0:00
0:00

0:00

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiadało, że reforma edukacji nie oznacza redukcji zatrudnienia. Według szacunków MEN etatów ma być więcej. Nawet o 12 tysięcy. Miało się to wiązać przede wszystkim z faktem, że dzieci z szóstej klasy podstawówki zamiast iść do gimnazjum zostaną w siódmej klasie, a klasy w szkołach podstawowych są mniej liczne. Przybędzie zatem i klas, i pracy dla nauczycieli. Z danych GUS za rok szkolny 2015-16 wynika, że średnia liczba uczniów na klasę w gimnazjach wynosiła 22, a w szkołach podstawowych 18.

Za duże rozdrobnienie pracy

Nawet MEN nie ukrywało, że aby "uciułać" etat - 18 godzin tablicowych w tygodniu - nauczyciele będą musieli pracować w kilku szkołach, m.in. w filiach podstawówek. Teraz okazuje się, że zebraniem pensum będą trudności.

Niepełne dane z gmin, zebrane przez ZNP, ujawniają słabości kalkulacji MEN ogłoszonych na podstawie informacji z kuratoriów. Etaty były liczone w sposób mechaniczny. Sławomir Broniarz, prezes ZNP, tłumaczy OKO.press: "Na terenie województwa samorządy zgłosiły, że mają np. 12 tysięcy godzin do obsadzenia. Kuratoria podzieliły je przez 18 godzin, czyli pensum i wychodziła im liczba opisywana jako nowe etaty. Ale w rzeczywistości stanowiska pracy dla nauczycieli obejmują czasem trzy godziny. Dla informatyków przewidziane są nawet jednogodzinne stanowiska, a to oznacza, że aby dobić do pensum musieliby oni mieć zajęcia w 18 szkołach".

Przeczytaj także:

Szkoły zatrudniają swoich

Szacując nowe etaty ani MEN, ani samorządy nie brały też pod uwagę znacznej liczby nauczycieli zatrudnionych do tej pory w niepełnym wymiarze godzin. A to im w pierwszej kolejności dyrektorzy szkół dołożą więcej godzin - do pełnego etatu. Dlatego zabraknie ich dla innych, np. z "wygaszanych" gimnazjów.

Z danych GUS wynika, że w latach 2015-16 nauczyciele pracujący w niepełnym wymiarze godzin - stanowili 13 proc. kadry szkół podstawowych, 19 proc. - w gimnazjach i aż 26,5 proc. - w liceach.

Oświata i wychowanie 2015-2016, GUS, źródło

Rodzice i dzieci nie chcą nowych szkół

Starania gmin, by zamiast likwidować placówki po gimnazjach (które ostatecznie zakończą pracę w czerwcu 2019 r.) przekształcać je w szkoły podstawowe lub licea, napotykają na opór rodziców. Nie chcą oni posyłać dzieci do "nowych" szkół.

Oznacza to więcej pracy w "starych podstawówkach", a więc także liczniejsze klasy niż zakładał MEN. Wyliczenia biorą w łeb.

Będzie więcej pracy dla nauczycieli ze "starych szkół", a mniej dla pozostałych.

Kraków miał być twierdzą zatrudnienia

Sztandarowym przykładem minister Zalewskiej na to, jak korzystna może być reorganizacja pracy, był Kraków. Już w październiku 2016 roku magistrat ogłosił, że w wyniku reformy przybędzie 200 etatów. Według informacji Olgi Szpunar, dziennikarki krakowskiej "Gazety Wyborczej", od początku było wiadomo, że jeden wyliczony na papierze etat nie będzie równy jednemu miejscu pracy dla nauczyciela.

Miasto stawało na głowie, żeby nie likwidować szkół. I wydawało się, że się uda. Zakładano, że 51 gimnazjów zamieni się w szkoły podstawowe, a cztery - w licea. To był ruch miasta, by pokazać, że nie będzie zwolnień. Ale jak informuje Szpunar,

do wielu nowych szkół w Krakowie nie ma chętnych. Ludzie nie chcą posyłać do nich dzieci.

Mimo że nabór uczniów trwa do połowy czerwca, już pod koniec maja magistrat ogłosił redukcję etatów. Wszystko dlatego, że do końca maja trzeba było wręczyć wypowiedzenia. Niedotrzymanie tego terminu oznaczałoby, że trzeba będzie utrzymywać niepracujących nauczycieli przez kolejny rok.

W nowych szkołach nie uda się zapełnić klas i dlatego zapowiadane w 2016 roku 200 nowych etatów ograniczono już do 127.

Dlaczego tak się stało zapytaliśmy wiceprezydent Katarzynę Król, odpowiedzialną w mieście za edukację, ale póki co nie dostaliśmy odpowiedzi. Krakowską "Gazetę Wyborczą" biuro prasowe magistratu poinformowało, że nie potrafią wytłumaczyć czemu jest tak dużo zwolnień. I że trzeba o to pytać dyrektorów szkół.

Sensacyjna konkluzja pojawiła się 2 czerwca 2017 roku.

Krakowski magistrat ogłosił, że zwolnionych zostanie 134 nauczycieli.

Małopolska: objazdowi nauczyciele, niezgrane zespoły, porzuceni uczniowie

Jeszcze gorzej sytuacja będzie wyglądać poza miastami, w których łatwiej o elastyczną reakcję na reformę, dzielenie szkół (np. podstawowych na filie), ciułanie nauczycielskich godzin w różnych placówkach. Grażyna Ralska, przewodnicząca małopolskiego ZNP, podała OKO.press informacje o przyszłym zatrudnieniu nauczycieli w połowie gmin w Małopolsce. W sumie ok. 1100 nauczycieli straci pracę w tym:

  • 169 nauczycieli zostanie zwolnionych;
  • 710 osobom nie zostanie przedłużona umowa na czas określony (co oznacza
  • 237 nauczycieli przejdzie na emeryturę.

Ponadto:

  • 195 zmieni szkołę z powodu reformy;
  • 666 nauczycieli będzie uzupełniało etat pracując w więcej niż jednej szkole;
  • 25o pracownikom administracyjnym ograniczono etaty (np. do połowy);

Dorota Kulesza, dyrektorka zabierzowskiego gimnazjum (pod Krakowem) mówi OKO.press: "Największym problemem będą nauczyciele pracujący w kilku szkołach. Niektórzy nawet w trzech czy czterech placówkach. To dotknie połowę mojego zespołu. Chaos zacznie się w sierpniu. Odległości pomiędzy szkołami są często duże, nawet 30 kilometrów. Dla nauczycieli praca w kilku miejscach będzie oznaczać kilka rad pedagogicznych i zebrań z rodzicami. To jeszcze można przeskoczyć, ale jak zorganizować wycieczkę, konkurs czy imprezę. Już dziś negatywna energia między dyrektorami jest ogromna.

Ciężko wyobrazić sobie płynną współpracę w podziale godzin pracy tego samego nauczyciela. A jak od zmęczonych tułaczką nauczycielek i nauczycieli wymagać zaangażowania w życie szkoły?

Zdarza się, że nauczyciele - którzy mogliby jeszcze pracować - odchodzą. W ten sposób sypie się zespół. Atmosfera jest fatalna. Młodzież naszego gimnazjum czuje się zdradzona. Odchodzi ich wychowawca i będzie pracował w szkole obok. Nauczyciele z gimnazjów włączani sztucznie w życie szkoły podstawowej nie stworzą zgranego zespołu. A przecież dzieci i młodzież patrząc na nas się uczą. Co wyniosą ze szkoły widząc niezdolnych do współpracy pedagogów?".

ZNP: pracę straci 6 tysięcy osób, ponad 10 tysięcy osób dotknie redukcja etatów

Z danych zebranych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego w 12 województwach wynika, że zwolnionych zostanie co najmniej 2,6 tys. osób, a kolejnym 3,6 tys. dyrektorzy placówek nie przedłużą umów na czas nieokreślony.

Jeszcze większą grupę nauczycieli dotknie redukcja etatów - to aż 10 300 osób w całym kraju. Wśród nich ponad tysiąc osób dostało informację o ograniczeniu 18 godzinnego etatu o ponad połowę.

Rząd zawsze podważa wyliczenia ZNP. Rzecznik Rafał Bochenek 6 marca 2017 roku w "Polsat News" powiedział, że "nie do końca wie, skąd ZNP bierze te szacunki, dlatego że non stop pojawiają się inne liczby podnoszone przez prezesa ZNP Sławomira Broniarza". I dodał, że reforma "ma doprowadzić do tego, że nauczyciele będą mieli zagwarantowaną pracę".

Sławomir Broniarz dziwi się stanowisku rzecznika rządu i mówi OKO.press: "Dane, które udało nam się zebrać nie obejmują wszystkich województw, ale informacje są wiarygodne. Informacje, które spływają od nauczycieli weryfikujemy u źródła, czyli w jednostkach samorządów i kuratoriach".

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze