0:00
0:00

0:00

Opłata od sprzedaży smartfonów i innych nowoczesnych urządzeń może wesprzeć unieruchomionych z powodu pandemii polskich twórców, artystów i naukowców już w najbliższych miesiącach.

Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński kilka tygodni temu (29 kwietnia) zapowiedział, że prace nad taką opłatą trwają w resorcie i "przyspieszyły" z powodu epidemii. Ubolewał, że "Polska jest jednym z ostatnich europejskich krajów, która nie ma opłaty reprograficznej", ale nie wyjaśnił, dlaczego i za jego kadencji tego nie zrobiono. Dodał, że pieniądze pozyskane z takiej opłaty miałyby trafić na specjalny fundusz ubezpieczeniowy dla artystów.

Do tej pory podobną opłatą byli obciążeni producenci i importerzy rozmaitych urządzeń i materiałów, na których użytkownicy utrwalają lub odtwarzają filmy, muzykę, książki czy prace naukowe.

Ponieważ wg ustawodawcy opłata ta jest wynagrodzeniem dla twórców za zgodne z prawem kopiowanie i zwielokrotnianie legalnych utworów przez obywateli – nie jest to żaden podatek. Rozwiązanie takie nie jest także niczym nowym.

W Polsce od 1994 roku

Taka opłata od czystych nośników funkcjonuje w Polsce od 1994 roku, zaś w Europie od co najmniej pół wieku. Dotyczy urządzeń i nośników np. dysków twardych, drukarek, nagrywarek CD/DVD, płyt CD, papieru ksero i in.

Najwcześniej wprowadziły ją Niemcy, z myślą o kasetach magnetofonowych, w latach 60. ubiegłego wieku. Funkcjonuje także w Kanadzie, Australii, Stanach Zjednoczonych i Rosji. W całej Unii Europejskiej z wyjątkiem Luksemburga. Reguluje to unijna Dyrektywa 2001/29/WE.

Opłata ta, zwana reprograficzną, wynosi w Polsce od 1,5 proc. do 3 proc. ceny sprzedawanego nośnika czy urządzenia. Wprowadziła ją ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 1994 roku. Ministerstwo kultury w rozporządzeniu z 2003 roku zdecydowało od jakich nośników i urządzeń jest nakładana i w jakiej wysokości.

Opłata w żadnym kraju nie wpłynęła na cenę detaliczną sprzętu. U nas też ceny detaliczne nie powinny wzrosnąć nawet o złotówkę.

Obowiązująca w Polsce ustawa nałożyła opłatę od nadawców kablówek przeznaczoną dla Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, także nie zrujnowała biznesu płacących ją podmiotów.

Opłatę pobiera Ministerstwo Kultury, które przekazuje ją kilkunastu organizacjom zbiorowego zarządzenia prawami twórców (ZAiKS, SFP, STOART, SAWP, ZPAV, ZASP, KOPIPOL, SARP i inne), reprezentujących wszystkich uprawnionych.

Dzielona jest między te podmioty w zależności od udziału danych treści na danych urządzeniach i materiałach. Następnie, po potrąceniu kosztów inkasa (kilkanaście procent), organizacje dzielą te pieniądze na wszystkich swoich członków - proporcjonalnie do udziału danego autora czy wykonawcy w tantiemach.

Uwzględnia się przy tej okazji roczne wpływy z tantiem z tytułu nadań w innych mediach, takich jak radio, telewizja, Internet czy kina, ewentualnie z tytułu sprzedaży książek, płyt, biletów do kina itp.

No to czas na smartfony

W 2013 roku organizacje zarządzające prawami twórców zaproponowały wprowadzanie takiej opłaty w wysokosci 1,5 proc. w przypadku smartfonów i 2 proc. - tabletów.

Podstawa do rozszerzenia opłaty na producentów i dystrybutorów sprzętu elektronicznego wynika ze wspomnianej wyżej dyrektywy Unii Europejskiej. Pozwala ona na kopiowanie w ramach dozwolonego użytku utworów objętych prawem autorskim, o ile twórca ma z tego tytułu zapewnioną sprawiedliwą rekompensatę.

Od co najmniej 12 lat środowiska związane z kulturą domagały się aktualizacji listy, która określa, kto i za co jest zobowiązany do odprowadzania opłaty. Proponowane zmiany są korzystne nie tylko autorów tekstów i kompozytorów, są ważne także dla naukowców, aktorów, muzyków, autorów scenariuszy filmowych i telewizyjnych, pisarzy, fotografów, grafików, malarzy, tancerzy, choreografów czy autorów sztuk teatralnych i sztuk wizualnych.

Aż sześćset osób związanych z polską kulturą podpisało w 2014 roku Apel Twórców, skierowany 3 listopada 2014 roku do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Przeszedł bez echa i nagłośnienia w mediach.

APEL W SPRAWIE OPŁATY OD CZYSTYCH NOŚNIKÓW

SKIEROWANY DO MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO

My, twórcy kultury, artyści i wydawcy jesteśmy zbulwersowani ostatnimi działaniami przedstawicieli producentów i importerów urządzeń elektronicznych i reprograficznych. Nie zgadzamy się, by ich odmowa ponoszenia opłat z tytułu tzw. czystych nośników narażała polską kulturę na dalsze straty.

Ci sami producenci sprzętu w ponad 20 krajach Europy akceptują znacznie wyższe świadczenia na rzecz kultury niż w Polsce. Przykładowo, w 2012 roku dzięki opłatom od czystych nośników kultura czeska otrzymała 3,27 mln euro, węgierska 12,10 mln euro, francuska 173,87 mln euro, gdy polska tylko 1,66 mln euro. Dlaczego polscy twórcy mają być poszkodowani?

Wmawianie polskim odbiorcom kultury, że opłaty podniosą ceny sprzętu elektronicznego, nie ma pokrycia w faktach ustalonych m.in. w krajach Unii Europejskiej. Obserwujemy drenaż kieszeni polskich konsumentów bez uwzględnienia ich obiektywnych możliwości nabywczych.

Stosowana w Polsce polityka cenowa importerów i producentów sugeruje, iż nie troszczą się o kupujących. Ceny smartfonów i tabletów wielokrotnie przekraczają koszty wytworzenia tych urządzeń i są w Polsce równe lub wyższe niż w krajach o wiele od nas zamożniejszych, gdzie sprzęt jest już obłożony opłatą na rzecz twórców.

Proponowane opłaty w Polsce nie są wygórowane na tle Europy. Widać to w poniższym zestawieniu:

Tablet 8 GB – opłata we Francji 26,50 zł (6,40 € ) – 4 razy więcej niż proponowana opłata w Polsce Tablet 16 GB – opłata we Francji 21,74 zł (5,25 €) – 2 razy więcej niż proponowana opłata w Polsce Smartfon 4 GB – opłata w Niemczech 66,24 zł (16 €) – 8 razy więcej niż proponowana opłata w Polsce Smartfon 16 GB – opłata w Niemczech 149,04 zł (36 €) – 10 razy więcej niż proponowana opłata w Polsce

W takiej sytuacji potępić należy manipulowanie opinią naszych fanów, użytkowników smartfonów, tabletów czy innych urządzeń i nastawianie ich przeciw twórcom, artystom i wydawcom oraz organizacjom ich reprezentującym. Manipulacją jest też nazywanie opłaty od czystych nośników podatkiem, podczas gdy jest to wynagrodzenie należne prywatnym osobom – autorom i artystom – za korzystanie z ich utworów.

Społeczeństwo rozumie potrzebę wynagradzania pracy twórców. Według aktualnych badań TNS Polska, trzech na czterech Polaków chciałoby otrzymywać wynagrodzenie za kopiowanie tworzonych przez siebie utworów. Prawie połowa kupujących sprzęt elektroniczny nie zadowoliłaby się natomiast trzyprocentową obniżką cen smartfonów i tabletów, jeśli pociągałaby ona za sobą brak funkcji nagrywania i odtwarzania utworów na zakupionych urządzeniach.

Dla wielu twórców i producentów kultury opłaty od „czystych nośników” i reprograficzne stanowią istotną część ich wynagrodzeń. Dlaczego w sytuacji, gdy wynagrodzenia te przyznaje nam prawo unijne – a więc i nasze – polscy twórcy i polska kultura mieliby być ich pozbawieni?

Ufamy, że polskie władze staną w obronie polskiej twórczości i kultury, skoro ci, którzy budują swój zarobek także dzięki naszej pracy, nawet zobowiązani prawem nie zamierzają się nim podzielić i prawa respektować.

3 listopada 2014 r.

Podczas pandemii koronawirusa artyści ponownie zaapelowali do rządzących o rozszerzenie listy ( treść tych apeli: tu oraz tu)

Przypomnijmy, dziś znajdują się na niej płyty CD i DVD, skanery, faksy, odtwarzacze MP3, papier kserograficzny, drukarki, twarde dyski, radia z odtwarzaczami, nagrywarki CD i DVD etc.

Od ponad dekady lista nie jest uaktualniana. Nie ma na niej smartfonów, tabletów, konsol do gier, dekoderów i telewizorów smart, pendrivów i przenośnych kart pamięci. Są one uwzględnione w przypadku wszystkich pozostałych państw Unii Europejskiej, z wyjątkiem Luksemburga.

Resort kultury może w każdej chwili uaktualnić w wydanym przez siebie rozporządzeniu listę takich urządzeń lub nośników kultury.

To jest 300 mln co rok

To zaniedbanie ma wymierny skutek - zamiast ostrożnie szacowanych 300 mln zł w przypadku rozszerzenia listy o smartfony i tablety, w 2018 roku opłata od czystych nośników przyniosła polskim twórcom zaledwie ok. 2,5 miliona złotych.

W innych krajach pobiera się z tytułu takiej samej opłaty nawet ok. 100-200 milionów euro rocznie (średnio - kilkadziesiąt milionów).

Dyrektor generalny SACEM (Stowarzyszenie Poetów, Kompozytorów i Wydawców Muzycznych) i wiceprezes GESAC (Europejskie Zrzeszenie Stowarzyszeń Autorów i Kompozytorów) Jean-Noël Tronc już w 2015 roku mówił: „Kopiowanie prywatne przynosi twórcom we Francji ok. 200 mln euro rocznie. Nie do uwierzenia, że w Polsce jest to zaledwie 1,7 mln euro. Biorąc pod uwagę polski PKB,

organizacje zbiorowego zarządzania w Polsce powinny zbierać dla twórców 60 mln euro z opłaty od czystych nośników”.

Niedawna deklaracja ministra Glińskiego daje więc nadzieję pogrążonemu w kryzysie finansowym sektorowi kultury. Od ponad 2 miesięcy działalność artystów jest zamrożona, ale i po zakończeniu pandemii trudno spodziewać się tłumnego uczestnictwa Polaków w wydarzeniach kulturalnych. Kryzys ten dotknął cały świat, jednak na tle Europy polski rząd szalenie oszczędnie wspomaga tę grupę zawodową i tę część polskiej gospodarki.

Przemysły kultury przynoszą Polsce ok. 3,5 procent PKB rocznie, czyli więcej niż górnictwo, rolnictwo czy turystyka. Dają zatrudnienie dla około 320 000 osób, w tym ok. 60 000 twórców i artystów.

Przeczytaj także:

Mizerna pomoc

8 kwietnia wicepremier Gliński zapowiedział, że „całkowita wartość pomocy dla instytucji sektora kultury w różnych formach może mieć wartość do 4 mld zł, czyli prawie tyle, ile wynosi roczny budżet resortu”.

Nic tego dzisiaj nie zapowiada. Poza ogólnodostępną dla wszystkich przedsiębiorców Tarczą Antykryzysową, sektor kultury otrzymał pakiet stypendiów i programów wartości poniżej 100 mln zł.

Minister kultury podpisał rozporządzenie "Kultura w sieci" ws. nowego programu wsparcia dla artystów, twórców i instytucji, przeznaczając na to najpierw 20 mln zł, a później kolejne 60 mln zł. O efektach czytaj tu.

Tę mizerną pomoc dla sektora zatrudniającego ponad 300 tys. osób gorzko komentowali między innymi pisarz Zygmunt Miłoszewski, aktor Jacek Poniedziałek czy były wicepremier Jerzy Hausner.

Kultura to także rozrywka. Niestety, w przypadku polskiego showbiznesu, cenne programy pomocowe „Tarcza Finansowa PFR” Polskiego Funduszu Rozwoju dotyczą jedynie największych podmiotów obecnych na polskim rynku kultury i rozrywki.

Specyfika działania tej branży, najczęściej nie zatrudniającej nikogo na etatach, nie została uwzględniona w regulaminie obydwu programów. A przecież to właśnie ta branża będzie odmrażana w ostatnim etapie, co zapowiedział 22 maja minister zdrowia Łukasz Szumowski.

Koalicja Miast dla Kultury obejmująca między innymi Warszawę, Lublin, Kraków, Katowice, Szczecin, Łódź, Wrocław, Gdańsk i Poznań zaapelowała do rządu o włączenie sektora kultury do kolejnych edycji tarczy antykryzysowej.

Kultura daje kreatywność, tak bardzo ważną dla polskiej gospodarki – argumentowali prezydenci tych miast z Rafałem Trzaskowskim na czele. Już jako kandydat PO na urząd Prezydenta RP, Rafał Trzaskowski powiedział 20 maja o potrzebie myślenia o tym, jak będzie wyglądał przemysł kreatywny po pandemii.

Niemcy - 54 mld euro dla artystów

W krajach europejskich i w Stanach Zjednoczonych od kilku tygodni przeznacza się na takie programy pomocowe średnio od kilkudziesięciu miliardów do ponad 150 miliardów euro.

Niemcy już 25 marca – jako pierwszą transzę – wyasygnowały kwotę 54 miliardów euro dla artystów i małych instytucji kultury. Dlaczego?

Według corocznych badań EY (wcześniej Ernst & Young) na zlecenie GESAC (Europejskie Zrzeszenie Stowarzyszeń Autorów i Kompozytorów) „Creating Growth: Measuring Cultural and Creative Markets in the EU”, cała branża kreatywna, kulturalna i rozrywkowa to trzeci najpotężniejszy sektor gospodarki Unii Europejskiej, generujący 535 miliardów euro obrotu oraz ponad 7 milionów miejsc pracy - co stanowi 3,3 proc. populacji pracujących w UE.

W sektorze tym zatrudnionych jest pięć razy więcej Europejczyków niż w branży telekomunikacyjnej oraz dwa razy więcej niż w przemyśle samochodowym. Zgodnie z raportami z tych badań, sektor kreatywny i kulturalny wykazuje wyjątkową odporność na kryzysy gospodarcze, a pełniąc rolę prekursora w zakresie innowacji cyfrowych, plasuje się na bardzo korzystnej pozycji do dalszego wzrostu gospodarczego.

W znacznej mierze opiera się na lokalnej sile roboczej. Ponadto, sektor kulturalny i kreatywny przyciąga w szczególności młodych pracowników: 19,1 proc. stanowisk pracy zajmują osoby poniżej 30. roku życia.

Powodem jest więc nie jest tylko trudna do przecenienia rola kultury w ciężkim dla obywateli czasie izolacji – pisał o tym niedawno w Spidersweb pisarz Łukasz Kotkowski, ale także fakt, że pracownicy instytucji kultury i artyści to po prostu jedna z bardzo dużych grup zawodowych, która potrzebuje pomocy.

Warto im podać pomocną dłoń w kryzysie wywołanym epidemią, bo kultura i rozrywka stanowią jedno z ważnych kół zamachowych gospodarki. Łatwiej będzie wywołać popyt na rynku dóbr konsumpcyjnych dzięki wydarzeniom kulturalnym, które również napędzają turystykę i wpływy w samorządach. A to dzisiaj bezcenne tak dla polskiej gospodarki, dla upragnionego wzrostu krajowego PKB, jak i dla wszystkich Polaków.

Pierwszą z analiz sytuacji polskiej kultury w czasach pandemii napisał Jacek Cieślak w „Rzeczpospolitej”, jedną z ostatnich piszący te słowa w Magazynie TVN24. Powstają badania dotyczące przewidywanego uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych po pandemii - mają znaczenie nie tylko dla przemysłów kreatywnych, ale są również ważne dla branży turystycznej. Raporty z tych badań powstały między innymi w USA i Kanadzie - czytaj także tu.

Tym bardziej trudno uznać rozszerzenie obowiązku uiszczania opłaty reprograficznej za nadzwyczajną pomoc od państwa polskiego, ona się polskim twórcom po prostu należy. Niemniej w sytuacji, kiedy nie widać realnego wsparcia finansowego dla sektorów kultury, a kolejne rządy od wielu lat ulegały wpływom wielkich koncernów elektronicznych, taka zmiana stanowiska to wielka szansa dla polskiej kultury.

Powiązanie ze statusem zawodowym artysty

Rządzący w Polsce postanowili zrobić coś jeszcze. Planują powielić model fiński i hiszpański i powiązać płacenie tej opłaty z ustawą o statusie zawodowym artysty. A tym samym powiększyć dwukrotnie opłatę reprograficzną i stworzyć specjalny fundusz ubezpieczeniowo-emerytalny dla każdego artysty i autora w Polsce.

Warto podkreślić, że artyści w Polsce nie są ubezpieczeni i nie mają emerytur. Nieuregulowany status zawodowy był dla nich bolączką od początku nowej Polski. Dotyczy to także takich zawodów jak tancerze, którzy po zazwyczaj krótkiej karierze – zostają bez środków do życia.

Finalnie pieniądze z opłaty w połowie trafiałyby bezpośrednio do organizacji zbiorowego zarządzania dla twórców (przy podwojeniu wysokości opłaty – nie byłoby to ze stratą dla beneficjentów), jak dzieje się to w miażdżącej większości państw, a połowa zasilałaby ów specjalny Fundusz Wsparcia w ministerstwie.

Urzędnicy podkreślają, że dzięki takiemu rozwiązaniu wszyscy - także i mniej popularni oraz nie partycypujący w tantiemach z mediów – artyści otrzymaliby część tych pieniędzy.

W zeszłym roku część środowiska kulturalnego zaczęła protestować przeciwko „weryfikacji” artystów przez rząd. Słowo to zostało wtedy niefortunnie użyte przez jednego z polityków, który prezentował ustawę w ramach kampanii wyborczej, co tylko pogorszyło jej odbiór przez twórców.

A chodziło jedynie o to, kto z artystów zostanie objęty systemem emerytalnym i ubezpieczeniowym, a przecież nie wszyscy, którzy zgłoszą się do urzędów.

Bez konsultacji środowiskowych i przedwcześnie została ona zaprezentowana opinii publicznej.

Warto wspomnieć, że treść ustawy konsultowali między innymi Zygmunt Miłoszewski i Magdalena Lankosz, a także inni członkowie zespołu niezależnych ekspertów Ogólnopolskiej Konferencji Kultury.

Projekt nowej ustawy można znaleźć na stronie Konferencji Kultury.

Zespół badawczy Centrum Badań nad Gospodarką Kreatywną Uniwersytetu SWPS pod kierunkiem Profesor Doroty Ilczuk badał liczebność i strukturę polskich artystów i twórców pod kątem nowej ustawy – oto raport z grudnia 2018 roku "Szacowanie liczebności artystów, twórców i wykonawców w Polsce".

Trzy zagrożenia

Można by więc być ostrożnym optymistą i stwierdzić, że sprawy idą w dobrym kierunku. Jeśli ministerstwo kultury zdoła przeforsować swoje plany w rządzie, a później w Sejmie, w polskiej kulturze dojdzie do historycznego przełomu.

Są jednak trzy podstawowe zagrożenia.

Pierwsze to finalna wysokość zmiennej opłaty reprograficznej – szczególnie od smartfonów – która jest ustalana arbitralnie przez resort kultury – w szczególności w kontekście podniesienia tej opłaty na tyle wysoko (nie mniej niż. ok 4 proc.), tak by opisany podział 50/50 z tych środków, nie uszczuplił bezpośredniego podziału opłaty w części dla samych twórców i artystów za pośrednictwem organizacji ich reprezentujących (na poziomie ok. 2 proc.).

Drugie to finalna treść ustawy o statusie zawodowego artysty, która zawsze może ulec zmianie – w szczególności zapisy dotyczące nowego Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych, Karty Artysty Zawodowego i Polskiej Izby Artystów, a także proporcje podziału między typy twórczości, czyli między dane organizacje zbiorowego zarządzania.

Trzecie to zarządzanie funduszem emerytalnym i dalszy podział środków na potrzeby artystów – z samej ustawy niewiele się o tym dowiadujemy, za to środowisko artystyczne ma całkiem uzasadnione obawy, co do sprawiedliwego wydatkowania tych środków, bowiem - zdaniem części z nich - przepisy wprowadzają także możliwość wspierania rozmaitych projektów artystycznych, co może zależeć od decyzji politycznych urzędników resortu.

We wszystkich tych sprawach środowiska kulturalne i naukowe muszą być zjednoczone i solidarnie patrzeć ministrowi kultury na ręce.

Nie będzie to proste, bowiem nowa ustawa wprowadza też procentowy podział drugiej części środków pochodzących z opłaty od czystych nośników między organizacje zbiorowego zarządzania, zgrabnie powodując tarcia między nimi.

W tym miejscu warto pokazać jak z problemem wspólnego działania w odniesieniu do polskiego rządu radzą sobie zjednoczone w kryzysie branże eventowe, turystyczne, targowe, kongresowe, a także festiwalowe, oto informacja z 18 maja o rezultatach ich spotkania z wicepremier Emilewicz.

Agresywny czarny lobbing

W przypadku twórców i artystów ogromnym problemem jest też czarny PR lobbystów elektronicznych – ostatnio mniej agresywny i widoczny w przestrzeni publicznej, ale nadal groźny.

Sam wicepremier Gliński wspomniał o "straszeniu przez lobbystów". Warto uczulić dziennikarzy piszących o sprawie, by nie padli ofiarą manipulacji. Najważniejszą metodą działania tej grupy jest pokazywanie rzekomo sytych i bogatych artystów oraz jakoby nieporadnych organizacji ich reprezentujących.

Kto jest przeciwny tej opłacie? Największe koncerny europejskie i azjatyckie, a także lokalni importerzy. Są oni stowarzyszeni w Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego Branży RTV i IT (ZIPSEE) „Cyfrowa Polska”.

Od wielu lat przekonywali kolejne rządy, że opłata zwiększy ceny urządzeń (polskie ceny smartfonów już dzisiaj są jednymi z najwyższych w Europie). W żadnym kraju europejskim tak się nie stało, nie stało się też tak w Polsce – w przypadku urządzeń z przestarzałej listy.

Aby wywrzeć większy nacisk na polskich polityków już 7 lat temu rozpoczęli dobrze zorganizowaną kampanię, która przez lata trafiała do Polaków. Byli na tyle skuteczni, że początkowo zdołali zasiać ziarno niepewności nawet wśród samych artystów.

Za cel ataku obrali przede wszystkim bezbronne medialnie Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Akcja „Nie płacę za pałace”, wzmocniona przekazem o fryzjerze z Wałbrzycha, który nie chciał zapłacić za włączone radio – odbiły się echem w całej Polsce. Wykazywali rzekomo niejasne rozliczenia, horrendalne opłaty, nieefektywne zarządzanie majątkiem, zarzucali niesprawiedliwy podział tantiem itp.

Przy tej okazji warto wspomnieć, że ZAiKS to tylko jedna z kilkunastu organizacji zbiorowego zarządzania prawami ludzi kultury i nauki w Polsce. Kiedy to zaczęło nie wystarczać, wybrali jeszcze łatwiejszy cel, czyli znanych – czytaj, „dostatnio żyjących” – artystów, którzy odważyli się publicznie wypowiadać na temat tej opłaty.

Na nic zdawały się wyjaśnienia, że wśród kilkudziesięciu tysięcy twórców, jedynie 1 procent to wielkie gwiazdy. Łatwo, szczególnie wśród internautów, było wzniecić przeświadczenie o oderwaniu się artystów od rzeczywistości.

Wiele lat temu powstała prezentacja po konferencji prasowej, która odbyła się 27 lutego 2015 roku, a dotyczyła opłaty od czystych nośników i "czarnego PR" producentów oraz importerów, w tym akcji "Płacę na pałace". Ma ona 39 slajdów i ciekawie pokazuje na czym polegała dezinformacja w tym temacie 5 lat temu:

Media, które ówcześnie przygotowywały artykuły na ten temat, ostatecznie rezygnowały – zastraszane przez znaczących reklamodawców – członków ZIPSEE / Cyfrowej Polski. Warto zauważyć, że wśród nich są największe światowe koncerny, między innymi: Samsung, Google, LG, Sony, HP, Panasonic, a także nasz rodzimy Komputronik.

O sprawie czystych nośników, a także o kulisach czarnego PR-u ZiPSEE / Cyfrowej Polski, napisałem już 5 lat temu obszerny, szeroko komentowany, artykuł. Pełny danych, źródeł, linków etc. Ma 3 460 lajków i 542 komentarze. Ukazał się 8 maja 2015 roku.

Te dwie bitwy ZIPSEE / Cyfrowa Polska wtedy wygrało, bo ani rząd PO do 2015 roku, ani rząd PiS po 2015 roku nie zaktualizowali listy urządzeń – w formie załącznika do ustawy o czystych nośnikach.

Straty z tego tytułu dla polskich twórców szacuje się między 2 a 4 miliardy złotych. Resort kultury obliczał niedoszłe wpływy na 1 milion złotych dziennie, jednak nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o znacznie większe kwoty. Rozbieżności, co do szacowanych sum, związane są z odmiennym raportowaniem odprowadzania podatku VAT, co w 2015 roku opisała redakcja Rzeczpospolitej.

Kolejnym etapem działań ZIPSEE / Cyfrowej Polski od połowy 2018 roku, był skuteczny nacisk na polski rząd i nieudana próba wywołania oddolnych protestów pod hasłem ACTA2 przeciwko nowej dyrektywie Unii Europejskiej o prawie autorskim w sieci.

Tym razem pierwsze skrzypce grał koncern Google, który zaciekle walczył z nowym prawem, także w innych krajach europejskich. Ale lobbyści przegrali, a Parlament Europejskich uchwalił nową dyrektywę w marcu 2019 roku.

Etap ten jest istotny, bowiem to te same środowiska animowane przez ZIPSEE / Cyfrową Polskę protestują dzisiaj przeciwko opłacie reprograficznej w apelach do premiera Morawieckiego i wicepremiera Glińskiego.

Na te apele i aktywność lobbystów odpowiedziały tym razem już prawicowe media, które przyznają, że lobbyści byli blisko polskiego rządu (czytaj także tu i tu).

Trzeba działać razem

Podsumowując, jeśli środowiska kulturalne oczekują uruchomienia bezpośredniej pomocy od rządu, zarówno na poziomie samych artystów i twórców (stypendia dla wszystkich), jak i przemysłów kreatywnych (Tarcza) – muszą działać razem.

Co do planów rządu w sprawie opłaty od czystych nośników od urządzeń smart, to nie ma mowy ani o tym, że zapłacimy my – Polacy, ani o tym, że powstanie nowy podatek. Ceny sprzętu nie wzrosną, a giganci cyfrowi udźwigną niewielką opłatę, która jedynie odrobinę uszczupli ich niemałe zyski. Rynek doskonale reguluje ceny, które wcale nie są jedynie wypadkową kosztów. Także z tego powodu podwyżki nie będą miały miejsca.

A polska kultura będzie mogła chociaż trochę odetchnąć po tym bardzo trudnym i wyniszczającym dla niej okresie pandemii. Okresie, w którym nie uzyskuje ona właściwego wsparcia polskiego rządu.

;
Na zdjęciu Stanisław Trzciński
Stanisław Trzciński

Stanisław Trzciński – kulturoznawca i menedżer kultury, promotor koncertowy i dziennikarz muzyczny. Doktorant oraz wykładowca na Uniwersytecie SWPS i Collegium Civitas w Warszawie. W swoich publikacjach opisuje sytuację prawną oraz materialną twórców w dobie rewolucji technologicznej w świecie cyfrowym. Prezes STX Music Solutions i wiceprezes STX Jamboree. Autor cotygodniowej audycji „Pinacolada 2.0” w rozgłośni Radiospacja.pl i fundator Fundacji Niespodzianka. Jako społecznik lokalny na warszawskim Żoliborzu, redaguje portal Żoliborz Oficerski. Przez 12 lat organizował gale wręczenia nagród muzycznych Fryderyków. Przez 8 lat związany z Radiem PiN. Był dyrektorem A&R w Universal Music Polska od 1995 do 2000 roku. Felietonista miesięcznika Playboy od 1993 do 1995 roku. W latach 1989-1991 współpracownik Jacka Kuronia, a także członek prezydium Międzyszkolnego Komitetu Solidarności w latach 1988-1990.

Komentarze