W piwnicy szkoły, dokąd mieszkańców Jahidnego zagnali żołnierze rosyjscy, nie można odróżnić dnia od nocy. W niewoli Olha prowadzi dziennik na wypadek, gdyby nikt nie przeżył. W piwnicy mieszkańcy spędzili 27 dni. Ich historię opowiada dokumentalny film Romana Blazhana
Wojna wymyśla scenariusze, których ludzki umysł nie jest w stanie stworzyć. Ponieważ są antyludzkie. Powinniśmy jednak filmować wojenne szaleństwa, aby nigdy się nie powtórzyły.
Wieś Jahidne w obwodzie czernihowskim, niedaleko granicy ukraińsko-białoruskiej została zajęta na początku marca 2022 roku, w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Rosyjscy żołnierze zapędzili do piwnicy miejscowej szkoły wszystkich mieszkańców wsi i przetrzymywali ich jako żywą tarczę. W szkole rosyjskie wojsko urządziło swój sztab.
W piwnicy zawsze było ciemno. Nie było kanalizacji, ani wentylacji. Panował zaduch. W pomieszczeniach nienadających się do zamieszkania przez ludzi na 197 metrach kwadratowych wegetowało ponad 350 osób, w tym 77 dzieci. Najmłodsze miało półtora miesiąca. Najstarsza osoba – 93 lata.
Jedna z matek mówiła rosyjskiemu żołnierzowi, że jej malutkie dziecko może się udusić przez brak powietrza.
„Niech się dusi” – usłyszała.
Cywile mieli jedno zadanie – siedzieć.
Roman Blazhan, reżyser dokumentalnego filmu „Piwnica” (produkcja ukraińsko-francuska) rok po wydarzeniach jedzie na Czernihowszczyznę, żeby zobaczyć, jak ludzie wracają do normalności po przeżyciu kolektywnej traumy. W piwnicy Rosjanie trzymali ich prawie miesiąc, dopóki Siły Zbrojne Ukrainy nie wyzwoliły terenów okupowanych na północy Ukrainy.
W filmie nie ma drastycznych scen – same wspomnienia są przerażające.
Zdjęcia z Jahidnego obleciały cały świat. Dziennikarze, zagraniczne delegacje polityków nie dawały ludziom zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Dobrze pokazuje to fragment filmu, kiedy do wsi przyjeżdżają goście z Francji. Mieszkaniec Jahidnego oprowadza ich, opisuje, w jakich warunkach musieli żyć. Bez krępowania opowiada o tym, że „chodzili na wiadro”, ponieważ często Rosjanie ich nie wypuszczali na zewnątrz. Wiadra były pełne.
W takich warunkach, w zatłoczonych pokojach i korytarzach, ludzie chorowali. Tracili rozum. Umierali. Rosjanie nie zezwalali na wyniesienie zmarłych, jeśli nie uzbiera się kilka ciał. Żywi żyli z martwymi. Przyzwyczaili się.
Kiedy myślę o zapoconych, brudnych ciałach, o fetorze, o bezsilności i poniżaniu ludzkiej godności, od razu przypominają mi się obrazy z filmów o cierpieniach więźniów w nazistowskich obozach czy łagrach stalinowskich. Jednak teraz nie są to już historie sprzed kilku dekad. Mieszkańcy Jahidnego doświadczyli tego dwa lata temu.
W tym filmie najstraszniejsze jest, że to się naprawdę wydarzyło.
Na drzwiach ludzie prowadzili rejestr śmierci: po prawej zapisywali daty i nazwiska osób, które zmarły w piwnicy, po lewej – nazwiska tych, którzy zostali rozstrzelani we wsi. Ale nie jest to pełna lista.
Na ścianach zakreślali też każdy dzień, który udało się przeżyć.
Bohaterowie filmu Romana Blazhana są zwykłymi ludźmi, którzy od lat mieszkają na wsi. Większość z nich to osoby starsze. Nie grają, są sobą. Kamera pokazuje ich szczerość. Autentyzmu dodają ujęcia, takie jak prośba do pracowników, którzy odnawiają dach szkoły, żeby nie rzucali cegły czy deski w stronę, gdzie będą przechodzić goście. Ludzie dają świadectwo w naturalnych dla siebie warunkach – domach, w ogródku.
Kontekst dla tragicznej historii buduje charakterystyczny język, którym posługują się bohaterowie – właściwy dla ich regionu, Czernihowszczyzny. Ważna też jest ścieżka dźwiękowa, którą tworzą wiejskie odgłosy. Słychać szczekanie psów, gdakanie kur, dźwięk ostrzenia kosy.
Odgłosy życia kontrastują z tragicznymi wydarzeniami, które miały miejsce we wsi podczas rosyjskiej okupacji. Dają nadzieję, niosą witalną siłę.
W filmie nie brakuje jasnych, słonecznych, żywych obrazów. Kwiaty w ogrodach, suszenie cebuli, zarobaczone jabłka, siano, kłosy pszenicy. Głaskanie pupila.
Ta idylla jest jednak pozorna. Od pierwszych minut wiemy, co się wydarzyło.
Obrazy spokojnego wiejskiego życia ułatwiają odbiór tej historii. Pomagają przetrwać ból.
Olha Meniajło (na zdjęciu głównym), która w piwnicy była z rodziną, prowadziła dziennik. Na wypadek, gdyby nikt nie przeżył. W filmie przytacza jego fragmenty. O tym, że Rosjanie wypuszczali do domu tylko z białą opaską. Towarzyszyli swoim jeńcom w drodze tam i z powrotem, do piwnicy.
Olha wychodziła karmić kury i koty. W strachu i beznadziei ludzie nie zapominali o człowieczeństwie. Film pokazuje miłość mieszkańców Jahidnego do zwierząt – ich niezawodnych przyjaciół. Z czułością ludzie opowiadają o zastrzelonej przez Rosjan krowie, zjedzonych świniach i kurach, o zaginionych psach – owczarkach niemieckich Kaiserze i Bagirze, która była w ciąży.
Dziadek, który uprawia tytoń, opowiada, jak roślina kwitnie na niebiesko i jak w piwnicy ludzie palili papierosy z jego tytoniu. Zwijając skręta, cieszy się jak dziecko.
Wartości tych ludzi są proste. Najważniejsze dla nich jest dobro ich bliskich i pozostawanie człowiekiem w najtrudniejszych sytuacjach.
Jeden z bohaterów filmu wspomina, jak Rosjanie dali im makaron, który śmierdział benzyną. Nie dało się pozbyć tego zapachu nawet po ugotowaniu.
„Jedliśmy, co było” – mówi. Niektórzy przynosili coś z domu. Przeważnie ziemniaki. Inne zapasy i bydło zjedli żołnierze rosyjscy.
Inna bohaterka opowiada, jak prosiła Rosjan o jedzenie. Nie dla siebie, ale dla innych. „Trzeba ludzi nakarmić”. Tradycyjny dla ukraińskiej wsi obraz – matka-opiekunka, która troszczy się o innych.
Wojna ujawnia jasne i ciemne strony natury ludzkiej. Autor filmu nie unika tych ostatnich. Ludzie wspominają podejrzane zachowanie jednej z kobiet, Aliny. Olha w dzienniku notuje, że chodziła do Rosjan, którzy potem wszystko jej przynosili. Spotkał ją za to ostracyzm. „Wiele osób powiedziało jej, co o niej myśli”.
Wojna zmienia też dzieci. Albo nawet nie zmienia – kształtuje. Bawią się w żołnierzy, bronią fortecy Bachmut, strzelają z drewnianych lub plastikowych karabinów. Trzymają w klatce myszki, które nazywają Putlerem i Łukaszenką.
„Nie wierzyliśmy w swoje szczęście” – pisze Olha w dzienniku o dniu, kiedy Rosjanie zniknęli.
„Baliśmy się nawet się cieszyć”.
O filmie „Piwnica”’ nie da się mówić w kategoriach „podoba się”/„nie podoba się”. Dokument Romana Blazhana ma przede wszystkim wartość historyczną i społeczną. Mam wdzięczność dla ekipy filmowej, która znalazła w sobie siłę, żeby opowiedzieć tę historię. O ludziach, bo ludzie ludziom zgotowali ten los.
Chociaż od okupacji Czernihowszczyzny minęło sporo czasu, wspomnienia mieszkańców Jahidnego zostaną na zawsze z nimi. Jeden z bohaterów mówi, że wojna odebrała mu całą radość. Ludzie z Jahidnego muszą od nowa uczyć się cieszyć. I żyć z tym, co przeżyli.
Film będzie można zobaczyć w Polsce podczas Festiwalu Millenium Docs Against Gravity (10-19 maja). OKO.press jest patronem medialnym festiwalu.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze