„Największą chorobą naszych czasów stał się literalizm – tendencja do ograniczającej myślenie dosłowności. Pierwszym jej objawem jest brak zdolności do rozumienia metafory, potem pauperyzacja poczucia humoru" – ważne słowa Olgi Tokarczuk na pogrzebie prof. Marii Janion
Olga Tokarczuk nie dotarła do Warszawy na pogrzeb prof. Marii Janion. Rozchorowała się. Na wzruszającej uroczystości jej słowa przeczytała Kazimiera Szczuka, przyjaciółka i uczennica zmarłej.
Janion, wybitna literaturoznawczyni i wychowawczyni pokoleń badaczek i badaczy, zmarła w Warszawie 23 sierpnia w wieku 93 lat. Przez kilkadziesiąt lat pracowała w Instytucie Badań Literackich PAN, była także związana z Uniwersytetem Warszawskim oraz Uniwersytetem Gdańskim. Napisała ponad 20 książek.
Jej prochy złożono w piątek 4 września w Alei Profesorskiej na Wojskowych Powązkach. Uczennice i przyjaciółki Zmarłej stanęły przy urnie w milczącym hołdzie, trzymając litery napisu „My z niej wszystkie". Żegnali ją przedstawiciele władz Warszawy, gremiów naukowych, przyjaciółki i przyjaciele.
Wypowiedź polskiej Noblistki na pogrzebie jednej z najważniejszych polskich intelektualistek XX i XXI wieku jest o wiele krótsza od jej słynnego już wykładu noblowskiego. Ale jak „czuły narrator" z tego ostatniego, tak „literalizm", o którym Tokarczuk mówi tym razem, jest sformułowaniem otwierającym drogę do ważnych interpretacji współczesnej Polski i świata.
Poniżej publikujemy cały tekst pożegnania.
Wielu ze zgromadzonych na tym pożegnaniu Nauczycielki i Mistrzyni było jej uczennicami i uczniami. Mieliście z nią kontakt, chociaż - jak wielu z was wspomina – trochę przed nią drżeliście.
Ja rozmawiałam z nią tylko dwa razy w życiu. Przy czym ten drugi raz – śpiewem.
Jednak, kiedy w późnych nastoletnich czasach trafił mi w ręce pierwszy tom „Transgresji", Maria Janion weszła do mojego życia i pozostała w nim na zawsze. W jakimś sensie więc, jak wielu, bardzo wielu czytelników, którzy nie mieli szczęścia jej poznać, także byłam uczennicą Marii Janion i także brałam udział w Waszym seminarium. Wprawdzie daleko od Gdańska, chociaż po fakcie i biernie, to jednak bardzo intensywnie.
Potem wybłagiwałam u znajomego księgarza kolejne tomy (bo książki były kiedyś towarem bardzo pożądanym i trudno dostępnym, co przypominam młodszym) i wytrwale czekałam na wszystko, co napisała. Myślę, że jej książki mnie kształtowały; może nawet zmieniły moje życie.
Zostawiła mi przekonanie, że najlepszym sposobem zrozumienia i poznania świata jest jego nieustanne interpretowanie, zaglądanie w głąb i czytanie na wielu poziomach. Że w całej jego złożoności jesteśmy w stanie go ogarnąć, tylko poszukując różnych punktów widzenia.
Największą chorobą naszych czasów stał się literalizm – tendencja do ograniczającej myślenie dosłowności. Pierwszym jej objawem jest brak zdolności do rozumienia metafory, potem pauperyzacja poczucia humoru. Towarzyszy jej skłonność do wydawania ostrych, pochopnych sądów, nie toleruje niejednoznaczności, nie rozumie ironii i – w końcu – powoduje powrót dogmatyzmu i fundamentalizmu.
Literalizm nie rozumie ani literatury, ani sztuki i jest gotowy ciągle pozywać twórców do sądu za obrazę uczuć. Literalista bowiem w swoim upośledzeniu popada w zamęt emocjonalny, nie potrafiąc umieścić tego, czego doświadcza, w jakimś szerszym, głębszym kontekście.
Literalizm kompromituje religię, ponieważ jednowymiarowo traktuje prawdy objawione, nie zdając sobie sprawy z ich kontekstowości. Literalizm niszczy zmysł piękna i sensu, przez co nie pozwala tworzyć uważnej i pogłębionej wizji świata. Jego największym grzechem jest nietolerancja i traktowanie wszystkiego, co odstępuje od przyjętej gdzieś-kiedyś-przez kogoś normy, jako moralnie złego, grzesznego, zasługującego na potępienie, a nawet karę. Literalizm zamyka więc horyzonty. Zamyka ludzkie umysły.
Człowiek cierpiący na literalizm widzi wszystko wyosobnione, bez kontekstów oraz relacji i na nieszczęście swoje, i innych, traci zmysł syntezy niezbędny do przeżywania świata w pełni i wielowymiarowo. Myślę, że w świecie znaków, sensów i fantazmatów rzadko mamy do czynienia z albo-albo. Tego nauczyłam się od Marii Janion.
Cieszę się, że na osiemdziesiąte urodziny mogłam zaśpiewać jej w prezencie galicyjską ludową pieśń i że zobaczyłam wtedy na jej twarzy uśmiech.
Komentarze