0:00
0:00

0:00

Wiceprzewodniczący KE Timmermans wypowiadał się w Warszawie bardzo ogólnikowo, nie tak jak podczas zeszłotygodniowej debaty w europarlamencie, gdzie uznał, że Polska nie cofnęła się w reformach naruszających zasady praworządności.

"Odbyliśmy konstruktywną rozmowę na temat kwestii związanych z praworządnością. Otrzymałem nowe informacje, które będę analizował. Mam nadzieję, że będziemy kontynuować nasz konstruktywny dialog" - mówił. W języku dyplomatycznym oznacza to, że nie ma porozumienia. I że Polska jest zdecydowana wypróbować determinację Komisji co do zmuszenia Polski do respektowania zasady praworządności

Przypomnijmy, że wiceszef Komisji przyjechał po decyzji rady ambasadorów państw członkowskich, by przejść do następnego kroku w procedurze związanej z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, czyli formalnego wysłuchania Polski przez Radę ds. Ogólnych UE (zasiadają w niej ministrowie ds. europejskich). Po tym wysłuchaniu ma zapaść decyzja o kolejnych krokach w procedurze, które ostatecznie może doprowadzić do sankcji, m.in. zawieszania głosu Polski w Radzie.

W Warszawie Timmermans był bardzo wstrzemięźliwy, zupełnie inaczej występował pięć dni temu, 13 czerwca 2018, podczas debaty w Parlamencie Europejskim. Mówił wtedy, że dotychczasowy dialog z Polską (to w brukselskim żargonie oznacza twarde negocjacje) nie przyniósł zadowalającego wyniku. Podkreślał wprawdzie, że nadal wierzy w dialog, ale musi on osiągać konkretne rezultaty. „Znalezienie rozwiązania tej sytuacji leży we wspólnym interesie wszystkich krajów członkowskich. Poprawki do ustaw, które weszły w życie, nie rozwiązują problemu ryzyka naruszenia praworządności. Działania polskiego rządu szkodzą praworządności i będą to robić dalej, jeśli nic się nie zmieni”.

Ustawa o SN przemilczana

Podczas konferencji prasowej po spotkaniu z premierem Morawieckim Timmermans nie zająknął się też ani słowem o możliwym uruchomieniu procedury dyscyplinującej i zaskarżeniu ustawy o SN przed Trybunał Sprawiedliwości UE. Ustawa wchodzi w życie 3 lipca i może doprowadzić do usunięcia z Sadu Najwyższego nawet 40 proc. obecnie zasiadających w Sadzie sędziów.

Jak wielokrotnie pisaliśmy w OKO.press, Trybunał Sprawiedliwości mógłby zatrzymać wejście w życie ustawy do czasu jej rozpatrzenia przez TS. To szybszy i skuteczniejszy sposób zablokowania tej ustawy. Decyzję Trybunału musiałyby uszanować wszystkie strony sporu. Wszystko wskazuje na to, że ceną za zgodę na kontynuację procedury art. 7 wobec Polski jest powstrzymanie się Komisji od zaskarżenia ustawy o SN do TS.

Dzisiaj, 18 czerwca, pod Sądem Najwyższym w Warszawie (pl. Krasińskich 2) o godz. 21:00 odbędzie się pikieta popierająca skierowanie ustawy o SN do Trybunału Sprawiedliwości UE. Manifestacje odbędą się także m.in. we Wrocławiu, Łodzi, Płocku, Rzeszowie, Gorzowie Wielkopolskim. Pełną listę wydarzeń można zobaczyć na stronie https://europonieodpuszczaj.pl. W ostatnich dniach było w tej sprawie już ponad 180 zgromadzeń w całej Polsce.

Oficjalne wysłuchanie Polski 26 czerwca

Tymczasem już 26 czerwca, podczas Rady ds. Ogólnych UE, odbędzie się oficjalne wysłuchanie Polski – pierwszy konkretny krok od czasu, kiedy 20 grudnia 2017 Komisja Europejska ogłosiła, że uruchomi art. 7 wobec Polski.

Od tego czasu trwały negocjacje na linii rząd PiS - Komisja Europejska, rząd Morawieckiego wprawdzie ustąpił w kilku drobniejszych kwestiach i zmienił ustawy sądowe, ale jak podkreślali sami politycy PiS, były to zmiany kosmetyczne i nie odwróciły podstawowego celu tzw. reformy sądownictwa - poddanie wymiaru sprawiedliwości władzy politycznej PiS.

Po wysłuchaniu Polski decyzje o dalszych krokach ma podjąć Rada UE (szefowie rządów) – nie wiadomo jednak, kiedy miałoby się odbyć. Dwa dni po Radzie ds. Ogólnych, 28 czerwca, rozpoczyna się szczyt Rady UE, podczas którego teoretycznie mógłby być podniesiony temat Polski.

Na razie jednak kwestii polskiej praworządności nie ma w oficjalnym porządku obrad. A agenda spotkania i tak jest wypełniona do granic możliwości: liderzy państw unijnych mają rozmawiać o reformie polityki migracyjnej, reformie strefy euro i europejskiej obronności. Choć punkt o Polsce może zostać dodany w ostatniej chwili.

Jak powiedział OKO.press jeden z wysokich unijnych urzędników, ponieważ art. 7 do tej pory jeszcze nigdy nie został uruchomiony, zarówno Komisja, jak i Rada UE "porusza się po zupełnie nieznanym terenie prawnym". Wszystko dlatego, że artykuł 7 został stworzony jako broń atomowa, która ma odstraszać kraje członkowskie od łamania zasad – nikt nie przewidział, że zostanie kiedyś uruchomiony.

Artykuł 7 Traktatu Unii Europejskiej miał chronić obywateli krajów unijnych przed konsekwencjami rządów populistycznej prawicy, która w późnych latach 90. zaktywizowała się w Europie. Unia Europejska zastosowała „sankcje dyplomatyczne” wobec Austrii w lutym 2000 roku, kiedy populistyczna Partia Wolności (FPÖ) Jörga Haidera weszła do koalicji rządowej.Nie było to zastosowanie artykułu 7, ale wiele osób – w tym Austriaków – do tej pory tak uważa. W związku z sankcjami antyeuropejskie nastroje i popularność prawicy w Austrii tylko się wzmocniły, dlatego w czerwcu 2000 roku Unia się z nich wycofała. Od tego czasu Komisja Europejska ma alergię na sankcje – artykuł 7 nie został dotychczas zastosowany.

Procedura art. 7 składa się z trzech etapów.

  1. Pierwszy to tzw. mechanizm prewencyjny, czyli stwierdzenie „wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia” przez Polskę podstawowych wartości UE. I na tym etapie jest „sprawa Polski”. Do jego uruchomienia potrzeba zgody 4/5 Rady Unii Europejskiej (czyli 22 spośród 27 głów państw, bez udziału Polski) i 2/3 Parlamentu Europejskiego. Polega on na wystosowaniu oficjalnego ostrzeżenia dla Polski (krok ten został dodany po wycofaniu się Komisji z sankcji nałożonych na Austrię, w traktacie lizbońskim UE w 2009 roku).
  2. Drugi etap to „stwierdzenie istnienia poważnego i trwałego naruszenia” unijnych wartości. Taka decyzja musi zostać podjęta jednomyślnie przez Radę Europejską za zgodą Parlamentu Europejskiego.
  3. Trzeci etap to tzw. mechanizm sankcyjny – jeśli polski rząd nie zareagowałby na dwa poprzednie, a jego wyjaśnienia uznane zostałyby przez Radę za niesatysfakcjonujące. Może oznaczać zawieszenie praw Polski w Unii, m.in. prawa głosu. Do jego przegłosowania potrzebna jest większość kwalifikowana w Radzie Europejskiej (72 proc. członków Rady, w których mieszka co najmniej 65 proc. ludności Unii). Traktat w tym punkcie nie wymaga zgody Parlamentu.

W październiku 2015 roku Parlament Europejski odrzucił wniosek, by uruchomić art. 7 w sprawie Węgier. Dopiero konsekwentny atak rządu PiS na niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości zmusił Komisję do zmiany kursu – to precedens. Żeby rozpocząć procedurę art. 7 potrzebny jest wniosek Komisji Europejskiej, zgoda 1/3 krajów UE oraz Parlamentu Europejskiego. W przypadku Polski stało się to 21 grudnia 2017.

Przeczytaj także:

Timmermans w Europarlamencie: Starania polskiego rządu są niewystarczające

W swoim przemówieniu w Europarlamencie z 13 czerwca 2018 Timmermans był znacznie dosadniejszy niż podczas dzisiejszej konferencji prasowej. „Najważniejsze kwestie nie zostały rozwiązane”.

Co miał na myśli? Mówił o przedwczesnym zakończeniu kadencji sędziów Sądu Najwyższego i pierwszej prezes Sądu Najwyższego oraz sędziów sądów powszechnych.

Podkreślał, że prezydent zyskał niekonstytucyjną władzę w zakresie powoływania sędziów, mówił o niekonstytucyjnym charakterze nowego składu Krajowej Rady Sądowniczej.

Zdaniem Timmermansa, w Polsce nadal istnieje „ryzyko nieodwracalnych szkód” w sądownictwie. Również skarga nadzwyczajna przewidziana w ustawie o Sądzie Najwyższym ma charakter niekonstytucyjny – wiceprzewodniczący KE podkreślił, że może służyć np. do obalania wyroków związanych z wykładnią prawa europejskiego.

Przypomniał też sprawę Trybunału Konstytucyjnego, która w opinii Komisji pozostaje nierozwiązana, a wyroki z 2016 „nie zostały opublikowane w takiej formie, jakiej wymaga praworządność”.

Działania polskiego rządu szkodzą praworządności i będą to robić dalej, jeśli nic się nie zmieni” - konkludował.

Komisja Europejska jest podzielona w sprawie Polski

Frans Timmermans od początku sporu z Polską ma mandat całej Komisji Europejskiej. Ale jednak Komisja jest podzielona jak ostro należy potraktować złamanie przez polski rząd i większość parlamentarną podstawowych wartości UE zawartych w art. 2 Traktatu o UE. Timmermans chce kontynuacji procedury art. 7 wobec Polski, przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker wolałby wykorzystać kosmetyczne ustępstwa PiS jako pretekst do zakończenia całej sprawy.

Juncker i Martin Selmayr, sekretarz generalny Komisji Europejskiej, obawiają się skutków ubocznych wywierania zbytniej presji na Polskę:

  • po pierwsze, wzbudzenia nastrojów antyeuropejskich przed zbliżającymi się wyborami do europarlamentu – zwłaszcza w kontekście wyników wyborów we Włoszech, gdzie rząd utworzyła skrajnie prawicowa, ksenofobiczna i mocno antyeuropejska Liga oraz populistyczny Ruch Pięciu Gwiazdek.
  • A także tego, że nie zbierze się wystarczająca liczba krajów członkowskich (minimum 22 kraje) do poparcia kolejnego kroku art.7, czyli stwierdzenia „poważnego ryzyka naruszenia praworządności” w Polsce. To oznaczałoby zatrzymanie procedury art.7, a dla KE – kompromitację i utratę mocnych argumentów wobec rządu PiS. Choć skutki samego głosowania tej sprawy jeszcze bardziej obniżą pozycję Polski.

Widać wyraźnie, że wahania Komisji czy skierować ustawę o SN do TS są skutkiem kalkulacji politycznych. Bowiem ta ścieżka dyscyplinowania kraju członkowskiego łamiącego wspólny Traktat został niedawno przetarta.

Przełomowy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w podobnej sprawie, który zapadł 27 lutego 2018 (w sprawie C-64/16 Associação Sindical dos Juízes Portugueses) dotyczył obniżenia zarobków portugalskich sędziów. Kluczowa była argumentacja Trybunału, który potwierdził, że ma kompetencje do oceny, czy prawo krajowe nie podważa niezawisłości sędziów. Następny ruch należy więc do Komisji.

Komisja w ten sposób ma zielone światło od Trybunału Sprawiedliwości UE, żeby wszcząć przeciwko Polsce procedurę dyscyplinującą w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, oceniając ją pod kątem zasad skutecznej ochrony sądowej, niezawisłości sędziów i ich nieusuwalności z urzędu.

W przeciwieństwie do artykułu 7 i procedury kontroli praworządności, jest to ścieżka sądowa, a nie polityczna. Procedura stosowana jest wobec krajów, które złamią obowiązujące prawo europejskie i może doprowadzić do postawienia kraju członkowskiego przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

;
Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze