0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plTomasz Pietrzyk / Ag...

Eksploatacja lasów przez Lasy Państwowe, krytykowana dotychczas przez grupy zaangażowane w ochronę dzikiej przyrody, stała się w ostatnich latach przedmiotem publicznej debaty.

Mapa „Zanim wytną Twój las”, opublikowana w 2021 roku przez Fundację Lasy i Obywatelki, obnażyła skalę planowanych wycinek, wywołując oburzenie i mobilizację. Zagrożona okazała się nie tylko pradawna puszcza – to poruszyło opinię publiczną kilka lat wcześniej, wraz z głośną obroną Puszczy Białowieskiej.

Tym razem chodzi także ten las, do którego można wyskoczyć na grzyby czy pobiegać przed pracą.

Wraz z żywym jeszcze wspomnieniem wprowadzanych rok wcześniej ograniczeń wstępu na tereny leśne (mowa tu o niefortunnym zarządzeniu z 2020 r. związanym z profilaktyką Covid-19), wizja znikających drzew wywołała mobilizację na dużą skalę. Pierwsza akcja inicjatywy „Wspólny las” zgromadziła kilkadziesiąt wydarzeń w terenie.

Aktywność tej i podobnych grup nie pozostawia wątpliwości, że społeczeństwo coraz uważniej patrzy Lasom Państwowym na ręce. Pamiętając, że Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe nie jest włodarzem lasu a wypełnia powierzoną tej instytucji służbę, coraz częściej sprawdzamy, czy czyni to zgodnie z prawem. Las Mokrzański pod Wrocławiem, Kleszczowskie wąwozy pod Krakowem - lokalne inicjatywy domagają się dopuszczenia do głosu i gwarancji bezpieczeństwa dla tych lasów, które są im najbliższe.

Tymczasem Lasy Państwowe, choć uderzają w nie gromy, z niezachwianą pewnością przekonywały, że ich ekspertyza i działania – z wyrębem włącznie – są warunkiem przetrwania ekosystemu leśnego. Do czasu.

Najnowsze posunięcia LP zdają się zwiastować odwrót od intensywnej eksploatacji i wyjście naprzeciw oczekiwaniom społecznym.

Takie deklaracje zawarte są w zarządzeniu podpisanym na początku lipca przez dyrektora Kubicę. Dlaczego więc aktywiści/tki są sceptyczni? Dotychczasowe doświadczenia nie budują zaufania, a konstrukcja dokumentu uzasadnia podejrzenia, że nie wszystkie założenia będą egzekwowane.

Zupełnie nowy sposób gospodarowania

Zarządzenie, o którym mowa, to efekt wielomiesięcznej pracy zespołu, który miał wypracować nowe zasady kształtowania lasów podmiejskich. Skąd potrzeba zmiany? Lasy nie od dziś wiedzą, że ich wizerunek się chwieje.

Lawinowy wzrost pozyskania drewna (od 20 mln m3 w 1990 roku do 49 mln w 2019), prace prowadzone bez zatwierdzenia Planów Urządzania Lasu (na powierzchni aż 10 proc. lasów publicznych), wycinki na najcenniejszych przyrodniczo obszarach, ignorowanie okresów lęgowych, zniszczenia wywołane transportem drewna, afery finansowe - lista zarzutów jest długa i składa się na obraz instytucji, której priorytetem jest zysk finansowy, nie dobro zasobów, które zostały jej powierzone.

Gimnastykują się więc na różne sposoby, by to zmienić. Wydają fortunę na produkcje telewizyjne, edukują, tworzą podcasty. Rozwijają ofertę turystyczną i zapraszają do nocowania w lesie. Presja społecznej kontroli nad pracami leśnymi jednak nie spada. W maju, gdy w Poznaniu powołane zostaje Regionalne Forum o Lasach pod hasłem „Lasy warte dialogu”, pojawiły się obietnice zmian, wiążących deklaracji jednak brakuje.

Wreszcie, 5 lipca, Lasy Państwowe przedstawiają swoją propozycję: lasy o zwiększonej funkcji społecznej.

Konferencja inaugurująca nowe regulacje nie wygląda spektakularnie: biorą w niej udział Dyrektor Generalny LP Józef Kubica oraz minister Edward Siarka, pytania zadaje tylko jeden dziennikarz. Padają tu jednak górnolotne słowa. „Chcemy rozmawiać, chcemy współpracować”. – zapewnia Kubica. To wielki krok naprzód” – dodaje i obiecuje, że „odchodzimy od zrębów zupełnych” [całkowitych wycinek].

Co to znaczy w praktyce? „Wytyczne do zagospodarowania lasów o zwiększonej funkcji społecznej” dotyczą lasów intensywnie użytkowanych rekreacyjnie, terenów leśnych w bezpośrednim sąsiedztwie ośrodków wypoczynkowych i lasów uzdrowiskowych. Przedmiotem ustaleń nie jest sama ochrona przyrody lecz również sposób zarządzania nią.

Konkretne obszary mają być wyznaczone przez nadleśnictwa, jednak proces ich kształtowania uwzględnia partycypację

– powołane zostaną tzw. zespoły lokalnej współpracy. Będą decydować o sposobie korzystania z lasów – we wskazanych miejscach funkcja społeczna ma być priorytetowa a użytkowanie gospodarcze znacznie ograniczone.

Lasy ogłaszają z fanfarami, że nie będą już łamać prawa?

„Zespoły lokalnej współpracy” nie spełnią swojej funkcji bez zaufania i zaangażowania strony społecznej. Rozmawiam więc z osobami aktywistycznymi, które regularnie interweniują w sprawach leśnych. Jak oceniają dokument?

„To dla mnie wciąż ten sam język leśny” – krytykuje dokument Anna Treit, inicjatorka akcji „Wspólny las” i dodaje, że nie wierzy w nagły społeczny zwrot. Ten język leśny to taki sposób komunikacji, na którym zawiodło się już wiele osób aktywistycznych. Mówi o tym wydany przez grupę „Lasy i obywatele” poradnik „Jak rozmawiać z leśnikami_czkami” – ostrzega przed manipulacją i wykorzystaniem pozycji autorytetu przez osoby związane z LP. Liczne sytuacje, w których obietnica wysłuchania głosu społecznego okazała się fałszywa skutkują ograniczonym zaufaniem.

Z kolei Mikołaj Talarczyk, poznański koordynator projektu „Centrum wsparcia leśnych grup strażniczych”, podkreśla, że deklaracje Lasów Państwowych nie wprowadzają wcale nowych regulacji. Jaki z tym problem? Otóż prezentowanie ich jako nowości, wręcz zmiany paradygmatu stawia pod znakiem zapytania prawidłowość dotychczasowych działań. „Wytyczne, o których mowa w konferencji są w polskim prawodawstwie od 30 lat – mówi Talarczyk.

W lasach ochronnych nie wolno stosować pewnych rodzajów rębni [cięć]”.

Czy to znaczy, że Lasy Państwowe opowiadają na nowo o tym, do czego i tak są zobowiązane? A może zdradzają, że nie wypełniały do tej pory swoich obowiązków ochronnych, lecz teraz godzą się nie łamać już prawa? Doniesienia o nieprawidłowościach są formułowane z wielu stron.

Prof. Władysław Polcyn, przewodniczący komitetu „Moratorium dla drzew w lasach ochronnych Poznania”, nie waha się postawić oskarżenia. „Nasi eksperci zebrali dowody, że na terenie użytku ekologicznego Darzybór doszło do naruszania prawa” – twierdzi. Wyjaśnia, że w lasach ochronnych zręby zupełne (czyli całkowite wycięcie danego fragmentu) wolno wykonywać wyłącznie na siedliskach oznaczonych jako najsłabsze, a te są dokładnie zdefiniowane i oznaczone na mapach Biura Urządzania Lasu. Tymczasem gdy nałożymy na siebie mapę siedlisk w dobrym stanie i mapę wykonywanych rębni zupełnych łatwo zauważyć, że wiele fragmentów nakłada się. Dane publikowane przez same lasy pozwalają więc odkryć, że prawo nie jest przestrzegane.

Rzecznik LP ma swoją odpowiedź na to oskarżenie: broni zasadności wycinki i argumentuje jej przeprowadzenie koniecznością przebudowy składu lasu (zmiany składu gatunkowego, eliminacji gatunku obcego - czeremchy amerykańskiej).

[tab tekst "Zobacz całą odpowiedź LP na oskarżenie prof. Polcyna"]

Cytuje Pani stwierdzenie, jakoby Lasy Państwowe wielokrotnie naruszały prawo, nie popierając tego stanowiska sentencją sądu, z pojedynczym przykładem, który nie stanowi naruszenia prawa.

Owszem rozporządzenie Ministra Ochrony Środowiska (1992) dotyczące lasów ochronnych zakłada ograniczanie stosowania zrębów zupełnych do najsłabszych siedlisk leśnych. Dlatego na obszarze użytku ekologicznego Darzybór zaplanowano przede wszystkim cięcia złożone (tj. takie, w przypadku których nie dochodzi do całkowitego odsłonięcia powierzchni w jednym momencie). Cięcia zupełne zostały zaplanowane natomiast na siedliskach najsłabszych, dodatkowo opanowanych przez czeremchę amerykańską. Te cięcia to element przebudowy drzewostanu – zmiany obecnego, monolitycznego składu gatunkowego w kierunku zróżnicowanego (pięć gatunków drzew w miejsce jednego) oraz eliminacji obcej naszym lasom czeremchy amerykańskiej.

Polcyn zapytany o ocenę nowych wytycznych, wyraża się więc stanowczo:

„deklaracje są słuszne, ale w rękach niewłaściwych osób. Najpierw musi odbyć się weryfikacja, czy nie doszło do nieprawidłowości”.

Czego zabrakło?

A gdyby zakładać dobre intencje, czy ten dokument miałby sens? – próbuję dopytywać.

Być może.

Zdaniem Anny Treit wytyczne w obecnym kształcie to rozpoczęcie dyskusji, na pewno nie skończony dokument. Czego zabrakło? Przede wszystkim strony społecznej. Nad współpracą zastanawia się tu wyłącznie jedna ze stron.

"Ten zespół powinien pracować nad transparencją, tymczasem nikt o nim nie wiedział. Prace nie były z nikim konsultowane. A kto w nim pracował? Leśnicy i naukowcy bezpośrednio z nimi związani. A socjolodzy, specjalistki od polityk publicznych, praktycy partycypacji? Taki zespół powinien być interdyscyplinarny"– tak punktuje błędy Marta Jagusztyn z Fundacji Lasy i Obywatelki.

Polcyn i Talarczyk krytykują sposób informowania o zasadach zarządzania lasem. Mnogość rozporządzeń i instrukcji zamiast wysiłku włożonego w przybliżanie ich treści utrudnia zrozumienie procesów zachodzących w Lasach Państwowych. W dotychczasowych praktykach konsultacyjnych Polcyn widzi celowe utrudnianie porozumienia i przypomina sytuacje, które nazywa wręcz konspiracją konsultacyjną – spotkania bywają ogłoszone z bardzo krótkim wyprzedzeniem, w godzinach pracy, w okolicach świąt.

Współpracy nie służy też język, jakim posługują się Lasy Państwowe. Rębnia, zrywka, PUL – gdybym pozostawiła te terminy bez wyjaśnienia w tekście, byłby zrozumiały tylko dla niektórych. Leśnicy tymczasem chętnie operują terminologią specjalistyczną.

Choć istnienie żargonu jest właściwe dla wielu profesji, to celowe używanie go w taki sposób, by uczynić wypowiedź mniej przejrzystą niekiedy wygląda na celowe.

W dokumencie trudno też doszukać się sposobów egzekwowania założeń. Jak nadleśnictwa będą motywowane do prowadzenia konsultacji i wdrażania proponowanych rozwiązań? Jakie będą kryteria oceniania efektów? Czy leśnicy dalej będą rozliczani tylko z wyników gospodarczych? Dopytuje Jagusztyn. Nie wiadomo, jak nadleśnictwa mają podejmować decyzje. „Nie chciałabym, żeby to spadło na leśników – niepokoi się Treit. To trochę jak z pandemią, gdy dyrektor miał decydować kiedy zamknąć szkołę”. Kompletny dokument musi zawierać procedury i kompetencje poszczególnych członów zespołu i szczebli struktury LP.

Nie przewidziano też specjalnego miejsca w zespole dla przyrodników ani nie została określona rola środowiska naukowego. A przecież nie chodzi tylko o mieszkańców i leśników.

Kształt lasu – co do tego zgadzają się wszyscy, z którymi rozmawiam – powinien być efektem współpracy wielu stron.

Należą do nich także m.in. osoby pracujące w Zakładach Urządzania Lasu – przypomina Jagusztyn. Zaznacza, że ich punkt widzenia może być nieoczywisty – i one, jako podwykonawcy, nie zawsze są w dobrych stosunkach z LP.

Konsultacje, kontrola społeczna czy edukacja?

Przede wszystkim jednak brakuje przestrzeni do prawdziwego współdecydowania. „Lasy nie potrafią w partycypację” – jednoznacznie stwierdza Jagusztyn. „Leśnicy powinni dostać wsparcie, szkolenie. Są od tego ludzie, ale nie w LP” Ta instytucja musiałaby promować dialog – tego niestety nie robi”.

Zanim zaczniemy szukać rozwiązań, musimy upewnić się czy to do partycypacji dążą Lasy Państwowe? Z pewnością zauważają, że muszą coś zmienić. „Różne media dokuczają Lasom Państwowym. Poniekąd mają rację” – bije się w pierś dyrektor Kubica podczas konferencji prasowej inaugurującej nowe zasady.

Czy to spostrzeżenie będzie przyczynkiem do głębokich zmian, czy raczej retuszu wizerunku? O tym jeszcze trudno orzekać. Niestety, już analiza tej krótkiej wypowiedzi z 5 lipca stawia instytucję w niezbyt przychylnym świetle. „Konsultacje mają być elementem edukacyjnym” – bez ogródek deklaruje Kubica.

"Może się zdarzyć tak, że nie dojdziemy do porozumienia. Ale leśnicy spotykając się regularnie mogą przekazać na czym polega gospodarka leśna, jaką pełni rolę”. Chodzi tu o wielofunkcyjną zrównoważoną gospodarkę leśną – promowany przez PGL LP model, w myśl którego na każdym hektarze lasu mogą współwystępować trzy funkcje: przyrodnicza, społeczna i gospodarcza. Ta krytykowana przez przyrodników koncepcja sprawia, że nawet obszary chronione mogą podlegać planom związanym z pozyskaniem drewna.

Kontrowersje jeszcze się nie kończą. Same konsultacje, czyli społeczny głos doradczy, który jednak pozostanie niewiążący, nie wystarczą. Posłużą raczej rozładowaniu napięć społecznych, nie prawdziwej zmianie.

„Trzeba zagwarantować kontrolę społeczną. Nie można być sędzią we własnej sprawie” – apeluje Polcyn. Zaznacza, że to jest sytuacja konfliktu interesów, a więc jedna strona nie może być stroną decyzyjną. Wspólnym postulatem grup leśnych jest wprowadzenie instytucji arbitrażowej, która byłaby organem kontrolnym wobec Lasów Państwowych. Bez tego obywatele i samorządy nie mogą egzekwować przestrzegania prawa.

Czy można inaczej?

Gdy pytam, czy projekt wytycznych jest do wyrzucenia, aktywistki/ci zaprzeczają. Choć nie jest jeszcze tym, do czego dążą, może okazać się kartą przetargową. Wiedzą, że to rozwiązania PR-owe. Z zadeklarowanej ochrony i konsultacji będzie trzeba się wywiązać. „Na pewno będziemy śledzić wdrażanie nowego zarządzenia w nadleśnictwach, monitorować co działa, a co nie i jakie powstają problemy. To możemy obiecać. Gdyby Lasy chciały z nami porozmawiać o tym jak widzimy współdecydowanie o lasach publicznych, bardzo chętnie to zrobimy” – deklaruje Jagusztyn. Polcyn i Talarczyk przytaczają opracowaną przez dr. inż. Dana Wołkowyckiego „Kartę Lasów Ochronnych”, która zawiera szczegółowe rekomendacje oparte o istniejące od 30 lat przepisy i zarządzenia.

Także przechodząc do nowych praktyk nie musimy wyważać otwartych drzwi. „Dyrektor RDLP w Poznaniu sam zaprosił na „Regionalne Forum o lasach” przedstawicieli lasów miejskich z Zurychu i Karlsruhe” – przypomina Polcyn. Zwraca uwagę, że tamtejsi leśnicy oświadczyli, że spędzają 95 proc. swojego czasu na konsultacjach ze społecznością, nie w biurze czy lesie. Czy tu należy szukać wzoru dla nowych polskich modeli działania? Z pewnością warto przyjrzeć się też tym staraniom, które skończyły się niepowodzeniem – jak próba stworzenia „Lasu Modelowego” w Nadleśnictwie Oborniki. To tam, nad rzeką Wełna, nad zagospodarowaniem lasu pochylili się wspólnie leśnicy, mieszkanki, aktywiści i przedsiębiorczynie. Jak opowiada Ula Małecka, antropolożka badająca tę inicjatywę, mimo dużego zaangażowania niektórych aktywistów, część mieszkańców nie czuła się wzięta pod uwagę. To jeszcze nie to. Możliwe jednak, że ewaluacja takich właśnie projektów może przynieść wnioski o tym co działa, a czego lepiej unikać w planowaniu partycypacji.

Nastroje nie są entuzjastyczne, co do tego zgadzają się wszyscy moi rozmówcy. Jagusztyn przestrzega przed pułapkami: „Są pewne proste zasady partycypacji. Gdybyśmy ich przestrzegali bylibyśmy o wiele dalej. Ale to wymaga poważnego podejścia. To nie może być wyłącznie zagadnienie PR-owe”.

"Jest jeszcze wielka praca przed nami do wykonania” – zapowiada Treit. Wygląda na to, że kolejne kroki Lasów, Regionalnych Dyrekcji i nadleśnictw będą ściśle monitorowane. Wiemy już, że w dalszej części roku możemy spodziewać się rozporządzenia ministra Klimatu i Środowiska w sprawie dobrych praktyk w zarządzaniu lasami. Zasady dotyczące lasów o zwiększonej funkcji społecznej wchodzą w życie z dniem 1 września.

O odpowiedź na powyższą ocenę poprosiliśmy Lasy Państwowe.

LP: “Jeśli ktoś już na tym etapie, nie mając przecież żadnych doświadczeń z realizacją tych wytycznych, twierdzi, że to „zabieg wizerunkowy”, to najprawdopodobniej brak mu dobrej woli” - ocenia rzecznik LP Michał Gzowski. Zaznacza, że potrzeba przecież czasu na przygotowania, szkolenia i wdrożenie. Można więc wnioskować, że zasięgnięcie rady u aktywistek wciąż jeszcze może nastąpić.

Ocena, którą Pani przedstawia, dziwi. Dlatego, że zasady dotyczące lasów o zwiększonej funkcji społecznej wchodzą w życie z dniem 1 września. Od momentu ich podpisania i ogłoszenia potrzebujmy czasu na wewnętrzne wdrożenie, szkolenia przygotowanie się do realizacji, m.in. wdrożenia zasad społecznej partycypacji. Jeśli ktoś już na tym etapie, nie mając przecież żadnych doświadczeń z realizacją tych wytycznych, twierdzi, że to „zabieg wizerunkowy”, to najprawdopodobniej brak mu dobrej woli. Przypomnę, że partycypację społeczną na etapie tworzenia planów urządzenia lasu zapewnia ustawa o udostępnianiu informacji o środowisku (z 3 października 2018 roku).

Projekty planów są poddawane konsultacjom społecznym, na każdym etapie ich powstawania. Nadleśnictwa zamieszczają ogłoszenia, a do samorządów i zidentyfikowanych interesariuszy kierują zaproszenia. Wsparciem tego procesu będą Zespoły Lokalnej Współpracy, które mają być angażowane nie tylko na etapie konsultowania projektu planu, ale także na etapie prowadzenia prac. Nasze doświadczenia pokazują brak frekwencji i uwag (również ze strony obecnych), gdy konsultujemy plan, a następnie zastrzeżenia, gdy przychodzi do realizacji zadań z planu.

Dziś Lasy Państwowe stoją na rozdrożu: mogą okopywać się na pozycji ekspertów lub z szacunkiem zaprosić do współdecydowania innych. By to zaproszenie było wiarygodne, muszą jednak rzetelnie spojrzeć wstecz, rozliczyć się z nieprawidłowości i zgodzić się na to, by głos społeczny służył nie tylko konsultacji, a miał realny wpływ na podejmowane decyzje. Czy są na to gotowe?

;

Udostępnij:

Krystyna Lewińska

Antropolożka i aktywistka, związana z organizacjami pozarządowymi i nieformalnymi kolektywami w obszarze sprawiedliwości klimatycznej i ochrony dzikiej przyrody. Zajmowała się edukacją globalną, prawami człowieka i pedagogiką ulicy.

Komentarze