0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Jarosław Gowin, lider Porozumienia, wrócił do polityki po prawie dwumiesięcznej przerwie wymuszonej pobytem w szpitalu. W wywiadzie dla TVN24 opowiedział o walce z depresją i swych politycznych kłopotach. Bilans ostatnich dwóch lat zdecydowanie nie jest dla niego korzystny. Z osiemnaściorga posłów, których Gowin wprowadził do Sejmu jesienią 2019 roku, została przy nim zaledwie piątka. Porozumienie - czy raczej to, co z niego zostało - zostało wypchnięte z koalicji rządzącej. Obecnie zaś partia Gowina dryfuje w Sejmie gdzieś na obrzeżach bloku opozycyjnego, objęta podwójnym kordonem sanitarnym - zarówno ze strony obozu władzy, jak i wciąż zdecydowanie nieskłonnej do zaufania Gowinowi opozycji demokratycznej.

Tak właśnie wyglądała realizacja bardzo jednoznacznej zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który obiecał swemu koalicjantowi, że słono zapłaci za pokrzyżowanie planów PiS. OKO.press rekonstruuje przebieg akcji niszczenia Porozumienia przez PiS.

„Kiedy w lutym ubiegłego roku Adam Bielan podjął próbę pozbawienia mnie funkcji prezesa Porozumienia, poszedłem do Kaczyńskiego i usłyszałem: »Chyba nie sądziłeś, że puszczę ci płazem to, co zrobiłeś rok temu«. Chodziło oczywiście o wybory kopertowe. To był początek akcji niszczenia naszego środowiska. Kaczyński nie był w stanie znieść, że ktoś wyznaczył granice jego władzy. Wyprowadzało go z równowagi, gdy Porozumienie przeciwstawiało się jego polityce" – napisał we wtorek (25 stycznia 2022) Gowin na Facebooku.

Klątwa Kaczyńskiego

To prawda. Kaczyński wziął Gowina na celownik po tym, jak lider Porozumienia ostatecznie sprzeciwił się organizacji tzw. „wyborów kopertowych” - czyli wyborów prezydenckich w wydaniu korespondencyjnym, które ze względów sondażowo-demograficznych znacząco premiowałyby Andrzeja Dudę. To było w maju 2020 roku.

Gowinowi trzeba przyznać, że rzeczywiście zrobił wtedy Kaczyńskiemu niemiłą niespodziankę, bo po raz ostatni ogłosił, że nie poprze wyborów kopertowych zaledwie w kilka dni po zawarciu z prezesem PiS paktu dotyczącego organizacji wyborów prezydenckich. Ów pakt i tak był już ze strony Kaczyńskiego rodzajem ustępstwa – ale wiązał się z tym, że wybory kopertowe miały się jednak odbyć. Batalia o nie sprawiła zresztą, że Gowin sam wyszedł - po raz pierwszy - z rządu. Polityczny świat elektryzowały wówczas pogłoski o jego spotkaniach z politykami opozycji - w tym między innymi z Donaldem Tuskiem, ale także z szefem PSL Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.

Kaczyński uznał te niepotwierdzone pogłoski za dowód ostatecznej "zdrady" Gowina.

Dosłownie w tym samym czasie, wiosną 2020 roku, w porozumieniu z PiS zaktywizował się Adam Bielan. Dotychczasowy przewodniczący Konwencji Krajowej Porozumienia w przeciwieństwie do Gowina był twardym orędownikiem „wyborów kopertowych” - lansując w obozie władzy tezę, że tylko w ten sposób Duda może wygrać już w pierwszej turze. I coraz bardziej otwarcie grał na PiS, z którego zresztą się wywodził, a nie na swą obecną partię.

Ale pierwsza zdradziła Gowina Jadwiga Emilewicz. W trakcie batalii o „wybory kopertowe” Gowin zrezygnował z funkcji w rządzie. Urząd wicepremiera objęła w jego miejsce właśnie Emilewicz – najbardziej rozpoznawalna po liderze polityczka Porozumienia. I to ona, chwilę po tym jak Gowin znalazł się poza rządem, próbowała na zlecenie PiS werbować posłów Porozumienia. Wtedy jeszcze bezskutecznie. Nie udała się jej też podjęta latem - także pod patronatem PiS - próba odwołania najbardziej lojalnej części władz Porozumienia.

Niemniej właśnie za sprawą Emilewicz został wtedy rozpoczęty proces rozbijania partii Gowina na zlecenie Kaczyńskiego.

Bolesne rozstania

Jesienią 2020 roku w ramach wysilonej rekonstrukcji rządu Morawieckiego Gowin wrócił do rządu, co zresztą skutkowało rozprawą z Emilewicz, która straciła zarówno stanowisko wicepremiera jak i ministerstwo rozwoju. Rekonstrukcja okazała się jednak pyrrusowym zwycięstwem Gowina. Do rządu wszedł z ramienia Porozumienia jako minister nauki i szkolnictwa wyższego (dosłownie na chwilę, bo resort został zlikwidowany) Wojciech Murdzek. Funkcję ministra bez teki odpowiedzialnego za kontakty z samorządami objął zaś Michał Cieślak. Obaj od tego momentu byli już lojalni bardziej wobec PiS niż wobec Gowina.

"Cieślak do dziś kieruje tylko szefową swojego biura i dyrektorem gabinetu politycznego, w którym nikt nie zasiada. Ale jak widać to mu wystarczyło" – śmieje się polityk Porozumienia, z którym rozmawiamy.

Do prawdziwej wojny o władzę nad Porozumieniem doszło na początku 2021 roku. Wtedy próbę przejęcia partii podjął Adam Bielan. U boku Bielana stanął przede wszystkim poseł partii Gowina Kamil Bortniczuk a wraz z nim kilku innych posłów oraz polityków bez sejmowego mandatu, za to istotnych w regionalnych strukturach Porozumienia. Ta próba przewrotu w partii zakończyła się taktycznym zwycięstwem Gowina, mającym jednak określoną cenę w poselskich mandatach – Bielan i Bortniczuk zostali usunięci z partii, chwilę później ten sam los spotkał kolejnych posłów – w tym Jacka Żalka, Zbigniewa Gryglasa i wspomnianego już Michała Cieślaka, ministra w KPRM.

Gowinowców szczególnie mocno zabolała wolta Bortniczuka. „Większość z nas zwyczajnie go lubiła. Jakoś tam mu ufaliśmy” – mówi nam polityk Porozumienia. „Ale z dzisiejszej perspektywy jest jasne, że on po prostu grał na siebie i tylko na siebie” - słyszymy.

Dla samego Gowina niełatwe było zapewne również ostateczne rozstanie z Żalkiem. Razem przecież przeszli długą i krętą drogę od prawego skrzydła Platformy Obywatelskiej aż do samego środka obozu władzy po 2015 roku.

Od pierwszego rozłamu w Porozumieniu aż do wyjścia z koalicji Gowin i lojalni wobec niego ludzie próbowali ratować sytuację partii także bardzo egzotycznymi transferami. Na kilka miesięcy w ich szeregach zagościła Monika Pawłowska, która nagle postanowiła się przenieść do partii konserwatywnych wolnorynkowców prosto z klubu Lewicy. Następnie jednak szybko powędrowała do PiS.

Przez moment była mowa, że do Porozumienia mogą też dołączyć posłowie Agnieszka Ścigaj i Lech Kołakowski, ale Ścigaj wybrała ostatecznie koło Polskie Sprawy, a Kołakowski został w Klubie PiS. Do Polskich Spraw wytransferował się zaś od Gowina Andrzej Sośnierz.

Po rozłamie z lutego 2021 roku partię Gowina objęto nieformalnym zakazem pojawiania się w mediach publicznych. A powiązane z PiS portale pisały już o niej tylko źle.

Polityk Porozumienia: „Już pod koniec 2020 roku prawie nie mieliśmy dostępu do TVP. Ale od lutego nastąpił całkowity ban”.

To był czas, w którym Porozumienie zaczęło się pod presją PiS-u coraz szybciej sypać.

Łatwiej, niż ktokolwiek myślał

Popełnia spory błąd, ktokolwiek sądzi, że ówczesna sejmowa reprezentacja Gowina w swej większości składała się z posłanek i posłów, których łączyła z liderem partii pełna wspólnota ideowo-politycznego rodowodu i poglądów.

Przed wyborami 2019 roku niewielka partia miała w niektórych regionach jedynie szczątkowe struktury, a na jej listy trafiali często ludzie dość przypadkowi, zwabieni możliwością łatwego dołączenia do jednej z partii obozu władzy i przyspieszenia politycznej kariery.

PiS-owi łatwo to było później wykorzystać.

Był wśród nich na przykład poseł Mirosław Baszko, który w momencie rozłamu gładko przepłynął na stronę Bielana i PiS-u. To ten sam, który niedawno barwną gwarą tłumaczył oferującego nieuleczalnie chorym pseudoterapię za ciężkie pieniądze Łukasza Mejzę przykładem szeptuch z Podlasia: „Tego nikt nie uznaje, a jednak jadą do Orli i pomaga to. I co, ja im zabronię? Ja nie zabronię im, tym ludziom. Oni jadą tam i mówią, że im to pomaga" – argumentował Baszko.

Co robił u boku krakowskiego inteligenta z korzeniami w środowisku „Znaku”, trudno powiedzieć, ale był jedną z 18 szabel Gowina. Po rozpadzie koalicji to właśnie Baszko był jednym z dwóch pierwszych posłów Porozumienia, którzy przeszli do PiS.

W 2021 roku Adamowi Bielanowi i PiS-owi przekabacanie posłów Gowina szło więc znacznie łatwiej, niż szacowali początkowo komentatorzy. Jeszcze w okresie, w którym Bielan podejmował pierwsze jawne próby dokonania rozłamu w Porozumieniu, w sejmowych kuluarach i w światku dziennikarskim obowiązywała wersja, według której niezależnie od tego, jak silnej presji zostanie poddane Porozumienie, Gowin miałby liczyć na pełną lojalność przynajmniej 10 ze swej osiemnastki posłów.

Czasem, w którym nastąpił ostateczny test tych teorii, był sierpień 2021 roku - gdy Gowin został wyrzucony z rządu, a Porozumienie wyszło z koalicji. Oficjalnym powodem, dla którego wyrzucenie Gowina nastąpiło akurat wtedy, była dość daleko idąca krytyka założeń Polskiego Ładu, na jaką Gowin pozwalał sobie publicznie. W tle były jednak zadowalające dla PiS wyniki działań Adama Bielana na rzecz osłabienia Gowina i rozbicia jego sejmowej reprezentacji. Bielanowi udało się doprowadzić do sytuacji, w której wyrzucenie Gowina z rządu nie skutkowało już utratą przez PiS władzy.

Bilans sierpniowych wydarzeń był dla gowinowców bardzo gorzki. Kaczyński pozbył się Porozumienia, nie tracąc jednocześnie zdolności do wygrywania głosowań w Sejmie. W ciągu kilkunastu dni wokół Gowina została tylko garstka posłów. Dziś z osiemnastki wprowadzonej do Sejmu jesienią 2019 roku zostało jedynie pięcioro. Kaczyńskiemu i Bielanowi udało się Porozumienie całkiem dosłownie rozmontować.

Za co porzucali Gowina

Jadwiga Emilewicz uległa wizji roztaczanej przed nią przez ludzi z PiS, że po wyjściu Gowina z rządu po prostu przejmie jego partię.

Adam Bielan (poseł do PE) i Kamil Bortniczuk jako następni zagrali va banque i również próbowali przejąć Porozumienie z rąk Gowina. Oczywiście z zapewnionym przez PiS miękkim lądowaniem w wypadku niepowodzenia.

„Grzegorz Piechowiak, Wojciech Murdzek i Michał Cieślak po prostu zachowali swoje stanowiska wiceministrów. Bardzo im się one spodobały. Spodziewaliśmy się ich odejścia od miesięcy” – słyszymy w Porozumieniu.

Polityk Porozumienia: „Ale były i takie transfery, które zdumiały wszystkich”.

Pytamy jakie. Andrzej Gut-Mostowy? Biznesmen z Podhala i wiceminister? „Tak, to już była naprawdę dziwna sytuacja. On jest przecież niezależny finansowo, pensja wiceministra nie stanowi dla niego jakiejś szczególnej pokusy”.

Nasz rozmówca sugeruje, że Gut-Mostowy mógł zostać poddany naciskom związanym z bieżącym prowadzeniem interesów.

Największym zaskoczeniem dla ludzi z Porozumienia była wolta Marcina Ociepy, wiceministra obrony: „To było wręcz zdumiewające. W dniu rozpadu koalicji rano był z nami na konferencji, na której stanęliśmy razem z szefem, demonstrując lojalność. Na kolejnej konferencji tego samego dnia wieczorem, gdy Gowina wyrzucono już z rządu, zrobił jeszcze raz to samo. Ale już dzień później był w szeregach Zjednoczonej Prawicy, powtarzając mechanicznie, nawet niepytany: nie, nie było żadnych nacisków, nie, nikt mnie nie szantażował”.

W kuluarach krążyły wtedy plotki, których w szczegółach nie zacytujemy. Sprowadzały się one do tego, że Ociepa miał otrzymać ze strony PiS propozycję nie do odrzucenia, noszącą wszelkie znamiona szantażu.

Dobijanie wroga

Jesienią mikroskopijne już koło Porozumienia walczyło o przetrwanie w Sejmie, a media przypomniały sobie o nim na dobre dopiero wtedy, gdy pod koniec listopada gruchnęła wieść, że Jarosław Gowin trafił do szpitala.

„Od maja śpię z otwartymi oczami, a teraz będę spał z otwartymi oczami na stojąco” – mówił w lutym zeszłego roku, zaraz po pierwszym rozłamie w Porozumieniu Jarosław Gowin Renacie Grochal z „Newsweeka”. Z dzisiejszej perspektywy te słowa brzmią niepokojąco dosłownie.

„Miałem depresję, będącą efektem wielu miesięcy bezsenności. Z kolei brak snu był skutkiem ubocznym przechorowania koronawirusa. Na to nałożyło się przepracowanie i brutalny atak PiS. Pokonałem chorobę. Wracam do polityki. Czuję się silniejszy niż kiedykolwiek” - napisał we wtorek 25 stycznia na swym profilu na Facebooku Gowin.

Ostatni akord zemsty PiS na Gowinie wybrzmiał, kiedy były wicepremier był już w szpitalu. Sprzyjający PiS tygodnik „Sieci” opublikował 6 grudnia (nie linkujemy bezpośrednio do tego materiału - przyp. red.) bardzo brutalnie naruszający prywatność polityka i tajemnicę lekarską tekst opisujący szczegóły choroby Gowina.

Wymowa tego materiału była jednoznaczna: oto, co czeka każdego, kto zdecyduje się na bunt w obrębie obozu władzy.

I dziś, już po powrocie Gowina na scenę, ważni politycy obozu rządzącego wypowiadają się o nim w specyficznym, pobłażliwie-litościwym i denuncjacyjnym zarazem tonie: "Życzę Jarosławowi Gowinowi dużo zdrowia, dobrze przebiegającej rehabilitacji i to wszystko. To dorosły człowiek, to jego decyzja, żeby od razu po chorobie rzucać się w wir tego rodzaju wymiany ciosów" - w ten sposób mówił w ostatnią środę (26 stycznia) o powrocie Gowina do polityki w Polskim Radiu wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. W mediach społecznościowych byli i obecni pracownicy machiny propagandowej PiS pozwalają sobie zaś na dużo więcej.

Gowin na ziemi niczyjej

Sejmowa arytmetyka jest brutalna. Choć piątkę posłów Porozumienia można teraz zaliczać raczej do opozycji, partia Gowina nie ma już mocy - teoretycznie miała ją jeszcze w 2019 czy 2020 roku - by samodzielnie wywrócić układ zbudowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Opozycja z kolei Gowinowi nie ufa, pamiętając rolę, jaką odegrał w drugiej kadencji rządów Platformy Obywatelskiej, a następnie konsekwentne stanie u boku PiS przez prawie sześć lat.

O ile jeszcze Borys Budka jako szef PO publicznie deklarował gotowość do rozmów z Gowinem o ewentualnej współpracy na rzecz obalenia rządów PiS, obecny szef Platformy Donald Tusk pola do rozmów z Gowinem raczej nie widzi. Zarówno ze względu na doświadczenia z coraz bardziej odległej politycznej przeszłości, kiedy to Gowin rzucił mu wyzwanie jako szefowi PO, jak i ze względu na to, że polityczny kapitał, jakim dziś rozporządza Gowin, nie pozwoliłby już ani na obalenie rządów PiS, ani na istotne wzmocnienie Platformy.

Cóż więc zamierza Porozumienie? „O samodzielnym starcie w tej chwili nie myślimy. Najbardziej oczywiste kierunki współpracy to PSL albo Polska 2050” - słyszymy w partii Gowina.

Gowinowcy usilnie próbują nawiązać taką współpracę. W drugiej połowie stycznia Porozumienie przesłało Polsce 2050 swoje uwagi do jej programu - podpisane zresztą przez Gowina jeszcze przed ogłoszeniem przez niego powrotu do politycznej aktywności. Mało prawdopodobne jednak, żeby Gowinowi i jego ludziom udało się znaleźć miejsca na jakichkolwiek opozycyjnych listach za pomocą samej polityki gabinetowej. Żeby stało się to możliwe, Gowin będzie musiał spróbować się uwiarygodnić w oczach przynajmniej części opozycyjnego elektoratu - a może to zrobić przede wszystkim ujawniając najciemniejsze strony polityki PiS. Dlatego zapewne warto śledzić w najbliższym czasie jego wystąpienia w mediach. Mogą być całkiem interesujące, jeśli chodzi o szczegóły politycznej "kuchni" obozu władzy.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze