0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Wyborcza.plFot. Maciej Świerczy...

Jeszcze na długo przed COVID-em, w 2019-roku Maria Libura mówiła w wywiadzie, że polski system zdrowia nie zapewnia jego użytkownikom poczucia bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o dostęp do państwowej służby zdrowia, bogatsi mają lepszy dostęp niż ci biedniejsi. Już podczas pandemii, kiedy polski system nie wyrabiał, w OKO.press mówiliśmy o tym, jak pomóc osobie bliskiej chorej na COVID. Teraz sytuacja wcale nie jest jednak lepsza, bo państwo nie jest gotowe chociażby na rekordowe zachorowania na grypę.

Praktyka dostarcza jednak przykładów, że inne myślenie tak o służbie zdrowia, jak i o społeczeństwie są możliwe. Przykładem osoby, która proponuje coś nowego, może być francuska filozofka, psychoanalityczka i eseistka Cynthia Fleury. Zorganizowała ona katedrę filozofii w jednym z francuskich szpitali. Jej celem jest wymyślenie na nowo znaczenia „troski”, która powinna istnieć w relacji między lekarzem a pacjentem, czy w ogóle pomiędzy „szpitalem a społeczeństwem”. Bo w wizji Fleury chodzi nie tylko o medycynę, ale - może przede wszystkim - o zmianę naszego myślenia o społeczeństwie i dotyczących go politykach. O tym też jest jedna z jej ostatnich książek, „Oto gorycz. Zwalczając resentyment” (Ci-gît l'amer. Guérir du ressentiment), gdzie pisze nie tylko o pojęciu troski, ale i o resentymencie. Jej zdaniem: chorobie, która jest w każdym z nas.

Dziś rozmawiamy z Cynthią Fleury na ten temat w OKO.press.

Troska to nie opieka. To lekarstwo na resentymenty

Krzysztof Katkowski, OKO.press: Wojny, prawicowy populizm, kryzys klimatyczny. Czy troska uratuje świat? Takie wrażenie można odnieść z manifestu „Troska jest humanizmem”, który opublikowała pani w wydawnictwie Gallimard.

Cynthia Fleury*: Nie ma jednego narzędzia, które „zbawi" świat. Jeśli mamy wyjść z choroby resentymentu, a o to tu chodzi, to musimy przestać wierzyć, że jakaś jedna rzecz może zbawić cały świat.

Tego typu myślenie, to według mnie przesąd, dogmatyczna religia, wręcz teoria spiskowa.

Jeśli jako rozwiązanie przyjmiemy pojęcie „troski", może ono zostać całkowicie zinstrumentalizowane i wypaczone. Na przykład, jeśli ją „znaturalizujemy" i „sfeminizujemy", wówczas będziemy bronić ostatecznie konserwatywnego i patriarchalnego projektu społeczeństwa - bo troska potocznie kojarzy się właśnie z kobietami, które zawsze muszą „troszczyć się” o tych, którzy tego potrzebują.

Wszystko zależy więc od definicji, jaką nadamy trosce.

Ja proponuję definicję polityczną: troska, podobnie jak edukacja, jest tym, co umożliwia indywiduację podmiotu. Jego emancypację i autonomizację.

Etyka troski pozwala rozwinąć to podejście. Innymi słowy uczynić z niej dźwignię upodmiotowienia jednostek.

Ludzie - nie rzeczy i nie szuczne normy

W szpitalach oznacza to nie tylko nadanie priorytetu technikom troski.

Chodzi o poświęcenie czasu pacjentowi, opracowanie praktyk, dzięki którym pracownicy szpitali w większym stopniu będą odnosić się do ludzi z szacunkiem i będą podkreślać ich indywidualność, która zasługuje na szacunek. Ale także zapobieganie wypaleniu zawodowego zespołów medycznych (co jest dużym problemem).

Dzisiaj mamy do czynienia z traktowaniem jednostek (przez służby szpitalne, ale też inne jednostki administracyjne) jak towary. Z ich „utowarowieniem”. A to jest po prostu złym traktowaniem — i to niestety z tym mamy najczęściej do czynienia.

Jak tak rozumiana troska może być praktykowana przez państwo na innych poziomach niż te związane z opieką medyczną? Jak może praktykować ją jednostka?

Państwo powinno skupić się na utrwalaniu warunków, w których możliwa jest emancypacja podmiotu. Czyli wszystkim, co dotyczy utrzymania sprawiedliwości społecznej, walki z różnymi determininantami społeczno-ekonomicznymi i kulturowymi.

Na przykład dostęp do wysokiej jakości szkolnictwa dla jak największej liczby osób.

Musi on uwzględniać to, że ludzie są różni, mają różne talenty i słabości. Metody uczenia muszą więc być poprawiane pod tym kątem tak, by jednostka nie musiała się dostosowywać do jakichś bezdusznych norm. Prawdą jest przy tym, że niełatwo jest uwzględnić słabość bez jej esencjonalizacji lub stygmatyzacji w ramach praktyk pomocy.

Jeśli coś nie jest “normalne”, wymaga tradycyjnie pojętej troski, ale nie szacunku?

Dlatego musimy różnicować nasze normy społeczne. Uczynić je bardziej elastycznymi i złożonymi.

Trzeba też pamiętać, że opieka nie jest możliwa bez poświęcania czasu drugiej osobie. Jako psychoanalityczka widzę na co dzień, że rodzice nie mają już czasu, by poświęcić go swoim dzieciom i cierpią na tym obie strony. Państwo i ludzie po prostu zawodzą na tym froncie.

Może to właśnie troska pomoże w odbudowie europejskich demokracji?

Kiedy ludzie pytają, czym jest demokracja, zwykle odpowiadamy, że to taki reżim polityczny, na który składają się wolne wybory i rządy prawa.

Jest to jak najbardziej słuszne, ale demokracja jest, jednocześnie, również prostsza i równocześnie bardziej skomplikowana: to system, który towarzyszy emancypacji jednostek. Innymi słowy, system, który zakłada, że edukacja i troska, a także kultura, muszą służyć wzmacnianiu pozycji jednostek.

Dla poprawy funkcjonowania demokracji ważniejsza jest poprawa systemów edukacji i opieki, niż funkcjonowanie samych instytucji parlamentarnych.

Jaką filozofię praktykuje się w szpitalu?

Jest pani nie tylko teoretyczką, ale i praktyczką. Jak można praktykować troskę? Skąd pomysł na katedrę filozofii (chaire de philosophie) w paryskim szpitalu Świętej Anny?

To praktyczny aspekt mojej pracy. Stworzyłam mianowicie pierwszą katedrę filozofii w szpitalu. Jest to katedra, gdzie uczy się i lekarzy, i pacjentów.

Nasze kursy są zorganizowane wokół pięciu kwestii:

  • podstawowych zagadnień: filozofii klinicznej, humanistyki medycznej, etyki stosowanej, psychiatrii fenomenologicznej, wiedzy pochodzącej z badań empirycznych oraz medycyny narracyjnej;
  • znaczenia przyrody w odzyskiwaniu zdrowia, a w szczególności zdrowia psychicznego;
  • connected health, czyli wykorzystania sztucznej inteligencji i zdalnych technologii do świadczenia usług opieki zdrowotnej;
  • capability design, czyli wykorzystania osobniczych możliwości i zdolności do wspólnego opracowywania rozwiązań przez lekarzy i pacjentów.
  • Kliniki rozwoju. A to dlatego, że mamy dwa oddziały w Afryce, związane z postacią Denisa Mukwege, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, w szpitalu Panzi i w Mali. W tym obszarze stosujemy modele, korpusy i narzędzia humanistyki medycznej do przemyślenia ekonomii rozwoju i pomocy humanitarnej.

Katedra przyznaje również dyplomy i towarzyszy protokołom badawczym związanym ze zdrowiem psychicznym i chorobami przewlekłymi. Nie leczymy więc tylko chorób, ale chorych ludzi.

Bardzo ważne jest, aby w naszych systemach opieki zdrowotnej istniał właściwy związek między opieką a leczeniem. Humanistyka medyczna musi stać się ponownie priorytetem w szpitalach. To jest punkt wyjścia do mówienia o tym, czym powinno być państwo i jak powinna wyglądać demokracja.

Jak znaleźć lekarstwo na wściekłość, jaką w sobie mamy?

Jeśli zastosujemy polityczną teorię troski do demokracji - niszczą resentymenty, na których gra populistyczna prawica. A może ten resentyment jest tak naprawdę czymś, czego doświadczamy wszyscy? Czy gorycz, o której pani pisze, jest w każdym z nas?

Wszyscy doświadczamy frustracji, złości, zazdrości, goryczy. Resentyment nie jest jednak tylko tym. To „przeżuwanie” tej złości, ciągłe nawracanie negatywnych uczuć, uporczywe oczernianie innych przez uogólnienia, wynikające z wiecznego poczucia bycia ofiarą. Resentyment nie jest więc w żadnym wypadku fatum, lecz poważną dysfunkcją psychologiczną. Jest to bardzo głęboko zakorzeniona choroba, którą trudno wyleczyć. Dlatego lepiej jest zrobić wszystko, co możliwe, aby tego uniknąć. O tym, jak to zrobić, napisałam swoją ostatnią książkę.

Są ludzie, którzy doświadczają najgorszych rzeczy ekonomicznie i społecznie, a nie rozwijają resentymentów. I odwrotnie, są ludzie raczej chronieni społecznie i ekonomicznie, których niszczą resentymenty.

Nie wynikają więc one z nierówności politycznych, ale z psychologicznej reakcji na te niesprawiedliwości.

Owszem, im więcej jest nierówności politycznych, tym bardziej wzmacnia to początkowe, niezwiązane pierwotnie z tymi podziałami, resentymenty jednostek. Dlatego zwalczanie tych nierówności w sposób konstruktywny wymaga nieulegania indywidualnym pretensjom, bo to nie „leczy” sedna problemu.

Przywykliśmy wierzyć, że resentyment jest najskuteczniejszym motorem historii, bo sprzyja postępowi społecznemu, organizuje ruchy społeczne na rzecz poprawy praw. Ale to nie jest prawda! Resentyment zawsze sprzyja hiperkonserwatywnym, reakcyjnym, nacjonalistycznym backlashom, a nie „postępowi”. Twierdzę, że tylko sublimacja resentymentu tworzy demokratyczny postęp. Gdy wielkim ruchom społecznym udaje się doprowadzić do emancypacji większości jednostek, dzieje się tak dlatego, że potrafiły one opanować urażone impulsy jednostek i pozwoliły im wykorzystać ich zdolność do sublimacji.

A nie dlatego, że pomógł im resentyment.

Co resentyment robi z ludźmi jako jednostkami? Jak z nim walczyć za pomocą etyki troski?

Resentyment tworzy szereg charakterystycznych symptomów, takich jak:

postawa ofiary, uczucia paranoiczne, ciągła potrzeba porównywania się, oczernianie innych, stałe poczucie niesprawiedliwości, poczucie nierozwiązanych kwestii…

Innymi słowy, jednostka oddaje całą swoją „inteligencję" na szukanie rozwiązania, którego nie ma: podmiot jest zamknięty w sobie, kręci się w kółko.

Na poziomie zbiorowym jednostki będą fantazjować o potencjale naprawczym przywódcy i wierzyć w najgorsze kłamstwa, dopóki słyszą to, co chcą usłyszeć.

Co ich uspokaja, co im schlebia, co obieca im ochronę. A wiemy, do czego to prowadzi. Jest to faszyzm.

Jak słabość jednostki może stać się siłą wspólnoty?

Wracając jednak do wcześniejszego pytania — w książce pisze Pani o potrzebie stworzenia „etyki troski”. To raczej działanie oddolne, prawie że rewolucyjne, ale w sensie pacyfistycznym, jak chociażby u Mahatmy Gandhiego.

A jednak tu chodzi po prostu o możliwość rozwoju.

Etyka troski polega na uwzględnieniu naszych słabości i zastanawianiu się, co możemy zrobić, aby ich nie wzmacniać.

W przeciwieństwie do reżimów autorytarnych, demokracja jest z definicji systemem, który nie neguje słabości, nie piętnuje ich i stara się ustanowić wszystkie polityki publiczne w celu ich skorygowania. Stąd też pierwszym zadaniem polityki publicznej jest wypracowanie takiej postawy lekarza, w której stawia on właściwą diagnozę z życzliwością (i będąc zobowiązanym do dobroczynności), akceptując w ten sposób słabości pacjenta, odrzucając ich stygmatyzację lub dyskryminację, a następnie wdrażanie proponowanych przez siebie rozwiązań.

Jakim cudem lepsza opieka zdrowotna wspiera demokrację?

Twierdzi pani w swoich pracach, że „faszyzm jest w każdym z nas”.

Wyrażenie to wzięłam od Wilhelma Reicha, myśliciela, specjalisty od psychologii mas, aktywnego zwłaszcza w latach trzydziestych. Widział on bardzo wyraźnie, że faszyzm był najpierw wydarzeniem psychicznym, zanim stał się wydarzeniem historycznym i politycznym.

To dlatego, że nie potrafimy poradzić sobie z naszymi frustracjami, że fantazjujemy, świadomie lub nie, na temat restytucyjnego ideału sprawiedliwości i matczynej ochrony.

Że wytwarzamy urazę, a następnie mamy tendencję do przekładania jej na politykę poprzez wybieranie przywódców, którzy instrumentalizują nasze urażone impulsy. Dlatego tak, w ten sposób faszyzm kiełkuje w każdym z nas.

Ale przecież coś takiego może mieć też charakter emancypacyjny?

Resentyment nigdy nie jest absolutnie siłą postępową. Walka emancypacyjna opiera się na gniewie, na odrzuceniu przemocy dominującego, na potępieniu niesprawiedliwości. Ale nie na resentymencie, czyli nawracającym gniewie, negatywnym popędzie, który się zapętlił.

To subtelna różnica, ale zmienia wiele.

Aby walka przestała być walką, przestała być przemocą i stała się polityczna w sensie konstruktywnym, urazy muszą się po prostu skończyć.

I jak resentymenty niszczą teraz nasze demokracje? Czy np. lepsza państwowa opieka zdrowotna pomoże w jej zwalczaniu?

Aby walczyć z resentymentem, musimy zbiorowo wytwarzać warunki do sublimacji resentymentu (chodzi tutaj o takie konkretne obszary jak edukacja czy kultura). Ale każdy z nas powinien zrozumieć, że resentyment jest głębszym problemem. Takim, z którym musimy się zmierzyć, sami lub np. z pomocą terapeuty.

* Cynthia Fleury, francuska filozofka i psychoanalityczka. Jest profesorą zwyczajną katedry Nauk Humanistycznych i Zdrowia w Conservatoire national des arts et métiers oraz w École nationale supérieure des mines de Paris (Mines-ParisTech), piastuje również katedrę filozofii w szpitalu Sainte-Anne du GHU Paris i jest członkiem rady organizacji pozarządowej Santé Diabète.

Wcześniej wykładała filozofię polityczną na Uniwersytecie Amerykańskim w Paryżu i była pracowniczką naukową w Narodowym Muzeum Historii Naturalnej. Autorka licznych książek, wydawanych między innymi w prestiżowym francuskim wydawnictwie Gallimard. W 2020 odznaczona za swoją działalność Legią Honorową. Wydała takie książki jak Ci-gît l'amer. Guérir du ressentiment („Oto gorycz. Zwalczając resentyment”), czy manifest Le soin est un humanisme („Troska jest humanizmem”).

;

Udostępnij:

Krzysztof Katkowski

publicysta, socjolog, student Kolegium MISH UW i barcelońskiego UPF. Współpracuje z OKO.press, Kulturą Liberalną i Dziennikiem Gazeta Prawna. Jego teksty ukazywały się też między innymi w Gazecie Wyborczej, Jacobinie, Guardianie, Brecha, El Salto czy CTXT.es. Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW.

Komentarze