Zdjęcia wykadrowane tak, że zmieniony jest ich sens. Cytaty wykrojone i zmanipulowane. Dowody pomijane, jeśli nie pasują do założeń. Tak powstał rządowy dokument, opatrzony orłem w koronie. Wstrząsające ustalenia TVN24 o raporcie Macierewicza
Piotr Świerczek z TVN24 w reportażu “Siła kłamstwa” w Czarno na Białym (12 września 2022) drobiazgowo sprawdził cytaty z tzw. raportu podkomisji Macierewicza o katastrofie smoleńskiej.
Macierewicz ogłosił 11 kwietnia 2022 — a za nim jego szef Jarosław Kaczyński — że w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 doszło do zamachu. Że samolot z prezydentem na pokładzie nie rozbił się, podchodząc na ślepo, przy złej pogodzie. Skrzydło odstrzeliła mu bomba, a potem kolejna wybuchła w kokpicie. Były to bomby termobaryczne – takie same, jakich teraz Rosjanie używają w Ukrainie.
Teraz dziennikarze TVN24 dokładnie sprawdzili te ustalenia. Przeczytali raporty, na które powołuje się Macierewicz, porozmawiali z ekspertami i zapytali się, dlaczego niektórzy z nich nie chcieli się podpisać pod ustaleniami przedstawionymi przez Macierewicza.
I okazało się, że Macierewicz — dosłownie — zmanipulował dowody. Napisał, że ma dowody na zamach – mimo że ich nie zebrał, a praca jego Podkomisji zamach wykluczyła. Macierewicz ma to na piśmie.
O takiej manipulacji powinno się uczyć dzieci w szkołach, gdybyśmy mieli edukację medialną i obywatelską potraktować poważnie.
Przy czym Macierewicz nie zrobił tego jako publicysta. Użył do tego instytucji państwa, więc tak naprawdę to nasze państwo zaatakował.
Tego typu manipulacja i dezinformacja jest na świecie badana — autorzy raportu Macierewicza używają bowiem znanych i powszechnie stosowanych przez trolli i wrogą propagandę chwytów. Jest wśród nich “błąd teksańskiego snajpera” (nazwa pochodzi z żartu o Teksańczyku, który oddaje kilka strzałów w ścianę stodoły, następnie maluje tarczę strzelecką wyśrodkowaną na najgęstszym skupisku trafień, po czym oświadcza, że jest strzelcem wyborowym). Zaraz pokażemy, jak został użyty w raporcie Macierewicza).
„Selekcja informacji, np. w formie błędu teksańskiego snajpera, to jedna z najgroźniejszych manipulacji, bo wymaga od nas sięgnięcia do źródeł. Niestety robimy to jako społeczeństwo bardzo rzadko. Opieramy się zazwyczaj na tych informacjach, w które chcemy wierzyć, a nie na tych, które pokazują cały obraz sytuacji. Dlatego tak ważnym jest, by uczyć się o tym w szkole, by wyrobić sobie nawyk zadawania pytań”
– mówi OKO.press Magdalena Wilczyńska, ekspertka od dezinformacji PJATK, autorka kampanii „Zmierz Informację” organizowanej w ramach Landecker Democracy Fellowship.
Oto przykłady chwytów dezinformacyjnych, które można wskazać dzięki pracy Piotra Świerczka nad raportem Macierewicza:
Podkomisja zebrała dane – dzięki kosztownym badaniom zleconym za publiczne pieniądze — które Macierewicz pominął.
To już absolutna klasyka – badacze dezinformacji nazywają to “quote mining”. Mamy w raporcie np. zdjęcia tak wykadrowane, by pokazywały inne zdarzenie niż w rzeczywistości.
Ale ekspert napisał jeszcze:
“Tak jak wspomniałem wcześniej (strona 2): to wymaga naukowego zbadania – na razie to jest tylko robocza hipoteza do użytku wewnętrznego”.
To Macierewicz pomija i nie załącza całego raportu, więc bez pracy dziennikarzy nie dałoby się tej manipulacji odkryć (tu warto dodać, że z zebranego przez 12 lat materiału wynika, że obrażenia ofiar są takie, jakie powstałyby w wyniku uderzenia odwróconego do góry kołami samolotu o nierówny, zadrzewiony teren; śmierć — jak wyliczyli amerykańscy eksperci Macierewicza — nastąpiła w 300 milisekund od uderzenia, dopiero potem zapaliło się lotnicze paliwo, powodując oparzenia szczątków — ludzie nie umierali w ogniu, jak straszy nas Podkomisja).
Raport Macierewicza powołuje się na ekspertów brytyjskich i amerykańskich, ale ich ustalenia pomija, jeśli nie potwierdzają jego tezy. Opinia publiczna dowiaduje się więc, że raport powstał na podstawie badań naukowych – a to nieprawda. Autorzy raportu Macierewicza mają ze standardami naukowymi problem.
Ten chwyt można chyba zakwalifikować do kategorii “Strach na wróble” (Straw man). To technika dezinformacji, polegająca na przypisywaniu komuś poglądów, których on nie podziela. Klasyczny “straw man” jest wtedy, kiedy przypisuje się komuś pogląd, żeby go zwalczać. Raport Macierewicza jest tu twórczy: przypisuje badaczom ustalenia, których nie poczynili, po to, by się za nimi schować. I robi to wielokrotnie.
Raport Macierewicza cytuje raporty i badania, których jednak nie ujawnia w całości — nie ma ich w załączniku do jego raportu, więc tylko uparty dziennikarz może sprawdzić, że cytaty Macierewicza są nieprawdziwe, bo zmanipulowane
Macierewicz cytuje w raporcie ekspertyzy, które w rzeczywistości nie tylko nie potwierdzają tezy o zamachu, ale ją obalają. Ale cytuje je tak, jakby były kluczowymi dowodami za zamachem
Macierewicz publikuje w raporcie analizy potwierdzające teorię zamachu. Problem w tym, że w raporcie są też dowody tym hipotezom przeczące (znowu teksański snajper!). Tych sprzeczności raport nie wyjaśnia — za to formułuje zdecydowane tezy (eksperci, którzy nie podpisali raportu Macierewicza, ale pracowali w Podkomisji, wyliczyli całą tabelkę takich sprzeczności).
Sprawa wygląda poważnie, dlatego Macierewicz natychmiast wydał oświadczenie, że zarzuty TVN są nieprawdziwe, a materiał TVN ma mu utrudnić zwrot wraku, o co właśnie wystąpił. "Tym samym media te działają na szkodę państwa polskiego i wbrew Rezolucji Rady opartej na Raporcie Technicznym z 2018 r." [przywoływana tu “Rada” to Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, które rzeczywiście wsparło starania Polski o zwrot wraku, ale – jak udowodnił Piotr Świerczek w TVN – nie wypowiadało się w sprawie przyczyn katastrofy].
Rzecz w tym, że tym razem nie chodzi już o szczegółowe ustalenia Podkomisji Macierewicza. Wciąganie nas w dyskusję, co było na jakiej próbce, to smoleńska mgła, którą praktycy politycznego PR rozsnuwają od 12 lat.
Tymczasem sprawa jest prostsza i straszniejsza zarazem.
To, co miał zrobić Macierewicz, opisane jest w przepisach. Od prowadzących w imieniu państwa badanie wypadku lotniczego prawo to wymaga “w sposób rzetelny i obiektywny, z wykorzystaniem wszystkich dostępnych materiałów i informacji oraz własnej wiedzy i doświadczenia, badania wypadków i incydentów lotniczych w celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności i przyczyn ich zaistnienia”.
Zgodnie z prawem raport ma się nazywać Raportem Końcowym – a nie po prostu raportem. Jeśli w toku prac zamówiono ekspertyzy, to mają się one znaleźć jako załączniki w Raporcie Końcowym (jak sprawdził Piotr Świerczek, w raporcie Macierewicza brakuje ośmiu takich załączników). Zebrany materiał ma być podpisany przez ekspertów (nie jest) i członków komisji (brakuje kilku podpisów), a zgłaszane w toku prac wątpliwości wyjaśniane (tabela rozbieżności w “raporcie” podkomisji Macierewicza nie została wyjaśniona).
Po co? Bo tak ma działać państwo.
Dokument Macierewicza opatrzony jest godłem, jest wydany w imieniu naszego państwa.
Takim dokumentom zwykle przypisujemy wiarygodność — i nie w tym sensie, że są nieomylne, ale że powstały z dochowaniem procedur i staranności. Tak samo, jak zakładamy, że operujący nas chirurg umył ręce, a aptekarz sprawdził z receptą, czy wydaje właściwy lek.
To jest minimum, dzięki któremu funkcjonujemy jako wspólnota. A ponieważ od instytucji publicznych wymagamy, żeby m.in. tworzyły polityki publiczne, to musimy zakładać, że czynione jest to na podstawie faktów i sensownych analiz. Gdyby powstawały tak, jak raport Macierewicza, państwo nie mogłoby istnieć. Byłoby ślepe.
Polityki publiczne to wiele decyzji w mnóstwie drobnych, ale ważnych dla ludzi rzeczy – to wszystko ma prawo działać tylko wtedy, gdy państwo postępuje wedle tych samych procedur, metodą, której uczą nas w szkole i na studiach: zbierz fakty, analizuj, wyjaśnij problemy i zaproponuj rozwiązania. Bo tylko na takiej podstawie daje się podejmować decyzje, a potem porządnie sprawdzić, czy były skuteczne.
To przez to dokumenty państwowe są nudne, ale godne zaufania – bo jeśli opisują skomplikowaną rzeczywistość, to robią to rzetelnie, a nie po to, by ładnie wyglądały na slajdach. I nie zawierają teksańskiego snajpera - bo po prostu taki błąd się wychwytuje.
Tymczasem Macierewicz, urzędnik publiczny i członek partii rządzącej, zaufanie do dokumentów i do danych zbieranych przez państwo naruszył. To, że zrobił idiotów z premiera czy z innych wysokich urzędników, którzy powtarzali tezę o zamachu, o to mniejsza (choć nie podoba mi się, kiedy premier rządu mojego państwa bije rekordy w tej kategorii). Macierewicz sprawił jednak także, że teraz nie mamy prawa ufać naszemu państwu na zupełnie podstawowym poziomie. Państwo PiS podejmuje bowiem decyzje na podstawie swoich fantazji i tych faktów, które mu pasują.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze