0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plJakub Porzycki / Age...

"Sądy są w Polsce źródłem niepraworządności" — ogłosił w sobotę czasie swojego objazdu po strukturach PiS Jarosław Kaczyński na spotkaniu we Włocławku. A w niedzielę Inowrocławiu mówił "sądy są w Polsce źródłem niepraworządności". "Polskie sądownictwo musi być zmienione. Nie kwestionujemy niezawisłości sądów, ale one muszą być częścią państwa — tak jak władza ustawodawcza i wykonawcza. Sądy muszą podlegać ustawom i ich przestrzegać, to kwestia równości wobec prawa". "Obecne sądy to twór komunistów".

Jak do tego doszło, że w siódmym roku rządów PiS nie zostało to naprawione?

W ciągu ostatniego tygodnia w obozie rządzącym rozgorzał spór o to, dlaczego właściwie w Polsce są takie problemy z wymiarem sprawiedliwości i kto za to odpowiada.

Mateusz Morawiecki spotkał się 17 czerwca w Spale z Klubami Gazety Polskiej w Spale, gdzie odpowiadał na pytania dotyczące tzw. kamieni milowych. Premier uspokajał uczestników zjazdu, mówiąc, że "99 proc. tych kamieni jest absolutnie w interesie Polski".

Które zatem nie są?

"Ten jeden procent, czyli tzw. kamienie dotyczące wymiaru sprawiedliwości" - precyzował Morawiecki. "Wiecie co? Reformujemy już ten wymiar sprawiedliwości siódmy rok. Ja bym nie chciał umierać za wymiar sprawiedliwości. Naprawdę. Nie opłaca się. Opłaca się utrzymać przede wszystkim suwerenność Polski, to jest dziś najważniejsze. KPO i całe środki unijne, które są zależne także od tego programu, służą wzmocnieniu naszej suwerenności".

Ziobro: Winna zmiana kursu Morawieckiego

Na te słowa zareagował Zbigniew Ziobro, atakując premiera na Twitterze.

"Wraz z odejściem Beaty Szydło skończyło się zielone światło dla zmian w sądownictwie. Czy polityka ustępstw wzmocniła Polskę? Dziś sądownictwo, jutro likwidacja polskiej energetyki węglowej, pojutrze samochody diesla i benzynowe, a dalej? Ustępstwa rodzą tylko wilczy apetyt UE" - napisał w 19 czerwca szef Solidarnej Polski.

W poniedziałek 20 czerwca rozwijał tę myśl podczas konferencji prasowej w Białymstoku, mówiąc:

"Kiedy swój urząd objął pan premier Mateusz Morawiecki zakończył się czas przyzwolenia na dalszą reformę polskiego sądownictwa. Ustawy, które zostały przez ministerstwo sprawiedliwości przygotowane, od tego czasu są zablokowane, a były wprowadzane ustawy, przygotowane w kancelarii premiera, które stanowią wycofanie się z części tych reform".

Dodawał także, że w kamieniach milowych KPO rząd zobowiązał się do "wycofania części zmian" w sądownictwie.

Kaczyński: Nie było zmiany kursu

Potyczkę Morawieckiego i Ziobry skomentował we wtorek Jarosław Kaczyński w rozmowie z PAP, stwierdzając, że "nie było żadnej zmiany zielonego światła dla zmian w sądownictwie". Wypowiedzi Ziobry nazwał "niepotrzebną, niedobrą grą taktyczną".

"W Polsce sądy działają nie źle, tylko fatalnie źle. Jeśli w Polsce można mówić o niepraworządności, to źródłem jest właśnie to" - stwierdził dodatkowo wicepremier. Jego słowa są jedynie pozornie ostrą krytyką Zbigniewa Ziobry, bo w kolejnej części dodał, że źródłem problemów jest "doktryna Neumanna", która "doskonale opisuje realny stan naszych sądów".

Kaczyńskiemu chodzi oczywiście o to, że sądy są upolitycznione i wydają wyroki na złość władzy. Tak jak na przykład wyrok w sprawie Kazimierza Kujdy, w której to prezes PiS po prostu "ma inne zdanie".

Kaczyński tego samego dnia pojawił się w "Gościu Wiadomości" TVP, gdzie wyjaśniał, skąd te niepowodzenia w wymiarze sprawiedliwości.

"Muszę stwierdzić, że wobec różnego rodzaju przeszkód, tych wewnętrznych, bo takie też niestety były, i tych zewnętrznych reforma dotąd nie wyszła (...) Odcinkowo wiele spraw się poprawiło, tempo wielu spraw się poprawiło, natomiast generalnej zmiany nie ma. Jeśli pytać, czyja to wina, to jest pytanie zrozumiałe i naturalnie stawiane, to winnych jest wielu" - mówił ogólnikowo.

Zapytany jednak, czy wśród winnych jest minister sprawiedliwości, odpowiedział: "A czy Zbigniew Ziobro siedzi za każdym stołem sądowym?".

Brak zgody na reformy instytucjonalne

W czwartek 23 czerwca kolejny komentarz dorzucił wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, potwierdzając słowa swojego szefa. Romanowski stwierdził, że po 2017 roku nie było już w rządzie PiS zgody na reformy instytucjonalne i zrobiono to w imię poprawienia relacji z UE. Zbigniew Ziobro od lat zapowiadał bowiem nową reformę sądów, która opierać się ma na "spłaszczeniu ich struktury". W miejsce obecnych sądów rejonowych, okręgowych oraz apelacyjnych, powstać mają sądy okręgowe oraz sądy regionalne — pierwsze rozpatrujące sprawy w pierwszej instancji, a drugie — w drugiej. Zmiany objęłyby także Sąd Najwyższy.

Przeczytaj także:

Jedyne słowa poparcia dla takiego planu ze strony innej niż Solidarna Polska padły z ust Jarosława Kaczyńskiego w październiku 2021 roku. Projekt ostatecznie pojawił się w kwietniu w systemie Rządowego Centrum Legislacji, ale jak na razie nic się z nim nie dzieje. Nie podoba się nie tylko w środowiskom prawniczym — niesie za sobą czystki sędziów niepokornych czy nawet tylko niewygodnych dla władzy, ale także wśród sporej części polityków PiS, którzy nie chcą po raz kolejny otwierać tego frontu politycznej wojny. Byłoby to dodatkowo nierozsądne w momencie, kiedy na szali są miliardy z Funduszu Odbudowy, który to środowisko Ziobry nazywa raz to "jałmużną", raz "lichwą".

Wina Morawieckiego

Jeszcze w grudniu 2021 Ziobro przedstawiał czarny scenariusz dla Polski, który roboczo nazwał „diabelską alternatywą” – albo poddamy się dyktatowi UE, która wprowadzi nam gender, LGBT i ośmieszy Zjednoczoną Prawicę, albo rząd PiS się nie ugnie, ale za karę UE zablokuje nam fundusze, co doprowadzi do wyborczego triumfu Donalda Tuska nad formacją Jarosława Kaczyńskiego.

Wielomiesięczna kotłowanina wokół prezydenckiej ustawy o SN zaowocowała jednak ostatecznie porozumieniem PiS-u i Solidarnej Polski. Partia Ziobry zdecydowała się na daleko posunięte ustępstwa. Z pewnymi zmianami poparli w całości ustawę, którą nazywali przecież początkowo "zdradą Andrzeja Dudy".

W ciągu najbliższych miesięcy okaże się, czy ustawa w takiej formie spełni zdaniem KE wymogi kamieni milowych i pozwoli przelać Polsce pieniądze. Będzie to oczywiście decyzja polityczna Komisji, ale wszyscy mają świadomość, że są obszary, w których ustawa w takiej formie jest sprzeczna z niektórymi wymogami zapisanymi w kamieniach milowych.

Niewykluczone zatem, że rząd czekają kolejne miesiące negocjacji i następnych nowelizacji. Tymczasem ziobryści już szukają winnych. Będzie ich dwóch.

Po pierwsze Mateusz Morawiecki. Kiedy tylko projekt przeszedł przez Sejm, a Komisja Europejska i Rada Europejska zatwierdziły polski KPO, politycy Solidarnej Polski zaczęli na każdym kroku podkreślać, że zostali wykluczeni z negocjacji dotyczących kamieni milowych (czemu z kolei zaprzecza m.in. Waldemar Buda). Morawiecki jest winny ze względu na swoją "ugodową politykę", której najbardziej dramatycznym momentem był szczyt w Brukseli w 2020 r., podczas którego to poparł rozporządzenie wprowadzające mechanizm warunkowości. "To bardzo poważny, historyczny błąd premiera Mateusza Morawieckiego" - powtarzał niejednokrotnie Ziobro, dodając, że rozporządzenie "już służy do tego, aby wywierać presję poprzez ekonomiczny szantaż na Polskę i ograniczać naszą suwerenność".

Wina Dudy

Ale jest i drugi winny całej sytuacji, a winny jest znowu — przez swoją ugodowość. Ustawa, która przeszła przez Sejm i ma odblokować środki z unijnego Funduszu Odbudowy, jest w końcu inicjatywą Andrzeja Dudy. Nic to, że prezydent po wybuchu wojny osierocił swój projekt i ziobryści mieli ostatecznie niemały wpływ na jego finalny kształt. W razie jakichkolwiek reklamacji wskazywać będą Andrzeja Dudę.

Mają zresztą już w tym doświadczenie. Od lat niezmiennie powtarzają, że właściwie winę za porażkę reform sądowych i konflikt z UE ponosi prezydent. A to wszystko przez jego dwa weta przy okazji potrójnej ustawy sądowej z 2017 roku:

„Pan prezydent wyciągnął wówczas rękę do nieprzychylnego reformom i obozowi Zjednoczonej Prawicy części środowiska sędziowskiego, a to środowisko nadużyło jego zaufania. Bo to ustawy zaproponowane wówczas przez prezydenta są atakowane, a sędziowie, którzy dzięki ustawie zaproponowanej przez pana prezydenta pozostali w Sądzie Najwyższym, kwestionują jego prawo do powoływania innych sędziów”.

Trudno spekulować na temat tego, jak mogły potoczyć się wydarzenia przed laty. Ale kluczowe założenia prezydenckiej ustawy o KRS, czyli przerwanie kadencji poprzedniej Rady i wybór sędziowskich członków przez większość sejmową, były identyczne, jak te z zawetowanego projektu ministerstwa. W projekcie dotyczącym Sądu Najwyższego PiS chciał z dnia na dzień usunąć wszystkich sędziów poza wskazanymi ręcznie przez ministra sprawiedliwości. Prezydent „wspaniałomyślnie” proponował usunięcie tylko tych powyżej 65. roku życia. W obu przypadkach skróceniu miała ulec także konstytucyjnie gwarantowana sześcioletnia kadencja prof. Gersdorf.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze