Wielu migrantów, którzy starają się w Polsce o status uchodźcy albo ten status otrzymały, chcą pracować w naszym kraju, bo szukają w Polsce lepszego życia. Ale przez pierwsze pół roku pobytu w ogóle nie mogą legalnie pójść do pracy. Jak działa ten system?
N. pochodzi z jednego z krajów afrykańskich. Przedostał się do Polski przez zieloną granicę. Złożył wniosek o ochronę międzynarodową i trafił do ośrodka otwartego dla cudzoziemców. Osoby, które przybywają w takich ośrodkach, mają zapewnione skromne wyżywienie i otrzymują miesięcznie 70 zł na swoje potrzeby, ale nie mogą pracować. N. znalazł pracę na czarno, ciężką fizyczną pracę na wysokościach.
Kiedy skończył i poprosił o wypłatę, nie zobaczył ani grosza.
Dwie młodziutkie Afrykanki stawały na rzęsach, żeby znaleźć pracę. Z ośrodka dla cudzoziemców było wszędzie daleko, więc się złożyły na wynajem niedrogiego lokum. Nie dały rady i wyjechały na Zachód.
„Jeśli ktoś przybywa do Polski z fałszywym przekonaniem, że zostanie tu i będzie miał wszystko za darmo, będzie miał lepsze życie bez konieczności pracy, nie zgadzamy się na to. Jeśli chcesz żyć wśród nas, pracuj, zrób coś, żeby zarabiać na życie, to bardzo proste„ – powiedział 8 września prezydent Andrzej Duda w programie ”Full Measure", emitowanym w sieci lokalnych amerykańskich telewizji.
Prezydent pod jednym względem miał rację: Polska bardzo stara się o to, żeby uchodźcy i osoby ubiegające się o ten status nie miały w Polsce za dobrze. Natomiast Andrzej Duda bardzo się pomylił co do tego, że praca w Polsce jest bardzo prosta dla tych osób.
Osoby, które poproszą w Polsce o ochronę międzynarodową, często nie zdają sobie sprawy z tego, jak trudna i najeżona przeszkodami droga je czeka. Najpierw zwykle czują ulgę: mają dach nad głową, jest ciepło, sucho, bezpiecznie, mają co jeść. Później jednak okazuje się, że nie jest różowo.
Cudzoziemcy trafiają albo do ośrodków otwartych, albo zamkniętych. W ośrodkach otwartych otrzymują wyżywienie i dostęp do opieki medycznej oraz teoretycznie naukę języka. Problemem jest fakt, że stawki żywieniowe są bardzo niskie i nie zmieniły się od kilkunastu lat. Do tego po wielotygodniowym błąkaniu się po lasach i piciu wody z bagien cudzoziemcy często mają poważne problemy z żołądkiem, nie mogą jeść wszystkiego, a jedzenie jest nie zawsze dostosowane do ich stanu zdrowia. Mają zapewnioną opiekę medyczną – przetarg wygrała Petra Medica – i za jej pośrednictwem mogą umawiać się do lekarzy, ale to też nie zawsze jest proste, zwłaszcza gdy są przenoszeni z jednego ośrodka do drugiego.
Osoby w ośrodkach otwartych otrzymują też 70 zł na własne potrzeby i za to muszą sobie kupować artykuły higieniczne i ubrania, jednorazowo na zakup ubrań oraz obuwia otrzymują też 140 zł. Jeśli taki człowiek jest wzywany na przesłuchanie do urzędu, to 70 zł często nie wystarczy nawet na bilet w jedną stronę, a zwrot za bilet otrzymuje dopiero po powrocie i po okazaniu biletu.
W ośrodkach zamkniętych stawki żywieniowe są lepsze, ale cudzoziemcy nie otrzymują żadnych pieniędzy i o ile nie mają własnych środków, to nie mogą robić żadnych zakupów (są one możliwe za pośrednictwem funkcjonariuszy Straży Granicznej). Czasem Straż daje im z darów czapki, swetry czy skarpetki, gdy nie mają własnych rzeczy.
Cudzoziemiec, który mieszka poza ośrodkiem, otrzymuje świadczenie pieniężne na pokrycie we własnym zakresie kosztów pobytu na terytorium Polski, ale jest to kwota, która nie pozwoli na utrzymanie. W przypadku singla jest to 750 zł miesięcznie, w przypadku rodzin wynosi odpowiednio mniej na osobę: w dwuosobowej rodzinie 600 zł, w trzyosobowej 450 zł, a w czteroosobowej 375 zł na osobę.
A pracować legalnie nie mogą.
„Co do zasady cudzoziemcy ubiegający się o udzielenie ochrony międzynarodowej nie mają prawa podejmować pracy. Wyjątkiem są sytuacje, gdy postępowanie uchodźcze trwa powyżej sześciu miesięcy – wówczas cudzoziemiec może otrzymać zaświadczenie uprawniające do podejmowania pracy” – informuje Jakub Dudziak, rzecznik prasowy Urzędu ds. Cudzoziemców.
„Największym problem systemu azylowego jest fakt, że ludzie muszą czekać sześć miesięcy na prawo do pracy, próbując w tym czasie przeżyć na głodowych stawkach żywieniowych. Dla ludzi wychudzonych, wymizerowanych, to jest za mało. A nie mogą pracować. Chłopaki, którzy marzą o tym, żeby mieć pracę po to, żeby kupić lepsze jedzenie i żeby ulżyć swojej rodzinie, są chętni do każdej pracy” – mówi Małgorzata Rycharska z inicjatywy Hope&Humanity Poland oraz Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego.
Zdarza się, że ludzie, którzy początkowo chcieli zostać w Polsce, uciekają po kilku miesiącach do Niemiec, bo nie wytrzymują tego, że ciągle są głodni albo nie mogą się doczekać pomocy medycznej.
„To musi być strasznie upokarzające, wciąż kogoś prosić o jedzenie, doładowanie telefonu, bilet. Mam takie osoby, które nigdy same nie napiszą, jeśli zapomnę sama zapytać, czy mają jedzenie” – zauważa Małgorzata Rycharska.
Druga rzecz to studia. Młodzi migranci często wyrywają się do nauki. Na przykład chłopak, który skończył sześć lat medycyny w swoim kraju, ale nie ma jeszcze decyzji o przyznaniu ochrony i jest załamany, że nie będzie mógł w tym roku dostać się na studia.
To zaprzeczenie tezy, że przyjechali do nas po socjal, że przyjechali, żeby nic nie robić.
„Przecież oni właśnie nie mogą niczego robić, choćby chcieli. Jedyne, co mogą, to uczyć się polskiego. Odliczają dni do czasu, kiedy będą mogli ubiegać się o pracę. Polska promuje przymusową zależność, stan upokorzenia i zależności w momencie, kiedy ktoś mógłby budować własną samodzielność” – podkreśla Małgorzata Rycharska.
Otrzymanie pozwolenia na pracę po sześciu miesiącach pobytu w ośrodku otwartym nie rozwiązuje problemów, bo o pracę jest trudno. Zwykle te osoby nie pracują w wyuczonych zawodach, ponieważ nie znają języka, ale nie narzekają, łapią się wszystkiego, co jest na rynku. To bywa pułapką, bo niektórzy pracodawcy żerują na cudzoziemcach, znajdujących się w przymusowej sytuacji. Stawki poniżej minimalnej, brak ubezpieczenia, a nawet praca przymusowa – takie sytuacje też mają miejsce.
Karolina Mazurek opowiada o mężczyźnie, którego była pełnomocniczką. Szukał pracy, gdy tylko dostał na nią pozwolenie, ale pracodawcy unikali ustawowej stawki i legalnego zatrudnienia. Najniższa stawka, za którą pracował, to 10 zł na godzinę, więc Mazurek mu to odradziła, bo to absurd i jeszcze bez umowy, czyli w razie kontroli – łamanie prawa.
Z reguły o pracę jest bardzo trudno. Mocodawca Karoliny Mazurek ostatecznie znalazł prace kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania. Miał szczęście, że w ogóle mu się to udało.
Postępowania o nadanie statusu uchodźcy powinno się zakończyć w czasie sześciu miesięcy, ale często się to nie udaje, gdyż jest za mało urzędników, którzy się tym zajmują. Po uzyskaniu ochrony międzynarodowej, cudzoziemiec powinien wystąpić do Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców o wydanie karty pobytu i tu też pojawiają się schody. „Cała procedura wymaga od cudzoziemca trzykrotnej wizyty w Warszawie. Jest to istotna bariera, często cudzoziemcy, którzy uzyskali ochronę, nadal przebywają w ośrodkach dla cudzoziemców oddalonych od Warszawy” – mówi radczyni prawna Daria Górniak-Dzioba.
Cały proces od wydania decyzji o ochronie międzynarodowej do odbioru karty pobytu trwa ok. trzech miesięcy. „Jest to istotna informacja, bo na złożenie wniosku o integrację cudzoziemiec ma 60 dni od dnia wydania mu decyzji o udzieleniu ochrony międzynarodowej” – dodaje Górniak-Dzioba. Czyli w praktyce szanse na złożenie tego wniosku w terminie są niewielkie, a tym samym cudzoziemiec ma ograniczone możliwości otrzymania pomocy, której celem jest wspieranie procesu integracji. Wysokość, zakres i formy pomocy powinny zostać uzgodnione w indywidualnym programie integracji, w zależności od indywidualnej sytuacji życiowej. Pomoc można utrzymać na maksymalnie 12 miesięcy.
Gdy cudzoziemiec otrzymuje status uchodźcy albo ochronę uzupełniającą, musi radzić sobie sam.
Osoby, które mają kartę pobytu, przez dwa miesiące dostają 750 zł i mają zapewnioną opiekę medyczną. W ciągu tego czasu muszą znaleźć dach nad głową i pracę. Potem są rzucane na głęboką wodę. Jeśli ktoś znajduje pracę, najczęściej jest to gastronomia, zwykle mała gastronomia, gdzie ani nie dostają legalnej umowy, ani wymaganych badań, ani kwoty minimalnej.
Utrzymanie siebie, a często także też rodziny, jest więc bardzo trudne, nawet z pomocą organizacji pozarządowych, dlatego wiele osób poddaje się i wyjeżdża do innych krajów, nawet jeśli wcześniej ich celem była Polska.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze