Walka z nierównościami, nowy model życia gospodarczego i społecznego, czy popadanie w autorytaryzm i czerpanie wzorców z Chin - o dwóch radykalnie odmiennych możliwych scenariuszach zmian w Europie pisze brytyjski (i europejski!) historyk Timothy Garton Ash
Publikujemy analizę prof. Timothy'ego Gartona Asha, historyka i europeisty z Uniwersytetu Oksfordzkiego, jednego z najbardziej poczytnych publicystów na świecie. OKO.press dołączyło do prestiżowych tytułów prasowych z całego świata, które publikują jego teksty.
Profesor Ash w czerwcu 2019 roku był gościem dorocznej konferencji im. Wiktora Osiatyńskiego (wcześniej gościliśmy m.in. Jana Wernera-Muellera i Bruce'a Ackermana). Nagranie jego charyzmatycznego wystąpienia można zobaczyć tutaj.
Wygłosił wykład o nieumiejętności wykorzystania przez Polaków i Polki demokratycznej „chwalebnej rewolucji” 1989 roku do prowadzenia polityki historycznej i budowania pozycji Polski w europejskiej i światowej zbiorowej wyobraźni.
Teraz publikujemy przewidywania i ostrzeżenia Asha o Europie po czasach zagrożenia COVID-19. Na podstawie szeroko zakrojonych badań w 27 krajach UE i w Wielkiej Brytanii profesor Ash przedstawia dwa scenariusze: radykalnie optymistyczny i radykalnie pesymistyczny.
Skrajne przewidywania - pisze - najczęściej się nie spełniają. Świat, Europa i Polska mogą pójść „trzecią drogą”, albo jakimś hybrydowym wariantem utopii i dystopii.
Ale, jak mówi Ash, „W 2030 roku najprawdopodobniej nie będziemy ani w niebie, ani w piekle, raczej w pewnym ludzkim czyśćcu. Ale to, do którego wariantu się zbliżymy, zależy od nas".
Tytuł i śródtytuły od redakcji
Kryzys wywołany epidemią COVID-19 wydaje się zachęcać do wiary w radykalną zmianę. Aż 71 procent Europejczyków jest za wprowadzeniem jakiejś formy powszechnego dochodu gwarantowanego, jak wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie mojego zespołu badawczego na Uniwersytecie Oksfordzkim. Dla Wielkiej Brytanii ten wynik wynosi 68 procent.
Mniej skłaniające do optymizmu, przynajmniej dla tych, którzy wierzą w demokrację liberalną, jest inny zaskakujący wynik sondażu:
aż 53 procent młodych Europejczyków uważa, że państwa autorytarne mają większe szanse niż liberalne demokracje na zwalczanie kryzysu klimatycznego.
Pracownia eupinions przeprowadziła sondaż w marcu, kiedy większość państw w Europie wprowadzała obostrzenia w związku z zagrożeniem epidemicznym COVID-19. Pytania ustaliliśmy o wiele wcześniej.
Ciekawie byłoby zapytać teraz Europejczyków, który system polityczny w ich ocenie lepiej poradził sobie z walką z epidemią, szczególnie że Stany Zjednoczone i Chiny, czyli przodująca w świecie demokracja i największa dyktatura na świecie, obrzucają się nawzajem oskarżeniami.
Te dwa kontrastujące ze sobą, ale równie zaskakujące, wyniki sondażu pokazują o jak wysoką stawkę będziemy grać, kiedy świat wyłoni się z obecnego kryzysu zdrowia publicznego i będzie musiał się zmierzyć z nadciągającym kryzysem gospodarczym i jego politycznymi skutkami.
Jakiego rodzaju moment historyczny to będzie dla Europy i dla świata? Może nas prowadzić do złotego wieku. Ale może się też okazać, że wejdziemy w nowe wieki ciemne.
Postulaty wprowadzenia jakiejś formy powszechnego dochodu gwarantowanego do niedawna były odrzucane jako oderwane od rzeczywistości, utopijne. Ale w czasie zamknięcia w odpowiedzi na epidemię, wiele państw rozwiniętych wprowadziło rozwiązania zbliżone do dochodu podstawowego.
W Hiszpanii minister ds. gospodarki zapowiedział, że ten minimalny dochód pozwalający na przeżycie może się okazać stałym instrumentem. W zasadzie codziennie czytam kolejny artykuł sugerujący, że najwyższy czas na powszechny dochód gwarantowany albo jakiś jego wariant.
Mógłby to być jeden z elementów możliwej do wyobrażenia przyszłości, w której zdołalibyśmy przekuć największy światowy kryzys po drugiej wojnie światowej w największą szansę.
W tym scenariuszu odpowiedzielibyśmy na rosnące nierówności, zarówno na polu ekonomii, jak i kultury, które podkopywały fundamenty nawet dobrze zakorzenionych demokracji liberalnych w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych.
Wypracowywalibyśmy nowy model pracy, czerpiąc z obecnego doświadczenia części osób, które mogą więcej pracować z domu. Mogłoby to - przynajmniej dla niektórych - prowadzić do ograniczenia dojazdów do pracy i niepotrzebnych podróży służbowych.
Po doświadczeniu oklaskiwania z naszych okien i balkonów - w całej Europie - lekarek, pielęgniarzy, opiekunów i innych pracowników, których praca jest niezbędna do funkcjonowania naszych państw i społeczeństw, w tej wizji nie zapominamy o nich, gdy ustaje zagrożenie dla naszego zdrowia na masową skalę.
W tym scenariuszu pracownicy dostaliby lepsze warunki - zarówno społeczne, jak i ekonomiczne. W Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej mówiono o konieczności „domów odpowiednich dla bohaterów” (homes fit for heroes).
Rządzący w Polsce populiści mówią zaś o konieczności „redystrybucji szacunku". Dokonując tej niezbędnej redystrybucji, odebralibyśmy również wyborcze atuty narodowym populistom.
Jednocześnie, uświadomilibyśmy sobie, że naszej planecie zagrażają naprawdę globalne niebezpieczeństwa, takie jak rozprzestrzeniające się wirusy i zmiany klimatu, które wymagają od nas większej międzynarodowej współpracy, a nie mniejszej.
Unia Europejska, która niedawno zwołała międzynarodowe spotkanie w celu zbierania środków na walkę z COVID-19, stałaby się forpocztą tego wspólnego, globalnego działania.
To senne marzenie. Ale możliwy jest i koszmar. Być może żyjemy w momencie podobnym do powojennego - ale nie w latach po drugiej wojnie światowej, które przynajmniej w części Europy przyniosły liberalno-demokratyczną i społeczną odnowę, lecz po pierwszej wojnie światowej.
W tym scenariuszu widzimy, że w świecie rządzonym przez Donalda Trumpa i Xi Jinpinga jeszcze wzmagają się odruchy nacjonalistyczne.
Jeśli recesja po COVID-19 zamieni się w wielki kryzys, a nadal będziemy prowadzić wrogą wobec sąsiadów politykę, to nierówności wzrosną, a nie zmaleją, zarówno w obrębie społeczeństw, jak i między różnymi krajami.
W Europie zamożne kraje Północy, takie jak Niemcy i Holandia, po prostu nie okazują w wystarczającym stopniu solidarności z borykającymi się z wielkim trudnościami gospodarkami południowych państw strefy euro.
Zamiast tego, wykorzystują środki unijne - przyznane, co zrozumiałe, jako pomoc publiczna na czas kryzysu - pompując je do najważniejszych sektorów swoich gospodarek, przez co przepaść między północnymi a południowymi państwami strefy euro jeszcze się powiększa.
Za kilka lat, populiści pokroju Matteo Salviniego, albo jeszcze gorsi (tak, to możliwe), zdobywają władzę we Włoszech, gdzie dług publiczny osiąga dziś 160 procent PKB. I będą winić za problemy Włoch niesolidarne państwa z północy Europy.
Tymczasem we wschodniej części kontynentu Węgry pozostaną dyktaturą, ponieważ tymczasowe nadzwyczajne uprawnienia, które uzyskał Viktor Orbán, w tajemniczy sposób przestaną być tymczasowe.
Polska, gdzie partia rządząca usiłowała w groteskowy sposób przeprowadzić wyłącznie korespondencyjne wybory prezydenckie, które w żaden sposób nie mogłyby być wolne i równe, podąża podobną ścieżką, co Węgry.
W tej ponurej wizji Unia Europejska przestaje być wspólnotą państw demokratycznych. Rozdarta zarówno na linii Północ-Południe, jak i Wschód-Zachód, stopniowo osłabia się i rozpada.
Państwa członkowskie, pozostawione same sobie, nie są w stanie zapewnić obywatelom oczekiwanych przez nich miejsc pracy i zabezpieczenia społecznego, ani ekologicznie zrównoważonej przyszłości dla ludzi młodych oraz dla przyszłych pokoleń.
Już szokujące wyniki naszego sondażu zwiastują ten zwrot ku rozwiązaniom autorytarnym. Europa mniej ogląda się na Stany Zjednoczone niż na Chiny.
W 2030 roku najprawdopodobniej nie będziemy ani w niebie, ani w piekle, raczej w pewnym ludzkim czyśćcu.
Ale to, do którego wariantu się zbliżymy, zależy od nas: Amerykanów, Chińczyków, Rosjan, mieszkańców Indii, Brazylijczyków, a w Europie, oczywiście, głównie od nas samych, Europejczyków, w tym od Brytyjczyków po brexicie, którzy, czy im się to podoba, czy nie, pozostają Europejczykami.
Dlatego na stronie internetowej, na której przedstawiamy wyniki naszego sondażu, znajduje się też narzędzie umożliwiające wzięcie udziału w wywiadzie o „Europejskich Chwilach” (European Moments).
Zapraszam każdego, kto chce i może poświęcić 10 minut, żeby opowiedzieć o swoich najlepszych i najgorszych chwilach w Europie, a także o swoich nadziejach wobec Europy w 2030 roku.
Do tej pory najczęściej wskazywano, że najlepszym momentem ostatnich kilku dekad w Europie był upadek muru berlińskiego, a najgorszym - brexit. Ale może w klasyfikacji zwycięży epidemia COVID-19.
Powiedzcie, co sądzicie na stronie europeanmoments.com.
Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".
Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".
Komentarze