Minister Zdrowia Łukasz Szumowski zapewnia opinię publiczną, że Polska "nie ogląda się na Europę" i samodzielnie robi zakupy najpotrzebniejszego sprzętu ochronnego i medycznego. Bo Unia nie jest solidarna. Minister świadomie wprowadza opinię publiczną w błąd
"Panie ministrze, czy do pana docierają sygnały ze szpitali albo od samorządów, że brakuje rzeczy absolutnie podstawowych, choćby maseczek czy przyłbic dla ratowników medycznych?" - pytał ministra Łukasza Szumowskiego 26 marca 2020 red. Jacek Gądek z portalu gazeta.pl.
"Oczywiście, że takie sygnały do mnie docierają" - przyznał Szumowski i zaznaczył, że w pierwszej kolejności środki ochrony osobistej są dziś kierowane do szpitali zakaźnych. "Tam one są" - podkreślił.
Zaraz potem wykorzystał okazję, by skrytykować Unię Europejską za rzekomo nieudolną reakcję na pandemię koronawirusa. "Żeby była jasność, to nie jest tak, że my ten sprzęt mamy w Europie, że są jego nieograniczone ilości" - stwierdził.
To, co robimy od wielu dni, tygodni, to organizowanie zakupów sprzętu przez Polskę. Bo niestety tutaj centralne zakupy zawiodły, nie ma tej europejskiej solidarności. Jest brutalna walka o każdy transport i zakup w Europie, w Chinach czy Indiach.
Tym samym minister zdrowia dołączył do chóru polityków PiS, którzy dostrzegli w pandemii koronawirusa szansę na umocnienie wizerunku rządu jako doskonale radzącego sobie z zagrożeniem. W dodatku bez najmniejszego wsparcia z zewnątrz, bo „Unia nie działa”.
"Szukamy sprzętu po świecie, pracujemy 24/7. Nie ma możliwości, żeby coś było na jutro lub na pojutrze. Chcemy, żeby było na dziś. Bo jak byśmy czekali na inne kraje, na Europę, na świat, to byśmy się obudzili bez środków, a dookoła wszyscy by te środki sobie zakupili" - zapewniał Szumowski.
Minister lansuje narrację o oblężonej twierdzy i świadomie wprowadza opinię publiczną w błąd.
Po pierwsze koordynowane przez UE przetargi na maseczki i inny sprzęt ochronny zakończyły się sukcesem. A po drugie Polska przystąpiła do tego mechanizmu, choć z dużym opóźnieniem. Możemy oczywiście jednocześnie szukać sprzętu na własną rękę, ale po co opowiadać, że europejska solidarność nie działa?
W OKO.press pisaliśmy, że UE nie ma kompetencji, by narzucać państwom członkowskim rozwiązania z dziedziny ochrony zdrowia. Decyzja jak walczyć z pandemią koronawirusa należy do poszczególnych członków Unii. Bruksela nie podejmie za nie decyzji o zamknięciu szkół czy restauracji.
Może natomiast pełnić rolę koordynacyjną - i już to robi. Ruszyły wspólne unijne zakupy sprzętu ochronnego i medycznego w ramach procedury jednolitego przetargu. Pozwolą członkom UE pozyskać niezbędny ekwipunek w niższej cenie, obniżyć koszty administracyjne i poprawić bezpieczeństwo dostaw.
Pierwszy taki przetarg - na zakup maseczek ochronnych - UE ogłosiła 28 lutego. Wzięło w nim udział 20 krajów. Bez Polski, bo do mechanizmu wspólnych zakupów dołączyliśmy jako przedostatni, dopiero 6 marca 2020.
Załapaliśmy się za to na przetarg dotyczący rękawic, gogli, osłon twarzy, masek chirurgicznych i kombinezonów, który otwarto 17 marca. Jak informuje KE ogłoszenia o obu przetargach spotkały się z dużym odzewem firm z całej Unii, dzięki czemu uda się dostarczyć państwom członkowskim taką ilość sprzętu, o jaką prosiły.
Od momentu podpisania kontraktów z konkretnymi oferentami dostawy powinny dotrzeć do państw członkowskich w ciągu ok. dwóch tygodni.
"To wspólne zamówienie udowadnia potęgę skoordynowanej współpracy. Pozwala państwom członkowskim łączyć siły przy zakupie produktów medycznych. Jednocześnie dalej współpracujemy z przemysłem w celu zwiększenia produkcji i uruchomienia alternatywnych sposobów produkcji środków, których potrzebujemy" - komentował komisarz Thierry Breton, odpowiedzialny za rynek wewnętrzny i przemysł.
Wkrótce po gwałtownym wybuchu pandemii wirusa najbardziej potrzebujące Włochy zarzucały UE brak solidarności. W przejmującym liście wicenaczelny dziennika "La Repubblica" skarżył się, że Bruksela nie była w stanie sprawnie zareagować na apele o udostępnienie sprzętu medycznego.
W OKO.press pisaliśmy, że zarzuty te szybko podchwycili politycy PiS oraz prorządowe media. Tłumaczyliśmy, że Unia nie posiadała tego rodzaju rezerw, trudno było zatem oczekiwać od niej bezpośredniej pomocy. Zawiodły państwa członkowskie, które w kluczowym momencie nie pomogły zdesperowanym Włochom.
UE uczy się na własnych błędach. 19 marca służby prasowe Komisji Europejskiej poinformowały, że KE zamierza po raz pierwszy w historii stworzyć własne strategiczne zapasy "rescEU", by szybko kierować sprzęt medyczny i ochronny do państw członkowskich borykających się z niedoborami.
W ramach rezerwy UE zgromadzi m.in. respiratory, maseczki ochronne, szczepionki i lekarstwa oraz sprzęt laboratoryjny, na początek o wartości 50 mln euro. Komisja sfinansuje 90 proc. zakupów. Dystrybucją do najbardziej potrzebujących zajmie się Centrum Koordynacji Reagowania Kryzysowego (ERCC), działające wewnątrz KE.
W Polsce na podobnej zasadzie działa Agencja Rezerw Materiałowych - ma gospodarować m.in. rezerwami materiałów, produktów leczniczych i wyrobów medycznych. O tym, jak ARM przejmuje sprzęt zamawiany przez szpitale, OKO.press rozmawiało z lekarką z Warszawy.
W środę 18 marca premier Mateusz Morawiecki zwolnił wieloletniego szefa Agencji Janusza Turka. Powód? "Za bardzo trzymał się wcześniejszych procedur" - tłumaczył wicepremier Jacek Sasin.
Ale wspólne zakupy i zapasy sprzętu to nie jedyna pomoc UE dla państw członkowskich podczas pandemii COVID-19. Komisja Europejska tymczasowo poluzowała także zasady przyznawania pomocy publicznej przedsiębiorstwom, aby poszczególne kraje mogły przekazać im większe wsparcie.
Ze względu na zasady rządzące jednolitym rynkiem i ostre reguły antymonopolowe taka pomoc była dotąd w Unii surowo zakazana, poza pewnymi wyjątkami.
Kolejne państwa członkowskie zgłaszają Komisji swoje plany ratunkowe dla przedsiębiorców. Jak dotąd zgodę KE otrzymały m.in. projekty pomocowe z Francji, Niemiec, Danii, Hiszpanii, Łotwy, Portugalii, Włoch, Luksemburga, a także Wielkiej Brytanii, która w okresie przejściowym po brexicie jest wciąż związana unijnym prawem.
Unia troszczy się także, by mimo zamkniętych granic wewnętrznych transport najpotrzebniejszych towarów odbywał się względnie bezproblemowo. Przez kilka dni cała Europa ze zgrozą przyglądała się ogromnym korkom, które ustawiły się m.in. na granicy niemiecko-polskiej.
Dlatego KE wydała zalecenia dla państw członkowskich (poparła je Rada Europejska), w których sugeruje m.in., by państwa członkowskie utworzyły zielone korytarze dla transportu lądowego.
W czwartek 26 marca Komisja przedstawiła wytyczne dla transportu powietrznego. Bruksela chce, by kraje Unii tymczasowo zniosły ograniczenia w przeładunku towarów dla samolotów spoza UE, a także by restrykcje w funkcjonowaniu lotnisk nie wpływały na pracę przy transporcie niezbędnych produktów. Proponuje też, by zezwolić na stosowanie samolotów pasażerskich jako transportowych, a personel pokładowy zwolnić z ograniczeń w przemieszczaniu się, o ile jego członkowie nie mają symptomów wirusa.
"Te wyjątkowe środki powinny obowiązywać tak długo, jak potrwa kryzys związany z pandemią koronawirusa" - czytamy na stronie KE.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze