0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Maksym Szewczenko /The Reckoning Projectfot. Maksym Szewczen...

8 lipca 2024 Rosja wystrzeliła 38 pocisków różnych typów w kierunku Ukrainy. Z powodu skali i zaawansowania ataku nie udało się zestrzelić wszystkich.

Zaatakowane zostały m.in. Kijów, Dniepr, Krzywy Róg, Słowiańsk i Kramatorsk. Zginęło co najmniej 37 osób, a setki zostały ranne. Najwięcej ofiar było w Kijowie – 23 według danych Biura Prokuratora Generalnego Ukrainy. Dwie osoby zginęły w największym ukraińskim szpitalu dziecięcym, Ochmatdyt, który leczy m.in. dzieci chore na raka.

Dyrektor generalny Ochmatdytu Wołodymyr Żownir poinformował, że w momencie wybuchu w szpitalu znajdowało się 670 dzieci. Troje z nich leżała na stole operacyjnym z otwartymi jamami brzusznymi. Lekarze i pielęgniarki zasłonili je własnymi ciałami, aby ochronić przed odłamkami szkła i betonu.

Szczątki zestrzelonego pocisku spadły też w Kijowie na budynek, w którym znajdowały się prywatne placówki medyczne. Zginęło tam co najmniej dziewięć osób. Zniszczeniu uległy również bloki mieszkalne, biurowce i obiekty przemysłowe. Tam także były ofiary śmiertelne i ranni.

wyrwa w budynkach mieszkalnych po ataku rakietowym
Efekt uderzenia rosyjskiej rakiety na budynek mieszkalny, Kijów, 8 lipca 2024, fot. Jewhen Żulaj / The Reckoning Project

Ochmatdyt, którego nazwa oznacza “opieka nad matką i dzieckiem” jest największym centrum medycznym na Ukrainie, leczącym dziennie około 600 pacjentów z najtrudniejszymi schorzeniami. Leczy dzieci z chorobami onkologicznymi, genetycznymi i neurologicznymi, z powikłaniami po chorobach zakaźnych. W szpitalu jest również centrum leczenia chorób sierocych i przeszczepów szpiku kostnego.

Od początku rosyjskiej inwazji z całego kraju do Ochmatdytu były przewożone dzieci z najcięższymi obrażeniami i amputacjami. Dla Ukraińców i Ukrainek to często ostatnia nadzieja na uratowanie swoich dzieci, kiedy ich życie zamienia się w ciągłą walkę o każdy oddech. Terapia prowadzona jest w 10 budynkach z najnowocześniejszym sprzętem w kraju. Często chirurdzy operują dzieci podczas nalotów i ostrzałów, ponieważ nie mogą opóźnić zabiegu.

Przeczytaj także:

Jakby cały budynek oderwał się od ziemi...

8 lipca rosyjski pocisk trafił w jeden z budynków szpitala właśnie w trakcie takich operacji. Pielęgniarka chirurgiczna Iryna opowiada, że przygotowywała 8-miesięczne dziecko do operacji serca. Podczas wybuchu chirurg rzucił się w stronę dziecka i przykrył je własnym ciałem, chroniąc przed odłamkami szkła i betonu. W sąsiednich salach operacyjnych zabiegi były już w toku, a dzieci leżały z otwartymi jamami brzusznymi. Lekarze również osłaniali je swoimi ciałami.

Dzieci z oddziału intensywnej terapii dzieci zostały wywiezione na czas na korytarz, gdzie chroniły ich dwie ściany. To środki bezpieczeństwa znane wszystkim w Ukrainie: podczas nalotu musisz mieć co najmniej dwie ściany budynku między sobą a ulicą, aby chronić się przed odłamkami.

Inna Bondarenko, starsza pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii, mówi, że przewiezienie do schronu dzieci z tego oddziału jest niemal niemożliwe, ponieważ oddychają one za pomocą aparatów tlenowych i są przykute do łóżek.

Gdy wszyscy ukryli się w korytarzu, Bondarenko pobiegła do swojego biura – wiedziała, że czegoś zapomniała, ale w szoku nie mogła sobie przypomnieć, co to było. W tym momencie nastąpił wybuch. Rzuciło nią na ścianę, spadające szkło pocięło jej ręce i twarz. Inna pełzła na kolanach do drzwi, kręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, jakby budynek oderwał się od ziemi podczas wybuchu, a wszyscy razem z nim. Opowiadając o tym, płacze. Przytula ją koleżanka, Anna Isajewa, szefowa oddziału intensywnej terapii.

Kobiety wspominają, że w jednej chwili pękły wszystkie okna w budynku, otworzyły się drzwi, a podwieszany sufit zaczął spadać.

Fala uderzeniowa była tak silna, że ciężki sprzęt medyczny został wyrzucony z sal na korytarze.

W pierwszej chwili wszyscy byli sparaliżowani z przerażenia, wspomina Inna Bondarenko. ”Dorośli trzymali swoje dzieci mocno przy sobie i płakali. Kiedy pierwszy szok minął, ludzie zaczęli wybiegać na zewnątrz. Nikt nie rozumiał, gdzie nastąpił wybuch”.

Pod nogami trzaskało szkło. Wszędzie były pudełka z lekami i rysunki dzieci. Na nagraniu wideo zrobionym przez lekarzy w pierwszych minutach po wybuchu widać, że podwórko szpitalne było wypełnione dymem i kurzem, małe kawałki kolorowej folii, którą używano do zasłaniania okien jednego z budynków szpitala, unosiły się w powietrzu. Pokryła szpitalne podwórko jak śnieg. Spadła na ludzi stojących na ulicy, którzy obejmowali się i płakali. Wszyscy patrzyli w stronę Oddziału Toksykologii i Zatruć, gdzie dzieci poddawane były dializie. Dwupiętrowy budynek był częściowo zniszczony. Z ruin unosił się dym, kurz i ogień.

Lekarze i pielęgniarki jako pierwsi przystąpili do usuwania gruzów. Wielu z nich miało na sobie białe fartuchy medyczne, poplamione krwią, poranione ręce.

Gruzy utrudniały dostęp do ruin. Dym piekł w oczy.

W jednej chwili utworzył się ludzki łańcuch i ludzie podawali sobie nawzajem kawałki rozbitych cegieł i cementu. Gorące kamienie parzyły ręce.

Nikt nie wiedział, czy pod gruzami są lekarze i dzieci.

Jeden z lekarzy nagrał apel w mediach społecznościowych: „Żyję, potrzebuję pomocy w usuwaniu gruzów”. Przybiegli mieszkańcy pobliskich bloków. Przynosili butelki z wodą. Jedni zaczęli usuwać gruzy, inni wchodzili do rozbitych sal szpitalnych i wynosili dzieci na rękach.

Do szpitala ruszyły karetki z całego Kijowa. Dźwięk syren nie ustawał. Małych pacjentów zawiniętych w prześcieradła, z workami tlenowymi przenoszono do ambulansów. W cieniu jednego ze zniszczonych budynków siedziały w szeregu dzieci z łysymi głowami po chemioterapii. Były na wózkach, opierały się na dorosłych, którzy obejmowali je jedną ręką i trzymali kroplówki w drugiej. Te, które mogli chodzić samodzielnie, wspierając się na rodzicach, wsiadały do karetek. Wyróżniały się w tłumie z powodu swoich bezwłosych głów.

rząd karetek po obu stronach drogi
Sznur karetek przed szpitalem dziecięcym, 8 lipca 2024. Fot. Ołeksandr Surowcow / The Reckoning Project

Stopniowo dziedziniec szpitala wypełniał się setkami ludzi – ratownikami, policjantami, wojskowymi i cywilami. Wszyscy przynosili butelki z wodą. W Kijowie było gorąco, w pobliżu płonącego budynku, w dymie i kurzu, wszyscy byli spragnieni.

Ratownicy zalewali budynek bombami gaśniczymi, ale nie przestał płonąć. Około trzech godzin po ataku ponownie zabrzmiała syrena przeciwlotnicza i część ludzi weszła do schronu, ale prace nie ustały. Ratujący weszli do zniszczonych budynków – na każdym piętrze było co najmniej dwustu wolontariuszy. Zbierali szkło łopatami i miotłami, otwierali zablokowane drzwi. Setki worków budowlanych z odpadami przekazywano z rąk do rąk, z szóstego piętra na ulicę. Pielęgniarki rozdawały maski medyczne i respiratorowe, żeby wolontariusze nie wdychali pyłów. Tych, którzy poczuli się źle, pielęgniarki wyprowadzały na świeże powietrze. Lekarze szukali pośród gruzów ocalałego sprzętu medycznego i przenosili go w bezpieczne miejsce.

Po około pięciu godzinach budynek intensywnej terapii został oczyszczony. W jednej z sal, która nie została poważnie uszkodzona, pielęgniarka założyła kroplówkę choremu dziecku. Nie zostało jeszcze przeniesione wraz z matką do innego szpitala, a przerwanie leczenia było niemożliwe.

Po oczyszczeniu jednego budynku wolontariusze przenieśli się do kolejnego. Eksplozja uszkodziła pięć budynków szpitalnych, jeden został całkowicie zniszczony.

Wszędzie na dziedzińcu leżały worki ze śmieciami. Mężczyźni wrzucali je na ciężarówki, aby zwolnić miejsce.

Chętnych do pomocy było tak wielu, że policja przestała wpuszczać ich do szpitala. Ruch wokół kompleksu został wstrzymany. Ludzie przynosili wodę, jedzenie i leki w dużych ilościach – w mieście rozeszły się plotki, że dzieci i lekarze są uwięzieni pod gruzami.

Zniszczony budynek nadal się palił, choć minęło sześć godzin od eksplozji. Duża płyta betonowa uniemożliwiała usunięcie gruzów. Do szpitala przywieziono dźwig budowlany, aby ją usunąć.

Około godziny 21:00, po 10 godzinach akcji ratunkowej, przy wejściu do szpitala ukraiński minister zdrowia Wiktor Laszko poinformował, że w wyniku ataku na kompleks 50 osób zostało rannych, a zginęły dwie osoby dorosłe, w tym 30-letnia lekarka Switłana Łukianczuk. Była nefrolożką dziecięcą, w zniszczonym budynku leczyła dzieci potrzebujące dializy. Dziś był jej pierwszy dzień pracy po urlopie. Drugą ofiarą była krewny pacjenta. Żadne dziecko w szpitalu nie zginęło, ale siedem zostało rannych. Najmłodsze z nich ma 2,5 roku. Stan rannych dzieci jest stabilny.

670 pacjentów zostało ewakuowanych do innych szpitali w Kijowie.

Po ostrzale szpital nie jest w stanie kontynuować pracy, a ukraiński rząd szuka dla niego zastępczych pomieszczeń. Jednak część zaawansowanego sprzętu medycznego nie może być przeniesiona z Ochmatdytu, a był on tylko tam. Lekarze obecnie oceniają, który sprzęt medyczny został uszkodzony i czy można go naprawić. Planowane operacje zostały zawieszone – w tym dziesiątki zabiegów, do których dzieci przygotowywały się przez sześć miesięcy. Przeprowadzenie ich w innych placówkach medycznych będzie trudne.

Podczas gdy trwały prace ratownicze w Ochmatdycie, kolejny rosyjski atak w innej dzielnicy Kijowa dosięgnął prywatne placówki medyczne. Rosyjska rakieta została zestrzelona przez siły obrony powietrznej nad miastem, ale jej szczątki spadły na budynek, w którym mieściły się dwa szpitale. Zginęło tam dziewięć osób, w tym pracownicy firm, których biura również znajdowały się w budynku.

”Widziałem ciało dziewczyny. Wydaje mi się, że przyszła na wizytę do szpitala. Leżała tam i nie oddychała", opowiadał Ołeksandr Karjakin, który pracujew pobliskim biurze. On przeżył, ale dwóch jego kolegów zginęło.

Atak na szpital to zbrodnia wojenna

The Reckoning Project dokumentuje ataki na placówki medyczne w Ukrainie od czasu osławionego rosyjskiego nalotu na oddział położniczy dziecięcego szpitala w Mariupolu 9 marca 2022 roku. W wyniku ataku zostały ranne co najmniej 33 osoby, trzy zginęły na oddziale położniczym, wśród nich kobieta w ciąży i jej nienarodzone dziecko.

W dniu nalotu w szpitalu było 37 kobiet w ciąży i 20 dzieci, w tym wcześniaki. „Kiedy przyjechałam do szpitala położniczego, byłam pewna, że jestem bezpieczna. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zbombardowałby szpitala położniczego. To jak bombardowanie kościoła, prawda?” – mówiła Anastazja Piddubna, jedna z ocalałych.

Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym szpitale i kliniki nie mogą być celem ataków. Są uznawane za obiekty cywilne pod specjalną ochroną. Artykuł 8 Statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego stanowi, że celowe atakowanie szpitali i miejsc, gdzie gromadzą się chorzy i ranni, stanowi zbrodnię wojenną.

Szereg organizacji międzynarodowych i prawnoczłowieczych, w tym eyeWitness to Atrocities (eyeWitness), Insecurity Insight, Media Initiative for Human Rights (MIHR), Physicians for Human Rights (PHR) oraz Ukrainian Healthcare Centre (UHC), stworzyło mapę ataków na ukraińskie placówki medyczne od początku pełnoskalowej inwazji w lutym 2022 roku.

Odnotowano 1442 ataki na placówki medyczne, w 742 przypadkach szpitale i kliniki zostały uszkodzone, a co najmniej 210 pracowników medycznych zginęło.

Ukraina nie jest pierwszym krajem, który cierpi z powodu takich taktyk wojennych. W październiku 1999 roku rosyjskie rakiety uderzyły w szpital położniczy w Groznym. Zginęło co najmniej 30 osób, w tym kobiety i noworodki. W 2016 roku w Syrii rosyjskie naloty na Aleppo zniszczyły prawie wszystkie szpitale i placówki medyczne w mieście.

We wszystkich regionach Ukrainy Rosja nadal atakuje elektrownie, stacje grzewcze i wodociągowe. Ludzie mogą przetrwać bez dostępu do prądu, ogrzewania i wody. Niemożliwe jest jednak życie w miastach bez szpitali.

Ostrzał największego dziecięcego szpitala w Ukrainie, który leczył najbardziej bezbronnych i był symbolem nadziei i ratunku dla rodziców w całym kraju, to również cios, który miał na celu złamać morale ludzi.

W Kijowie do akcji ratunkowej dołączyło ponad dwa tysiące ratowników, policjantów, wojskowych i wolontariuszy. W ciągu pierwszych dziesięciu godzin zebrano 2,5 miliona dolarów na rzecz szpitala.

Anna Mamonowa, Angelina Kariakina dla The Reckoning Project

;

Komentarze