0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: FOT. JACEK MARCZEWSKI / Agencja Wyborcza.plFOT. JACEK MARCZEWSK...

OKO.press rozmawia z Wojciechem Tochmanem, przedstawiamy punkt widzenia wybitnego reportera na karę dożywocia. Publikujemy też fragment jego poruszającej książki o tym, jak sądy i media, a potem więzienie próbowały zrobić z Moniki Osy Osińskiej „bestię”. Zgadzamy się z autorem, że potrzebna jest w Polsce dyskusja o „dożywotce”.

Włodzimierz Nowak, OKO.press: Jesteś przeciwny karze dożywocia?

Wojciech Tochman, reporter, autor książki „Historia na śmierć i życie”*: Absolutnie. Dożywocie, w kształcie w jakim obowiązuje w Polsce, jest torturą. A gdyby Monika Osińska była chłopcem, dostałaby niższy wyrok i już dawno cieszyłaby się wolnością. Wyszła na wolność dwa miesiące temu. Na przedterminowe warunkowe zwolnienie. Po 27 latach za kratami.

Rok 1996, wszyscy słyszeliśmy wtedy o tej zbrodni. Że licealistka, że Osa z kolegami zabiła tuż przed maturą, a dziewczyna, która wtedy została zamordowana, była tylko kilka lat starsza od nich.

- Przypomnijmy podstawowe fakty, w dużym skrócie i uproszczeniu, szczegółowo wszystko wyjaśniam w mojej książce.

19 stycznia 1996 roku, trójka maturzystów z liceum ekonomicznego na warszawskiej Pradze, spotyka się tuż po południu w szkolnym sklepiku. Rozmawiają o tym, że nie mają za co ubrać się na studniówkę. Na pomoc rodziców w tej sprawie liczyć nie mogą. Jeden z kolegów, zanim dołączyła do nich koleżanka, proponuje drugiemu koledze napad na biuro firmy, która zajmuje się sprzedażą zeszytów z krzyżówkami. Chłopak zna tę firmę, bo dorabia w niej jako kolporter. I zna Jolę, która tam pracuje. Chłopcy proponują Monice, by się do nich przyłączyła, bo i ona nie miała kasy, by się na studniówkę wystroić. Idą okraść firmę, a kończy się to brutalnym zabójstwem. Cała trójka została zatrzymana równo miesiąc po zbrodni.

Media podniosły wrzask: kobieta morderczynią! „Zabiła Monika Osińska i jej dwaj koledzy!”. Ich nazwiska wymieniano, ale też często je pomijano. Imię i nazwisko dziewczyny podawano zawsze. Podkreślano jej urodę i inteligencję. Inteligentna? Ładna? Tego było za wiele. Więc bestia, zimna suka, no może przesadzam, słowo suka się nie pojawiło, ale taki był sens tych tytułów. Osa – jej ksywka świetnie zastępowała sukę.

Płeć Moniki bulwersowała. Media, nawet te poważne, na punkcie Osy, oszalały.

Dziś trudno sobie wyobrazić, żeby płeć sprawcy zbrodni była w tak prymitywny sposób publicznie dyskutowana.

To była bulwersująca sprawa. Po 27 latach nad twoją książką wisi to pytanie: dlaczego napisałeś książkę o bestii?

- O bestii? Napisałem książkę o zwykłej dziewczynie, którą skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności za udział w brutalnym zabójstwie. Skazano ją, w moim najgłębszym przekonaniu, niesprawiedliwie, niemoralnie, niemądrze. Dokumentowałem tę sprawę przez dwa lata i jestem o tym przekonany. Monika Osińska miała wtedy 18 lat. Była wyrośniętym, zaniedbanym przez dorosłych dzieckiem i wiele wskazuje na to, że nie zabiła. Na pewno nie dotknęła ofiary, co do tego nikt nie miał wątpliwości, także sąd.

Nie zabiła?

- Sąd dociekał, czy wiedziała, że idą zabić, czy nie wiedziała. Czy tylko jej dwaj koledzy wiedzieli, co zrobią, a ona szła z nimi, przeświadczona, że idą tylko okraść firmę, a o żadnym zabójstwie wcześniej nie było mowy? Czy Monika Osińska działała z bezpośrednim zamiarem zabójstwa, może z zamiarem ewentualnym? To kluczowe pytania, na które sąd musiał znaleźć odpowiedź, by orzec winę, przypisać poszczególnym oskarżonym odpowiedzialność i wymierzyć im sprawiedliwą karę.

To dlaczego dostała dożywocie? Była „słynna” jako pierwsza kobieta skazana na taką karę w Polsce.

To prawda, Monika Osińska była pierwszą w Polsce kobietą skazaną na dożywocie. Sąd pod przewodnictwem sędziego Piotra Janiszewskiego, uznał, że taka kara będzie sprawiedliwa. Jeśli chodzi o udział w zbrodni Moniki Osińskiej było sporo wątpliwości. Sąd wątpliwości nie miał. Żadnych.

Czytałem akta wielokrotnie i za każdym razem byłem zdumiony, że sąd dał wiarę chłopakowi, który znał ofiarę, który całe morderstwo wymyślił i który zadał ofierze wiele śmiertelnych ciosów, a wyjaśnienia Moniki Osińskiej sąd zlekceważył. Sąd uznał jej wyjaśnienia za niespójne, nielogiczne, a nawet humorystyczne. Takich słów sędzia Janiszewski używał pisząc uzasadnienie tego nieludzkiego wyroku.

Najwyraźniej sąd uważał, że postępowanie osiemnastolatków zawsze jest logiczne i zawsze da się logicznie wytłumaczyć. Wydając wyrok najsurowszy z możliwych, sąd zlekceważył opinię sądowo-psychiatryczną, jaką wydali biegli po trzymiesięcznej obserwacji Moniki w szpitalu psychiatrycznym. Była korzystna dla oskarżonej. Sąd nie niuansował, nie znalazł żadnych okoliczności łagodzących, sąd był wszystkiego pewny i skazał całą trójkę nastolatków po równo – na dożywocie. A udział w zbrodni poszczególnych sprawców był różny, sąd to wiedział, a więc i ich wina nie była taka sama.

Akta pokazują to ewidentnie. Chciałbym tu jasno podkreślić, że kara dla tych dwóch chłopaków, którzy Jolę bez żadnych wątpliwości zabili, też moim zdaniem była niesprawiedliwa i nieetyczna. Nie wolno, tak sądzę, nastolatków skazywać na dożywocie z prawem do starania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie po 25 latach. Sąd skazuje na tak surową karę eliminacyjną jedynie wtedy, kiedy nie widzi szans na poprawę. Sąd u tych nastolatków nie dostrzegł takich szans? To mnie bulwersuje. Minęło ćwierć wieku, a konsekwencje tamtego wyroku trwają do dzisiaj.

A potem, po latach, Lidka Ostałowska zaczęła nam wszystkim opowiadać o Osie.

- Lidia Ostałowska, wybitna reporterka, która zaszczycała mnie swoją przyjaźnią przez ponad ćwierć wieku, zmarła pięć lat temu. Wcześniej spotykała się z Moniką Osińska przez cztery lata. Myślę, że trafiła w wyjątkowo trudny psychicznie czas w więziennym życiu Moniki, być może swoimi częstymi odwiedzinami Lidka uratowała jej życie.

Lidka jednak dokumentacji nie dokończyła. Zresztą dokumentacja to jakieś okropnie zimne słowo w tym kontekście. Lidka pracowała z uczuciem, z pasją, z zaangażowaniem, z przeświadczeniem, że Monikę spotkała straszna niesprawiedliwość. I że trzeba ją z więzienia wyciągnąć. A jednocześnie nie umniejszała okrucieństwa, z jakim zabito Jolę. „Historia na śmierć i życie” dzieje się na wielu poziomach. To długa historia. Zaczęła się 27 lat temu, toczy się przez zmieniającą się Polskę i trwa do dzisiaj.

Czy dziś też by ją skazano na dożywocie?

- No skąd. Zmieniły się standardy orzekania. Morderców z Rakowisk, chłopaka i dziewczynę, mieli wtedy po 18 lat, skazano za zabójstwo jego rodziców. To też była głośna zbrodnia. Dostali po 25 lat, z prawem do starania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie po 20 latach. To nie znaczy, że po 20 latach wyjdą. To znaczy tyle, że będą mogli po raz pierwszy poprosić sąd o wyjście. Sąd wtedy zwróci się do biegłych z prośbą o opinię i wyda postanowienie. Niekoniecznie korzystne dla skazanych.

Co z „bestiami”, z mordercami, którzy po końcu kary nadal mogą zabijać? Breivika byś wypuścił? Zabił tylu młodych ludzi i nie żałuje.

Wiesz, praca nad tą „Historią” nauczyła mnie, by nie wydawać żadnych opinii, w sprawach karnych, których szczegółowo nie znam. I by nie ufać w tych sprawach mediom, które spłycają, upraszczają i skracają. Rozumiem, media muszą informować skrótowo. W książce jest więcej przestrzeni, można sprawę opowiedzieć wnikliwiej. Breivik dokonał straszliwej zbrodni i wierzę, że norweski wymiar sprawiedliwości będzie wiedział lepiej ode mnie, jak dalej z nim postępować.

Jestem też przeciwny nazywaniu kogokolwiek bestią. Nawet ludzie, którzy popełnili najcięższe zbrodnie i po zakończeniu kary deklarują, że będą dalej zabijać, nadal są ludźmi. To nie bestie mordują, tylko ludzie. Zawsze ludzie. Na tym polega problem. Słowo bestia jest jakąś łatwizną, pójściem na skróty, zwalnia nas, ale i państwo z odpowiedzialności za rozwiązanie tego niezwykle trudnego problemu.

Ufajmy ekspertom, kryminologom, psychologom, psychiatrom. Ich trzeba pytać, ich propozycje zmian w prawie uchwalać. Ale nie muszę być wielkim ekspertem, by wiedzieć, że bestie mordują w horrorach, nie w realnym świecie. Morderstwo, nawet to najbardziej okrutne czy perwersyjne, jest bardzo ludzkie. Pod warunkiem, że morduje mężczyzna. Bo kiedy morduje kobieta…

Co to znaczy, że inna kara jest dla kobiety, inna dla mężczyzny?

Gdyby Monika Osińska była chłopcem – moim zdaniem, ale i zdaniem Lidii Ostałowskiej – dostałaby niższy wyrok i już dawno cieszyłaby się wolnością. Wyszła na wolność dwa miesiące temu. Na przedterminowe warunkowe zwolnienie. Po 27 latach za kratami. To znaczy, że kara trwa nadal, ale w tak zwanych warunkach wolnościowych. Pod nadzorem kuratora przez kolejnych 10 lat.

Wyszła? Wypuścili „dożywotkę”? Dlaczego?

Powinna była wyjść już dawno. Jest zresocjalizowana, co zawdzięcza sobie, nie systemowi penitencjarnemu. Monika czuje się winna zbrodni. Bo tam poszła. Gdyby nie poszła, może i koledzy by tam nie poszli i Jola żyłaby do dzisiaj. Monika wini się i za to, że nie przeszkodziła morderstwu, nie wezwała pomocy. Ale konsekwentnie od lat twierdzi, że nie zabiła. I to co mówi, ma sens. Nie zabiła, choć sprawa nie jest tak zerojedynkowa, jak w przypadku Tomasza Komendy. Można się ze mną nie zgadzać. Tak czy inaczej, Monika Osińska już za swój udział w zbrodni zapłaciła.

To dlaczego napisałeś książkę o Osie?

- Zbrodnia na Tarchominie urosła do rangi tandetnego mitu, pełno w tej opowieści kłamstw, półprawd, zwyczajnej bujdy, bajki. Taniej sensacji. I mizoginii. Media tę opowieść powielają do dzisiaj. I to dość regularnie: zła, zimna Osa, która kierowała uległymi chłopakami. Nikt nie pyta, czy prawda sprzed ćwierć wieku da się dzisiaj obronić. Dlatego ta długa historia wymagała rzetelnego reportażu. Jestem przekonany, że wymaga również poważnej debaty na temat kary dożywotniego pozbawienia wolności. Zróbcie ją, proszę, w OKO.press.

Jesteś z Osą w kontakcie? Zapuściła włosy? Jak oceniasz jej szanse na wolności? Co się z nią dzieje?

- Zostaw już tę Osę, ona ma na imię Monika. Jestem z nią w częstym kontakcie. Ma krótkie, blond włosy. To dojrzała, dorosła kobieta, która mierzy się z wolnością. Ze światem, którego nie zna. Jest w niej sporo lęku, ale i odwagi. Pracuje, chodzi na psychoterapię, tak, moim zdaniem słusznie, przykazał sąd penitencjarny. Za to, co zrobiła 27 lat temu, już zapłaciła: i państwu, i społeczeństwu. Czy zapłaciła rodzinie ofiary, trzeba by zapytać jej bliskich. Mnie się nie udało, choć bardzo się starałem.

A właśnie! Pamiętasz o Joli Brzozowskiej, którą wtedy zabili?

Pamiętam na każdej stronie mojej książki, nawet jeśli co akapit nie wymieniam jej imienia. To była potworna zbrodnia. Chciałem, by ktoś z rodziny za Jolą w mojej książce zapłakał. Siostra Joli nie odmówiła mi wprost, ale też nie udało nam się przez kilka miesięcy skutecznie umówić na rozmowę. W końcu odpuściłem, bo nie chciałem być aż tak natrętny. Rodzina zamordowanej nie ma obowiązku ze mną rozmawiać. Tak, zamordowano młodą kobietę, zbrodnia była bestialska. Kara za nią powinna być sprawiedliwa.

Przeczytaj także:

portret Wojciecha Tochmana w okularach i czapce z daszkiem
Wojciech Tochman.  Fot. Michał Fiałkowski.

Wojciech Tochman

„Historia na śmierć i życie”

Dopiero co świętowali swoje osiemnastki, Yogi, Gołąb i Osa, myśleli o studniówce, chcieli się dobrze bawić, za zabójstwo Jolki, była starsza od nich o cztery lata, sąd ukarał całą trójkę po równo: dożywocie. Można by rzec, powiedział sędzia, że dokonali zabójstwa także samych siebie, swojej teraźniejszości i swojej przyszłości.

Monika Osińska – pierwsza w Polsce kobieta skazana na karę dożywotniego więzienia. Dożywotka – tak za kratami o niej mówią.

Skończyła trzydzieści pięć lat, kiedy spotkała Lidię Ostałowską. Jesienią 2013 roku, siedemnaście lat po tamtym styczniu, w więzieniu na Grochowie rozmawiały po raz pierwszy: reporterka i dożywotka. Dwie okularnice. Pierwsza o ponad dwadzieścia lat starsza, niska, pochylona, ostrzyżona na jeża, uważna, małomówna, cicha. Druga młodsza, szczuplejsza, wysoka, wyprostowana, włosy długie, kręcone, ciemne, pełna energii, wesoła, rozmowna. Więźniom nie wolno zmieniać fryzury, wygląd z dnia osadzenia należy zachować do dnia zakończenia kary. I Osa się tej zasady trzyma, Osy czas prawie nie zmienia. Fizycznie. Bo jej zdrowie psychiczne było, jest i pewnie będzie przedmiotem zainteresowania specjalistów, badaczy i praktyków, psychiatrów, psychologów, kryminologów, prawników. Przyglądała mu się także reporterka Ostałowska. Była pierwszą dziennikarką, z którą Monika Osińska odważyła się rozmawiać.

Jolka – tak w rozmowie z Lidią nazywała ofiarę, a widziały się raz, w mieszkaniu numer 32, między czwartą a piątą po południu, 19 stycznia 1996 roku.

Pamięta początki za murem. Pierwsze dwa lata ryczała. Tylko swój płacz pamięta z tamtej codzienności. Trudno było pojąć, że tak już zostanie: mur, krata, łaźnia. Niczego już nie da się odwrócić, niczego zmienić. Sama na zawsze. Niczyja. Żadnego czułego spojrzenia, dotyku. Żadnego wyboru, żadnej własnej decyzji. Ani własnej pościeli. Zawsze? Co to znaczy? To zawsze? Umiała to ocenić? Zrozumieć? A dzisiaj już rozumie? Czuje to? Tego się nie da ogarnąć jakąś spokojną myślą. Tata ją pocieszał. Mówił, że kiedyś wyjdzie, wróci do domu. A ostatnio oswoił się, że ma dzieci w więzieniu. Tak powiedział. To ją zabolało. Bo jak tata się oswoił, to znaczy, że się poddał.. Tata nie chce, aby wiedziała, że u niego jest krucho. Tata jest dobry. Bardzo jest za nią od czasu, kiedy to się stało. Mama? Do dzisiaj się szarpie z przeszłością. Nie były blisko ze sobą. Ma dobrą mamę, ale poczuła to dopiero w więzieniu. Nie wcześniej.

Rodzice – powiedziała Lidii – zwrócili na mnie uwagę po zabójstwie Jolki.

Dziewiętnaste urodziny obchodziła w więzieniu. I dwudzieste. Płakała i płakała. Ale miała nadzieję, którą w końcu jej zabrano kasacją. Wyrok długo do niej nie docierał. Że już go nie odwróci. Wyrok przekreśla człowieka. Ludzie siedzą za zabójstwo i nikt im tego nie wypomina. Bo mają niższą karę. A ją ciągle paluchem pokazują: o! dożywotka idzie, dożywotka na spacerniaku, dożywotka w łaźni. Wzmożona ochrona. Codzienne pukanie w kraty, przy każdym wyjściu z celi rozbieranie do golasa i plecami do ściany. I te ćwiary biedne. Wściekłe, bo im też ciągle kazali do naga. Tak, z jej powodu, a z czyjego? W Grudziądzu była stołówka, wyjście na śniadanie, na spacerniak, na obiad, na kolację, no to kilka razy dziennie nagie je oglądali. A jeszcze zajęcia sportowe. Kurwa, przez dożywotkę to wszystko! Przez tę kurwę. Nasłuchała się tego latami. Że gdyby dawali karę śmierci, toby ją dostała. Osa, to bydlę. Kiedy prosiła o tabletkę na ból głowy, słyszała, że Jolkę też bolało.

I mieli bydlę – wspominała w rozmowie z Lidią – bo nie byłam miła.

Raz jak się na przedstawienie wybrała, to jej nawrzucała taka jedna, co siedziała za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, że na cmentarz powinna zapierdalać, nie na teatr. Tak, dobrze koło siebie mieć kogoś gorszego, jego kosztem lepiej się poczuć. Widelce jej podrzucali, za te oczy, co niby miała Jolce wydłubać.

On ze mnie zwierzę zrobił – powiedziała Lidii.

Chodziło jej o Krzysztofa O. Na początku, jeszcze w areszcie, dostawała krzyżówki ze zdjęciem Joli. On je drukował i jej podsyłał, a kto? Tak, jak była małolatą, to tutaj skakała.

Byłam jak zwierzę.

Przychodziła do niej ta psycholog. Chodź, ty mały hitlerowcu, na rozmowę, zapraszała, podpisz mi się tutaj. A ona nie miała wtedy żadnego podpisu, żadnej eleganckiej parafki. Ale pamiętała, jak tata się podpisuje, dużym O na początku. I tak się podpisała. O ty! W kółeczko się bierzesz, ucieszyła się ta psycholog, lubisz być w centrum uwagi, hitlerowcu ty jeden, zaokrąglasz tylko siebie, a kończysz, jakbyś chciała zabić człowieka. A ona tym dużym okrągłym O chciała pokazać, że jest dorosła. Potem jej drzewko psycholog kazała narysować. Też źle, podniecała się, o ty, nie zakorzeniasz! I napisała do sądu opinię, że oskarżona jest zdemoralizowana.

Monika Osińska nie szła tam, by zabić, Lidia była o tym przekonana. I nie zabiła. Inna jest kara dla mężczyzny, inna dla kobiety.

Z wolności ludzie przychodzą brudni – powiedziała Lidii.

Nie tutaj uczą się brudu. O, nie! Ona jest maniakiem prania i sprzątania. Wiecznie coś musi szorować. Wyczulona na smrody. Zastrasza osadzone? Bo im sprzątać każe? Bywały takie zarzuty. A co! Ryknęła, jak było trzeba, ona nie twierdzi, że zawsze tylko prosiła. Cokolwiek by zrobiła, zawsze będzie suką, która tępi innych. Będzie dożywotką. Dali jej do celi upośledzoną dziewczynę. Upośledzoną. A jaką? Jak to się już dzisiaj tak nie mówi? A jak? Srała pod siebie. Sikała. Wyzywała wszystkich. Albo ciociu, mówiła, wujku. Musiała z nią siedzieć. Sprzątać po niej gówno.

Bo bestie takie jak ja muszą dostać wpierdol – powiedziała Lidii.

Powinna dostać w dupę ostro, tak, była na tyle pojebana, że poszła tam z nimi. Dwadzieścia pięć jej się należało. Tak! Należało się. Z takim wyrokiem widziałaby perspektywę. Ale nie widzi. Mają wychodzić na koniec życia i umierać w psychiatrykach? Po co ta Polska zniosła karę śmierci? Jej z karą śmierci byłoby łatwiej.

Nie byłoby mnie – powiedziała Lidii.

Tylko jego się boję – mówi Monika w uzupełnieniu tego, co kiedyś powiedziała Lidii. Z pięć lat już będzie, jak się nie widziały, zaraz cztery miną, odkąd umarła. Myśli o Krzysztofie O. Choć dostawał kolejne wyroki za handlowanie ludźmi, teraz media o nim milczą, jakby się zmówiły. Ale on czeka gdzieś przyczajony, by zrobić jej krzywdę. Zemścić się za Jolkę. Takie lęki chodzą Monice po głowie. Może więc lepiej zostać tutaj? Za murem, gdzie codzienną żałobę po sobie ma już oswojoną. Gdzie czas nie rusza się z miejsca. Gdzie ludzie są koło niej non stop. Od ćwierć wieku nie była sama ani przez moment. A chciałaby pobyć sama. W łazience, w domu, na spacerze. A jak z ludźmi, to z takimi, którym można wierzyć. W więzieniu nikomu nie ufa. Plotki, pomówienia, donosy. Słowa to tutaj sprawdzona forma przemocy. Słowa spychają człowieka w coraz większe opuszczenie. Jej rozpaczą zarządza Służba Więzienna, tak jak niemal każdym ruchem, myślą, oddechem.

Czy żyć tam, gdzie czas pędzi i ucieka? Już go nie dogoni. Czy tam nie będzie bardziej bezbronna? Tam czeka na nią mściciel. Ale i rodzice. Gdy siedzisz w więzieniu, tylko im wierzysz, za nimi tęsknisz. Za budzeniem przez mamę. Za miłością. Za spotkaniami z bratem, z jego rodziną. Za przyjaciółmi, oni odpłynęli, zniknęli w czasie. Czy ktoś z nich do niej wróci? Czy będzie ich szukała? Za spacerem z psem tęsknisz. Za chodzeniem po plaży gołymi stopami, za wiatrem, słońcem, gwiazdami. Za zjedzeniem czegoś, na co ma się ochotę. Choć nie za jedzeniem się tęskni, raczej za atmosferą przy stole. Za ciastem mamy. Za kąpielą w wannie, za siedzeniem w fotelu. Za kilkoma parami butów. Za mieszkaniem w pokoju, w którym nikt inny nie mieszka. Za zgaszeniem światła o dowolnej porze. Za pracą. Za bieganiem.

Chciałaby nawiązywać nowe relacje. Zadzwonić z komórki. Napisać SMS-a, odebrać. Umówić się na spotkanie z koleżanką. Pojechać w odwiedziny. Metrem. Telefonem zapłacić za bilet w automacie. Albo aplikacją. Opowiadali jej, co to apka. Pójść do kawiarni. Zrobić zakupy w galerii handlowej i nie zwariować. Włączyć komputer, napisać kilka zdań, wysłać mail. Założyć profil na Facebooku, zrozumieć, co to sieć, umieć się w niej zachować. Zrozumieć, co się dookoła dzieje. Kim są ludzie, którzy jadą tramwajem, idą Marszałkowską?

Gdybym uderzyła Jolkę, wiedziałabym, za co tyle siedzę – mówi Monika w uzupełnieniu tego, co kiedyś powiedziała Lidii. Przez pierwsze piętnaście lat tak myślała, taki miała żal o niesprawiedliwość. Tylko co z tego, że nie uderzyła? W końcu zrozumiała sens tego pytania. Sama, bez niczyjej pomocy. Że gdyby wtedy tam z nimi nie poszła, dziś Jolka by żyła. Bo może i koledzy by tam nie poszli. Żyłaby. W welonie ją pochowali, Krzysztof O. płakał tak po gazetach. Ale to nieprawda.

A potem myśl, że umrze w więzieniu. Boi się tego od czasu do czasu. A o rodziców codziennie. Im bardziej chorują, tym bardziej chce wyjść. O rodziców? Czy jednak o siebie? Sama powiedziała, że jeśli ich zabraknie, to w więzieniu nie wytrzyma ani dnia dłużej. Że lina. Oni muszą żyć tam, żeby ona przetrwała tutaj. Naczynia połączone. Gdyby siostra Jolki zgodziła się ją odwiedzić, to zaprasza. Powie jej, pewnie ze strachem, ze wstydem, ale powie, dlaczego chce wyjść. Tak, zdaje sobie sprawę, że i mama Joli na starość pragnęłaby opieki najmłodszej córki. Myśli i o tym. Nie chciałaby, aby śmierć Jolki poszła na marne. I to jej siedzenie. Dwadzieścia sześć lat mija. Nawet jak wyjdzie, to więzienie pójdzie za nią. Z więzieniem zostanie. Z piętnem. Za swoją winę będzie płacić do końca. To niech przynajmniej będzie z tego jakieś dobro. Może do poprawczaków będzie chodzić, tak widzi swoją przyszłość, jakaś fundacja ją tam wyśle do pracy za darmo. Będzie ratować nastolatków, których już zło musnęło. Będzie o tamtym styczniowym popołudniu im mówić, o spotkaniu w szkolnym sklepiku, o Gołębiu, o Yogim, o sarnie na drodze, o windzie na dziesiąte, o Jolce, która otworzyła drzwi mieszkania numer 32, witam, uśmiechnęła się, wejdźcie. Jeszcze wtedy mogła ocalić i ją, i siebie.

Monika Osińska – pierwszy w Polsce człowiek skazany na karę dożywotniego więzienia, który wychodzi na przedterminowe warunkowe zwolnienie.

Okładka książki Wojciecha Tochmana "Historia na śmierć i życie"
Okładka książki Wojciecha Tochmana "Historia na śmierć i życie"

© Wojciech Tochman „Historia na śmierć i życie” – fragmenty książki, która nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazuje się w czerwcu 2023.

Wojciech Tochman, (1969) reporter, autor głośnych książek m.in.: „Schodów się nie pali”, „Jakbyś kamień jadła”, „Bóg zapłać”, „Dzisiaj narysujemy śmierć”, „Pianie kogutów, płacz psów”.

;

Udostępnij:

Włodzimierz Nowak

Reporter, kulturoznawca, autor „Obwodu głowy”, „Serca narodu koło przystanku”, „Niemca. Wszystkich ucieczek Zygfryda” oraz dwóch wywiadów książkowych: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania” (współautor Violetta Szostak) i "Onyszkiewicz. Bywały szczęśliwe powroty" (współautor Violetta Szostak). Przez kilka lat kierował magazynem reporterów „Duży Format”. Autor Studia DF – cyklu rozmów wideo z reporterami. Finalista Nike. Laureat niemieckiej Nagrody Kulturalnej im. George Dehio, Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2009 i Nagrody SDP im. Kazimierza Dziewanowskiego (2005) za cykl reportaży z Białorusi. W Teatrze Jaracza w Olsztynie prowadzi studium reportażu.

Komentarze