząd nie oznacza rządowej kontroli” — pisze dyrektor Stankiewicz.

Bojkot boli

Zarówno Magierowskiego, jak i Stankiewicza ewidentnie boli jednoznaczny bojkot Muzeum Getta przez liczących się badaczy Zagłady, w tym badaczy z Yad Vashem, którzy odrzucili zaproszenia do współpracy.

W obu tekstach nie ma jednak odpowiedzi na kluczowy zarzut postawiony zarówno przez prof. Dreifuss, jak i polskich badaczy krytykujących projekt „Muzeum getta”: obawę o wybielanie postaw polskich sąsiadów wobec Żydów uwięzionych w getcie i umniejszanie udziału Polaków w Zagładzie.

Strona internetowa Muzeum Getta — musi dodać OKO.press — tylko te obawy może utwierdzić. Na stronie „uzasadnienie misji” w ośmiu akapitach pięć razy pojawia się mowa o „niemieckiej okupacji”, „nazistowskich sprawcach”, „Niemcach, którzy zamordowali” oraz „niemieckich sprawcach”.

Zacytujmy:

„Nacisk zostanie położony na ujawnienie tożsamości nazistowskich sprawców tych zbrodni, a także na tło niemieckiej machiny politycznej i wojennej. […] Zachowamy pamięć o ofiarach, niemieckich sprawcach i ocalimy od zapomnienia dla przyszłych pokoleń”.

Mamy więc tylko „ofiary” i „niemieckich sprawców”: polscy sąsiedzi Żydów nagle z tej historii zniknęli.

Ciekawe jak w tej sytuacji Muzeum zamierza pokazać deklarowaną przez wicepremiera Glińskiego miłość narodu polskiego i narodu żydowskiego? Miłosny uścisk zbyt wielu Polaków bywał dla Żydów zabójczy.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze