Sztokholmska parada to wydarzenie, na którym pojawiają się liczne rodziny z małymi dziećmi, najweselszy i najbardziej kolorowy dzień w roku dla mieszkańców całego miasta. To święto demokracji, tolerancji, ale także szczęścia, pełen tańca i muzyki karnawał w samym środku lata
Szóstego sierpnia przemaszerowała przez Sztokholm parada Pride. Była tak spektakularna i z tak porywającą atmosferą, że aby w pełni zrozumieć jej magię, trzeba było jej doświadczyć. Stałam długo w jednym miejscu, po to, by przed dołączeniem do pochodu wszystkich jego uczestników zobaczyć i sfotografować, po trzech godzinach nadal nie było widać końca.
Niebywałe, pełne koloru stroje, fantazyjne pojazdy, muzyka, taniec, atmosfera radości i solidarności. Miało się poczucie, że zdystansowani Szwedzi zamienili się na jeden dzień w najcieplejszych reprezentantów południa, a nie północy. Zresztą w paradzie uczestniczyło sporo ludzi z innych krajów, m.in. reprezentacja Ukrainy, Izraela, Stanów Zjednoczonych i Tajwanu, roztańczona grupa z Boliwii.
A także bardzo liczna grupa New comers, czyli uchodźców LGBT ze wszystkich możliwych stron świata, którzy znaleźli nowe życie w Szwecji. Jednak nie chodzi tylko o feerię barw i karnawałowe klimaty, bo ujmując rzecz w skrócie: parada jest największym w Szwecji, a nawet w całej Skandynawii, świętem demokracji.
Bierze w niej udział ponad pół miliona ludzi i jest uważana za tak ważne wydarzenie polityczne, że w tęczowym pochodzie idą wszyscy reprezentanci szwedzkiego życia publicznego, którzy chcą być traktowani poważnie.
Nie zabrakło więc premier Szwecji, Magdaleny Andersson: „To fantastyczne, że jest z nami tylu ludzi, którzy pokazują, jak ważne jest, aby wszyscy mieli prawo żyć tak, jak chcą” – powiedziała szwedzkim mediom.
Byli też przewodniczący wszystkich partii zasiadających w parlamencie łącznie z Chrześcijańskimi Demokratami (ale z wyłączeniem antyimigranckich Szwedzkich Demokratów, którzy na paradę nie są zapraszani). Wśród członków rządu najlepiej tańczyła do piosenek ABBY minister do spraw edukacji Lina Axelsson Kihlblom, która sama jest zresztą osobą trans.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
W paradzie wzięły udział liczne organizacje, stowarzyszenia i związki zawodowe (np. nauczycieli i lekarzy), kluby sportowe, wielkie firmy będące wśród dumnych sponsorów Pride: od Ericssona przez Nordic Choice Hotels, Swedbank i Accenture.
Były silne reprezentacje dużych instytucji państwowych, np. Urzędu Podatkowego i Szwedzkiego Instytutu Filmowego, było mnóstwo wojskowych i to z własną orkiestrą, a każda osoba w mundurze niosła tęczową flagę. Była straż pożarna i było pogotowie – nie na ratunek uczestnikom, tylko dla wyrażania z nimi solidarności i pokazania się od wesołej, tęczowej strony.
Była też silna reprezentacja Kościoła Szwecji, część jej uczestników jechała ciężarówką ozdobioną krzyżem w kolorach tęczy, a pastorzy i pastorki poza koloratkami mieli też tęczowe elementy stroju.
Warto dodać, że udział Kościoła Szwecji w Stockholm Pride sięgnął znacznie dalej niż tylko pokazanie się na paradzie. Zwłaszcza, że Pride Stockholm to nie tylko tęczowy przemarsz przez miasto, ale tygodniowy festiwal LGBTQ, którego parada jest kulminacją.
Od 1 sierpnia całe miasto udekorowane było tęczowymi flagami, zdobiącymi wszystkie autobusy, liczne kawiarnie, biblioteki, a nawet dźwigi na budowach w centrum miasta.
Przez tydzień trwały też seminaria, dyskusje i wystawy poświęcone tematyce LGBTQ organizowane w tzw. Pride House, a także koncerty, panele dyskusyjne i inne wydarzenia na świeżym powietrzu w Pride Park, w który zamieniono stadion sportowy w samym sercu miasta. Wśród atrakcji znalazła się też ważna debata przedwyborcza.
Kościół Szwecji był widoczny we wszystkich wyżej wspomnianych kontekstach, a poza tym organizował tęczowe msze, a nawet tęczową potańcówkę z elementami duchowymi w jednym z piękniejszych kościołów w Östermalm.
Udział Kościoła Szwecji w Pride jest o tyle ciekawy i ważny, że to jeden z nowocześniejszych kościołów chrześcijańskich, któremu udało się skutecznie rozprawić z religijną homofobią.
Biskup Eva Brunne, która sama jest otwarcie lesbijką, wyjaśniła mi kiedyś, jak było to możliwe od strony teologicznej: „Uważnie studiowaliśmy Biblię i uznaliśmy, że nie mówi ona nic o tym, co dzisiaj nazywamy homoseksualizmem - o wzajemnej relacji między dorosłymi osobami.
W Biblii jest mowa o dość powszechnym w starożytnej Grecji zjawisku polegającym na tym, że mężczyźni przed ślubem z kobietą miewali związki z młodymi chłopcami. Było to w pełni akceptowane w tamtej kulturze, ale Biblia to potępiała, uznając za zabawę własną seksualnością.
Jednak dziś, mówiąc w Kościele o parach jednej płci, mamy na myśli dorosłych ludzi, którzy się kochają i decydują, że chcą razem żyć. O tym Biblia nic nie mówi. Przecież napisali ją ludzie, a nie Bóg, i jest to opowieść o tym, jak człowiek wyrażał swą wiarę w czasie, gdy Biblia powstawała”. (cały wywiad z biskup Brunne można znaleźć w mojej książce „Moraliści”).
W tym roku podczas Pride Kościół Szwecji zorganizował panele dyskusyjne i wykłady między innymi na temat wątków queer w Biblii, poliamorii i tego, jak łączyć bycie osobą trans z byciem chrześcijaninem.
Podczas jednego z seminariów w niedużym kościele w dzielnicy Liljeholmen pastorka Marie Kullenberg z włosami w kolorze lila i w tęczowej bluzce z koloratką dyskutowała o wątkach queer w tekstach chrześcijańskich z teolożką Vereną Puth.
Wybrałam się na to seminarium z literaturoznawczynią i teolożką Urszulą Chowaniec. Po zakończeniu zapytałam, czy ten poziom tolerancji w kościele jest dziś unikalny dla Szwecji.
„Ponieważ Kościół w Polsce nie radzi sobie ani z nowoczesną koncepcją ludzkiej tożsamości, zwłaszcza tej seksualnej, ani z polityką tożsamościową, można mieć poczucie, że się jest na nieco innej planecie, gdy uczestniczy się w szwedzkiej dyskusji nad queerowym charakterem chrześcijańskich tekstów mistycznych od Grzegorza z Nyssy do Simone Weil. Dyskusji, która odbywa się w salce katechetycznej udekorowanej tęczowymi flagami" – uśmiechnęła się Chowaniec.
„To rzeczywiście jest inny poziom dyskusji: próba zobaczenia, czy w tradycyjnych tekstach Kościoła można znaleźć szczeliny niebinarnych, nieheteronormatywnych, a nawet niemonogamicznych treści. A czy można? Owszem! Teologia queerowa ostatnio przeżywa rozkwit, nie tylko w Szwecji, źródła tego są różne, ale na pewno jest tak, że instytucje religijne nie mogą już być zamknięte na to, jak zmienia się nasze rozumienia cielesności, seksualności i relacji.
Kościół Szwecji stara się rozumieć religię jako przestrzeń inkluzywną, a to daje nadzieję na szansę rozmowy, szacunek wobec inności i wynikające z tego poczucie bezpieczeństwa i ochrony przed wykluczeniem. To jedyna prawdziwie chrześcijańska droga. W końcu jeśli Kościół jest miłością, to kościół katolicki w Polsce powinien być podstawową tęczową organizacją w kraju, bo »miłość nie wyklucza«”.
Zaangażowanie Kościoła Szwecji w sztokholmskie Pride w kraju, który uchodzi za jeden z najbardziej zsekularyzowanych państw świata (choć formalnie do kościoła należy nadal 55 procent Szwedów), ma znaczenie symboliczne. Być może owa symboliczność jest bardziej doniosła w wymiarze międzynarodowym.
Polska, która nie tylko za rządów PiS, nie była w stanie wprowadzić takich rozwiązań prawnych jak jednopłciowe związki partnerskie i małżeństwa albo edukacja seksualna w szkołach skłaniająca do tolerancji, podobno tkwi w okopach braku otwartości ze względu na to, że jest krajem katolickim.
W rzeczywistości jest jednak tak, że brak możliwości pogodzenia chrześcijaństwa z pełną tolerancją dla mniejszości seksualnych, to jakiś prastary mit. Ślubów parom jednopłciowym udziela nie tylko luterański Kościół Szwecji, ale także protestanckie kościoły Szkocji, Szwajcarii i Norwegii. Tęczowe krzyże i tęczowe flagi na ołtarzach nikogo w tych krajach nie prowokują i nie oburzają.
Obecność na takich wydarzeniach jak Stockholm Pride uświadamia jeszcze jedną rzecz: rewolucja w ludzkim stosunku do tożsamości seksualnej i w tym, jak dziś rozumiana jest tolerancja i prawo do miłości już się dokonała i zmieniła rzeczywistość. Nie tylko w Szwecji, ale także w wielu innych zachodnich krajach.
Śmiem nawet twierdzić, że to jedna z kilku kluczowych rewolucji, które całkowicie zmieniły ludzkość. Jej znaczenie przyrównać można do rewolucji przemysłowej lub rewolucji internetowej.
Historycznie Polska ma tendencję do pozostawania na peryferiach Europy, i tym razem ponownie powtarza swój stary błąd. W czasie Stockholm Pride dało się to silnie odczuć…
Tęczowy tydzień otworzył w tym roku Loui Sand – adoptowany ze Sri Lanki, ciemnoskóry sportowiec, który do roku 2019 nosił imię Louise i był członkinią narodowej kadry piłki ręcznej. Po dokonaniu korekty płci Loui powrócił do sportu i stał się też ważnym głosem społeczności trans.
W swoim przemówieniu podkreślał, że sytuacja osób LGBTQ jest dziś trudna w wielu krajach – „w USA podobnie jak w Polsce i na Węgrzech uchwalane są ustawy, które przenoszą nas o dziesiątki lat wstecz i ograniczają prawa człowieka, które od dawna uważane były za oczywiste”.
Podkreślał też, jak naturalnym odruchem wszystkich nas, ludzi, jest uleganie wpływowi negatywizmu mediów i lęk przed osobami, które owe media przedstawiają jako niebezpieczne. Powiedział, że sam jest ciemnoskórym, brodatym chłopakiem, ale kiedy spotyka na ulicy grupę ciemnoskórych imigrantów, w pierwszej chwili zaczyna się ich bać. Dlaczego? Bo tak często są demonizowani przez szwedzkie media, wcale niekoniecznie te liberalne, do których sam Loui sięga. Ale atmosfera podejrzliwości jest gdzieś w powietrzu.
Według trans-sportowca jedną z najważniejszych rzeczy w demokracji, poza obowiązkiem głosowania, o którym też wspomniał, jest umiejętność przyznania się przed sobą samym do uprzedzeń. Bo tylko wtedy można z nimi walczyć.
Także te słowa wydają się istotne w dzisiejszej Polsce, w której coś tak absolutnie normalnego w Szwecji, jak udział członków rządu w paradzie Pride, której celem jest wspieranie demokracji i tolerancji, jest nadal czymś nie do pomyślenia. W Polsce, w której nawet wśród ludzi niby tolerancyjnych, da się często usłyszeć słowa „nie mam nic przeciwko gejom, ale po co te parady, po co epatowanie seksualnością?”
Sztokholmska parada to wydarzenie, na którym pojawiają się liczne rodziny z małymi dziećmi, najweselszy i najbardziej kolorowy dzień w roku dla mieszkańców całego miasta. To święto szczęścia, któremu nie zagrażają kontrmanifestacje, na którym nie widać zbyt wielu policjantów, to pełen tańca i muzyki karnawał w samym środku lata.
W tym roku zauważyłam niedużą, ale kolorową grupkę ludzi niosących transparent „Katolicy przeciw homofobii”. Pomyślałam, że przydałaby się taka reprezentacja w którejś z polskich parad równości. Sama zastanawiam się nad tym, czy w przyszłym roku nie zorganizować przemarszu przez Sztokholm grupy ludzi niosących transparent „Polacy przeciw homofobii”, bo obraz naszego kraju, jako tego, w którym tworzy się strefy wolne od LGBTQ i straszy potworem gender jest najstraszniejszą porażką w historii polskiej dyplomacji.
Dlaczego? Bo w cywilizowanym świecie jest to nie tylko dowód na zacofanie i brak poszanowania demokracji. To także sygnał, że wypadło się z gry o dobrą, jasną przyszłość.
Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.
Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.
Komentarze