0:00
0:00

0:00

„Same tylko nadmiarowe zyski… przekraczające średnią z ostatnich lat, o tak powiedzmy precyzyjnie, zyski z ropy i gazu małego, pięciomilionowego państwa, jakim jest Norwegia, przekroczą sto miliardów euro” – powiedział premier Mateusz Morawiecki podczas Ogólnopolskiego Kongresu Dialogu Młodzieżowego. I apelował do zebranych: „Piszcie do waszych młodych przyjaciół w Norwegii: oni powinni się podzielić tym nadmiarowym, gigantycznym zyskiem. Drodzy Norwescy przyjaciele, to nie jest normalne. To nie jest sprawiedliwe. To jest również żerowanie, niechcący oczywiście, to nie jest wina Norwegii – wojna na Ukrainie. Ale to jest pośrednie żerowanie na tym, co się dzieje”.

Spotkanie trwało prawie półtorej godziny, do debaty publicznej przebiło się zaledwie te 40 sekund. Wśród komentatorów dominowało oburzenie. Czy słuszne? Spróbujmy krok po kroku prześledzić, o jakie 100 mld chodzi, dlaczego premier domaga się, by Norwegia się tymi pieniędzmi dzieliła i jak rzutuje to na stosunki polsko-norweskie.

Surowce Norwegii

Na początek spójrzmy, o jakich pieniądzach mowa. Norwegia posiada spore złoża surowców energetycznych – ropy i gazu. Jest w pierwszej dziesiątce czołowych eksporterów ropy na świecie, w czołowej piątce w przypadku gazu. W przypadku ropy w 2020 roku Norwegia wyeksportowała około cztery razy mniej niż Arabia Saudyjska, trzy razy mniej niż druga Rosja. Gazu natomiast wyeksportowała niecałe dwa razy mniej niż zajmująca pierwsze miejsce Rosja.

Ale skalę można też ustawić inaczej. Rosjan jest prawie trzydzieści razy więcej niż Norwegów. Jest więc możliwość, by dochody z eksportu rozdysponować zupełnie inaczej. Norwegom wpływy z eksportu surowców energetycznych (w 2019 roku 48 proc. całego eksportu) pomogły zbudować dostatnie, ale też egalitarne społeczeństwo, co jest raczej wyjątkiem niż regułą w przypadku kopalnianych potęg. Rosji starczyło tylko na budowę militarystycznego i autorytarnego państwa z garstką miliarderów blisko Kremla i milionami skrajnie ubogich.

Rosja wydaje, Norwegia inwestuje

Budżet rosyjskiego państwa w dużej mierze opiera się na wpływach z eksportu surowców, przez lata było to około 40 proc. Norwegowie obrali inną drogę i stworzyli potężny fundusz, który w założeniu ma zabezpieczyć przyszłość kolejnych pokoleń obywateli Norwegii.

Norweski Rządowy Globalny Fundusz Emerytalny jest dziś wart około 11,7 biliona koron norweskich (około 1,15 biliona euro), choć bywał wart już ponad 12 bilionów koron. Dla przypomnienia, bo przecież tak dużych liczb używamy rzadko – bilion to tysiąc miliardów. Mówiąc krótko – Norwegowie środki ze sprzedaży surowców energetycznych inwestują, by zabezpieczyć się na moment, gdy te surowce się skończą. Na stronie funduszu możemy przeczytać, że w Norwegii panuje ponadpartyjny konsensus co do sposobu zarządzania funduszem, a coroczny budżet kraju korzysta z niego przy wydatkach, ale to źródło stanowi poniżej 20 proc. wszystkich potrzeb.

Dlaczego to ważne? Bo do tych pieniędzy odnosił się właśnie premier Morawiecki. 100 mld euro, o których mówi premier to rzeczywiście spora część wartości funduszu. Morawiecki argumentuje: skoro pośrednio zarabiacie na wojnie w Ukrainie – bo wzrosły ceny surowców, a więc i wasze dochody – to powinniście się tymi zyskami podzielić.

Problem w tym, że Morawiecki nie przekazuje tutaj pełnego obrazu sytuacji.

Zyski na eksporcie, straty na giełdzie

"Choć w wyniku wojny w Ukrainie rzeczywiście wzrosły dochody Norwegii z ropy naftowej, to wartość funduszu, który pieniędzmi zarządza i dysponuje, spadła o około 550 mld koron norweskich od początku roku. Częściowo wpływ mają na to spadki na giełdzie" – powiedział sekretarz stanu norweskiego MSZ Eivind Vad Petersson w odpowiedzi na pytanie norweskiego portalu internetowego VG.

Petersson podkreślił też, że Norwegia „znacząco przyczyniła się do wsparcia Ukrainy, a w przyszłości zrobi znacznie więcej” oraz przypomniał, że norwescy konsumenci również odczują wzrosty cen, więc podwyżka nie jest dla Norwegii tylko i wyłącznie pozytywna.

Na początku maja prezes norweskiego funduszu Nicolai Tangen ostrzegał, że może on stracić w tym roku aż 40 proc. wartości na skutek zawirowań giełdowych. Tangen uznał, że fundusz będzie się w tym roku mierzyć z największym wyzwaniem w ostatnich 30 latach. Podkreśla to, że sytuacja dodatkowych zysków Norwegii nie jest taka prosta, jak mogłoby się wydawać.

Kto może zarabiać na surowcach

Wielu krytyków skupiało się na tym, że polski premier wtrąca się Norwegom w ich własne pieniądze. Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej. Nie mamy więc takich platform do omawiania problemów, jakimi są Parlament Europejski czy Rada Europejska. Niemniej pytanie o sprawiedliwszy podział dochodów z wydobycia surowców naturalnych jest w debacie publicznej obecne od dawna, również w Norwegii. Mówiła o tym choćby Berit Lindeman z Norweskiego Komitetu Helsińskiego w komentarzu dla wspomnianego już norweskiego portalu VG:

"Norwegia stoi przed poważnym wyborem: jak wydać te pieniądze". "Kiedy Ukraina jest bombardowana i miliony ludzi uciekają, musimy odejść od dyskusji w Norwegii o tym, na co powinniśmy wydawać pieniądze w Norwegii". Nawet już w kontekście wojny w Ukrainie pisał o tym np. amerykański tygodnik „Time” w tekście „Wojna w Ukrainie da Norwegii wiele pieniędzy. Niektórzy Norwegowie czują się z tym niekomfortowo”.

Wielu krytyków uznało jednak, że polski premier nie jest najlepszą osobą, by taką dyskusję w Polsce rozpoczynać. Dopóki nie będzie globalnego konsensusu, by takie zyski rozdysponowywać globalnie – a dziś do takiego rozwiązania jest bardzo daleko — decydują sami Norwegowie.

Tak się składa, że to właśnie Norwegowie będą decydować, ile Polska w kolejnych latach zapłaci za gaz.

Przeczytaj także:

Strategia negocjacyjna czy szukanie alibi?

"Jeśli pisowska władza zamierza negocjować kontrakt gazowy z Norwegią w sposób zaprezentowany wczoraj przez Mateusza Morawieckiego, bezpieczniej byłoby przekazać sprawę ministrowi Sasinowi. Ma sporo kopert na te listy do młodych Norwegów, a przy okazji wybiorą nam prezydenta" – napisał w niedzielę 22 maja na Twitterze Marek Belka, były premier w rządzie SLD.

Marek Belka trafia tutaj w samo sedno problemu z wypowiedzią premiera Morawieckiego. Wywoływanie debaty o sprawiedliwym podziale dochodów z surowców energetycznych nie jest polityczną zbrodnią. Ale niezależnie od tego, czy Polsce to się podoba, czy nie, Norwegia jest kluczowym partnerem w odchodzeniu od rosyjskich surowców. A Polska jest właśnie w trakcie negocjowania warunków, na jakich będziemy kupować gaz z Norwegii.

Ten nie będzie tani. Trudno liczyć na to, że wyjdziemy na plus w stosunku do rosyjskiego surowca (oczywiście ekonomicznie, bo politycznie uzależnienie surowcowe od Rosji było nie do obrony). Norwegowie, oferując nam dostawy przez Baltic Pipe, mają wyjątkowo mocną pozycję negocjacyjną. Są znani z rynkowej solidności, a nie mamy dziś wobec nich właściwie żadnej alternatywy.

Trwają więc kluczowe negocjacje dla naszego bezpieczeństwa energetycznego i dla ceny gazu w Polsce. Premier Morawiecki podminowuje naszą i tak niezbyt komfortową pozycję w tych negocjacjach, domagając się od Norwegii pieniędzy dla Ukrainy. A nie jest tak, że Norwegia Ukrainie pomaga. Np. pod koniec kwietnia Norwegowie zadeklarowali udział w brytyjskiej inicjatywie wspólnego zakupu broni dla Ukrainy. Od początku wojny Norwegowie znajdowali pieniądze na pomoc humanitarną. W rankingu wartości pomocy dla Ukriany - finansowej, miltarnej i humanitarnej - Norwegia jest 9. na świecie.

Niewykluczone, że Morawiecki zaczyna już szukać alibi, które pozwoli mu wyjaśnić wyborcom wzrost cen ogrzewania w przyszłym sezonie. Czy władza będzie powtarzać, że to wszystko przez tych Norwegów, żerujących na wojnie? Tak czy inaczej, krytyka Norwegów z pozycji moralnej wyższości słabo się broni jako strategia negocjacyjna — Polska nie jest Ukrainą, nie ma prawa wpadać w taki ton. Słowa premiera o Norwegach „żerujących” na wojnie są więc zupełnie niepotrzebne, a ostatecznie mogą nas drogo kosztować.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze