Elżbieta Podleśna ma kolejną karną sprawę – o napis "Kaci kobiet" na chodniku przed kościołami w Sierpcu. Ale głównym jej bohaterem jest sierpecki bruk, a raczej to, jak sztucznie winduje się koszty usunięcia z niego napisu, by postawić zarzut karny
„Nie mam innych sposobów protestu – tylko gardło i spray. Gdybym nie napisała »PiS=PZPR«, a pod kościołem - »Kaci kobiet«, nie byłoby was tu dzisiaj. Nie pytalibyście mnie o powody protestu. A ja chcę się przebić do opinii publicznej z ostrzeżeniem. Grozi nam jedynowładztwo PiS. Kobiety stracą swoje prawa. Grozi nam polexit. Najwyższa pora, by do ludzi zaczęło to docierać”.
Elżbieta Podleśna mówiła to nam 22 lipca 2021 r pod Sądem Rejonowym w Sierpcu, gdzie ma kolejną karną sprawę – o napisy na chodniku.
Sprawa dotyczy wolności słowa i prawa do obywatelskiego protestu – ale głównym jej bohaterem stał się sierpecki bruk.
Sprawa dotyczy też tego, jak w przypadku niektórych (godzących we władzę) napisów, nie bierze się wiadra z wodą, ale wymienia na bruk całkiem nowy – za tysiące złotych. I jak te tysiące złotych za nową kostkę zamieniają się przed sądem w poważny zarzut karny.
Bo jeśli szkoda jest mniejsza niż 500 zł, to jest to wykroczenie i kara jest grzywna. Ale szkody powyżej 500 zł są sądzone z kodeksu karnego i za ich uczynienie grozi znacznie wyższa kara. Jak więc władza może zwiększyć koszty usunięcia napisu - dalej w naszej relacji.
„Tak nieproporcjonalne zarzuty wobec czynu, który nie był czynem chuligańskim, wynika z tego, że poszkodowany jest były poseł PiS i Kościół katolicki, a sprawczynią Elżbieta Podleśna, znana z aktywizmu i protestów, postrzegana przed obecną władzę jako wróg. Z tego powodu jest nękana postępowaniami karnymi” – mówił przed sądem obrońca mec. Roman Iwański. – „Ma to wywołać u mojej mandatariuszki efekt mrożący. Ma to też zniechęcić innych do podobnych działań – w ich przypadku to może być skuteczne. Duża część społeczeństwa zastanowi się, czy protestować, jeśli grozi za to sprawa karna”.
22 lipca 2021 przed sądem w Sierpcu zaczął się kolejny proces karny Elżbiety Podleśnej – tym razem w sprawie napisów na chodnikach, które Podleśna namalowała równo trzy lata temu, w 2018 roku, w szczycie protestów w obronie Sądu Najwyższego i wartości europejskich.
Napisała wtedy w Sierpcu czarnym sprayem „PiS=PZPR” pod biurem ówczesnego posła PiS Waldemara Olejniczaka oraz - czerwonym sprayem - „Kaci kobiet” przed dwoma sierpeckimi kościołami.
Elżbieta Podleśna przyznała się przed sądem do namalowania napisów. To ważne, bo w aktach, poza bardzo niewyraźnymi zdaniem obrony nagraniami z monitoringu, nie ma dowodów wiążących ją z tą sprawą.
"Do namalowania napisów przyznaję się, jestem ich autorką" – powiedziała. - "Mówimy o czynie, który miał miejsce trzy lata i trzy dni temu. W tym czasie w Sejmie w Warszawie ustanawiano prawo, które definitywnie miało zmienić ustrój sądów powszechnych. Protestowałam wtedy wraz z całą grupą obywateli świadomych tego, co to oznacza dla przyszłości Polski. Było dla mnie jasne, że PiS dąży do jedynowładztwa, dlatego podporządkowuje sobie sądy. A jedynowładztwo kojarzy mi się z PZPR. Stąd napis na chodniku biura posła PiS i na bannerach".
"Dziś, kiedy na posiedzeniu tzw. Trybunału Konstytucyjnego PZPR-rowski prokurator Stanisław Piotrowicz ruga przedstawiciela Rzecznika Praw Obywatelskich, sprzeciwia się opinii TSUE i de facto rozpoczyna Polexit, widać, że trzy lata temu jasno widziałam pełnię zagrożenia.
Już trzy lata temu byłam też absolutnie świadoma roli, jaką odegrał i nadal odgrywa Kościół katolicki w ubezwłasnowolnieniu polskich kobiet. Było dla mnie jasne, że prędzej czy później, idąc ręka w rękę z PiS, a także Konfederacją, Kościół doprowadził do zmiany prawa aborcyjnego i nie spocznie, dopóki nie zostanie wypowiedziana Konwencja Stambulska.
Dziś z perspektywy trzech lat można patrzeć ze sceptycyzmem, a nawet z ironią na środki protestu, jakie zastosowałam. Jako obywatelka opozycjonistka nie mam jednak w dyspozycji niczego innego. Dziś żałuję tylko jednego: że nie było nas wtedy 10 tysięcy protestujących w podobny sposób. Być może szczęściem dotarłoby do opinii publicznej, co się w Polsce dzieje.
Osobiście jestem zmęczona. Jedyne, o co mogę prosić Wysoki Sąd, to to, aby ten proces nie trwał długo.
To wszystko" – powiedziała Podleśna.
W tym samym czasie, trzy lata temu, Podleśna umieściła napisy „PZPR” oraz „Czas na sąd ostateczny” pod biurami posła Krzysztofa Czabańskiego w Golubiu-Dobrzyniu i Wąbrzeźnie.
Te sprawy już się skończyły. Podleśna została wtedy natychmiast zatrzymana, skuta kajdankami, przewieziona na komendę w Brodnicy, poddana rewizji osobistej. Tak drastyczne środki umożliwiał postawiony jej zarzut… promowania ustroju totalitarnego. Zarzut ten został rzecz jasna zmieniony i Podleśna była ostatecznie sądzona za „zniszczenie mienia o znacznej wartości”.
Sąd I instancji w Wąbrzeźnie sprawę umorzył, uznając przesłanki, jakie kierowały Podleśną, za istotne. Toruński sąd II instancji, po apelacji prokuratora i właścicieli obiektów, uznał jednak Podleśną za winną i nakazał jej naprawienie szkody wycenionej ostatecznie na 909,21 zł.
W żadnej z tamtych rozpraw nie dokonano weryfikacji wartości szkód, jakie podawała strona oskarżająca. Podleśna uważa je za znacznie zawyżone.
Na mocy wyroku sądu toruńskiego Podleśna objęta została również roczną probacją, w ramach której nie wolno jej popełnić żadnego czynu, który może zostać uznany za wykroczenie bądź przestępstwo.
Sprawa sierpecka rusza dopiero teraz. Sąd postanowił na rozprawie 22 lipca dociec, skąd wzięły się kwoty z aktu oskarżenia: w sumie 5 376 zł.
Prokuratora na rozprawie nie było, sąd więc odczytał akt oskarżenia, z którego wynikało, że każdy z czterech napisów Elżbiety Podleśnej (dwóch przed i na biurze PiS i dwóch pod kościołami) spowodował szkodę w wysokości od 900 do 2 660 zł.
Ale skąd się wzięły te kwoty? Wyliczenia prokuratora są tu kluczowe – bo tylko dzięki temu może oskarżyć Elżbietę Podleśną o przestępstwo z art. 288 Kodeksu karnego (Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5).
Gdyby szkody były mniejsze niż 500 zł, zarzut by się nie utrzymał.
Sąd więc drąży: "Dlaczego znalazła się Pani w Sierpcu?"
Podleśna: "Byłam poszkodowana w protestach i zdruzgotana tym, co się dzieje. Postanowiłam wyjechać z Warszawy na Pojezierze Brodnickie. Przejeżdżałam przez Sierpc".
"Czy próbowała Pani potem naprawić te szkody?"
Podleśna: "Nie, bo użyłam farby, która się łatwo zmywa – sama to sprawdziłam, bo kiedyś, kiedy robiłam transparent, taka farba przesiąkła mi na chodnik. Byłam zresztą w Sierpcu w kilka tygodni po zrobieniu napisu. Przed biurem poselskim PiS nie było już śladu i pani, którą o to spytałam, powiedziała, że prawdopodobnie przejechała tamtędy szczotka miejska. Byłam też pod jednym z kościołów – i tam na kostce bauma mój napis był już ledwie widoczny. A kiedy po raz kolejny przyjechałam na wgląd akt policyjnych, z napisu nie został ślad.
Obrońca Elżbiety Podleśnej mówi, że podane w akcie oskarżenia kwoty są całkowicie arbitralne. Np. szkodę na biurze poselskim PiS wyceniono na 1000 zł, choć z notatki producentki bannerów, jaka jest w aktach, wynika, że banner kosztuje 440 zł, a napisy można usunąć rozpuszczalnikiem (czyli nawet gdyby nie dało się napisu zmyć, nie mamy do czynienia z przestępstwem z art. 288 kk).
A dwa okołokościelne chodniki zostały po prostu wymienione na nowe.
Przed sądem stają świadkowie: inspektor z Urzędu Miasta i Gminy Sierpc oraz drogomistrz z Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich. Obaj sprawy sprzed trzech lat nie pamiętają. Inspektor pokazuje dokumenty. Padają nazwy lokalnych firm stale współpracujących z władzami samorządowymi.
Sąd: "Wynika z dokumentów, że ubezpieczyciel wycenił szkodę na chodniku pod kościołem 369 zł (znowu – nie ma przestępstwa z art. 288 kk - red.)".
Świadek: "Ale wydaliśmy 2 660 zł. Bo to jest obszar chroniony. Kościół jest zabytkiem i obszar wokół jest chroniony. Napisu nie dało się zmyć ze starobruku, nie było też podobnych płyt. Trzeba było położyć nową kostkę".
Sąd pyta Elżbietę Podleśną, czy zdawała sobie sprawę, że maluje na zabytkowym chodniku. Ta odpowiada, że to są normalne betonowe płyty. Normalny chodnik. Kościół jest zabytkiem, ale że to jest zabytkiem – nie wiedziała.
O to samo sąd pyta inspektora i ten wyjaśnia, że jako urzędnik odpowiedzialny za inwestycje zna granice obszarów chronionych. Płyta jak płyta, ale obszar się liczy.
Sąd drąży dalej: "Czy płyt naprawdę nie dało się umyć?"
Świadek twierdzi, że nie. Że próbę podjęła firma świadcząca stale takie usługi dla miasta, ale napis się nie zmył.
Obrońca Elżbiety Podleśnej mec. Iwański: "Czy w takim razie zakwestionowaliście Państwo wycenę ubezpieczyciela, który twierdził, że płyty są do zmycia?"
Świadek mówi, że nie. Nie pamięta, kto podjął taką decyzję. Zeznaje, że po ustaleniu, że farby zmyć się nie da, podpisana została umowa z wykonawcą, który stale współpracuje z urzędem. Nie było wyboru ofert.
OKO.press jedzie po rozprawie na miejsce. Otoczenie gotycko-barokowego kościoła św. Wita, Modesta i Krescencji w Sierpcu wyłożone jest jasnoszarą i jasnoróżową kostką bauma. Po zewnętrznej stronie białego ogrodzenia biegnie szary chodnik ze „starobruku”, czyli z betonowych, dosyć już zabrudzonych płyt.
Mocno odcina się od tego fragment przy bramie – wyłożony czarną bazaltową kostką, zupełnie niespotykanym w zabytkach Mazowsza materiałem.
To jest ten wymieniony fragment.
To jest podjazd w gestii Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich. Na tę okoliczność zeznaje drogomistrz, który nie pamięta z wydarzeń sprzed trzech lat nic. Tłumaczy sądowi, że podobnych spraw na obszarze ponad 60 km dróg, za które odpowiada, jest mnóstwo. Zmycie sprayu nie wymaga specjalistycznego sprzętu, wystarczy woda. Nawet zasypanie piaskiem wystarczy - ludzie wytrą butami. Do takich prac – mówi świadek - jest specjalna ekipa, dwóch-trzech ludzi.
Obu świadkom sąd odczytuje pierwsze zeznania, spisane dzień po tym, jak zostali powiadomieni o napisach na chodnikach. W obu zeznaniach mowa jest o szkodzie szacowanej na 150 zł. Ale jest też zapewnienie, że płyty zostały uszkodzone farbą w sposób nieodwracalny.
Sąd próbuje ustalić, skąd taka pewność już w tym momencie.
Inspektor, który mówił przed sądem, że dopiero niepowodzenia firmy myjącej ulice doprowadzały do decyzji o wymianie bruku, potwierdza, że jednak ktoś musiał to od razu sprawdzić. Jednak szczegółów już nie pamięta.
Obrońca dopytuje, czy niepowodzenia w zmywaniu farby ktoś ocenił. Może pytano się innych fachowców. Może biegłych? Okazuje się, że nie.
Świadek-drogomistrz przyznaje, że był na miejscu napisów i sam dokonał obmiaru pomalowanego chodnika. Jednak samo zlecenie na wymianę płyt wydał już jego kierownik (początkowo świadek nie pamięta jego nazwiska, ale na dokumentach ono widnieje). Owszem, kierownik robił to na podstawie obmiarów od świadka. Ale czy był na miejscu, tego świadek nie wie.
Sąd: "A pamięta pan swoją ocenę?"
Świadek: "Nie pamiętam. Ja przekazuję informacje przełożonym i wykonuję ich polecenia".
Sąd dopytuje, kiedy, jak długo po zdarzeniu oba chodniki zostały wymienione – ale świadkowie tego nie pamiętają.
Obrońca Elżbiety Podleśnej podkreśla, że koszty podane w akcie oskarżenia są zupełnie arbitralne. Nie da się ich nigdzie potwierdzić (na pytanie obrońcy, czy może „nieodwracalnie uszkodzona” kostka albo płyta chodnikowa jest gdzieś do wglądu, inspektor wyjaśnia, że nie wie, ale normalnie materiały z rozbiórek są kruszone i używane do budowy dróg; tak zapewne jest w tym przypadku).
Obrońca mówi: "Przecież to tak, jakbym wymienił sobie samochód na nowy i kazał komuś, kto mi zarysował karoserię, żeby mi za to wszystko zapłacił. Wysoki Sądzie, odpowiedzialność karna mojej mandatariuszki nie może zależeć od tego, że firma myjąca jezdnie źle wykonała pracę, a nikt tego potem nie sprawdził!".
Elżbieta Podleśna po wyjściu z sądu komentuje: - "Ale napis »PiS=PZPR« zrobiony tą samą farbą udało się jednak zmyć bez problemu. Tam chodnika nie wymieniano".
Następna rozprawa 21 września. Sąd czeka teraz na opinię biegłego w sprawie powagi szkód wyrządzonych sprayem na chodniku. Czeka też na świadkinię, która twierdziła, że napis na bannerze PiS zmywa się rozpuszczalnikiem.
"Chodnik okazał się ważniejszy niż to, co na nim napisałam" – gorzko skomentowała Podleśna.
Sąd zapowiedział już, że rozważa zmianę kwalifikacji czynu Elżbiety Podleśnej na niższą.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze