0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. AFPFot. AFP

„Tragedii Palestyńczyków zamkniętych w Strefie Gazy już nie można opisać słowami. (…) Mieszkańcy Strefy Gazy potrzebują zawieszenia broni. Teraz! To jedyny sposób na zatrzymanie zabijania cywilów i tragedii humanitarnej. Palestyńczycy wymagają natychmiastowej pomocy ze strony NGOsów. I to pełnoskalowej. Ataki na cywilów i szpitale muszą się zatrzymać. Natychmiast!”

Ten apel Lekarzy Bez Granic, powtarzany w podobnej formie już od miesięcy, na konferencji podsumowującej sytuację po 100 dniach wojny, był jak mantra – padał kilka razy.

Żądania Lekarzy Bez Granic (MSF) popierają też inne NGO-sy próbujące pomóc ludziom, w tym najbardziej na świecie obecnie doświadczanym skrawku ziemi.

“Nie ma już czym ratować. Pracują gołymi rękami”

Już same liczby są porażające. W Strefie Gazy bombardowanej od ponad 3 miesięcy mamy:

  • ponad 22 tys. cywilnych ofiar, przy czym przygniatająca większość to kobiety i dzieci;
  • wg szacunków ok. 7 -8 tys. osób nadal jest pogrzebanych w ruinach zbombardowanych budynków;
  • ponad 55 tys. osób odniosło rany w wyniku ataków;
  • 1,7 mln ludzi musiało uciekać ze swoich domostw, wielu z nich już ich nie ma dachu nad głową.

„Mimo tego nadal nie są bezpieczni – ucieczka nie chroni ich przed bombardowaniami” – dodaje Enass Abu-Khalaf, szefowa działu komunikacji MSF w Ammanie (Jordania).

W północnej części Strefy Gazy już właściwie nie można żyć – miasta przypominają Warszawę po Powstaniu w 1944 roku. Są totalnie zrujnowane. Nie działają szpitale, wszelkie instytucje, brak wody, jedzenia, nie docierają tam konwoje z pomocą humanitarną.

„Od kolegów nadal pracujących na północy Gazy wiemy, że nie dotarły do nich żadne dostawy z lekami od listopada ubiegłego roku. Leków tam już po prostu nie ma. Operacje przeprowadza się bez znieczulenia, albo z symbolicznym. Lekarze – dosłownie – pracują tam gołymi rekami. Są bez dostępu do wody i jedzenia” – mówi Helen Ottens-Patterson, pielęgniarka, która jest w MSF koordynatorem ds. sytuacji awaryjnych.

Pracowała w Gazie przez 5 lat, ma tam wielu znajomych, więc zna setki historii opisujących tragiczne sytuacje. Na konferencji w Kairze opowiada krótko o dwóch. Chirurg musiał amputować kończynę swojej córki w ich domu. I to w czasie gdy izraelski czołg ostrzeliwał dom. “Do takich sytuacji tutaj dochodzi codziennie” – dodaje Helen.

Inny chirurg musiał amputować część nogi dziewczynki, podając jej tylko symboliczne znieczulenie. Cała operacja odbyła się na podłodze w przedsionku sali operacyjnej – tylko tam było miejsce.

Takie sytuacje oglądają pacjenci, którzy czekają w kolejce na swoją operację. Też bez znieczulenia lub z symbolicznym.

Prośby MSF o dopuszczenie konwojów z pomocą humanitarną na północ Strefy Gazy są albo ignorowane przez armię Izraela, albo organizacja dostaje odmowy. Inne NGO-sy – m.in. bardzo tam aktywne WHO – mają te same doświadczenia. “Potrzebujemy dostępu do tych terenów, by nieść tam pomoc humanitarną. To zaś wymaga natychmiastowego i bezwarunkowego zawieszenia broni. Sytuacja tam jest katastroficzna” – podkreśla Hellen.

Budynki, które przetrwały bombardowania, są niszczone przez izraelskie wojska. Podczas wysadzania tuneli wylatują w powietrze całe kwartały miasta nad nimi. Albo – jak w przypadku budynków kampusu Uniwersytetu Israa – są zaminowywane i wysadzane.

Przeczytaj także:

Trzy czwarte Palestyńczyków w Gazie głoduje

Strefa Gazy jest i była najgęściej zaludnionym kawałkiem świata. Teraz, gdy Izrael zrównał z ziemią jej dużą część, te 1,7 mln, które musiało opuścić domy, szuka schronienia wszędzie.

„To, co nie jest zniszczone, wypełniają ludzie. Szczelnie. Ludzie też śpią na ulicach, na drogach. W nocy temperatura spada do 8-10 C. Cierpią z zimna” – opowiada Enrico Vallaperta z MSF, który 20 dni spędził na przełomie grudnia i stycznia w Gazie, w głównym szpitalu Al- Aqsa.

Zajmował się tam – razem z zespołem – wszystkim, od rehabilitacji po operacje plastyczne. “Mieliśmy 650 pacjentów i tysiące, tysiące uchodźców. Żyli w szpitalu – gdziekolwiek się dało – i wokół niego”.

Placówka jest kompletnie przeładowana. Łóżka stoją jeden obok drugiego. Z powodu ciasnoty trudniej zapanować na infekcjami, łatwiej rozprzestrzeniają się bakterie itd. Vallaperta opowiada, że często po operacji nie mieli gdzie położyć pacjenta. Nie było żadnego wolnego łóżka ani materaca czy czegokolwiek, by go położyć. W efekcie pacjent leżał na łóżku w sali operacyjnej i zajmował ją, choć inni czekali w kolejce na operację.

6 stycznia ekipa MSF zdecydowała się opuścić szpital. “Bo bombardowania były już tak blisko – czasem bomby wybuchały 150 metrów od budynku. Zagrożone było życie personelu. Codziennie operacje naziemne (armii Izraela – red.) były coraz bliżej. Personel, który dojeżdżał do pracy, musiał się liczyć z coraz większym zagrożeniem, że zginie w drodze. Któregoś dnia, do schronu dla personelu, w którym żyło ponad 100 osób z rodzinami, wpadła bomba. Nie wybuchła, ale i tak zabiła córkę jednego z kierowców. Gdyby wybuchła, byłaby tam masakra” – opowiada Vallaperta.

Decyzja o ewakuacji była trudna. “W szpitalu było wtedy ponad 700 pacjentów. Nie mieliśmy ich ani jak, ani gdzie zabrać. W Gazie nie ma już bezpiecznego miejsca, gdzie moglibyśmy ich umieścić” – dodaje Vallaperta.

Bardzo trudny jest dostęp nie tylko do opieki medycznej, ale też do jedzenia, a nawet wody. Pracownicy MSF mówią o wielkim niedożywieniu.

Wg ONZ aż trzy czwarte z 2,3 mln mieszkańców Gazy teraz głoduje.

Niedożywienie jest problemem zwłaszcza wśród dzieci. „Widzimy jak głód rośnie, dzień za dniem. Dlatego już teraz każda organizacja pomocowa ma swoje projekty, by niwelować ten problem” – mówi Vallaperta. „Teraz największą potrzebą jest zapewnić każdemu wyżywienie” – dodaje Hellen.

Do Strefy Gazy wjeżdża obecnie tak mało pomocy humanitarnej, że nawet w szczytowych momentach to mniej niż połowa tego, co było przed wybuchem wojny. A przecież teraz potrzeby są wielokrotnie większe. Tiry z pomocą są zatrzymywane i okradane przez głodnych, zdesperowanych ludzi. Palestyńczycy wskakują na ciężarówki na zakrętach, gdzie te muszą zwolnić. Zrzucają na drogę co się da. Próbują przeżyć.

Ciężarne marzną, głodują, rodzą i umierają na ulicach

Helen Ottens-Patterson przypomina, iż ich organizacja działa w Palestynie od 20 lat. Zawsze wspierała wiele placówek medycznych. Teraz zostało im kilka działających m.in. w Chan Junis, Rafah, Jabbalii. W sumie, w całej Strefie Gazy według WHO, działa 15 z 36 szpitali. Na ponad 2 miliony osób!

Lekarze Bez Granic bazują głównie na lokalnym personelu. Ten bardzo dużo ryzykuje. Medycy giną, czasem z całymi rodzinami w bombardowanych domach lub ostrzelanych autach.

Dodatkowo w Gazie działa około 20 członków międzynarodowego personelu MSF. Zmieniają się co około miesiąc.

“To kropla w oceanie potrzeb. Chcielibyśmy tam prowadzić wielkoskalowe projekty, ale niestety ograniczenia pomocy humanitarnej w dostępie do Gazy, ataki na szpitale i infrastrukturę służby zdrowia oraz na cywili sprawiają, że działanie w takim środowisku jest niezwykle niebezpieczne. I trudne” – tłumaczy Helen Ottens-Patterson.

Dużym wyzwaniem jest nawet wsparcie dla najbardziej potrzebujących – ciężarnych kobiet. W całej Gazie działają już tylko dwa szpitale, które się nimi opiekują. Przy czym jeden z nich jest na terenach mocno ostrzeliwanych, więc ciężarne boją się tam jeździć.

Jedynym bezpiecznym jest szpital Meranti na południu Strefy. „Właściwie kobiety obecnie rodzą z ZEROWĄ pomocą medyczną. Cierpią z zimna, nie mają schronienia, nie mają nic do jedzenia. Nawet czystej wody brak. Dlatego odnotowujemy rosnącą śmiertelność wśród ciężarnych i noworodków” – mówi Ottens-Patterson.

“Śmierć jest wszędzie”

“Tym, co różni tę wojnę od innych, jest bardzo wiele ofiar i rannych wśród dzieci. Gaza jest tak zatłoczona i bombardowana, operacje naziemne są już wszędzie, więc kobiety z dziećmi nie mają już gdzie uciekać. Na Ukrainie cywilni mieszkańcy przenosili się na tereny relatywnie bezpieczne. Tutaj takich nie ma” – opisuje Enrico Vallaperta. Dodaje, że “śmierć jest wszędzie”.

Plagą dla wychłodzonych, wygłodzonych i chorych ludzi, bez dostępu do bieżącej wody są biegunki. I towarzyszące choroby.

W Strefie Gazy całkowicie już brak leków dla przewlekle chorych. Nie ma też już prawie żadnych usług medycznych dla nich. Np. dializy dla społeczności ponad 2,3 mln wykonuje 18 aparatów. Kolejki są niewyobrażalnie długie.

Brak leczenia i medykamentów powoduje, że przewlekle chorzy cierpią na dodatkowe komplikacje.

Nadal atakowane są zarówno szpitale, jak i karetki pogotowia, choć intensywność ataków wydaje się być mniejsza, niż w pierwszych dwóch miesiącach wojny. Od początku wojny zginęło 4 pracowników MSF, zaś wielu członków ich rodzin zostało rannych.

Enrico Vallaperta; „Teraz nie można nawet myśleć o czymś takim jak normalne życie w Strefie Gazy. Nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni, to minie bardzo dużo czasu, zanim ten kraj wróci do normalności”.

Któryś z dziennikarzy oglądający konferencję MSF w internecie, pod jej koniec pyta o ludobójstwo w Strefie Gazy i zbrodnie wojenne. Helen Ottens-Patterson odczytuje najwyraźniej wcześniej przygotowane oświadczenie:

“MSF nie jest władne, by legalnie określać czy to jest już ludobójstwo, czy nie. Tym zajmuje się Międzynarodowy Trybunał Karny. Ale widzimy oblężenie, systematyczne ataki na cywilnych mieszkańców oraz na ośrodki opieki zdrowotnej. W połączeniu z faktem, że ludzie ci nie mają gdzie iść, prowadzi to do nieprawdopodobnych cierpień. Martwimy się o przeżycie populacji w Strefie Gazy i mamy obawy o ryzyko ludobójstwa. Dlatego wzywamy do natychmiastowego zawieszenia broni”.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze