Od 19 stycznia w zamkniętym ośrodku dla cudzoziemców w Wędrzynie siedmiu Syryjczyków odmawia jedzenia. Bo życie za kratami, na czynnym poligonie wojskowym, przypomina im o więzieniach i wojnie w Syrii. Prawnicy, aktywiści i RPO zgodnie uznają – nie ma gorszego ośrodka w Polsce
27-letni Syryjczyk - Munzer, absolwent geologii najpierw stracił dom, jego wioska została zniszczona przez ISIS. Potem, za działalność polityczną i protesty przeciwko Baszszarowi al-Assadowi, kilka razy trafił do więzienia. To tak traumatyczne wspomnienia, że nie chce o tym nawet mówić.
Gdy otworzyło się okno na Białoruś, z szansą ucieczki do EU, pojechał razem z przyjacielem, Gaith'em, też więzionym w Syrii. Pod koniec listopada ub. r. trafili na granicę polsko-białoruską. Munzera nikt nie bił, ale widział wielokrotnie jak Białorusini znęcali się fizycznie nad migrantami. Widywał też pobitych. Bardzo ciężko. „Nie pamiętam ile dokładnie dni – kilka - byłem bez jedzenia i wody. Pragnienie gasiłem wodą z bagien”, opisuje.
Trzy razy dotarł do Polski. Dwa razy złapali go polscy mundurowi i wypchnęli, mimo że wielokrotnie prosił o ochronę międzynarodową. Pogranicznicy to ignorowali. Dopiero za trzecim razem, gdy trafił na aktywistów z Grupy Granica, ci pomogli mu uzyskać Interim Measures – zabezpieczenie przed push-backiem z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Udało mu się rozpocząć procedurę azylową. Ale decyzją sądu trafił do zamkniętego ośrodka dla cudzoziemców w Wędrzynie. Tam jest tak źle, że w środę 19 stycznia, Munzer i sześciu innych Syryjczyków rozpoczęło strajk głodowy.
Dwaj Syryjczycy trafili do Tymczasowego Strzeżonego Ośrodku dla Cudzoziemców (TSOC) w Wędrzynie k. Sulęcina niedawno, dopiero 28 grudnia. Ośrodek mieści się na czynnym poligonie wojskowym i ma bardzo złą sławę. W listopadzie wybuchł tam pokojowy bunt migrantów, stłumiony siłowo. Mundurowi zapędzili cudzoziemców do baraków, a w nich – łamiąc prawo – użyli gazu łzawiącego w zamkniętych pomieszczeniach.
1,5 miesiąca później miał miejsce kolejny protest - pierwszy strajk głodowy w Wędrzynie. Zakończył się szybko, bo migrantów odcięto od spotkań z osobami z zewnątrz.
Baraki przypominają więzienie. W oknach kraty, a wszędzie, nawet na dachach i pomiędzy blokami - drut concentrina. „Czuję się tutaj jakbym znów był w więzieniu. Bo tym ten ośrodek dla nas jest”, mówi Munzer. On i jego kolega, ponownie przeżywają tam traumę z syryjskich więzień. Notoryczna obserwacja, druty, kraty, mundury, karabiny, czołgi przed obozem, wybuchy na poligonie – to wszystko wywołuje traumatyczne wspomnienia.
„Mamy napady ataków paniki, koszmary nocne, nie możemy spać. Jesteśmy przestraszeni. Od początku pobytu prosimy o pomoc psychologa i nic się nie dzieje. Ja tu oszaleję". Monika Matus, aktywistka z Grupy Granica: „On nie daje rady psychicznie już kiedy widzi ludzi z bronią. Gdy oddawał się w ręce SG, cały się trząsł na widok ludzi z karabinami”. Dodaje, że Syryjczycy dobrowolnie się ujawnili przed SG, i nie potrafią zrozumieć dlaczego zostali ukarani takim „więzieniem”.
Dlatego też zaczęli strajk głodowy. Trzeciego dnia już zaczynają czuć się zmęczeni, miewają bóle głowy. Funkcjonariusze Straży Granicznej zapytali ich, dlaczego to robią.
Munzer powtarza: „Szanujemy prawo i decyzje sądu w Polsce, wiemy, że trzeba czekać. Ale nie tutaj. My prosimy tylko o przeniesienie nas do otwartego obozu, gdzie nie będziemy się czuli, jak w więzieniu”, podkreśla.
To nie jedyny problem migrantów z Wędrzyna. Procedury azylowe trwają miesiącami, rekordziści spędzają w ośrodkach zamkniętych po pół roku, niektórzy od kilku miesięcy nie mieli żadnych informacji o postępach w ich sprawie.
Migranci nie zgadzają się też na fatalne warunki w ośrodku. W pokoju Munzera są 22 osoby, ale bywa ich nawet do 25. To oznacza całkowity brak prywatności. Nie ma krzeseł, nie ma stołów, nie ma gdzie usiąść, nie ma miejsc, by aktywnie spędzić czas. Munzer: „Na drzwiach wisi dzienny plan. Tam jest zapisane, że czas możemy spędzić w pokoju wypoczynkowym, siłowni i w bibliotece. Żadnego z tych miejsc u nas w bloku nie ma”.
Na ok. 130 osób jest 5 brudnych toalet. Do których dostać się nie jest łatwo. Internet teoretycznie jest, ale faktycznie częściej go nie ma, bo – jak twierdzi nasz rozmówca - zazwyczaj jest wyłączony. Są 4 komputery na 130 osób. „Od czasu gdy tu przyjechałem – przez ponad 3 tygodnie - używałem internetu przez 4 godziny”.
Uwięzieni w Wędrzynie często skarżą się na brak odpowiedniej opieki lekarskiej i psychologicznej.
„Były różne problemy w ośrodkach dla uchodźców, ale przez 14 lat pracy nigdy nie spotkałam się z tak złymi warunkami, jak w Wędrzynie”, twierdzi Ewa Ostaszewska – Żuk, prawniczka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. I wylicza problemy:
Ostaszewska-Żuk ma w Wędrzynie kilku klientów. Jest przekonana że od czasu buntu jaki tam wybuchł w listopadzie nic nie zmieniło się na lepsze. Sytuacja wydaje się nawet pogarszać.
„Jest coraz więcej prób samobójczych. W grudniu, w dniu w którym tam byłam, kolejny migrant próbował odebrać sobie życie”.
Na początku stycznia zamknięci w Wędrzynie donosili OKO.press, że już 5 osób w ostatnich tygodniach próbowało popełnić samobójstwo:
Aktywistka Małgorzata Rycharska z Hope &Humanisty Poland wie o 4-5 takich próbach w Wędrzynie. „Do naszej koleżanki jeden z migrantów wysyłał pożegnalne wiadomości z informacją, że się zaraz zabije. Ostatecznie tego nie zrobił”. Rzecznik prasowa Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej ponownie nie odpowiada na pytanie OKO.press ile odnotowano prób samobójczych w Wędrzynie. Za to informuje, iż takich działań zabrania migrantom... ustawa.
Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur przy Rzeczniku Praw Obywatelskich kontrolował Wędrzyn w październiku 2021 r, potem w grudniu – po buncie, a teraz ponownie – 20-21 stycznia. Wyniki kontroli opisali w raporcie:
„Bardzo często tam jesteśmy, bo Wędrzyn jest absolutnie poniżej standardu więziennego. Migrantów w takich dramatycznych warunkach nie wolno trzymać. To miejsce wymaga likwidacji”, podkreśla dr Hanna Machińska, z-ca RPO. Dodaje, że ich zdaniem – czyli także zespołu KMPT - nie ma gorszego ośrodka dla uchodźców w Polsce. Ostaszewska – Żuk uważa podobnie: Wędrzyn należy zamknąć.
Tymczasem podczas grudniowej wizyty KMPT, kierownictwo tej placówki poinformowało przedstawicieli biura RPO, iż ośrodek ma zostać... powiększony. Do 900 osób – czyli o ok. 50 proc.
Ostaszewska – Żuk nie rozumie, dlaczego obywateli Syrii sądy umieszczają w ośrodkach zamkniętych. Bo, jak tłumaczy, Polska ich nie deportuje (nawet Białoruś stara się tego nie robić) ze względu na sytuację w tym kraju. Jakaś forma ochrony międzynarodowej więc zostanie im przyznana. Po co więc nasilać traumy wojenne i narażać na koszty budżet państwa, prawników i aktywistów trzymając Syryjczyków za kratami?
O to i sytuację w Wędrzynie pytamy Jakuba Dudziaka, rzecznika prasowego Urzędu do Spraw Cudzoziemców – ten sprawuje kontrolę nad migrantami już w procedurach azylowych. Rzecznik twierdzi iż:
Z 6 tys. cudzoziemców, którzy złożyli wnioski o ochronę międzynarodową w II połowie 2021 r, było 117 obywateli Syrii. Do 20 stycznia br. UdSC wydał decyzje wobec 44 z nich. Wszystkie umorzone – Syryjczycy opuścili Polskę przed końcem postępowania.
Dopytuję, czy bunt w Wędrzynie, dwa strajki głodowe i fatalne wyniki kontroli RPO i posłów, nie spowodowały jakichkolwiek działań Urzędu w stosunku do placówki w Wędrzynie? Z odpowiedzi rzecznika wynika, że nie.
Mjr Joannę Konieczniak, rzecznik prasową Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej zapytałem:
Na część z pytań rzecznik obiecała odpowiedzieć w późniejszym terminie.
Do początku stycznia placówkę w Wędrzynie odwiedziło już kilkunastu posłów. Z kontrolami. 20-21 stycznia byli kolejni z Parlamentarnego Zespołu do spraw Polityki Migracyjnej i Integracyjnej. Na 28 stycznia, jego przewodnicząca, posłanka Katarzyna Kretkowska, zwołała zebranie. Tematem ma być właśnie placówka w Wędrzynie.
Dr Machińska rozmawiała z prowadzącymi strajk głodowy. „Prosiłam ich, by przerwali protest, bo ten osłabia ich fizycznie i psychicznie, a skutek jest żaden”, mówi. OKO.press rozmawiało z Munzerem kilka godzin po zastępcy RPO. „Będziemy prowadzić strajk do skutku” - zapowiadał.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze