Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
Weronika Marczuk, prawniczka, która zasłynęła jako jurorka i uczestniczka "Tańca z gwiazdami", nie dostanie zadośćuczynienia za akcję Centralnego Biura Śledczego z udziałem agenta Tomka, której była ofiarą. CBA nie musi również przepraszać za podejmowane wobec niej działania. Sąd oddalił dzisiaj jej pozew w tej sprawie
Wyrok wydał w czwartek, 29 czerwca 2017 roku, Sąd Okręgowy w Warszawie. Ogłaszając go nie przedstawił ustnego uzasadnienia, bo na wniosek Weroniki Marczuk sprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami i jej szczegóły są niejawne.
Marczuk pozwała Centralne Biuro Antykorupcyjne i Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Zarzuciła im naruszenie dóbr osobistych poprzez działania podejmowane wobec niej przed kilkoma laty, w czasach gdy CBA rządził Mariusz Kamiński (obecnie minister koordynator służb specjalnych). Chodzi o akcję słynnego agenta Tomka, czyli Tomasza Kaczmarka, późniejszego posła PiS.
Za działania agenta, podsłuchiwanie rozmów telefonicznych oraz postawienie zarzutów w śledztwie, które ostatecznie zakończyło się umorzeniem, Marczuk domagała się przeprosin w mediach, 20 tys. zł zadośćuczynienia i 80 tys. zł odszkodowania.
Jej pełnomocnik już na początku procesu złożył wniosek o wyłączenie jawności, argumentując, że dla jego klientki "sprawa niesie wielki ładunek emocjonalny" i że w trakcie rozpraw poruszane będą szczegóły z jej życia osobistego.
Prokuratoria Generalna, która reprezentowała przed sądem CBA i prokuraturę, chciała oddalenia pozwu. Uzasadniała, że nie wiadomo za jakie konkretnie działania państwo miałoby przepraszać prawniczkę i w jaki sposób naruszały one jej dobra osobiste.
CBA zatrzymało Weronikę Marczuk w 2009 roku. Postawiono jej zarzut powoływania się na wpływy i przyjęcie 100 tys. zł łapówki za pośrednictwo przy prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Razem z nią został zatrzymany ówczesny prezes WNT - Bogusław Seredyński.
W 2011 roku prokuratura uznała jednak, że korupcji nie było, a Marczuk miała prawo do wynagrodzenia za doradztwo przy prywatyzacji Wydawnictw. Zarzuty wobec niej zostały wycofane.
Śledczy wzięli za to pod lupę działania CBA i agenta Tomka w tej sprawie, bo pojawiły się wątpliwości, czy akcję przeprowadzono legalnie. Seredyński twierdził, że odmówił przyjęcia pieniędzy od dwóch agentów CBA udających biznesmenów (w tym Kaczmarka). Mówił, że upoili go alkoholem w jego mieszkaniu i podrzucili mu 10 tys. euro. Zapewniał, że żądał od nich spisania umowy na „pożyczkę”, ale wtedy wkroczyło oficjalnie CBA.
Pojawiały się również spekulacje, że CBA - wykorzystując Marczuk - chciało wejść w środowisko celebrytów i dziennikarzy TVN.
W związku ze sprawą dotyczącą Marczuk i inną akcją CBA - prowokacją wobec Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich, śledczy wystąpili o uchylenie immunitetów poselskich Tomaszowi Kaczmarkowi i Mariuszowi Kamińskiemu. Ostatecznie zarzuty przekroczenia uprawnień podczas czynności operacyjno-rozpoznawczych postawiono tylko Kaczmarkowi, który sam zrzekł się immunitetu. Kamiński tego nie zrobił, a Sejm nie zgodził się na uchylenie ochrony.
Po przejęciu kontroli nad prokuraturą przez ministra Zbigniewa Ziobro, nowy prokurator umorzył najpierw sprawę wobec Kamińskiego, a potem wobec agenta Tomka.
Prokuratura nie rozliczyła także innych akcji CBA z czasów Mariusza Kamińskiego. Jedyny proces, który udało się zakończyć, dotyczył nielegalnej prowokacji uderzającej w Andrzeja Leppera. CBA chciało udowodnić, że w resorcie rolnictwa można odrolnić grunty za łapówkę. Przeprowadziło prowokację, w ramach której próbowało wręczyć łapówkę rzekomemu pośrednikowi, sfałszowało też dokumenty działek do odrolnienia. Prowokacja się jednak nie udała. A CBA przekonywało, że Lepper został ostrzeżony.
Za tę akcję sąd nieprawomocnie skazał Mariusza Kamińskiego na trzy lata więzienia. Kamiński się odwołał, ale sąd wyższej instancji nie zdążył rozpatrzyć sprawy, bo prezydent Andrzej Duda ułaskawił byłego szefa CBA. Niedawno Sąd Najwyższy orzekł, że Duda nie mógł tego zrobić, bo prawo łaski może zastosować tylko wobec osób z prawomocnym wyrokiem. Teraz sprawa trafi zapewne z powrotem do sądu odwoławczego.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze