0:000:00

0:00

W 20 minut Sąd Okręgowy w Nowym Sączu zdecydował, że 18-letnia Małgorzata z Limanowej nie popełniła wykroczenia organizując protesty po wyroku TK Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji. Kosztami obciążył skarb państwa i zasądził dziewczynie zwrot kosztów adwokata. A potem wyjaśnił, dlaczego. Publiczność w osobach miejscowych prawników, aktywistów KOD i jednej młodej osoby zaklaskała. „To zupełnie niepotrzebne" - powiedział spokojnie sędzia.

„Na celowniku" to pilotażowy projekt OKO.press, Archiwum Osiatyńskiego oraz norweskiej Fundacji Rafto*, prowadzony razem z prof. Adamem Bodnarem, byłym Rzecznikiem Praw Obywatelskich (2015-2021). Ma na celu naświetlenie i zdiagnozowanie zjawiska nękania osób zabierających głos w interesie publicznym w Polsce. Publikujemy rozmowy z osobami, które ze względu na swoją działalność znalazły się na celowniku, a także rozmowy z m.in. prawniczkami, badaczami, ekspertkami. Materiały będziemy publikować od sierpnia do grudnia 2021 roku. Przeczytajcie więcej:

Przeczytaj także:

5 sierpnia 2021 przed Sądem Okręgowym stanęła Małgorzata (nie chce podawać nazwiska i ujawniać twarzy, bo ma już dosyć tego zamieszania).

Chciałam coś zrobić. Wierzyłam w siłę kobiet. Ale byłam niepełnoletnia i nie miałam jak pojechać na duże protesty. Więc postanowiłam sprawdzić, czy da się coś zrobić w Limanowej - mówi

Na protest w Limanowej przyszło 300 osób i do Małgorzaty od razu podeszły członkinie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet z namiarami na siebie. “Na wszelki wypadek”. Na początku nic się nie działo. Małgorzata nawet nie wiedziała, że ma sprawę w sądzie, dopóki w lutym nie przyszło zawiadomienie o naganie, jaką dostała w wyroku nakazowym (czyli bez rozprawy - sądy mogą tak rozstrzygać w sytuacjach niebudzących wątpliwości.) Miała się dopuścić współorganizowania zgromadzenia powyżej pięciu osób (czego zakazywały covidowe rozporządzenia rządu) oraz niezgłoszenia zgromadzenia pod fałszywym pretekstem, że miało ono być spontaniczne.

Małgorzata, mając już pomoc prawną, wiedziała, że musi natychmiast złożyć zażalenie - i sprawa trafi na rozprawę. Wtedy sąd jej wysłuchał, uznał jej argumenty i sprawę umorzył. I tu wkroczyła policja z Limanowej jako oskarżyciel posiłkowy. Wywiodła, że sąd rejonowy błędnie uznał, iż zgromadzenie w Limanowej było spontaniczne. Ponieważ: 1. wszyscy wiedzieli wcześniej, kiedy zbiera się w sprawie aborcji Trybunał Julii Przyłębskiej, 2. a limanowskie zgromadzenie odbyło się aż w pięć dni od wyroku z 22 października.

W Sądzie Okręgowym w Nowym Sączu (30 kilometrów od Limanowej) przedstawiciele Komendy Powiatowej z Limanowej się nie stawili. Za to Małgorzata musiała podpisać pełnomocnictwa dla adwokata, bo pomiędzy rozprawami stała się osobą pełnoletnią.

Sąd przypomniał argumenty policji, a potem odrzucił je i utrzymał postanowienie o umorzeniu sprawy. Przeczytał prawną formułę i zapytał, czy wszyscy wszystko zrozumieli. Na wszelki wypadek wyjaśnił w języku nieprawniczym:

  • argumentu, że zgromadzenie nie było spontaniczne, bo dużo wcześniej znana była data posiedzenia TK, nie da się potraktować poważnie: nie należy bowiem zakładać, że organizatorkom znana była wcześniej także treść orzeczenia;
  • sądu nie przekonuje też argument, że zgromadzenie w pięć dni od wyroku TK nie mogło być spontaniczne. Spontaniczność to nie natychmiastowość. Zgromadzenie, które nie jest zbiegowiskiem, wymaga organizacji. Pięć dni to wcale nie jest dużo.

„Na wszelki wypadek” sąd zaznaczył też, że nawet gdyby uznać zasadność zarzutów, to i tak w przypadku pani Małgorzaty nie można by mówić o wykroczeniu. Bo do tego potrzebna byłaby choćby minimalna społeczna szkodliwość. A limanowskie zgromadzenie, co wynika z notatek policji, przebiegało wzorcowo i nie naruszono niczyich praw.

Na rozprawę zaplanowaną w samo południe pod sąd przyszła grupka działaczy KOD i prawników oraz młoda dziewczyna, która o sprawie dowiedziała się z Facebooka. Były aż trzy dziennikarki, bo sprawie udało się nadać rozgłos. Zebrani nie byli pewni, czy sąd nas wpuści, ale wpuścił (po decyzji sędziego). I Małgorzata, która już czekała przed salą rozpraw, bardzo się ucieszyła. Spodziewała się wprawdzie wsparcia, ale jednak spodziewać się, a zobaczyć to co innego.

Po wyroku publiczność ją otoczyła.

Co czuje? ("Ulgę i radość").

Czy gdyby wiedziała, co ja spotka, to zrobiłaby to samo? ("Nie spodziewałam się tego. Ale zrobiłabym to samo").

Małgorzacie najwyraźniej nie odpowiada rola głównej bohaterki, chętnie za to opowiada o wsparciu, jakie dostała. W szkole było pewne poruszenie, bo w końcu miała postępowanie o wykroczenie. Ale wszyscy koledzy i koleżanki ją wsparli. Nikt nie krytykował. Rodzina była trochę wzburzona, ale koniec końców stanęła za nią murem. No i jak sprawa stała się medialna, dostawała mnóstwo wyrazów wsparcia i sympatii.

Pisali do niej nieznani ludzie. A wsparcie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet było bezcenne.

I na koniec Małgorzata mówi z namysłem: To była niezła lekcja. Nie, nie wolno dać się zastraszyć.

Żegnamy się - bo zaraz ma busa do Limanowej.

Ludzie rozmawiają przed budynkiem, na pierwszym planie dziewczyna w żółtym płaszczu
Publiczność, która przyjechała wesprzeć Małgorzatę z Limanowej przed budynkiem sądu. Po lewej, z parasolem, mec. Gąsiorowski. Fot. Agnieszka Jędrzejczyk

Publiczność też się rozchodzi. Spędziliśmy razem pół godziny. Wcześniej jednak dziewczyna w żółtym płaszczu daje się naciągnąć na opowieść o sobie. Jest z Nowego Sącza, nie ma 18 lat. I miała już trzy sprawy. Za udział w zgromadzeniu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet w Warszawie miała sprawę w sądzie rodzinnym (“Przyszła do Ciebie pani kurator sprawdzić, jak jesteś zdemoralizowana” - powiedziała jej mama. “Miałam jej wsparcie. Ale na tym się ta sprawa skończyła”). Druga sprawa była za użycie megafonu na proteście w Nowym Sączu (naruszenie przepisów o ochronie środowiska, też skończyło się na przesłuchaniu na policji). Najpoważniej wyglądała sprawa o wklejenie linku do strony Aborcji bez Granic na forum w serwisie “Nowego Sądeczanina”. Wysoki rangą funkcjonariusz przesłuchiwał ją, gdyż - jak wyjaśnił - to “sprawa kryminalna, podżeganie do zabójstwa, 2-3 lata więzienia”.

Miałam wtedy 16 lat i stres był. Ale na tym się skończyło. Tyle, że po tym wszystkim nie wyobrażałam sobie, żeby nie przyjść pod Sąd Okręgowy na sprawę Małgorzaty. „Nie, nie wiem, jak wygląda" - mówi. „Nigdy jej nie widziałam".

Podobnie jak pozostali zgromadzeni.

„No, ale my tu mamy takie sprawy" - mówi mec. Wojciech Gąsiorowski. „Bo np. w pandemii były protesty samochodowe. Ludzie jeździli samochodami wokół rynku i trąbili. Paru miało potem sprawy o bezzasadne użycie sygnału dźwiękowego. Ale mówiłem, panie, nie przyjmuj pan, idziemy do sądu. My się wspieramy, daję swój telefon na wszelki wypadek.

Ale że pani aż z Warszawy przyjechała?".

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze