Ogrzewanie domów węglem i drewnem to najczęstsze źródło smogu w Polsce. Według wyliczeń Polskiego Alarmu Smogowego stąd pochodzi aż 52 proc. wszystkich emisji pyłów PM10 i 87 proc. emisji benzo[a]pirenu. Tymczasem w Warszawie wymiany pieców idą powoli, a Kraków dusi się zanieczyszczeniami z ościennych gmin. Nie pomaga też rządowy program „Czyste Powietrze”
Aktywiści z grupy Warszawa bez Smogu zebrali dane dotyczące kopciuchów w lokalach miejskich. Jest ich obecnie 1537. Jedynie o 22 piece mniej niż w ubiegłym roku.
„Zobaczcie porównania w dzielnicach 2017, 2018 i 2019 - niektóre w tym roku podały dużo większą liczbę pieców niż w zeszłym roku”
– piszą aktywiści.
I dodają: „W Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy Dzielnicy Włochy jest ponad dwukrotnie więcej pieców, a piece w Urzędzie Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy »rozpączkowały« i jest ich aktualnie najwięcej, bo aż 515. Praga Północ to także dzielnica o największym zagęszczeniu miejskich kopciuchów - ponad pięć sztuk na kilometr kwadratowy. A może dzielnicowe Zakłady Gospodarki Nieruchomościami (ZGN) doliczyły się wreszcie, ile mają de facto kopciuchów na stanie?”
Dane zebrane od ZGN-ów różnią się od tych, które podaje ratusz. Miejscy urzędnicy zaprzeczają deklaracjom miejskiej spółki i zapewniają, że w ciągu roku zlikwidowano 350 kotłów. Niezależnie od tego, które dane są prawdziwe, w Warszawskich lokalach podlegających pod urząd zostało więcej niż 1200 pieców starego typu.
Aktywiści zauważają również, że według obietnicy wiceprezydenta Michała Olszewskiego, wszystkie miejskie kopciuchy miały zniknąć do końca 2019 roku. „A to się nie dzieje i nie wydarzy” – komentuje Sylwia Jedyńska z Warszawy bez Smogu.
„Teraz pani Justyna Glusman, która w stołecznym urzędzie odpowiada za zrównoważony rozwój, sprawy związane z klimatem i smogiem, zapowiada, że pozbędziemy się wszystkich kopciuchów do końca 2022 roku. Czy to jest realne? Moim zdaniem nie. Trzeba będzie podłączyć miejsce budynki do sieci CO albo gazowej, a to się nie dzieje tak od ręki” – zaznacza Jedyńska.
Podkreśla, że wciąż nie jest znana liczba prywatnych pieców, które powinny zostać wymienione. Miasto prowadzi inwentaryzację, która powinna skończyć się na początku przyszłego roku. Na razie wyliczono, że w stolicy jest 6 tysięcy kopciuchów.
„Pytanie, na ile ta inwentaryzacja będzie dokładna” – komentuje Jedyńska. „Miasto nie wlicza lokali, które mają podwójne źródło ogrzewania. Czyli jeśli ktoś się dogrzewa kopciuchem, a do innych celów ma piec gazowy, nie zostanie wzięty pod uwagę w inwentaryzacji” – dodaje.
Zdaniem aktywistów wciąż brakuje odpowiedniej kampanii, dzięki której mieszkańcy dowiedzieliby się, że mogą dostać dopłatę na wymianę kotła. A pieniędzy nie brakuje – przewidziano dofinansowania od 12 tysięcy do 200 tysięcy złotych. „Postulujemy bezgotówkowe rozliczenie, żeby człowiek nie musiał inwestować swoich pieniędzy, a potem dopiero czekać na zwrot. Nie każdy ma taką możliwość. Czekamy wciąż również na informację, jakie będą dopłaty do rachunków dla najuboższych. Po wymianie pieca koszty ogrzewania mogą wzrosnąć – co może niektórych zniechęcić do pozbycia się kopciucha” – wylicza Jedyńska.
Warszawa bez Smogu razem z organizacjami Smog Wawerski i Warszawski Alarm Smogowy napisały także petycję do władz stolicy, w której domagają się całkowitego zakazu ogrzewania paliwami stałymi od 2023 roku. Dlaczego? Przede wszystkim przez to, że spalanie węgla jest główną przyczyną smogu w sezonie grzewczym.
„Według szacunków przeprowadzonych w 2017 roku na zlecenie marszałka woj. mazowieckiego wdrożenie obecnych zapisów uchwały antysmogowej dla woj. mazowieckiego nie doprowadzi do obniżenia stężeń rakotwórczego benzo[a]pirenu do poziomu poniżej dopuszczalnej normy na terenie Warszawy. Warszawa, jako jedyne miasto w woj. mazowieckim, wciąż będzie odnotowywać przekroczenia dopuszczalnego poziomu tej rakotwórczego substancji” – przekonują aktywiści.
Taki zakaz obowiązuje już w Krakowie – od 1 września 2019 roku. Nie wolno spalać węgla ani drewna. Za załamanie zakazu grozi mandat od 20 do 500 zł.
Kraków już od lat 90. stopniowo pozbywa się kopciuchów. Jak podaje magistrat, od 1995 roku zlikwidowano ich aż 45 tysięcy. W czasie trwania Programu Ograniczenia Niskiej Emisji, czyli od 2012, wymieniono 25 tys. palenisk starego typu. Mieszkańcy mogli liczyć na dopłaty – im wcześniej się zgłosili, tym więcej pieniędzy mogli dostać.
Jak podaje Krakowski Alarm Smogowy:
„W 2016 można było otrzymać dotację na nawet 100 proc. poniesionych kosztów inwestycji, ale nie więcej niż 900 zł za każdy kW. W 2017 dotacje były przyznawane do 80 proc. poniesionych kosztów kwalifikowanych, a w 2018 do 60 proc. poniesionych kosztów kwalifikowanych”.
Miasto zapewnia również dopłaty do rachunków – ich wysokość zależą od metrażu mieszkania, rodzaju ogrzewania i dochodów.
Wciąż zostało około 4 tysięcy pieców do wymiany. Do tej pory nie udało się ich zlikwidować m.in. przez problemy z ustaleniem właściciela nieruchomości czy zły stan techniczny budynku.
Na początku jesieni, kiedy krakowskie piece zostały uruchomione po raz pierwszy w tym sezonie grzewczym, mapki pomiarów zanieczyszczeń pokazywały miasto jako zieloną plamę. To dało nadzieję, że powietrze w mieście słynącym ze smogu się poprawia.
Na ostateczną ocenę będzie trzeba jednak poczekać do wiosny. Dane, które możemy sprawdzić już teraz, nie dają jednoznacznych odpowiedzi. Stężenie smogu zależy przecież także od wiatru, deszczu i temperatury.
28 października, około godziny 21 w Nowej Hucie stężenie PM10 wynosiło 56 µg/m3. PM 2,5 – 45 µg/m3. Rok wcześniej o tej samej porze stężenie PM10 w Nowej Hucie było niższe – 22 µg/m3, a PM2,5 - 15 µg/m3. Z drugiej strony - 20 września 2018 roku przy ulicy Dietla maksymalnym stężeniem PM10 było 108 µg/m3. Rok później wynik był znacznie lepszy – 43 µg/m3.
Nawet jeśli po sezonie grzewczym okaże się, że powietrze w Krakowie się poprawiło, nie będzie to oznaczało, że problem smogu został rozwiązany. Duża część zanieczyszczeń jest nawiewana do miasta z gmin ościennych. A tam wymiana pieców kuleje.
W ciągu ostatnich sześciu lat w tak zwanym „krakowskim obwarzanku” zlikwidowano jedynie 3 tysiące kopciuchów. Szacuje się, że zostało ich jeszcze ponad 40 tysięcy. W ich wymianie mógłby pomóc rządowy program „Czyste Powietrze”, który został uruchomiony w 2018 roku. Przewiduje dopłaty od 7 tysięcy zł do 53 tys. zł dla właścicieli domów, którzy chcą je ocieplić, wymienić kotły i węzły cieplne lub zamontować instalacje OZE.
Program do zmiany
W planie jest likwidacja 3 milionów pieców w całej Polsce do początku 2030 roku. Aby to osiągnąć, trzeba rocznie wymieniać około 300 tysięcy kopciuchów.
„Po roku od uruchomienia programu Czyste Powietrze podpisano zaledwie 20 tysięcy umów dotyczących wymiany kotłów w istniejących budynkach, co jak na cztery miliony dymiących domów nie wróży dobrze walce ze smogiem”
– pisze Polski Alarm Smogowy (PAS) na swojej stronie internetowej.
Aktywiści podkreślają także, że cały system jest niewydolny, dokumenty do wypełnienia zbyt skomplikowane, a rekordziści czekają na rozpatrzenie wniosku aż 200 dni roboczych.
PAS we wrześniu napisał do prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), Piotra Woźnego list z apelem o zreformowanie programu. Wnioskuje m.in. o: uproszczenie wniosków aplikacyjnych, stworzenie listy produktów i urządzeń kwalifikujących się do programu, skrócenie czasu oceny wniosków oraz stworzenie szerokiej sieci dystrybucji (miejsc, w których można złożyć wniosek o dotację i podpisać umowę) obejmujących: banki, gminy i zakłady energetyczne.
Rekomendacje PAS podziela również Komisja Europejska, która w czerwcu zasygnalizowała, że Polska może utracić dalsze wsparcie finansowe i merytoryczne programu.
„Postęp programu jest bardzo powolny - ze względu na zbyt duże rozdrobnienie obowiązków i brak odpowiedzialnego za »Czyste Powietrze« koordynatora. Brakuje też praktycznych rozwiązań w pokonywaniu przeszkód”
– napisał Marc Lemaitre, dyrektor generalny Komisji Europejskiej ds. polityki regionalnej i miejskiej w piśmie z 5 czerwca dostarczonym do Banku Światowego, NFOŚiGW oraz ministerstw odpowiadających za realizację programu.
„Komisja Europejska wyraźnie daje sygnał, że program w obecnym kształcie nie nadaje się do unijnego wsparcia, również finansowego” - komentował sprawę Andrzej Guła, prezes Krakowskiego Alarmu Smogowego.
Polski Alarm Smogowy zapytał Ministerstwo Środowiska i NFOŚiGW o budżet programu „Czyste Powietrze” w latach 2019-2023. Okazuje się, że rząd planuje ograniczyć wydatki na walkę ze smogiem w nadchodzących latach z 1,435 mld zł w 2019 do 1,085 mld zł w latach 2020-2023.
Aktywiści podkreślają, że to za małe kwoty, żeby zrealizować cele programu. Ich zdaniem na „Czyste Powietrze” powinno być przeznaczane aż 5 miliardów złotych rocznie.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze