Waszyngton na dwa dni przed inauguracją bardziej przypomina Kabul niż stolicę USA. To samo w wielu stolicach stanowych. Zwolennicy Trumpa ciągle wierzą, że w ostatniej chwili uruchomi armię i unieważni wybory
Republikańska kongresmenka Lauren Boebert, która jest w Waszyngtonie ledwie od dwóch tygodni, oparła swoją jesienną kampanię wyborczą głównie o to, że kocha broń i zawsze ją przy sobie nosi. Kiedy ostatnio chciała wejść do budynku Kongresu i przechodziła przez bramkę z wykrywaczem metali, włączył się alarm. Kiedy funkcjonariusz ochrony poprosił, by pokazała co ma w torebce, odmówiła.
Sama Boebert przyznaje, że nie rozstaje się ze swoim pistoletem Glock i twierdzi, że jej prawa do tego strzeże konstytucja.
Co do zasady kongresowe przepisy zabraniają wnoszenia broni do sali obrad, chociaż niektórzy kongresmeni i senatorowie trzymają rewolwery w swoich biurach. Z kolei prawo Dystryktu Kolumbii, na terenie którego leży Waszyngton, też mówi o surowych ograniczeniach w noszeniu broni palnej na ulicach stolicy USA.
Incydent z Boebert spowodował, że przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi straciła cierpliwość. Kiedy kongresmeni spotkają się ponownie na sesji plenarnej 21 stycznia, będą głosować nad projektem ustawy, w myśl której parlamentarzyści, którzy nie podporządkują się przepisom bezpieczeństwa dostaną grzywnę w wysokości 5 tys. dol. Recydywistom grozić będzie kara 10 tys. dol. Pieniądze mają być potrącane automatycznie z kolejnego wynagrodzenia.
Niewykluczone, że część prawicy, która coraz częściej z sentymentem wspomina epokę Ojców Założycieli, a oblężenie Kapitolu z 6 stycznia 2021 porównuje z wydarzeniami z wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, w debacie o noszeniu broni w budynkach Kongresu powoła się na tradycję pojedynków.
Warto przypomnieć, że w 1804 roku wiceprezydent Aaron Burr zastrzelił w ramach tego rodzaju rozwiązywania politycznych i personalnych sporów byłego ministra finansów Alexandra Hamiltona. Prezydent Andrew Jackson, inicjator ludowej rewolucji, skutkiem której przyznano prawa wyborcze wszystkim białym mężczyznom, pojedynkował się regularnie.
Kongresmenka Boebert, mówiąc o konstytucji, powołuje się na niesławną 2. poprawkę do ustawy zasadniczej. Ten uchwalony w 1791 roku przepis brzmi dziś mętnie:
„Dobrze zorganizowana milicja będąca niezbędną dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo osób do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone”.
Prawo to uchwalono na 4 lata przed wyprodukowaniem słynnego muszkietu model ’95 i na 40 lat przed stworzeniem prototypu kolta. Tymczasem dziś ktoś może kupić sobie przez internet karabin maszynowy i zabić kilka przypadkowych osób. Dotąd nie udało się władzy sądowniczej ani ustawodawczej ograniczyć mocy 2. poprawki, choć nikt nie wie, o co chodzi ze wspomnianą milicją i co ma do tego prawo do chodzenia po ulicy nawet z karabinkiem szturmowym.
Za obroną tego przepisu stoi jeden z najpotężniejszych lobbystów w USA: Narodowe Stowarzyszenie Broni Palnej (National Rifle Association). To ono zasila kieszenie senatorów i kongresmanów, którzy po tragedii w Orlando (12 czerwca 2016 terrorysta uzbrojony w karabin maszynowy zabił w klubie nocnym 50 osób i ranił 53) zablokowali próbę ustawowego ograniczenia dostępu do karabinów maszynowych.
Jak dotąd prawnicy organizacji skutecznie bronią przed sądami tego prawa, powołując się na niejasności w oryginalnym przepisie. Tłumaczą, że 2. poprawka to prawo obywatelskie.
W obawie przed atakami wszelakich grup ekstremistycznych gubernatorowie większości stanów zdecydowali się zabezpieczyć stanowe stolice. Wokół budynków lokalnych władz stawiane są ogrodzenia, okna zabijane są deskami, a na ulicach stoją oddziały policji i Gwardii Narodowej. Trzeba dodać, że ta ostatnia formacja - wbrew nazwie - jest wojskiem stanowym i o jej wykorzystaniu decyduje gubernator.
Federalne Biuro Śledcze ostrzega, że w wielu stanowych stolicach i w stołecznym Waszyngtonie może dojść do zamieszek według scenariusza z 6 stycznia, kiedy doszło do oblężenia Kapitolu. Pogoda może temu sprzyjać, bo zima na razie nie nadeszła. W Dystrykcie Kolumbii w ostatnich dniach temperatura oscylowała między 5 a 10 stopniami Celsjusza.
Warto przypomnieć, że atak na Kapitol nie był pierwszą w ostatnich miesiącach napaścią uzbrojonych ludzi na budynki rządowe czy stanowe.
Wiosną 2020 policja z Michigan musiała się zmierzyć z bojówkami atakującymi siedzibę władzy ustawodawczej w stanowej stolicy Lansing. Napastnicy protestowali przeciwko wprowadzeniu lockdownu w związku z pandemią.
W ramach ogólnonarodowych zamieszek po zamordowaniu George’a Floyda przez policję z Minneapolis zdewastowano budynki władz w Kolorado, Ohio, Teksasie i Wisconsin. W grudniu tłum wdarł się do gmachu oregońskiej legislatywy w Salem i domagał zdjęcia okołopandemicznych ograniczeń.
OKO.press rozmawiało z mieszkańcami stolicy, którzy byli świadkami wydarzeń z 6 sierpnia, o nastrojach wówczas i obecnej atmosferze przed zaprzysiężeniem Joego Bidena na 46. prezydenta USA.
Miasto jest labiryntem ogrodzeń. National Mall, czyli obszar, na którym parki sąsiadują z pomnikami i muzeum Smithsonian, jest całkowicie zamknięty i będzie tak co najmniej do czwartku.
Teren ten zwykle podczas prezydenckiej inauguracji zajmowali goście i widzowie. W mieście pełno patroli policji. Między Chinatown a Białym Domem, które dzieli 15-minutowy spacer, znajdują się dwa checkpointy, posterunki do kontrolowania ludzi. Media donoszą, że w weekend co najmniej cztery osoby zostały na takich posterunkach aresztowane.
Waszyngton pełen jest też tajniaków. W ścisłym centrum zamknięto ruch samochodowy. Ludzie z jednej strony nie dowierzają, że przyszło im żyć w takich warunkach, z drugiej panuje coraz większy strach o bezpieczeństwo.
"Generalnie, teraz lepiej jest siedzieć w domu. Do Waszyngtonu zjeżdżają Gwardie Narodowe z 40 stanów. Republikański gubernator stanu Marylandu (red. - są tam północne przedmieścia stolicy) wprowadził stan wyjątkowy na obszarze całego stanu. Demokrata Ralph Northam z Wirginii objął tym trybem tylko dwa hrabstwa, ale w tym Fairfax, gdzie mieszka wielu ludzi pracujących w stolicy" - mówi nam jeden z zagranicznych korespondentów akredytowanych w USA.
Burmistrzyni Waszyngtonu Muriel Bowser oświadczyła w miniony piątek 15 stycznia, że nadzwyczajne środki bezpieczeństwa w stolicy będą obowiązywać znacznie dłużej niż do dnia inauguracji Bidena.
”Mieszkańcy powinni się przyzwyczaić, że tak będzie wyglądała nowa normalność” - powiedziała pani burmistrz. Dodała, że cały kraj będzie się musiał oswoić z tym, że służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo będą skrupulatnie badać zagrożenia dla bezpieczeństwa.
Ludzie z wnętrza politycznego systemu, w tym dziennikarze, urzędnicy, pracownicy think tanków i dyplomacji cały czas zastanawiają się jak mogło dojść do wydarzeń na Kapitolu w dniu poświadczenia przez Kongres głosowania Kolegium Elektorskiego, które wygrał Joe Biden.
Rośnie presja na powołanie śledczej komisji złożonej z członków obu izb Kongresu z obydwu partii oraz niezależnych ekspertów, która wyjaśni co doprowadziło do tego, że tak łatwo doszło do wdarcia się tłumu do dość dobrze strzeżonego budynku w - górnolotnie mówiąc - centrum światowej demokracji liberalnej, szczególnie wrażliwej na kwestie bezpieczeństwa po zamachach z 11 września 2001 roku.
Napastnicy byli jednak bardzo dobrze przygotowani. Wyposażyli się w liny i haki, z pomocą których można się było wedrzeć do budynku. Wskazywałoby to na zaplanowaną akcję, a nie spontaniczne ruszenie po słowach Donalda Trumpa.
Tajemnicą, która będą musieli odkryć śledczy, pozostaje to, o czym rozmawiał przez telefon w czasie szturmu prezydent z wiceprezydentem Mikem Pencem. Ten ostatni, chociaż Secret Service chciała go od razu ewakuować w bezpieczne miejsce, pozostawał w budynku Kongresu jeszcze 14 minut, próbując doprowadzić do rozwiązania kryzysu.
Śledczy będą musieli ustalić, czy Trump świadomie ryzykował bezpieczeństwem drugiej osoby w państwie, wszak samozwańczy powstańcy krzyczeli „Powiesić Pence’a!”.
Wyznawcy spiskowej teorii QAnona są przekonani, że jeszcze nie wszystko stracone, że Trump jest w kontakcie z dowódcami armii i w odpowiednim momencie zareaguje. Cokolwiek znaczy ten „odpowiedni moment” oraz “reagowanie” to oczywiste wymysły.
Ameryka to kraj oparty na wielkim przywiązaniu do procedur, wręcz rytualizacji procedur. Obowiązuje zasada cywilnej kontroli nad armią, a trzeba przypomnieć, że na dwa dni przed oblężeniem Kapitolu dziesięciu byłych szefów Pentagonu we wspólnym liście ostrzegło przed włączeniem armii do sporu o wynik wyborów prezydenckich.
Takie posunięcie “zaprowadziłoby USA na niebezpieczne, bezprawne i niekonstytucyjne terytorium” - napisali republikańscy i demokratyczni ministrowie obrony na łamach dziennika "The Washington Post".
Pod listem podpisali się wszyscy żyjący szefowie Pentagonu. Są wśród nich Dick Cheney, Donald Rumsfeld, a także James Mattis i Mark Esper, którzy sprawowali tę funkcję w rządzie Donalda Trumpa.
Ale nie brnąc w spiskowe teorie alt-right pewne pytania o wojsko w kontekście wydarzeń z 6 stycznia trzeba postawić. Jeszcze dzień przed oblężeniem Kapitolu burmistrzyni Waszyngtonu Muriel Bowser poinformowała Ministerstwo Sprawiedliwości i Pentagon, że miasto nie oczekuje od rządu pomocy w postaci wysłania na ulice żołnierzy lub funkcjonariuszy służb federalnych. Bezpieczeństwa miała pilnować lokalna waszyngtońska policja.
Bowser poprosiła też o to, by od razu ją poinformować, jeżeli w rządzie zapadłaby decyzja o uruchomieniu armii albo FBI.
Dzień po zamieszkach władze Waszyngtonu i kierownicy resortów z rządu Trumpa zaczęli się wzajemnie obwiniać za doprowadzenie do niebezpiecznej sytuacji. O ile - jak napisaliśmy akapit wyżej - jeszcze we wtorek Bowser nie chciała pomocy Pentagonu, to w czwartek 7 stycznia waszyngtoński ratusz zarzucił Ministerstwu Obrony, że żołnierze odpowiedzialni za bezpieczeństwo podczas protrumpowskiego wiecu byli za słabo uzbrojeni i za bardzo oddaleni od Kapitolu.
Koniec końców p.o. szefa Pentagonu Christopher Miller postanowił o 17:45 wysłać na Kapitol oddziały Gwardii Narodowych z Wirginii i Marylandu. Zrobił to dopiero ponad dwie godziny po tym, kiedy taką gotowość zadeklarowali gubernatorzy obydwu stanów. Odpowiedź skąd ta zwłoka, kiedy cały świat na ekranach telewizorów widział, że szturmowcy zdobyli siedzibę Kongresu, wydaje się dzisiaj kluczowa.
O ustalenie prawdy powinna zatroszczyć się owa potencjalna komisja śledcza. Chodzi o to, czy w Pentagonie i w dowództwie Połączonych Sztabów nie ma przypadkiem ludzi, który po cichu popierają Trumpa i lud spod znaku Make America Great Again.
Trzeba przypomnieć, że wśród atakujących Kapitol byli emerytowani i czynni żołnierze różnych formacji, a także policjanci w cywilu oraz republikańscy członkowie legislatyw stanowych.
Dziennikarze, urzędnicy i politycy zastanawiają się, czy mieliśmy po prostu do czynienia z decyzyjnym i organizacyjnym bezwładem, czy świadomym działaniem. Tego być może dowiemy się za jakiś czas, tymczasem p.o. szefa Pentagonu Christopher Miller powiedział mediom, że nie może się doczekać dnia, w którym odejdzie ze stanowiska, tak bardzo ma dość swojej pracy.
Wobec zagrożenia, że w trakcie ochraniania inauguracji Bidena po stronie demonstrantów mogliby się opowiedzieć niektórzy z funkcjonariuszy służby mundurowych, Pentagon postanowił dokonać dokładnej selekcji osób, które zostaną wysłane do ochraniania wydarzenia.
Autorka zrezygnowała z honorarium, wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
Komentarze