0:00
0:00

0:00

Właściwie każdy lekarz przed 35. rokiem życia, który nas leczy, to rezydent. Co 10. z nich chce wyjechać za granicę: ich wynagrodzenie nie drgnęło od 2009 roku, podczas gdy średnia pensja krajowa wzrosła o prawie 1000 zł. Od 2 października 2017 prowadzą strajk głodowy i domagają się spotkania z premier Beatą Szydło. Żądają podwyżek płac, ale też podniesienia nakładów na opiekę zdrowotną. Ich zdaniem, bez zwiększenia nakładów na zdrowie z obecnych 4,6 proc. do 6,8 proc. PKB - już zaraz nie będzie miał nas kto leczyć.

Ich postulaty wspiera Naczelna Rada Lekarska i profesorowie medycyny, a na pikiecie poparcia 7 października pod Ministerstwem Zdrowia pojawiło się kilkuset lekarzy z całego kraju. Protesty ignoruje za to telewizja publiczna – poświęca im dużo mniej czasu antenowego niż stacje komercyjne. Wpisy młodych medyków na profilu TVP Info na Facebooku, które próbują zwrócić uwagę na sprawę, są usuwane przez moderatorów. TVP Info tłumaczy usuwanie wpisów "polityką walki z trollingiem".

Ania Stępień, rezydentka chirurgii ogólnej, głodowała od wtorku do soboty. W sobotę straciła przytomność, musiała więc opuścić strajk. Strajk był dla niej ciężkim doświadczeniem fizycznym: "Nie znam jeszcze długotrwałych skutków głodówki dla mojego zdrowia. Bardzo źle się czułam, zwłaszcza przez ostatnie dwa dni. Miałam problemy z koncentracją, z formułowaniem myśli. Zapominałam gdzie położyłam buty, gubiłam wątek wypowiedzi. Bałam się zresztą, że nie wróci mi pełna sprawność myślowa: ale teraz, dwa dni po opuszczenie strajku, czuję się dużo lepiej. Wprawdzie nie sięgnęłam jeszcze po literaturę naukową, na razie czytam tylko krótsze artykuły, ale wszystko powoli wraca do normy".

Mówi jednak z pełnym przekonaniem, że było warto: "Byłam tam do soboty i miałam wrażenie, że rząd zaczyna się łamać. To jest kwestia naszej determinacji, musimy wziąć ich na przetrzymanie. Nie poddamy się tak łatwo". Jednocześnie jednak Ania przygotowuje się na gorszy scenariusz: w listopadzie wyjeżdża do Niemiec na kurs laparoskopowy. Jeśli nic się w Polsce nie zmieni to rozejrzy się tam za pracą.

Kim są rezydenci?

Rezydenci to lekarze, którzy ukończyli studia, odbyli 13-miesięczny staż, zdali egzamin lekarski i dostali się na szkolenie specjalizacyjne – tzw. specjalizację, która trwa od 4 do 6 lat. Najlepsi dostają rezydenturę, czyli etat w szpitalu. Ale ich pensje opłacane są nie przez szpital, ale przez Ministerstwo Zdrowia.

Miejsc na rezydenturze jednak permanentnie brakuje. W związku z tym rezydenci, którzy zarabiają na rękę tyle co sprzedawca w Biedronce, mają szczęście. Reszta lekarzy odbywa specjalizację w ramach bezpłatnego wolontariatu w szpitalu. Lekarze-wolontariusze muszą sami opłacić ubezpieczenie OC – czyli nie dość, że pracują za darmo, to za możliwość leczenia innych muszą jeszcze dopłacać ze swoich pieniędzy.

Rezydenci to właśnie Ania Stępień, która robi specjalizację z chirurgii ogólnej w Nowej Soli, a w szpitalu siedzi praktycznie non-stop: oprócz etatu ma osiem 24-godzinnych dyżurów miesięcznie, w tym dyżury łączone – czyli na kilku oddziałach jednocześnie. Nieraz ma pod opieką 100 pacjentów. To Krystian Wiśniewski, który na dyżurach w psychiatrycznej izbie przyjęć w Poznaniu sam obsługuje pacjentów z całego miasta i kilku powiatów wokół. To Olga Pietrzak, która po całonocnym dyżurze na nocnej pomocy lekarskiej, jedzie do szpitala przyjmować porody.

Ile zarabiają i ile pracują?

Rezydenci miesięcznie zarabiają od 3170 zł do 3890 zł brutto, a ich pensje nie drgnęły od czasu rozporządzenia Ministra Zdrowia z 2009 roku. Według danych GUS, w tym samym czasie średnia pensja krajowa wzrosła prawie o 1000 zł – od 3325 zł w 2009 roku do 4276 zł w 2016.

To oznacza, że rezydenci, którzy przez 6 lat specjalizacji wykonują te same zadania co starsi lekarze, zarabiają 75 proc. średniej krajowej – to jeden z najniższych wskaźników w Unii Europejskiej.

Co mieści się w ich wynagrodzeniu? Teoretycznie, maksymalnie 192 godziny miesięcznie spędzone w szpitalu. Faktycznie większość lekarzy-rezydentów podpisuje jednak tzw. klauzulę opt-out, czyli zrzeka się prawa do regulowanego czasu pracy. Wtedy w szpitalu mogą być dużo więcej niż wyznaczone jako maksimum 48 godzin tygodniowo. Do tego dochodzą 24-godzinne dyżury, zazwyczaj około 5 w miesiącu. Licząc lekką ręką - lekarz rezydent spędza więc ponad 300 godzin miesięcznie w szpitalu, czyli prawie tyle co na dwóch etatach.

Teoretycznie układ jest prosty: młodzi lekarze mają możliwość kształcenia się pod okiem specjalisty, a w zamian za to powinni zgodzić się na niższe pensje. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana:

  • po pierwsze, w Polsce brakuje lekarzy (2,2 lekarza na 1000 mieszkańców, najmniej w Unii Europejskiej), młodymi lekarzami nie ma więc kto się zająć;
  • po drugie, rezydenci mają pełne prawo do wykonywania zawodu i ponoszą pełną odpowiedzialność prawną.

W związku z niedostateczną liczbą w pełni wykwalifikowanych lekarzy w szpitalach, co jest skutkiem źle skonstruowanych umów z NFZ, rezydenci robią wszystko to, co ich starsi koledzy – diagnozują, operują, podejmują trudne decyzje. Michał Zaleski, rezydent interny w Warszawie: "Po 4 miesiącach rezydentury byłem samodzielnie jedynym dyżurnym internistycznym w wieloprofilowym szpitalu. Do mojej "nie-pracy" należała izba przyjęć, oddział, konsultacje, papierki. Każdy to pewnie zna".

Ale to nie wszystko. Do tego zawodu trafiają zazwyczaj ludzie ambitni i zmotywowani. W związku z tym większość młodych lekarzy chce się rozwijać – muszą jednak robić to za własne pieniądze. Ze swojej pensji opłacają drogie podręczniki, często też specjalistyczne kursy. Żeby wyjechać na konferencję wykorzystują ustawowy urlop odpoczynkowy.

Dlaczego zarobki rezydentów są za niskie?

Żeby się utrzymać i rozwijać zawodowo, rezydenci dorabiają

  • w szpitalnym pogotowiu ratunkowym,
  • w prywatnych przychodniach,
  • na nocnej pomocy lekarskiej.

Tutaj zarobki są bardzo różne, w zależności od regionu Polski i miejsca pracy. Często w nocy pracują na SOR-ze (Szpitalny Oddział Ratunkowy), a rano ruszają do szpitala – albo na odwrót. W związku z tym są permanentnie przemęczeni i niedospani.

Wspomniana wyżej Ania Stępień opowiada OKO.press: "Ostatnio zapytałam chirurga, z którym razem przeprowadzałam operację, kiedy ostatnio pił wodę czy herbatę. Okazało się, że dyżuruje bez jedzenia i picia od 10 godzin. Gdyby to był nasz pacjent, nawodnilibyśmy go i wysłalibyśmy go do łóżka z zakazem pracy. Ale my nie mieliśmy wyboru – musieliśmy wykonać kolejną tej doby operację".

Według badań brytyjskiej psycholożki Jenny Firth-Cozens lekarze są grupą zawodową, która bardziej niż inne jest narażona na depresję i uzależnienia. Badania Naczelnej Izby Lekarskiej sprzed kilku lat wskazują też, że polscy lekarze często cierpią na choroby układu krążenia.

Rezydenci strajkujący w Warszawie gorzko żartują, że głodówka nie jest dla nich problemem – są do tego przyzwyczajeni, często podczas 24-godzinnych dyżurów nie mają czasu nic zjeść. Nie mówiąc już o wpływie takiego trybu pracy na życie osobiste.

Olga Pietrzak, rezydentka na ginekologii w Łodzi, z rodziny lekarskiej: "Nie można mieć zdrowego związku jak całe życie jest pracą. Ludzie się mijają w drzwiach. Trzeba wybierać: albo utrzymanie rodziny, albo utrzymanie relacji. W ogóle nie zna się swoich dzieci, nie zna się swoich bliskich".

Niskie pensje to wierzchołek góry lodowej problemów systemu

Rezydenci głodujący w Warszawie walczą jednak nie tylko o podwyżki swoich pensji, ale o zwiększenie nakładów na służbę zdrowia – z obecnych 4,6 do 6,8 proc. PKB, czyli poziomu zalecanego przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), w ciągu najbliższych trzech lat. Niskie pensje rezydentów to tylko wierzchołek góry lodowej problemów polskiej służby zdrowia – niedofinansowanej, źle zarządzanej i traktowanej po macoszemu przez wszystkie rządy.

Porozumienie Rezydentów domaga się także m.in.: rozwiązania problemu braku personelu medycznego, poprawy warunków pracy i płacy, zmniejszenia biurokracji i zniesienia limitów na świadczenia. Dlatego nie zgodzili się na propozycję ministra Radziwiłła, który proponował podwyżki dla 16 wybranych specjalizacji i to tylko dla tych lekarzy, którzy rezydentami zostaną w przyszłości.

Postulat zwiększenia nakładów na zdrowie do 6,8 proc. PKB minister skomentował słowami: "To astronomiczna kwota", choć PiS w swoim programie ma zwiększenie tych nakładów do 6 proc.

Joanna Matecka z Porozumienia Rezydentów zapowiada, że młodzi lekarze nie ugną się w swoich żądaniach, a propozycje ministra "nie są proporcjonalnie rozdysponowane i podzielą środowisko".

Przeczytaj także:

Skąd pieniądze?

Z wydatkami na poziomie 4,6 procent PKB (dane Eurostatu z 2015 roku) Polska jest znacznie poniżej średniej UE (7,2 proc.). Gorzej jest tylko na Cyprze, Łotwie, Estonii i Rumunii. Nic dziwnego, że Polacy i Polki zmuszeni są dużo wydawać na prywatne leczenie (ok. 2 proc. PKB), które nie może zastąpić publicznej opieki zdrowotnej, bo jest z natury kosztowne i w wielu aspektach mniej efektywne. Skutek? Zadłużone szpitale, kolejne protesty przedstawicieli różnych zawodów medycznych i zaledwie 2,3 lekarza na 1000 pacjentów (dane OECD z 2015 roku). To najmniej w naszym regionie.

Państwowa Inspekcja Pracy alarmuje, że polscy lekarze są przepracowani i przemęczeni – w badanych przez inspektorów placówkach rekordzista pracował 120 godzin bez przerwy. Tymczasem minister Konstanty Radziwiłł uważa, że "lepszy zmęczony lekarz, niż żaden".

A przecież rezydenci nie muszą głodować – mogą wyjechać na Zachód, gdzie polscy lekarze przyjmowani są z otwartymi ramionami, zarobią znacznie więcej za znacznie mniej godzin pracy. W interesie zarówno rządu, jak i nas – pacjentów jest to, żeby ich tu zatrzymać.

Olga Pietrzak: „Nikt z nas nie wyklucza wyjazdu. Z każdym rokiem jesteśmy coraz bardziej zdesperowani. Lekarzy w Polsce jest za mało, średnia wieku np. lekarza ginekologa to 60 lat. Jak nasi starsi koledzy odejdą na emeryturę, to sypnie się to wszystko jeszcze bardziej”.

;
Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze