„Świat się zmienia. Temat spójności społecznej oraz tego, w jakim społeczeństwie – a nie tylko na jakim rynku – chcemy żyć, zaczyna być zauważany i podejmowany przez polityków. Jeśli polscy liberałowie chcą w wyborach wygrywać z populistami, też muszą wreszcie zauważyć i przepracować ten temat” – mówi dr Wojciech Paczos, makroekonomista, wykładowca w Cardiff University, członek Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN.
Rozmawiamy o tym, jak pandemiczny kryzys 2020 roku wpłynął na globalną debatę ekonomiczną.
Kacper Leśniewicz: W połowie roku w na łamach „The Economist” mogliśmy przeczytać tekst o tym, że państwo opiekuńcze wymaga modernizacji po tym, co zobaczyliśmy podczas pandemii. Padła też teza o większej roli państwa w gospodarce.
Dr Wojciech Paczos*: Obserwujemy fundamentalną zmianę w myśleniu o gospodarce i roli państwa. Żeby wyobrazić sobie jej skalę, warto się odwołać do kryzysu ekonomicznego z 2008 roku. Musiało minąć 10 lat, żeby światowa gospodarka stanęła na nogi.
Tymczasem po kryzysie wywołanym przez pandemię wirusa Covid-19 gospodarki większości państw odbudowały się właściwie od razu.
Tego nie da się ukryć, przemilczeć i uciec od tego myśląc dzisiaj o gospodarce i państwie.
Gdy dodamy do tego huczne deklaracje związane z planem prezydenta USA Joe Bidena, można odnieść wrażenie, że dotychczasowy porządek ekonomiczny zachwiał się w posadach. Krytycznie myślący ekonomiści jak Pan mają dzisiaj powody do świętowania?
To nie jest tak, że w środowiskach akademickich, szczególnie w gronie krytycznie myślących ekonomistów – zarówno w Polsce, jak i w Europie – obserwujemy jakieś głębokie tektoniczne ruchy i trzęsienie ziemi. To, co możemy dzisiaj usłyszeć w dyskusjach na temat roli państwa w gospodarce, nie odbywa się na zasadzie, że nagle wyrzuciliśmy wszystkie stare rozwiązania do kosza i teraz budujemy świat zupełnie na nowo. Powiedziałbym raczej, że to jest moment triumfu części ekonomistów, którzy od wielu lat przekonywali, że z kryzysami ekonomicznymi można sobie radzić w inny sposób.
W inny, czyli jaki?
W największym skrócie: w sposób kontr-cykliczny, czyli wspieramy gospodarkę w kryzysie, a koszty przesuwamy na czasy prosperity.
Zacznijmy od tego, że dotychczasowy sposób radzenia sobie z kryzysami finansowymi, ale mam tutaj na myśli przede wszystkim kryzys z 2008 roku był oparty na dogmatach na temat deficytu budżetowego, długu publicznego i świętej zasady równowagi budżetowej. Wszystkie te elementy były fundamentami polityki „austerity”.
Ta polityka nie zdała jednak egzaminu. W jej efekcie gospodarki przez długi czas mierzyły się z potężnymi problemami: wysokiego bezrobocia, wolnego rozwoju i wzrostu nierówności. Ten model wychodzenia z kryzysu nie był też tak naprawdę oparty na literaturze naukowej.
No, ale jednak był to dominujący model w myśleniu o ekonomii.
Dobrze to ilustruje pewna anegdota. To było w 2011 roku, kiedy byłem jeszcze doktorantem. Podczas jednego z seminariów zaprezentowano pracę naukową, która ilościowo oceniała, w jaki sposób można minimalizować straty wywołane przez politykę „austerity”. Każde z tych działań, podwyżka podatków, obcięcie transferów socjalnych, ograniczanie usług publicznych dóbr publicznych miało negatywne konsekwencje poziomu PKB, konsumpcji i zatrudnienia – choć z różną mocą. Zadałem wtedy pytanie, że skoro model mówi, że to wszystko ma tak negatywny wpływ, to czy właściwym wnioskiem z tego modelu nie jest przypadkiem coś zupełnie odwrotnego.
Co konkretnie?
Dlaczego pytamy model o minimalizację strat, skoro możemy go zapytać o maksymalizację zysków: zamiast podwyżki, obniżka podatków, zamiast cięcia wydatków — ekspansja. „Zakładamy, że nie możemy” – brzmiała odpowiedź. To był jeszcze czas, kiedy społeczne konsekwencje „austerity” były już coraz lepiej badane przez ekonomistów, ale cały ten model był narzucony przez polityków. Zamiast refleksji, że mamy duży problem, a więc spróbujmy z niego wyjść, skupiano się na zmniejszeniu społecznych kosztów. Przez lata jako ekonomiści nie mieliśmy w ogóle szansy przebić się z naszą perspektywą.
Aż przyszedł…
…Covid-19. Musiał przyjść kolejny kryzys po tym z 2008 roku, żeby politycy poszli wreszcie po rozum do głowy.
Przestawili ekonomiczną zwrotnicę?
Wybrali zupełnie inną ścieżkę. Dzisiaj nie da się ukryć, że ta polityka bardzo szczodrego i błyskawicznego wsparcia dla gospodarki ze strony państwa działa dużo lepiej niż polityka zaciskania pasa. To widać bardzo wyraźnie. W tym momencie zaczęły się te głębokie przewartościowania w debacie publicznej.
Widać było, że można inaczej i że to działa.
Tak, i teraz widzimy te fundamentalne zmiany w myśleniu o ekonomii i gospodarce na zachodzie.
To, że konserwatyści w Wielkiej Brytanii wprowadzili najbardziej hojny pakiet pomocowy w historii kraju, było jeszcze kilkanaście miesięcy nie do pomyślenia. To się nie mieściło w głowie.
Mamy zatem gigantyczny skok w takiej pogłębionej społecznej refleksji na temat tego, w jaki sposób z punktu widzenia dobra ogółu może i powinna działać gospodarka. To, że nikt nie mówi dzisiaj o długach, jest papierkiem lakmusowym tej zmiany.
To był przecież główny temat po kryzysie finansowym z 2008 roku.
Tak, choć wtedy były dwa takie tematy. Przywrócenie długu do poziomu sprzed kryzysu – to zawierało w sobie automatyczny hamulec na to, na ile można wspierać gospodarkę ze strony państwa. To był pierwszy mit. Drugim mitem była inflacja. Musiało minąć kilka lat, żeby część elit politycznych zobaczyła na własne oczy, że żadnej inflacji nie było, a przecież straszono hiper inflacją.
No właśnie, co wiemy o tych kosztach?
Jest cała seria badań, które pokazują wiele kluczowych kwestii. Pierwsza dotyczy tego, że populizm nie wziął się znikąd. Te wnioski mogą być szczególnie trudne dla sympatyków liberalizmu gospodarczego. Często nie lubią oni zarówno długów, jak i populizmu. Oczywiście słusznie, że nie darzą sympatią populistów. Problemem jest jednak to, że nie łączą tych zjawisk.
Długu z populizmem?
Tak, nie zauważają ich wzajemnego związku. Polityka „austerity” doprowadziła do wzrostu skrajnych nastrojów w wielu demokratycznych społeczeństwach. Krótko mówiąc, Donald Trump w USA i Brexit są pokłosiem kryzysu i sposobu, w jaki próbowano z niego wyjść.
Są badania, które pokazują na poziomie gmin i powiatów, kto w jaki sposób głosował, które powiaty w jakiej skali były dotknięte przez politykę oszczędności i jak potem radykalizowały się nastroje w tych miejscach.
Drugi nurt badań pokazuje, że to, co udało się zaoszczędzić z jednej strony, z drugiej szybko uciekało z kieszeni.
W jaki sposób?
Oszczędzenie na wsparciu, czyli środki, które miały wspierać np. osoby w kryzysie bezdomności, obcinanie różnego rodzaju transferów pieniężnych, co w Polsce często pogardliwie określa się socjalem, doprowadziło do oszczędności na krótko i na poziomie rządu centralnego. W konsekwencji doprowadziło to do znacznie większych wydatków na poziomie gmin. Osoby, które nagle traciły środki utrzymania, częściej chorowały, częściej też korzystały z opieki zdrowotnej i częściej dokonywały przestępstw. Są nawet badania, które dokładnie pokazują, że koszty konkretnych polityk publicznych były wyższe niż zyski z oszczędności.
W Polsce temat długu i oszczędności właściwie nie znika z mediów. Liberalni politycy i komentatorzy biją na alarm.
To jest bardzo ciekawy przypadek. Dług właściwie nie jest nigdzie poza Polską tak ważnym tematem, o którym się publicznie dyskutuje. Można odnieść wrażenie, jakbyśmy się stanęli intelektualnie w miejscu, podczas gdy świat coraz szybciej nam ucieka w obszarze refleksji krytycznej na temat gospodarki.
Jest aż tak źle z nami?
Pamiętam, jak „The Economist” w 2009 roku wymyślił taką „złotą zasadę 80-20”, która miała być lekiem na kryzys. 80 proc. spłaty długu powinno pochodzić z obcinania wydatków, a 20 proc. z podwyższenia podatków. Teraz już takich artykułów w ogóle pan nie znajdzie w liczącej się prasie ekonomicznej na świecie.
W marcu 2020 roku, a więc to był początek pandemii, rozmawiałem wtedy z kolegami ekonomistami z londyńskiego City, którzy już wtedy mówili mi wprost, że za chwilę dług publiczny na poziomie 100 proc. PKB nikogo nie będzie dziwił. Przecież ci sami ludzie jeszcze kilka lat temu w życiu o czymś takim by nie pomyśleli.
Jesteśmy w zupełnie innym miejscu na mentalnej mapie gospodarczej, niż byliśmy 10 lat temu.
W Europie nie tylko w kontekście pandemii, ale też katastrofy klimatycznej w debacie publicznej wybrzmiewa coraz częściej wątek nowej umowy społecznej. Czy obserwujemy przewartościowanie umowy społecznej, w szczególności na poziomie podziału ryzyka między jednostkami, pracodawcami i państwem?
Nowa umowa społeczna na pewno powinna zawierać działające w interesie szeroko rozumianej wspólnoty równych obywateli sprawną opiekę zdrowotną. Od razu warto powiedzieć, żeby ją mieć, musimy w nią zainwestować większe środki.
Od razu nasuwa się rytualne „skąd” je wziąć?
Z wyższych podatków! To jest komunikat, z którym krytycznie myślący ekonomiści powinni dotrzeć do ogółu społeczeństwa. Zobaczmy, co się stało w czasie pandemii, ale w sposób analityczny i na chłodno. Już trochę widzimy, jak wielu z nas zawdzięcza zdrowie i życie poświęceniu i zaangażowaniu pielęgniarzy, lekarzy czy ratowników. Wszyscy oni zasuwali po kilkadziesiąt godzin tygodniowo. Tak się nie da na dłuższą metę! Jesteśmy wdzięczni za ich poświęcenie, ale oni z naszej wdzięczności nie wyżyją.
Drugi raz to już się nie uda.
Tak. Pandemie będą powracać. Mamy największą w historii ludzkości mobilność ludzi. Ruchy populacyjne są ogromne, a oprócz tego zajmujemy przestrzenie, które dotychczas były zajmowane przez dzikie zwierzęta. Jeśli dodamy do tego klimat, a więc wyższe temperatury to zobaczymy, że nie mamy wyjścia. Sprawny system zdrowia to podstawa.
I pojawia się pytanie, czy ma być to sprawna publiczna państwowa służba zdrowia, czy sprawna prywatna służba zdrowia. Państwo czy rynek?
Nie chce przekonywać, że państwo jako państwo jest lepsze niż rynek. To jest ten łopatologiczny spór kapitalizm vs socjalizm, w którym nie chcę jako ekonomista uczestniczyć. Ekonomiści zajmują się skutecznością rozwiązań. Naszym zadaniem jest projektowanie rozwiązań, które będą służyły ludziom i podnosiły dobrobyt.
To jaka rola powinna przypaść państwu w tym układzie?
Widzieliśmy to wszystko podczas kolejnych fal pandemii.
Prywatna służba zdrowia może się zajmować kaszlem. Prywatna służba zdrowia nie jest w stanie sfinansować otwartej operacji na sercu. Nigdzie na świecie nie opanowała pandemii.
W tym kontekście kluczowe jest ubezpieczenie jak największej liczby osób. Każdy z nas ponosi jakieś ryzyko, ale tylko niektórzy będą pacjentami tych drogich operacji. Jednak wszyscy musimy się na to zrzucić. Nie traktujmy państwa jako wielkiego brata, któremu oddajemy część naszej wolności. Traktujmy państwo jako instytucję, z której pomocy mamy korzystać, ale też, o którą musimy zadbać.
Czyli jednak państwo.
Pandemii nie rozwiązał rynek, ale nie dałoby się z nią nic zrobić bez niego. Gdyby rynek to rozwiązał, to mielibyśmy trupy na ulicy i szczepionki dla bogatych. Gdyby tylko państwo było odpowiedzialne, mielibyśmy nieustający lockdown. W tym przypadku zadziałało partnerstwo. Nikt nie powie, że wojsko powinno być sprywatyzowane, że każdy sobie wykupi prywatną ochronę, tak też wygląda kwestia z ochroną zdrowia. Publiczny system zdrowia musi być powszechny. Wtedy działa najlepiej. Musi być zatem państwowy.
Powiedział Pan, że potrzebujemy wyższych podatków, czyli musimy zakwestionować dotychczasowy neoliberalny horyzont ekonomiczny?
Wydajemy w Polsce 4,5 proc. PKB na zdrowie. Średnia w OECD wynosi 8 proc. PKB. Państwa, do których się chcemy się porównywać jak Niemcy czy Szwecja wydają 9 proc. PKB. Służba zdrowia w Polsce jest po prostu zabiedzona. Państwa, o których wspomniałem, działają zgodnie z filozofią, według której opieka zdrowotna jest prawem człowieka i należy się każdemu obywatelowi.
Prywatna służba zdrowia jest w USA, gdzie wydaje się na nią 18 proc. PKB, ma średnie wyniki jak publiczna brytyjska służba zdrowia. W spodziewanej długości życia, ryzykach zachorowania, otyłości USA notują gorsze wyniki niż Wielka Brytania. Tymczasem w USA to kosztuje więcej i poza tym 9 proc. Amerykanów nie ma ubezpieczenia. Jeśli poważnie zachorują, to jest to ich problem. Jeśli w rachunku wychodzi, że to jest drogie i nieefektywne społecznie to znaczy, że to jest rozwiązanie złe.
W kontekście dyskusji na temat organizowania środków na ochronę zdrowia wiele osób zastanawia się, czy na nią stać i czy sami jesteśmy gotowi partycypować w kosztach.
Na początku byłem większym optymistą. Widzieliśmy przecież na własne oczy dookoła chorujących ludzi, kolejki w szpitalach, wykończonych ratowników i karetki na sygnale. Po tym okrutnym doświadczeniu prawie 150 tysięcy nadmiarowych zgonów okazało się, że wszyscy chcemy, żeby karetki przyjeżdżały i żeby ratownicy byli lepiej wynagradzani, ale o ile nie będzie to nas więcej kosztowało.
No właśnie są badania, które pokazują, że Polacy są świadomi tego, z czym mamy do czynienia w przypadku pandemii, ale jeśli ich dopytać, czy dołożyliby więcej z własnej kieszeni, to już jest dla nich problematyczne.
Od 30 lat jesteśmy karmieni w Polsce historią o poprawie efektywności służby zdrowia, bo jest źle zorganizowana. Słyszymy obietnice od kolejnych partii, że jak tylko przejmą władzę to będzie cudownie. Musimy sobie wreszcie zdać sprawę, że konkurujemy z systemami opieki zdrowotnej z innych krajów.
Lekarz w Wielkiej Brytanii dostaje kilka razy więcej niż w Polsce. To jest wyzwanie, którego nie da się załatwić poprawą efektywności czy teleporadami. Jeśli chcemy mieć dobrych lekarzy i ratowników, to musimy im dobrze płacić.
O tym wszystkim napisaliśmy w stanowisku Zespołu przy PAN-ie. Na to wszystko nakłada się fakt, że w Polsce mamy bardzo silną skłonność do sklejania w głowie instytucji państwa z obecnym rządem. To jest bardzo szkodliwe, gdy myślimy o państwie w perspektywie długofalowej. Przy okazji debaty na temat Polskiego Ładu stałem się jeszcze większym pesymistą.
Polityczna polaryzacja zabije za chwilę polską ochronę zdrowia?
Obecny konflikt polityczny już powoli zabija poważną dyskusję nie tylko o ochronie zdrowia, ale w ogóle o politykach państwa. W zależności od tego, czy lubimy rząd, czy nie, to lubimy wszystkie rozwiązania albo nienawidzimy wszystko, co powstało podczas obecnych rządów. Ten rząd to kilkadziesiąt osób, kilkaset w Sejmie, plus pewnie kilka tysięcy podklejonych pod partię. Tymczasem państwo tworzą setki tysięcy osób, które nie mają partyjnych barw. To, że dostajemy 500+ w terminie, że umawiamy się z lekarzem, na szczepienie, czy po wypis z księgi majątkowej to wszystko ich zasługa.
Wszystko to brzmi, jakbyśmy jako społeczeństwo nie zdawali sobie wystarczająco sprawy z tego, jak duże znaczenie ma dla każdego z nas państwo i jego instytucje.
Niestety. Państwo to jest element wspólnego dobra, a ludzie, którzy pracują na jego rzecz, powinni dobrze zarabiać. To jest pierwszy element do takiego społecznego przepracowania. Mieszkałem w wielu krajach i wszędzie tam np. ochrona zdrowia to był klejnot rodowy bez względu na polityczne podziały. Najważniejsza państwowa marka. Podobnie smutne sceny obserwowaliśmy podczas dyskusji na temat rządkowych tarcz. W Wielkiej Brytanii to był pomysł konserwatystów, a my trochę ich kopiowaliśmy, choć w Polsce na początku pandemii dominowało hasło, że nie stać nas na taką pomoc. Tam wszyscy są dumni, że udało się to zorganizować. Nikt nie grymasi dlatego, że to wprowadzili konserwatyści, a mieszkam w Londynie, czyli w bardzo liberalnym mieście.
Pandemia pokazała też, jak bardzo narażeni na jej skutki w kontekście ekonomicznym i społecznym byli pracownicy z niższych klas społecznych. Czego powinno nas to nauczyć? Czy podział ryzyka między pracownikami a pracodawcami to ważny obszar krytycznej refleksji w kontekście nowej umowy społecznej?
Proszę zobaczyć, co się dzieje w tej chwili w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii. Rządzący rzucili to samo, słowo-w-słowo identyczne hasło: „build back better”, czyli „lepsza odbudowa”. Ta „lepszość” ma polegać właśnie na tym, że tym razem w centrum zainteresowania stoją nierówności: klasowe, rasowe, płciowe i przestrzenne. Odbudowa po kryzysie ma na celu te nierówności opanować. To jest fundamentalna zmiana umowy społecznej i w ogóle szerzej – myślenia o kapitalizmie.
Odbudowa ma nie polegać, jak w poprzednich kryzysach, na tym, że rynek wyprodukuje PKB, a państwo ma się nie mieszać, tylko to właśnie państwo bierze na siebie odpowiedzialność za spójność społeczną.
Co istotne, to proszę pamiętać, że o ile w USA rządzą Demokraci, którym tego typu hasła zawsze były bliższe, to w Wielkiej Brytanii o nierówności chcą teraz dbać Torysi – konserwatyści społeczni i liberałowie gospodarczy. Mało tego, zarządzanie tym programem zostało przekazane do niepolitycznego zespołu specjalistów.
Czyli nie sposób dzisiaj uciec od tematu nierówności.
Tak, np. w USA i Wielkiej Brytanii nierówności rosną stale od czterech dekad. W Polsce od trzech. Kryzys Covid-19 dołożył swoje. Są świetne, świeże opracowania na ten temat – czytałem ostatnio przegląd nowej literatury z ostatniego roku, który sam ma kilkadziesiąt stron gęstej treści – nie ma ani jednego wymiaru, w którym Covid-19 jakoś poprawiłby sytuację. Świat się zmienia i temat spójności społecznej i tego, w jakim społeczeństwie, a nie tylko na jakim rynku, chcemy żyć, zaczyna być zauważany i podejmowany przez polityków. Wydaje mi się, że jeśli polscy liberałowie chcą w wyborach wygrywać z populistami, to muszą też wreszcie zauważyć i przepracować ten temat.
*Dr Wojciech Paczos- makroekonomista, wykładowca w Cardiff University, członek Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. Obronił doktorat w European University Institute we Florencji, założyciel Grupy Eksperckiej „Dobrobyt na Pokolenia”. Członek Concilium Civitas.
Czy używanie słowa „gospodarka” ma jeszcze sens?
Czy nie żyjemy już w czasie tzw. „korpodarki”, od której uzależnione są państwa? Korpodarka, czyli praca jest darem od korporacji. Państwa, czyli „rządy” są na pensji korporacji, czy nie tak to już wygląda?
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱
Nowy kanał na youtube POLITYKA+ Znajdziecie tam hity polityczne takie jak : MINĘŁA 20, WORONICZA17, FORUM oraz inne materiały dotyczące polityki polskiej i zagranicznej. Wszystko okraszone specyficznym poczuciem humoru prowadzącego. Pozdrawiam serdecznie POLITYKA+ 🇵🇱🇵🇱🇵🇱 link do kanału poniżej
https://www.youtube.com/watch?v=Qchg58p0F5o
🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟🤟
Przedstawione poglądy to czysty pisizm. Po co komu inwestor skoro można po prostu dodrukować gotówkę. Liberalizm wcale nie neguje roli państwa jako…..organizatora rynku i gwaranta prawa. Bez liberalnego państwa mamy z miejsca model rosyjski, w którym państwo to jakiś putin i jego oligarchia. W tym kontekście autor najwyraźniej zupełnie nie rozumie czym jest prywatyzacja usług publicznych, np. publicznej służby zdrowia albo publicznego transportu. Taka prywatyzacja nie musi oznaczać wycofanie się państwa z tych sfer usług publicznych ale zamawianie ich u prywatnych wykonawców na określonych przez państwo warunkach. W rządzonej przez socjalistów Szwecji sprywatyzowano w ten sposób sporą cześć służby zdrowia, cały publiczny transport i szkolnictwo. Sprywatyzowano rownież sporą cześć policji, zamawiając takie usługi jak wypisywanie mandatów za parkowanie. Rozumowanie jest proste: jeśli nie ma konkurencji, jeśli nie ma wyboru to konsument płaci więcej (podatków) i dostaje mniej. Zadaniem państwa jest organizacja efektywnego rynku a nie partycypacja w nim w konkurencji do prywatnych podmiotów. Pisowski neogierkizm za europejskie pieniądze wydaje się atrakcyjny ale to bardzo niebezpieczny miraż na glinianych nogach, który gwarantuje paraliż gospodarki i ruinę obywateli.
Remember: there is no free lunch!
No coz Panie Doktorze. Wszak milosciwie nam panujacy JK oswiadczyl ze o obcinaniu podatkow nie ma mowy bo Panstwo potrzebuje srodkow i najlepiej wie jak je rozprowadzic. Mnie sie wydaje ze to jest socjalizm. Pan jak rozumiem postuluje z jednej strony metody kontr-cykliczne (czyli obciecie podatkow w momencie oslabienia cyklu) i podwyzszenie ich w momencie dobrej gospodarki. No ale na to przeciez naklada sie temat wyrownywania szans i dochodow, ktory oznacza podnoszenie podatkow zawsze i wszedzie. A podatki o ktorych mowi JK to podatki regresywne uderzajace ludnosc najubozsza (chce rowniez obciac dochody firmom ktore sie rozbestwily ale to przeciez firmy z kapitalem panstwowym co znow jest sprzecznoscia). I jeszcze slowo o rynkach – niech no mi pan laskawie pokaze ktore to Panstwo wymyslilo skuteczna szczepionke na COVID? Chiny? Bo o ile wiem to zrobily to firmy prywatne … czyli kapitalizm chyba nie umarl? Czy uczy Pan socjalizmu na Uniwersytecie w Cardiff?
Kapitalizm jest wtórny, pierwotne jest niezaspokojenie.
Andrzej Rojek "Mnie sie wydaje ze to jest socjalizm. "
Świat się zmienia, w czasach "Ziemi Obiecanej" i Dickensa kapitalizm był najlepszą opcją bo sprzyjał akumulacji kapitału i rozwojowi przemysłu oraz odejściu od gospodarki opartej na pańszczyźnianych folwarkach.
W naszych czasach najlepszym systemem staje się socjalizm.
Chiny zrobiły swoją szczepionkę równie szybko co firmy prywatne na Zachodzie.
Natomiast firmy nie zrobiły tej szczepionki samodzielnie – dostały ogromne finansowanie państwowe oraz skorzystały z postępu nauki i edukowanych kadr także dostarczonych przez państwo.
Dodaj że chińska szczepionka jest o wiele mniej skuteczna
"chińska szczepionka jest o wiele mniej skuteczna"
Tak twierdzą zachodnie media, które są z definicji bardzo obiektywne i uczciwe.
To nie zachodnie media twierdzą, że chińskie szczepionki są mniej skuteczne, lecz regulatorzy rynku medycznego. Chińczycy bowiem nie zgłosili swoich produktów do nadzoru medycznego państw zachodnich. Ich szczepionki nie zostały też przetestowane z uwzględnieniem wymaganych procedur. Stąd wzięła się konkluzja o mniejszej skuteczności, co zresztą potwierdzają empirycznie dane z państw takich jak np. Malezja lub Indonezja, gdzie masowo używano chińskich szczepionek i mimo tego nastąpił znaczący wzrost zachorowań, który zatrzymano dopiero po użyciu zachodnich szczepionek.
Sorry, ale zasypywanie nierówności społecznych długiem (czyli dodrukiem) jest przeciwskuteczne. Pieniądz wpadnie w trzyby maszyny, da na chwilę pracę ludowi i osiądzie w głębokich kieszeniach. I to nie jest wina tych kieszeni, tylko tych bankierów centralnych, którzy chcą być dobrzy dla ludu (czyli to decyzja polityczna, czyli w demokracjach też ludu). W ten sposób wzrost nierózności społecznych mamy jak w banku.
chmurnik "Sorry, ale zasypywanie nierówności społecznych długiem (czyli dodrukiem) jest przeciwskuteczne."
To jest kwestia jak dodatkowa emisja pieniądza jest spożytkowana.
Jeśli służy dobrym i mądrym inwestycjom, to gospodarka się rozwija.
Z drugiej strony zaciskanie pasa jeśli powoduje kontrakcję gospodarki szybszą niż zmniejszanie się długu, może prowadzić do pogłebienia kryzysu.
Prawa makronomii różnią się od mikroekonomii.
Dużo racji w grzechach rynków kapitałowych. Ale państwo ma sposoby by temu zapobiegać – choć współcześni skorumpowani politycy tego nie robią.
Pieniądze powinny trafiać do pracowników, a dopiero tak wytworzony popyt napędzi zyski firm.
Państwo ma ogromne potrzeby na pracę – roboty publiczne przy infrastrukturze, ogromne braki ludzkie w administracji, służbie zdrowia, budowa mieszkań komunalnych – to najprostsze przykłady programów, które powinny być masowo uruchomione w czasie covidu i dałyby zatrudnieni ludziom bez pracy. Nawet tak proste rzeczy jak zakup sztuki do muzeów czy otworzenie edukacyjno-teatralnego kanału telewizji.
Ale u władzy jest elita narodu (sarkazm), która przynajmniej o siebie zadbała…
Pomoc państwa powinna być skierowana na odbudowę potencjału produkcyjnego, unowocześnienie produkcji (know-how), zwiększenie wydajności pracy oraz pozyskanie rynków zbytu. Tymczasem, w Polsce, jest pompowaniem pieniędzy do kieszeni pracodawców i pracowników. Jest to jawne wspieranie złodziejstwa, zwłaszcza w spółkach skarbu państwa i demoralizowanie pracobiorców. Oczywiście, w skrajnych przypadkach biedy pomoc jest niezbędna. Ale, mimo wzniosłego gadulstwa rządu, strefa biedy się rozszerza.
Nie widzę związku pomiędzy uspołecznienianiem środków produkcji (skrótowo zwanym socjalizmem) a uznaniem że państwo najlepiej rozporządza środkami.
Hi hi hi !!
Zgodnie z teorią która rządzi dziś umysłami wszystkich dobrych ludzi o czystych sercach, teorii…, niech ją nazwę …., teorii, już wiem, uspołecznienia, wg tej teorii związek pomiędzy państwem a uspołecznieniem jest czysto negatywny. Teoria głosi, ze w miarę uspołeczniania państwo będzie zanikać. Aż, kiedy już wszystko będzie uspołecznione, państwo zaniknie całkowicie. Jak dym się rozwieje, wyparuje jak kamfora, nie będzie ani fiskusa, ani policaja, ani sanepidu. Bo wszystko bedą załatwiać wolni ludzie wyzwoleni z ucisków i wyzysków oraz alienacji. Kto to wymyślił? Powiedzmy, ze Kukiz. Kukiz twierdzi, ze o wszystkim powinni decydować LUDZIE. Wszyscy i każden jeden zuzamen do kupy. A nie jakieś partie czy państwo. LUDZIE, rozumiesz, to wszystko ma być dla LUDZI, co nie, tylko CZŁOWIEK SIEM LICZY. Tylko co się konkretnie za tym kryje, to ni xyja, nie wiadomo i nie wiedzą też ci, którym sie akurat udało dorwać do władzy. Obiecując przed wyborami, że oni to teraz będą słuchać LUDZI, a nie jak te elyty.
.
Herr Gott! Moi bracia i siostry całkiem na serio, w ważnych sprawch, w obliczu nadciągającej katastrofy, banialuczą aż się dymi. Tymczasem nasz problem, nasze śmiertelne zagrożenie, to władza w rękach Suskiego. Nie żadne kapitalizmy i austerity. Nie jakiś cyklicznie pojawiający się kryzys, ale niszczycielska rewolucja Kaczyńskiego nas wykończy. A wykończy nas z powodu głupoty wyborców. Tej samej głupoty ktora pozwala banialuczyć o uspołecznieniu. O którym nikt nie wie czym jest. I że zawsze uspołecznianie, czyli próba budowy czegoś o czym nie wiadomo nic poza tym, ze jest "dobre" kończy się fatalnie. Opresyjnym państwem które za pomocą policyjnej pały usiłuje, zawsze, zawsze mało skutecznie, kontrolować wszystko.
(…)Wydajemy w Polsce 4,5 proc. PKB na zdrowie. Średnia w OECD wynosi 8 proc. PKB. Państwa, do których się chcemy się porównywać jak Niemcy czy Szwecja wydają 9 proc. PKB. Służba zdrowia w Polsce jest po prostu zabiedzona.(…)
Armię też mamy zabiedzioną… mimo wydawania o procent więcej niż Niemcy.
Do wydatków państwa należy dodać 77 mld zł wydatków prywatnych. Tylko po co fikcja ubezpieczenia zdrowotnego i bezskuteczność jego podnoszenia. Jeśli większa składka, to większa liczba prywatnych usług, refinansowanych przez panstwo, lub zwrot kosztów prywatnego ubezpieczenia.
Dorzucę swoje 3 grosze. Oczywiście że prywatna opieka zdrowotna nie wygrała z pandemią. Oczywiście że szpitale covidowe muszą być państwowe, bo kosztują dużo.
Ale podczas fal zakażeń u mnie w okolicy to prywatne przychodnie, również te finansowane przez NFZ, były otwarte, a te nadzorowane przez samorządy głucho zamknięte lub na teleporadach. Po prostu prywatni na tym zarabiali.
Kapitalizm jest sprawny w wytwarzaniu rzeczy i mobilizowaniu stosunkowo wąskiej grupy ludzi bardzo aktywnych (np. Elon Musk). Dzięki temu reszta społeczeństwa korzysta.
Jednocześnie jest to jeden z wielu systemów organizacji społecznej i ma ograniczone zastosowanie – np. nie nadaje się do zarządzania obszarami, gdzie obywatel jest na przymusie i nie może wstrzymać potrzeby – mieszkania (dach nad głową), opieka zdrowotna (choroba), obrona (wojna), nauka (nieprzydatne w krótkim terminie), edukacja (dziś prawo człowieka), sądownictwo (bezstronność) i administracja (też bezstronność).
Kapitalizm ma też złego brata – rynki kapitałowe i ludzie żyjący tylko z kapitału. To warstwa pasożytnicza, która korumpuje skutecznie politykę.
Teraz o długu publicznym. Jest bez znaczenia, szczególnie dla kraju emitującego własną walutę, której można więcej dodrukować. By gospodarka nie degenerowała się przez inflację, kluczowe jest utrzymanie wzrastającej produktywności społeczeństwa. Jak jest niska i nie absorbuje pieniądza, to jest inflacja. Wysoką produktywność zapewnia połączenie kapitalizmu ze sprawnymi służbami publicznymi z listy powyżej.
Podatki nie służą do finansowania wydatków publicznych. To zabobon.
Do tego służy drukarnia. Podatki służą do regulowania efektywności. Np. niskie podatki i niskie płace powodują, że kapitaliści zbyt łatwo zarabiają pieniądze bez inwestowania w produktywność (tzw. tania siła robocza). Zaczynają inwestować, jak im się połowę pieniędzy zabierze, a pracownikom trzeba płacić dużo. Dopiero wtedy pojawiają się roboty, wysokie technologie, design, dobry software zarządzający i wysoko wykwalifikowane kadry.
Pomoc covidowa ma sens – pod jednym warunkiem – jest kierowana bezpośrednio do pracowników, a nie do przedsiębiorstw.
Pracownicy wydają pieniądze na konsumpcję i napędzają popyt. Przedsiębiorcy kupują akcje lub nowe BMW (co dokładnie się stało po wypłatach Morawieckiego).
Generalnie Polska rządzona jest przez dyletantów i idiotów, których umiejętności ograniczają się do prostej kradzieży i co najwyżej zapewnieniu sobie bezkarności.
Pomoc państwa przedsiębiorstwom, które zostały dotknięte covidovym kryzysem przekształca się w Polsce w polityczną etatyzację gospodarki. Mówiąc prostym językiem to powrót do socjalizmu. Bierze się po 1. z faktu, że większość tzw polityków i ekonomistów została wykształcona na wzorcach ekonomi politycznej socjalizmu, 2. stała się narzędziem do przestępczego podporządkowania gospodarki interesom mafi politycznej. Stała się pretekstem do zawłaszczania gospodarki. Przykład służby zdrowia jest klasykiem. Wpompowano w nią ogromne pieniądze, nie ma żadnej poprawy, wręcz przeciwnie. Być może w krajach zachodnich, nie dotkniętych socjalizmem posiada walory, wskazywane przez autora. Nieszczęściem redakcji OKO jest bezrefleksyjne przedstawianie opini osób oderwanych od polskiej rzeczywistości. Tworzenie mitu ich nieomylności bo mają np doktorat lub staż pracy na zachodzie. Takim chodzącym mitem jest Morawiecki, wpisujący się obecnie do grupy wiodących kretynów polskich decydentów.
''''Publicystyka i moralizatorstwo. Można sobie fantazjować i prezentować retoryczne wygibasy zgodnie z jakimsi tryndem, czyli modą. Na użytek, nienawidzę tego określenia, ale siła złego…, własnych baniek. Jeszcze pól. biedy, kiedy te kazania głoszą amatorzy con amore. Najczęściej jednak pisanina ta jest oplacana, czyli ciemny lud, za prawdziwe pieniądze płacone demagogom, otrzymuje zapewnienie, ze " Jest, instnieje, leżyt sobie i czeka tuż za rogiem krynica wielkiego bogactwa tylko nikt nie chce, władza znaczy się nie chce, po nie sięgnąć. Trzeba zmienić paradygmat, zwiększyć rolę państwa, uspołecznić gospodarkę i troski zginą w rozbitym szkle! Hej sokoły, giovinezza, giovinezza, primavera di bellezza!"
''''Jak niby zmienić paradygmat? W jaki sposób "zwiększyć" rolę państwa? Co to znaczy uspołecznienie gospodarki? Ależ przy pomocy zaklęć i słow-fetyszy można opisać wszystko, tyle, ze po odcedzeniu wody i ekstrakcji waty zostanie jedno : ŻEBY BYŁO DOBRZE!!!!! A jak to wyśnione DOBRZE ma wygląć to już niby wszyscy wiedzą. Złote ruble z nieba lecą.
Wszystkim manna pada z nieba
Ludzie mają, co potrzeba
Darmo światło, gaz, i lokaje
Śpią od rana do wieczora
Czasem drepczą do kościoła
I nocą zmęczeni śpiewają : świat nie jest wcale mdły …. cd niżej
cd
'''''Lud (ciemny choć coraz bardziej oświeciny) jest przekonywany na okrągło, żed jego cierpienia (zapiędrol za miskę ryżu, alienacja, pogarda elit) można zmianą paradygmatu unicestwić i nastąpi millenium uspołecznienia w którym ni dueños i esclavos habrá. Nic więc prostszedgo niż "zrobić z tego politykę" czyli ciąg technologiczny obietnice-poparcie-wybory-TKM zmieniamy paradygmat. I na początek jakaś reforma rolna, albo 500+, albo wypędzenie Anglików. Lud wiwatuje. A w pałacach władzy płacz i zgrzytanie zębów. Bo o żadej zmianie paradygmatu mowy być nie może. Wciąż debet i tenet musi dawać zero. Z bajdurzenia o rowności nic nie wynika, trzeba brjutalnie decydować komu dać a komu nie dać i zawsze dokłanie ile, co do grosza. A grosza zawsze jakby przycienko. Wyrzucona dźwiamy ta nie dobra austerity wrociła kominem i nie chce się dać wypchnąć w żaden sposób. Nowa, "pro społeczna" władza ma dwa wyjścia: 1 wyjść do ludu i przyznać się, że nie potrafi paradygmatu zmienić ani o jotę i dalej 2+2=4, żeby nie wiem jak uspołeczniać i zwiększać rolę państwa w gospodarce. 2 drenować zasoby, zaciągać długi, psuć pieniądz i mamić propagandą sukcesu, a jak to nie pomożę, to użć przemocy. I to działa!!!!! Na takiej zmienionej paradygmatycznie Kubie dzieci i wnuki barbudos zmieniją ten paradygmat i zmieniają i opływają w dostatki coraz dostatniejsze. I jak na razie końca temu nie widać. Cd niżej
'''''Znienawidzona austerity, czyli 2+2=4, i ni xyja inaczy, to nie jest żadna fanaberia spowodowana etyczną ułomnością elit znajdujących przewrotną satysfakcję z własnego zadowolenia w dręczeniu maluczkich. To TYRANIA RZECZYWISTOŚCI. Tak, z tą tyranią, jak z każdą inną, trzeba walczyć. Ale nie należy tego robić przy pomocy magicznych zaklęć na przegonienie demona o imieniu Austerity. Choćby z tego powodu, ze ani ten, ani inne demony nie istnieją. Z rzeczywistością należy się zmagać na poziomioe praw przyrody, wszak człowiek i jego aktywność są tej przyrody częścią.
'''''Nieszczęsna Becia ma jedną zasługę. Ona podsumowała w dwóch słowach wszystkich Owenów, Leninów, Benitów, Saint Simonów, Blanqui'ów, Rienzich, Janów z Lejdy, Marksów, Bakuninów i Chavezów, wszystkich kapłanów cargo. I uczyniła to w dwóch słowach!
WYSTARCZY NIE KRAŚĆ – znaczy się uczciwa władza zapewni ciemnemu ludowi mannę z budżetu. I co? Żaden kult cargo nie wygrał. Yali Singina jest w Papui Nowej Gwinei czczony niezmiennie choć cargo nie przybyło a czarni nie stali się biali. Pokonany ostatecznie przez austerity Kaczyński też już na zawsze będzie czczony jako ten, co by dał, ale nie pozwolili mu zmienić paradygmatu.
Tak naprawdę, żaden z dotychczas funkcjonujących systemów gospodarczych nie zdał egzaminu. Zawsze górę brały ludzka chciwość, egoizm, obłuda i ta najzwyklejsza pospolita głupota. One skutecznie i systematycznie wykluczały potrzeby ogólnospołeczne, wszystko miało służyć tym najsilniejszym. Efektem takiego podejścia były przewroty które znamy z historii.
Aktualnie na własnym podwórku obserwujemy jak niszczy się kolejny model. Coś, co mogło funkcjonować, bo poddawało się ulepszaniu. Niestety, jak u nas, zawsze znajdzie się jakiś Kaczyński, kolejna kwintesencja tych najgorszych cech, który zbierze wokół siebie grupę sobie podobnych i jak rozpuszczone bachory zniszczą cały dotychczasowy wspólny dorobek, zastępując go swymi urojeniami. Co na to społeczeństwo? „Aby dziś”, „moja chata z kraja”, „po nas choćby potop”, czyli nic nowego. Dopóki nie zacznie im doskwierać prawdziwa bieda, a wtedy historia zatoczy kolejne koło.
Wniosek jest jeden. Trzeba by wymyślić coś nowego. Nie feudalizm, socjalizm, komunizm, demokrację czy co tam jeszcze ludzkość testowała. Niestety, na razie nie ma nawet zarodków pomysłu na to, by okiełznać wszechobecną chciwość, która nabrała niszczycielskiego rozpędu. Czy sami skazujemy się na zagładę? Nie jest to wykluczone. Tyle cywilizacji przed nami odeszło w niebyt, że być może i nas to czeka. Na nasze własne życzenie. Tylko Ziemia wówczas odetchnie …
Jak to? …"żaden z dotychczas funkcjonujących systemów gospodarczych nie zdał egzaminu." Patrzysz na LUDZKOŚĆ obecną i całą jej przeszłość i chcesz powiedzieć, że to wszystko, od, powiedzmy symbolicznego zejścia z drzewa, te wszystkoe trudy, zmagania, ta cała harówka, nie zdała egzaminu? I to, że ty jesteś i dom w którym mieszkasz i bruk po którym suchoną nogą paradujesz i twoja nadzieja na przyszłość (boś, jak mniemam, nie popełnił, po napisaniu tych słów, samobójstwa. I nie zamiesz w przyszłośći. Więc to wszystko jest, horribile dictu, zawodem? No żesz! Pozostawiasz mię zdumionym!
@ Zenon Nowak: Doprawdy? no cóż. Kwestia perspektywy. Ty wyraźnie patrzysz na przeszłość ludzkości z punktu widzenia tych, którzy najwięcej zyskiwali. Ja natomiast dostrzegałam i dostrzegam koszty jakie ponosili reprezentanci niższych, a więc zarazem najsłabszych warstw. Ci zawsze byli wykorzystywani i poniżani i tak jest do tej pory. Socjalizm próbował to zmienić. Teorie były piękne. Rzeczywistość, ze względu na uniwersalne ludzkie cechy okazała się zupełnie inna. (żeby się nie wyrazić dosadniej). Nie było systemu sprawiedliwego i nic nie wskazuje na to, żeby taki zaistniał.
Nie to miałem na myśli. Oczywiście, ze nie tylko dzieje ludzkie, ale w ogóle cała przeszłość życia na ziemi (a może i w całym Kosmosie) pełna jest monstrualnego cierpienia np diplodoków pożeranych przez tyranozaury i tyranozaurów ginących z głodu gdy się diplodoki skończyły. Chodzi o kwestię ontoligiczną. Wszystko co mamy i czym jesteśmy, wszyscy, nie tylko królowie życia, jest, wg ciebie, wynikiem jakiejś ułomności i co za tym idzie samo musi być ułomne. Cóż. Z tego bierze się chęć pokonania tej ułomnośći. Ale to musi być zwycięstwo radykalne, jeżeli nie zgaqdzamy się z rzeczywistością, to musimy ją przekroczyć, nie stosować się do jej reguł (prawa przyrody np). a stąd już tylko krok od śnienia o zbawieniu. Jakimkolwiek. Oczywiście śnienie nie jest działaniem na miarę "zmiany paradygmatu", pozostaje bezsilne. Ale jako paliatyw sprawdza się znakomicie. Pozwala nic nie robiąć śnić o zmianie. Co się przekłada na oczekiwanie na przyście jakogoś Eleuteriosa (zwanego też Mesjaszem) który pogoni złodziei w skarpetkach i stworzy raj w którym lwy będą się bawić z owieczkami nie czyniąc im krzywdy. Tak to widzą np Świadkowie Jehowy, zajrzyj do ich "Strażnicy". Mesjasz co jakiś czas się pojawia, jak teraz, teraz na imię ma Jarosław Zawsze Dziewica. I za każdym pojawieniem się Mesjasza to.. kamień na kamieniu i płacz i zgrzytanie zębów po "uspołecznieniu".
@ Zenon Nowak: Będzie płacz, oj będzie! i o czym to świadczy? korona stworzenia podobno, a jesteśmy niejednokrotnie głupsi od zwierzaków. Te, posługując się instynktem uzupełnionym o tyle rozumu, ile jest im niezbędne do przedłużenia gatunku, dbają o to żeby znaleźć jedzenie, schronienie, wychować potomstwo. Uczą się nowych rzeczy na tyle, by przetrwać w jak najlepszej kondycji. A my? Podobno mamy rozum, szkoda tylko, że zbyt mało jest ludzi prawdziwie rozumnych, bo tacy potrafią ocenić przyczyny i skutki i racjonalnie kierować swoim życiem. A reszta …
Od ponad 4 lat zażywam metforminę na cukrzycę typu 2, która doprowadziła do zaburzeń erekcji. Cierpiałam również na przewlekłe zapalenie wątroby typu B. Na tym blogu spotkałam się z poprzednimi klientami Doktora Nelsona, którzy testowali jego dobrą pracę nad różnymi chorobami z ziołolecznictwem. Złożyłem zamówienie na jego produkt na cukrzycę i zapalenie wątroby, które otrzymałem na mój adres za pośrednictwem serwisu DHL w ciągu 4 dni i zgodnie z jego poleceniem używałem produktu przez 21 dni po zakończeniu leczenia poszedłem na badanie poziomu cukru we krwi, które zostało całkowicie zredukowane do 3,5% i moje zapalenie wątroby typu B zostało całkowicie wyleczone bez śladu wirusa we krwi. Polecam doktora Nelsona Salima Herbs każdemu z mięśniakami, wirusem opryszczki, zaburzeniami erekcji, przerostem prostaty i rakiem, małą liczbą plemników, rakiem płuc
E-mail; [email protected]
lub WhatsApp +212703835488
Zofia Kieblesz "Tak naprawdę, żaden z dotychczas funkcjonujących systemów gospodarczych nie zdał egzaminu."
Pani i wiele innych osób nie rozumie podstawej prawdy. Otóż nie ma wiecznego ponadhistorycznego systemu, który jest najlepszy niezależnie od epoki czyli od poziomu rozwoju sił wytwórczych
Tysiąc lat temu optymalnym systemem był feudalizm, który zapewnił porządek w rolniczej Europie wychodzącej z tzw. "ciemnych wieków".
W XIX wieku optymalnym systemem był kapitalizm, który rozwinął przemysł i naukę.
W XXI wieku najprawdopodobnie optymalnym systemem będzie socjalizm, oparty na automatyzacji, informatyce, integracji gospodarczej świata i redukcji zapotrzebowania na ludzką pracę.
Rewolucja socjalistyczna w zacofanej Rosji 1917 roku była przedwczesnym poronieniem. Ówczesna półfeudalna Rosja potrzebowała kapitalizmu.
@ Konserwatywny Socjalista: Wbrew pozorom jednak to i owo rozumiem. Nie jest niczym odkrywczym, że każde czasy w dziejach miały nowe systemy, wynikające z potrzeb. Problemem jest, że każdy z nich zawiera elementy poprzednich. Niestety, nie te najwartościowsze, wręcz przeciwnie. Ludzkość nie potrafi wypracować metod funkcjonowania społeczności, które by pełniły rolę "Dziesięciu przykazań" w chrześcijaństwie. Tutaj czasy się zmieniają, ta baza, przynajmniej teoretycznie, pozostaje. Tyle tylko, że zarówno w przypadku wiary, jak i w przypadku szeroko pojętych stosunków międzyludzkich zawsze górą było, jest i będzie to, że ostatecznie przyszłość zdeterminuje chciwość, egoizm, obłuda i głupota.
Szanowny Panie KS! Gigantycznie przyspieszony rozwoj technologii i komunikacji ktory obserwujemy teraz nie jest wynikiem bynajmniej socjalizmu. Jest wynikiem sukcesu kapitalizmu promujacego innowacyjnosc i przedsiebiorczosc. Wszak w socjalistycznym (i zmilitaryzowanym) Izraelu i socjalistycznej Szwecji (i zdemilitaryzowanej) powstaly wspaniale rozwiazania i wynalazki technologiczne, ktore jednak zostaly zmonetyzowane i rozwiniete w USA i W Brytanii. Ci straszni krwiopijcy, ktorzy siedza na kapitale i darmozjadczo zbieraja dywidendy, kiedys cos ZARYZYKOWALI. A socjalizm pozbawia pasji, checi podejmowania ryzyka i premiuje wygodnictwo i brak ambicji. A zatem gdzie wolimy zyc? Czy w sterroryzowanym przez PIS i JK spoleczenstwie gdzie trzeba byc miernym, wiernym i nie miec wartosci w ktore chcemy wierzyc i wprowadzac w zycie?? Droga wolna.
"Gigantycznie przyspieszony rozwoj technologii i komunikacji ktory obserwujemy teraz nie jest wynikiem bynajmniej socjalizmu. Jest wynikiem sukcesu kapitalizmu promujacego innowacyjnosc i przedsiebiorczosc. "
Nic Pan nie zrozumiał. Rozwój technologii jest wynikiem kapitalizmu a socjalizm jest wynikiem tego rozwoju technologii.
Tak jak kapitalizm był wynikiem sukcesu feudalizmu, który zapewnił bezpieczeństwo producentom i kupcom.
po pierwsze: odwołanie do liberałów jest tylko częściowo trafne. W Kulturze Liberalnej wydano "Drugą falę prywatyzacji", dość obszerną krytykę prywatyzacji tych sfer, które są efektywniej i skuteczniej obsługiwane poprzez usługi publiczne. Przyłączam się do pytania, jeśli jest skierowane do polityków opozycyjnych. Nie da się przejąć władzy nie przejmując elektoratu PiS, a ten kieruje się partykularnymi interesami swojej grupy społecznej, bądź jest szturchany redystrybucją godności. W obu wymiarach opozycja nie przepracowałą tematu, a zwłaszcza Lewica Czarzastego.
Po drugie: zawsze mnie szokuje ekonomista, który szuka rozwiązań po stronie długu, wyższych podatków, zatrudnianiu przez państwo i redystrybucji. Przy naszej kulturze, szczególnie politycznej – nie jest to rozwiązanie dla nas. Kończy się programami o jasnych celach (pozyskanie głosów), dla których cele podwyższenia dochodu rozporządzalnego najuboższych, są poboczne i w długim terminie nieskuteczne (inflacja). Szukajmy źródeł efektywności, inwestycji, innowacji, które można by zmonetyzować, a tego nie dostarczy sektor państwowy, tylko prywatny w warunkach stabilnych regulacji. To jest prawdziwy problem polskiej gospodarki, którego rozwiązanie podciełoby tę cała narracje o kolonizacji kraju przez kapitał zagraniczny finansujący centra produkcyjne i usług wspólnych.
Po trzecie, z oglądu sytuacji wynika, że: nie będzie rozsądnych inwestycji i innowacji, inflacja będzie wzrastać, korzyści z Uni maleć. Obecny rządzący walnie się do tego przyczyniają, a podzielona opozycja nie przejmie władzy, a nawet jeśli, to będzie walczyć o reelekcje, a nie wdrożenie transformacji. Zatem słuszny jest wydźwięk tego artykułu: dług publiczny mierzony statystyką UE już przerósł wyorażenia z przed 2020 roku, a dopiero się rozpędzamy. I pogrzebiemy swoje szanse na wyjście z pułapki średniego dochodu, bo bez własnych inwestycji i innowacji zawsze będziemy tylko atrakcyjnym miejscem lokowania centrów, dla których centrala jest zagranicą.
Grecy przed poprzednim kryzysem też wymyślili nową lepszą ekonomię, bez patrzenia na dług publiczny…
A Varoufakis co tydzień gdzieś publikuje kolejne oskarżenia wobec kapitalizmu, euro, Niemiec, całego świata, że bestialsko skrzywdzili jego ojczyznę domagając się, po jej bankructwie (złośliwie wuwołanym przez "obcych"), zwrotu roztrwonionych pożyczek. Krytyka Polityczna tłumaczy te lamenty i co jakiś czas można tam przeczytać infantylne brednie o ekonomii tego Greka. Oto właśnie ta nowa ekonomia. W zasadzie dość stara, bo w Ameryce Łacińskiej jest ona praktykowana od 200 lat.
Cóż, z komentarzy wyziera wiara, że liczebna rozbudowa armii (raczej bez wzmocnienia jej siły bojowej) jest szykowana przez rząd na potrzeby obrony przed wrogiem zewnętrznym. Myślę, że jest ona szykowana na potrzeby walki o władzę z "wrogiem" wewnętrznym, czyli wszystkimi, którzy mają odmienne zdanie od pana K. O nic więcej nie chodzi, jak o koryto.