„To nie powinna być kwestia sporu politycznego” – mówi OKO.press dr Kassenberg, jeden z twórców programu, który ma pozwolić Polsce przejść do nowoczesnej energetyki. „Nasze dzieci i wnuki będą płacić za to, że my na czas nie dokonaliśmy transformacji energetycznej". Wszystkie partie polityczne dostały zaproszenie, by do niego przystąpić
Nawet jeżeli premierowi Mateuszowi Morawieckiemu uda się w tym roku powstrzymać wzrost cen prądu, pompując z budżetu 5 mld zł do firm energetycznych (stosowna ustawa została uchwalona w atmosferze paniki), to
problem rosnących kosztów energii pozostanie, dopóki Polska uzależniona jest od węgla.
Rozwiązanie ma Stowarzyszenie Eko-Unia, które wspólnie z partią Zielonych zachęca wszystkie ugrupowania polityczne do przyjęcia 11 zobowiązań, które mają uchronić Polskę przed katastrofą gospodarczą, a ludzkość przed ogromnymi zagrożeniami.
Przygotowało je grono wybitnych polskich ekspertów i naukowców:
Prof. Jan Popczyk, elektroenergetyk, b. prezes PSE, analityk i ekspert energetyki rozproszonej i transformacji gospodarki
Prof. Szymon Malinowski, fizyk, klimatolog, portal Nauka o Klimacie
Dr Andrzej Kassenberg, założyciel i wieloletni prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej
Marcin Popkiewicz, ekspert transformacji energetyki i ochrony klimatu, portal Nauka o Klimacie
Jak mówi OKO.press Radosław Gawlik z Eko-Unii, postulaty przedstawiono wszystkim partiom politycznym i otrzymały wstępną aprobatę całej opozycji. Mają także zwolenników w PiS, na razie wolą się jednak oni nie ujawniać.
Oto postulaty, wraz z krótką analizą problemów i możliwości z nimi związanych:
To cele nawet ambitniejsze niż te, która stawia sobie Unia Europejska. Jak podkreśla dr Andrzej Kassenberg, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju, nie uda się ich osiągnąć bez ponadpartyjnego porozumienia. „Naszych celów nie da się zrealizować, jeśli jedne ugrupowania będą podkopywać drugie. Powinna być co do nich zgoda, choć różne mogą być środki do ich osiągnięcia, w zależności od tego, kto rządzi”.
„Tak zrobiono kilka lat temu w Danii, Niemczech czy W. Brytanii. Cele na rok 2050 są przez wszystkie partie akceptowane” – mówi OKO.press.
Według Eurostatu, w latach 1990-2015 w Polsce zredukowano uzależnienie od paliw kopalnych z 99 do 91 proc.
Udział energii odnawialnej w konsumpcji energii elektrycznej w Polsce wyniósł w 2017 roku zaledwie 11 proc. - i zamiast rosnąć, obniżył się o 0,3 pkt proc. w stosunku do poprzedniego roku.
Skok jest jednak możliwy:
W Danii w ciągu 25 lat udało się ograniczyć udział paliw kopalnych w gospodarce z 91 do 69 proc. Tam od ponad 15 lat funkcjonuje porozumienie takie, jak to proponowane w Polsce.
W Niemczech, gdzie poczyniono olbrzymie inwestycje w OZE, ten udział to obecnie 38 proc., choć przemiany rozpoczęły się dopiero na początku XXI wieku. (Jednak niemiecki sposób odchodzenia od węgla budzi kontrowersje ze względu na jednoczesne zamykanie elektrowni jądrowych, podczas gdy elektrownie na węgiel brunatny mają się dobrze. M.in. dlatego Niemcy mają problem z redukcją emisji CO2. Niewątpliwie jednak skok udziału OZE w niemieckiej gospodarce jest imponujący).
Do 2030 roku z węgla zamierzają zrezygnować nawet Węgrzy (którzy jednak sami go nie wydobywają).
Rządowy plan PEP2040 zakłada jednak budowę nowych bloków na węgiel – w tym wielkiej inwestycji w Ostrołęce.
„Jeśli nie nastąpi porozumienie, będziemy mieli sytuację taką jak w przypadku wycofania się PiS z prosumenckich rozwiązań w sferze energetyki odnawialnej, za którymi sam głosował wspólnie z PSL i przeciw PO, gdy był w opozycji”.
Poprawka do ustawy o odnawialnych źródłach energii uchwalona 20 lutego 2015 miała zachęcać obywateli i małe firmy do bezpiecznego inwestowania w małe instalacje wiatrowe czy słoneczne, dając im możliwość sprzedaży prądu do sieci po stałych cenach.
Zdanie rządu zmienia się tutaj jak w kalejdoskopie: Plan Ministerstwa Energii dla energii i klimatu przesłany w końcu grudnia 2018 roku do Komisji Europejskiej stoi w sprzeczności z opublikowanymi zaledwie kilka miesięcy wcześniej założeniami PEP2040.
Z kolei program Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii „Energia Plus” zakłada powrót do modelu prosumenckiego – minister Jadwiga Emilewicz zapowiedziała 14 stycznia, że powstanie 50 tys. małych instalacji prądotwórczych.
Choć ten pomysł otrzymuje wstępnie pozytywne oceny ekspertów, to
energetyka wymaga planowania bardziej dalekowzrocznego, niż kilka miesięcy wprzód (co nie jest specjalnością rządu Morawieckiego).
Dr Kassenberg wskazuje też, że w pierwszej kolejności przed planowaniem powstania nowych źródeł energii jest szukanie obszarów, gdzie ją marnotrawimy, nieefektywnie użytkujemy – przede wszystkim w budownictwie, w istniejących i nowych budynkach. Szerzej o tym w omówieniu punktów 4 i 5.
Programy termomodernizacji i zwiększanie efektywności ogrzewania domów nie całkiem spełniają swoje funkcje. Roczna konsumpcja energii w polskich budynkach na metr kwadratowy to wciąż 173 kWh/m2/rok, gdy tymczasem średnia unijna wynosi 128 kWh/m2/rok. Budynek energooszczędny to 40 kWh/m2/rok.
„70 proc. budynków indywidualnych w Polsce nie jest ocieplonych lub są ocieplone niewłaściwie” – mówi dr Kassenberg.
Wielki rządowy program „Czyste powietrze”, obok Rodziny 500 plus i Mieszkania plus jeden z flagowych projektów PiS najprawdopodobniej upadnie. Jak przyznaje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" pełnomocnik premiera ds. programu Piotr Woźny,
Unia Europejska nie zamierza finansować wymiany domowych kotłów na takie, które korzystają z paliw kopalnych,
nawet jeżeli będą czystsze niż obecnie.
Z kolei podczas konferencji „W kierunku niskoemisyjnej transformacji” Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych w 2016 roku audytor energetyczny Ludomir Duda oceniał, że wiele działań organizowanych przez duże organizacje (spółdzielnie mieszkaniowe czy wspólnoty) było drogich, ale pozornych. Samo masowe okładanie budynków styropianem nie zawsze przynosiło oszczędności energii. O wiele lepsze efekty dawały rozwiązania oparte na OZE np. instalowanie pomp ciepła w indywidualnych budynkach.
Jednocześnie ponad 6 mln Polaków żyje w warunkach tzw. ubóstwa energetycznego.
Jak pisze Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych w opracowaniu „Sprawiedliwe podejście do zrównoważonego rozwoju”, to połączenie ubóstwa ekonomicznego z niską efektywnością energetyczną zamieszkiwanych budynków, domów jednorodzinnych czy starych budynków o dużej powierzchni. Problem dotyczy 1/3 mieszkańców wsi, w tym rencistów czy rodzin wielodzietnych.
To oni palą w piecach „kopciuchach”, to oni spalają w nich węgiel niskiej jakości lub wręcz śmieci.
Nie stać ich na dobrą termomodernizacje albo zakup efektywnych źródeł energii i ciepła, nawet przy dopłacie (która często wymaga pokrycia kosztów z góry albo przedstawienia ekspertyz i spełniania konkretnych biurokratycznych norm). Jak ich wesprzeć, zamiast pomstować na ich rzekomą nieporadność życiową? Dominik Owczarek przytacza tu opinię Marcina Piątkowskiego z Banku Światowego, który postuluje bezpośrednie wsparcie jako inwestycję w spójność i mobilność społeczną.
Mateusz Morawiecki, gdy jeszcze był ministrem, widział „koło zamachowe polskiej gospodarki” w elektrycznych samochodach. Jako premier obiecywał, że w 2025 roku po polskich drogach będzie jeździć milion proekologicznych elektrycznych aut. Spora część wyprodukowana w Polsce. Prototyp miał być gotowy w 2018 roku, a następnie trafić do masowej produkcji.
Pomijając problem obecnej produkcji prądu z węgla, sama elektromobilność nie wystarczy. To infrastruktura musi być planowana tak, żeby drogi czy parkingi były mniej potrzebne, a samochodów mogło być mniej.
Dotychczas polskie miasta rozlewały się bezładnie po przedmieściach,
gdzie z powodu taniej ziemi budują zarówno pojedyncze rodziny, jak i deweloperzy (którzy rzadko zainteresowani są wprowadzaniem efektywnych rozwiązań szerzej, niż wymaga określone normami minimum). Zapewnienie tam infrastruktury powoduje kolejne wydatki, które mogłyby być inwestowane w OZE.
Pomóc mogłoby planowanie przestrzenne, z którym Polska nie radzie sobie od transformacji, na co wskazuje Najwyższa Izba Kontroli. NIK podaje, że mniej niż 1/3 kraju objęta jest planami zagospodarowania.
Dlaczego? Dr Kassenberg mówi OKO.press, że samorządy nie mają obowiązku ich ustanawiać, a nawet
boją się je uchwalać, ponieważ zmiana przeznaczenia terenu wiązałaby się z koniecznością wypłat odszkodowań prywatnym właścicielom, a na to w budżetach nie ma pieniędzy.
„Jednocześnie miejscowe plany ograniczałyby władzę w gminie i mieście a tak administracja lokalna ma większą swobodę do podejmowania decyzji, nie zawsze w interesie publicznym” – mówi badacz.
Potrzebne byłoby zatem centralne rozwiązanie systemu odszkodowań albo stwierdzenie, że interes gospodarczy i środowiskowy może być ważniejszy, niż „święte prawo własności”. Na to się jednak nie zanosi. PiS uwielbia retorykę własności, a specustawą mieszkaniową (złośliwie określaną Lex Deweloper), która pozwala samorządom częściowo uchylać plany, wprowadza jeszcze większy chaos przestrzenny.
„To ogromny rynek. Trzeba wyprodukować materiały izolacyjne, zainstalować je, muszą być projektanci. Budujemy miejsca pracy, i to lokalnie” – dr Kassenberg wskazuje na gospodarczy potencjał rozwiązań na rzecz oszczędzania energii. „Połączmy to z odnawialnymi źródłami energii elektrycznej, np. słonecznymi czy wiatrowymi, a ta ostatnia są obecnie o połowę tańsza od węglowej” – radzi. Tym bardziej że technologie dynamicznie tanieją. Według Bloomberga do roku 2050 koszt przeciętnej elektrowni fotowoltaicznej spadną o 71 proc., a farmy wiatrowej o 58 proc.
Tego rodzaju rozproszenie energetyczne może być też bezpieczniejsze, niż centralny system proponowany przez rząd – zarówno na wypadek awarii (dr Kassenberg wskazuje, że dziś 400-megawatowy blok w Kozienicach cały czas pracuje, nie produkując prądu, by ewentualnie zacząć go wytwarzać w wypadku przerwy w dostawie – płacimy za to wszyscy), jak i cyberataku terrorystycznego.
Nie można też zapomnieć o ludziach zatrudnionych w górnictwie. W górnictwie węgla kamiennego pracuje ok. 80 tys. osób. Dr Kassenberg postuluje dialog i pomoc w przekwalifikowaniu się – tym bardziej że rynek potrzebuje pracowników, a umiejętności nabyte w górnictwie da się przenieść do innych obszarów gospodarki. Przemysł i usługi potrzebują rąk do pracy, także na Śląsku. Pomóc mogłoby też np. zachęcanie przedsiębiorców do zatrudniania byłych pracowników sektora wydobycia.
„Energetyka węglowa upadnie i tak, ale jeśli odejdziemy od niej za późno, to na transformacji energetycznej nie skorzystamy w sensie gospodarczym”
– mówi badacz.
To akurat propozycja, która może spodobać się w PiS. Zwolennikiem pochłaniania CO2 przez jest min. były minister środowiska Jan Szyszko, których w swoich planach zalesiania wchodził w sferę fantastyki naukowej. Podczas konferencji COP24 Ministerstwo Środowisko wyszło z deklaracją „Lasy dla klimatu”, która podkreśla rolę gleb i lasów w walce ze zmianą klimatu i osiąganiu założonych celów. Dr Kassenberg podkreśla jednak, że to element uzupełniający – drzewa mogą zostać bowiem łatwo powalone przez wichury albo paść łupem owadów „szkodników”, a wtedy wypadają z bilansu gdyż przestają magazynować CO2.
Na razie wpływy ze sprzedaży uprawnieniami do emisji giną w budżecie państwa, chociaż dyrektywa UE wymaga, aby połowa zysków powinna być inwestowana w rozwój OZE – choć nie przewiduje sankcji za naruszenie tego zobowiązania. Mówimy o 50-100 mld zł w okresie 2021-2027.
Pomóc mogłoby także większe wykorzystanie środków z unijnej kasy. Przeznaczenie nawet 50 proc. unijnego budżetu na czystą energię forsuje m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron. Albo przeznaczenie dochodów ze sprzedaży uprawnieni do emisji CO2.
„To nie powinna być kwestia sporu politycznego” – mówi dr Kassenberg. „Nasze dzieci i wnuki będą płacić za to, że my na czas nie dokonaliśmy transformacji energetycznej. Nie rozumiem, dlaczego politycy nie chcą się w to włączyć”.
Podczas konferencji 10 stycznia twórcy postulatów zapraszali do stworzenia drugiego ekologicznego okrągłego stołu (obrady pierwszego miały miejsce podczas transformacji ustrojowej, uczestniczył w nich m.in. dr Kassenberg). Dzięki temu w tworzeniu przyszłej strategii można by też uwzględnić potrzeby przemysłu czy argumenty zwolenników energii atomowej.
Gospodarka
Partia Zieloni
Unia Europejska
ceny
energetyka
Energia Plus
OZE
prąd
Smog
zanieczyszczenie powietrza
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze