0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: LUKASZ BLASIKIEWICZLUKASZ BLASIKIEWICZ

Zaprzysiężenie Prezydenta Rzeczpospolitej to moment, kiedy słowa są dokładnie reglamentowane przez regulamin. Głos zabiera Marszałek Sejmu i prezydent. Nie ma miejsca na wystąpienia klubów parlamentarnych ani zaproszonych gości. Nie ma debaty.

Właśnie dlatego najmocniej mówią gesty. Gest posłanek Lewicy okazał się tak mocny, że Kancelaria Sejmu usunęła ze swoich oficjalnych profili zdjęcie Andrzeja Dudy na tle „tęczy" - zdjęcie, którym ilustrujemy ten tekst.

Koalicja Obywatelska jako swój gest sprzeciwu wybrała nieobecność - ławy klubu KO były w większości puste, do Sejmu przyszła niewielka reprezentacja.

Lewica w większości wzięła udział w zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy na drugą kadencję i wykorzystała ten moment, by sprzeciwić się homofobicznej kampanii obozu władzy i okazać solidarność jej ofiarom.

Posłanki Lewicy przyszły ubrane w sukienki, które układały się w kolory tęczy. A wszyscy obecni lewicowi parlamentarzyści mieli na twarzach tęczowe maseczki. Dodatkowo w chwili, gdy Andrzej Duda składał prezydencką przysięgę, posłanki i posłowie Lewicy trzymali w rękach egzemplarze Konstytucji.

To pierwszy raz w polskim parlamencie, gdy politycy w tak wyrazisty sposób stają po stronie mniejszości - gejów, lesbijek, osób trans i innych, określanych skrótem LGBT. Gest tym mocniejszy, że wykonany kilkanaście godzin po tym, jak policja zatrzymała kolejną osobę za umieszenie tęczowej flagi na pomniku.

Przeczytaj także:

Kancelaria Sejmu usuwa zdjęcie

W trakcie wystąpienia prezydent Andrzej Duda unikał spoglądania w stronę ław Lewicy, a kamera sejmowej transmisji pokazywała „tęczę” tylko w szerokim planie. Jeszcze dalej posunęła się Kancelaria Sejmu.

Zdjęcie, którym zilustrowaliśmy ten tekst, pochodzi z oficjalnego kanału Sejmu na portalu Flickr. Fotografia autorstwa Łukasza Błasikiewicza była tam dostępna na jednej tzw. wolnych licencji, co znaczy, że można je publikować, ale należy zaznaczyć, skąd pochodzi i kto jest autorem.

Jednak kiedy opublikowaliśmy tekst, zdjęcia już nie było. Zniknęło także z fotogalerii na stronie Sejmu.

„Nie można udawać, że nic złego się nie stało”

„Nie można się pojawić i udawać, że nic złego się nie stało” - opowiada OKO.press posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Chodzi jej o kampanię Andrzeja Dudy, która była pełna homofobicznych wątków, sam prezydent mówił w Brzegu: „Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia”.

W dodatku od kilku dni policja ściga aktywistki, które umieściły tęczowe flagi na warszawskich pomnikach, m.in. pomniku Chrystusa.

„Polska jest dla wszystkich. W Sejmie mają być wszyscy reprezentowani, kiedy pojawia się nagonka, naszym obowiązkiem, jest się jej sprzeciwiać, a nie się przed nią chować. W Polsce wciąż jest pełno grup, które muszą się chować. Słyszą, że mają się nie obnosić albo realnie muszą uciekać przed represjami. Rolą polityków nie jest umywanie rąk” - skomentowała Dziemianowicz-Bąk.

Akcję Lewicy koordynowała posłanka Małgorzata Prokop-Paczkowska.

Posłanki PiS: „Takich rzeczy to jeszcze w polskim parlamencie nie było”

„Posłowie PiS nie reagowali, wprawiliśmy ich w lekką konsternację” - opowiada Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. „Myślę, że spodziewali się gestów, które mogliby później przedstawić jako naruszanie powagi Sejmu i zakłócanie porządku. Nam zależało, żeby nie zakłócać porządku, żeby gest był wyraźny, ale nie był gestem dla samego gestu”.

„Na korytarzach posłanki PiS komentowały, że takich rzeczy to jeszcze w polskim parlamencie nie było. Nie wiem, co jest taką rzeczą. Tęczowa maseczka? Posłanki Lewicy? Manifestacja polityczna? Muszą się przyzwyczaić, że takie rzeczy będą”.
posłanki Lewicy przed zaprzysiężeniem prezydenta Andrzeja Dudy, Sejm, 6 sierpnia 2020

„Wstyd i żenada” - skomentowała posłanka PiS Anna Maria Siarkowska, a Violetta Porowska: „Muppety się bawią, bo już nic więcej nie przychodzi im do głowy! Żenada!". Poseł PiS Marcin Horała drwił: „Zachowanie pozostawia nieco do życzenia, niemniej to miłe, że przedszkolaki od najmłodszych lat mogą obserwować zaprzysiężenie prezydenta".

Jeszcze inaczej zamanifestowali swoją obecność na zaprzysiężeniu posłowie Konfederacji. Wszyscy pojawili się na sali bez maseczek. „W zamaskowanym Zgromadzeniu Narodowym niezamaskowani Konfederaci” - napisał Grzegorz Braun na Twitterze.

Kto był, a kogo nie było

Przysięgę od prezydenta przyjmuje Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone izby Sejmu i Senatu w obecności zaproszonych gości.

Decyzja o tym, czy wziąć udział w zgromadzeniu, czy nie, budziła wielkie emocje po stronie opozycji.

Aleksander Kwaśniewski był jedynym byłym prezydentem, który wziął udział w zaprzysiężeniu. Nie pojawili się Bronisław Komorowski ani Lech Wałęsa.

Marszałek Senatu Tomasz Grodzki odbierał od Andrzeja Dudy przysięgę wraz z marszałek Sejmu Elżbietą Witek. Była też wicemarszałek Sejmu i była kandydatka KO w wyborach prezydenckich Małgorzata Kidawa-Błońska.

Na zaprzysiężenie przyszła posłanka KO Klaudia Jachira. Kiedy Andrzej Duda składał przysięgę, rozłożyła transparent: „Krzywoprzysiężca" (pisownia oryginalna).

Poza tym jednak ławy Koalicji Obywatelskiej świeciły pustkami. Nie było Borysa Budki, lidera partii i szefa klubu KO, ani Grzegorza Schetyny, byłego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Nie przyjechał były premier, a obecnie przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk. We wtorek 4 sierpnia złośliwie komentował:

Nie przyszła większość kontrkandydatów Andrzeja Dudy w wyborach. Wraz z reprezentacją klubu PSL obecny był Władysław Kosiniak-Kamysz oraz Krzysztof Bosak z Konfederacji.

Rafał Trzaskowski tłumaczył w Polsat News, że będzie się w tym czasie zajmował dziećmi, co prawicowi publicyści przeinaczali na "bawił się z dziećmi". Szymon Hołownia we wpisie na Facebooku wyjaśnił, że nie idzie tam z powodu pandemii: „W czasach epidemii sprawa jest prosta: jeśli nie musisz iść na jakieś zgromadzenie, to nie idź. Nie muszę, więc nie idę. I dalsze rozważania: „A gdyby nie było epidemii?', „A gdyby pan był posłem?” sensu nie mają. I kropka". Proponował, żeby Andrzej Duda złożył przysięgę on line. Nie było Roberta Biedronia.

Spośród lewicowych posłów nieobecny był m.in. Andrzej Rozenek. Dzień wcześniej tłumaczył na Twitterze, że szanuje urząd prezydenta i wyborców Andrzeja Dudy, ale „w ostatniej kadencji pokazał, że nie szanuje prawa, państwa i moich wyborców". Poseł dodał: „To trudna, ale przemyślana decyzja".

Sienkiewicz: „Ścieżką ślepego radykalizmu nie pójdę”

Gorącą dyskusję w mediach społecznościowych wywołał wpis Bartłomieja Sienkiewicza ze środy 5 sierpnia 2020. Były minister spraw wewnętrznych (w rządzie Donalda Tuska), a obecnie poseł KO tłumaczył, dlaczego będzie członkiem delegacji KO w Sejmie.

„Jak się poświęciło większość dorosłego życia państwu polskiemu, to mam obowiązek okazywać mu szacunek. Nie osobom pełniącym w nim funkcję ale instytucjom, które reprezentują. To właśnie instytucje, a nie ludzie piastujący urzędy decydują o trwałości państwa. Kto nie rozróżnia jednego od drugiego, ten nie rozróżnia stanu, w którym państwo istnieje lub nie".

Sienkiewicz argumentował też, że nieobecność byłaby złym sygnałem dla wyborców, zwłaszcza tych, którzy głosowali na PiS:

„Jak mam walczyć o elektorat dla opozycji w świętokrzyskim mówiąc równocześnie, że należy bojkotować prezydenta?”

Dlaczego będę na zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy?

Najkrócej: bo Koalicja Obywatelska podjęła decyzję, że „ze względu na szacunek dla instytucji państwowych – udział weźmie reprezentacja parlamentarzystów KO”, bez szefów partii „jako wyraz sprzeciwu wobec łamanie przez A. Dudę konstytucji R.P.”

A dlaczego ja będę w tej reprezentacji?

Bo uważam, że jak się poświęciło większość dorosłego życia państwu polskiemu, to mam obowiązek okazywać mu szacunek. Nie osobom pełniącym w nim funkcję ale instytucjom, które reprezentują. To właśnie instytucje a nie ludzie piastujący urzędy decydują o trwałości państwa. Kto nie rozróżnia jednego od drugiego, ten nie rozróżnia stanu, w którym państwo istnieje lub nie.

Czy jest mi z tym wygodnie? Nie. Sytuacja, w której wysocy urzędnicy państwowi niszczą reputację państwa, a czasami same instytucje, jest zła i musi budzić sprzeciw. A. Duda dał w poprzedniej kadencji i w trakcie kampanii wyborczej, wielokrotnie dowody takiego złego działania. Ale to nie oznacza, że mogę uznać, że Polska nie ma prezydenta. Byłaby to droga do delegalizacji państwa w ogóle. Na końcu tej logiki byłoby zawołanie Józefa Mackiewicza wobec komunizmu „strzelaj albo emigruj”, absurdalne wtedy i absurdalne teraz. Gdybyśmy wzięli udział w delegalizacji państwa polskiego byłby to tragiczny wybór, bez względu na nasze przekonanie o podłości naszych przeciwników.

Czy moja obecność na zaprzysiężeniu jest równoznaczna z akceptacją polityki PiS i odstępstwem od twardej niezgody na takie działania? Oczywiście, że nie. Dylemat, że kto nie przyłącza się do bojkotu tej prezydentury przyzwala na politykę PiS - jest z gruntu fałszywy. Podobnie jak odwrotny chwyt, że kto nie przyszedł na zaprzysiężenie ten wyrzeka się państwa polskiego. Rozumiem moich kolegów i koleżanki, które w zaprzysiężeniu nie wezmą udziału, mają do tego prawo. Nie można tylko „przy okazji” wejść w spiralę radykalizacji – ostatecznie służy ona bowiem tylko tym, którzy rządzą tylko dzięki ekstremalizowaniu podziałów wśród Polaków. Tą drogą nie pójdę.

Dlaczego? Rzecz nie idzie tylko o trwałość państwa. Jeśli chcemy wygrać wybory za 3 lata, musimy „urwać” PiS część ich wyborców. Wyborców, którzy uważają A. Dudę za prawowitego prezydenta, wyborców, którzy nie potępiają w czambuł PiS, mimo że się nie zawsze z nimi zgadzają. Wyborców, którzy nie widzą problemu w fakcie przejęcia jednej izby Sądu Najwyższego przez nominatów obecnej władzy.

A może inaczej: jak mam walczyć o elektorat dla opozycji w świętokrzyskim mówiąc równocześnie, że należy bojkotować prezydenta?

Jak mamy wygrać wybory parlamentarne w Polsce opierając się tylko na „nieprzejednanych”? Przecież zawsze będziemy w ten sposób w mniejszości.

Ja ścieżką ślepego radykalizmu nie pójdę, bo uważam, że nie prowadzi do zwycięstwa ale do klęski, nie tylko nas ale i całej Polski.

Dlatego będę jutro na zaprzysiężeniu, w zgodzie z rekomendacjami władz mojej partii i klubu i w zgodzie z własnymi przekonaniami.

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze