0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Julia Nikhinson / AFP)Fot. Julia Nikhinson...

W sobotę 10 lutego 2024 podczas wiecu wyborczego w Karolinie Południowej Donald Trump przytoczył swoją rozmowę z przywódcą jednego z krajów NATO:

„Jeden z prezydentów dużego kraju zapytał mnie: no cóż, proszę pana, jeśli nie zapłacimy i zostaniemy zaatakowani przez Rosję, czy będzie pan nas chronił? Odpowiedziałem: Nie, nie będę was chronił. Właściwie zachęcałbym ich, żeby zrobili z wami, co chcą. Musicie zapłacić”.

Dialog przytoczony przez Trumpa jest zapewne równie prawdziwy, jak większość jego przechwałek na własny temat (nie jest). Jednak zawartą w nim deklarację część polskiej prawicy przyjęła z wyrozumiałością, a nawet aprobatą.

  • Trump „w charakterystycznym dla siebie stylu biznesmena, bardzo dobrego i sprawdzonego, mobilizuje niektóre kraje” – komentował prezydencki minister Marcin Mastalerek.
  • „Trump ma oczywistą rację. Jaki sens jest bronić państw, które same bronić się nie chcą? Jak miałby uzasadnić wysłanie młodych Amerykanów do walki o państwa, które nie chcą walczyć, które nie chcą się zbroić?” – to z kolei Sławomir Mentzen, współprzewodniczący Konfederacji.
  • „No jest w tym pewna logika i trudno tego odmówić” – powiedział prezydent Andrzej Duda. Zapewnił jednak, że te słowa Trumpa „nas nie dotyczą, ponieważ od dawna realizujemy nasze zobowiązania w tym zakresie”.

Trudno powiedzieć, czy polska prawica nie rozumie rzeczywistych implikacji słów Trumpa, czy tylko udaje, że ich nie rozumie. Są one jednak śmiertelnie groźne – właśnie dla państw takich jak Polska.

Przeczytaj także:

Długa tradycja kontestowania artykułu 5

Trump wzywa kraje NATO do zwiększania wydatków na obronność nie pierwszy raz. I nie pierwszy raz, gdy robi to w takiej formie.

W 2016 roku w czasie kampanii wyborczej był pytany o to, czy USA pomogłyby militarnie zaatakowanym krajom bałtyckim. Trump odpowiedział, że zależałoby to od tego, czy kraje „wypełniają swoje obowiązki”. „Nie można zapominać o rachunkach. Wiele krajów NATO nie płaci, nie robią tego, co do nich należy” – mówił.

W 2019 podczas rozmowy z Sekretarzem Generalnym NATO mówił, używając przykładu Niemiec, że brak osiągnięcia pułapu wydatków na armię kumuluje się: „Bo wiesz, to nie jest coś w stylu, ojej, rozpocznijmy nowy rok. Wiele krajów nie zapłaciło. I można z tego zrobić sprawę. Zalegają od 25, 30 lat”.

"Wiele krajów jest nam winnych ogromne sumy pieniędzy sprzed wielu lat, a według mnie są one zalegające z płatnościami, ponieważ Stany Zjednoczone musiały za nie płacić. Jeśli więc cofniesz się o 10 lub 20 lat, po prostu zsumujesz to wszystko i okaże się, że są zadłużone na ogromne kwoty pieniędzy” – mówił z kolei w 2018 roku.

Słowo, jakiego często w tym kontekście używa, czyli „delinquent” oznacza „zalegającego”, ale także „przestępczego”.

2 proc. PKB to nie składka

Amerykańska prasa przez lata zwracała uwagę na specyficzny język, jakim Trump opisuje zobowiązanie krajów do przeznaczania 2 proc. PKB na obronę. Kraje nie „płacą” tych pieniędzy nikomu, tylko je wydają na swoje zbrojenia. To zobowiązanie nie jest składką członkowską, z którą jakiś kraj może zalegać. Nie istnieje nic takiego jak „dług NATO”.

Cel, jakim jest przeznaczanie 2 proc. PKB na obronę, został uzgodniony przez sojuszników w 2006 roku. W następnych latach z powodu kryzysu gospodarczego nakłady na zbrojenia jednak spadały. Dopiero w 2014 NATO, w odpowiedzi na rosyjską aneksję Krymu, zdecydowało o zobowiązaniu sojuszników do 2-procentowych wydatków. Wyznaczono wtedy 10-letni termin na osiągnięcie tego pułapu.

NATO posiada także wspólny budżet, który wynosi rocznie ok. 3,3 mld euro, na który zrzucają się wszyscy członkowie. USA płaci obecnie ok. 16 proc. tej kwoty. Prawie tyle samo wpłacają Niemcy. Jednak kwota ta stanowi zaledwie ułamek procenta skumulowanych wydatków na obronę wszystkich krajów NATO. Wielkość amerykańskich wydatków na zbrojenia stanowi w przybliżeniu dwie trzecie wydatków obronnych Sojuszu jako całości.

Kto rzeczywiście powinien niepokoić się słowami Trumpa?

Jasne jest, że ponieważ potencjał obronny każdego członka ma wpływ na ogólne postrzeganie wiarygodności Sojuszu jako organizacji polityczno-wojskowej, państwa powinny wypełniać swoje zobowiązania. Słowa Trumpa odnoszą się zatem do pewnego faktu. Ale jednocześnie sposób, w jaki ten fakt jest komunikowany, podważa całkowicie sens NATO.

Artykuł 5 nie podlega bowiem żadnym warunkom. Kraje są po prostu zobowiązane do udzielenia pomocy innych członkom.

Artykuł 5

Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich, w ramach wykonywania prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego na mocy artykułu 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie, samodzielnie jak i w porozumieniu z innymi Stronami, działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego.

O każdej takiej zbrojnej napaści i o wszystkich podjętych w jej wyniku środkach zostanie bezzwłocznie powiadomiona Rada Bezpieczeństwa. Środki takie zostaną zaniechane, gdy tylko Rada Bezpieczeństwa podejmie działania konieczne do przywrócenia i utrzymania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa.

W całym kontekście istotny jest również fakt, że prawie wszystkie kraje wschodniej flanki NATO, w tym kraje bałtyckie i Polska, wypełniają cel 2 proc. PKB.

Widać to na interaktywnej mapce OKO.press:

Niektórzy mogliby argumentować zatem, że kraje, które są realnie zagrożone atakiem Rosji, nie mają się czym martwić, ponieważ – posługując się językiem Trumpa – „płacą”.

To jednak nieprawda. O mocy odstraszania sojuszu decyduje nie tylko realny potencjał militarny poszczególnych sojuszników, ale przede wszystkim ich jedność i pewność, że artykuł 5 zostanie użyty. NATO wewnętrznie skłócone, z sojusznikami, zwłaszcza tak dominującymi jak USA, jest zachętą dla potencjalnych agresorów do przetestowania tej jedności.

Jeszcze bardziej niepokojący jest fakt, że czołowy doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego zapowiedział w wywiadzie udzielonym we wtorek 13 lutego agencji Reutersa, że jeśli prezydent wróci do władzy, to będzie mu doradzał reformę NATO. Jej celem ma być pozbawienie krajów ochrony z artykułu 5 krajów, które nie wydają 2 proc. PKB na obronę.

Artykuł 5 został w historii NATO użyty dopiero raz – po ataku Al-Kaidy na USA w 2001 roku. Efektem było zaangażowanie wszystkich państw NATO w wojnę w Afganistanie. Zginęło w niej ok. 3600 żołnierzy sił międzynarodowej koalicji (było w niej kilka państw nienależących do NATO, ale to Pakt stanowił jej trzon). Większość, bo 2461 z nich stanowili żołnierze USA. Ale wśród poległych jest także 159 Kanadyjczyków, 90 Francuzów, 62 Niemców, 53 Włochów, 43 Duńczyków, 35 Hiszpanów, 25 Holendrów, 15 Turków, 10 Norwegów. Teraz Donald Trump nie tylko publicznie odmawia tym państwom ochrony, ale wręcz zachęca do ataku na nie.

Wydatki na obronę szybko rosną

Wszystkie kraje NATO od 2014 roku rzeczywiście zwiększają swoje wydatki na obronę. W przypadkach wielu krajów w ciągu dekady urosły one radykalnie. Nie jest więc prawdą, że ignorują zobowiązanie do wydatków na poziomie 2 proc. Część z nich (np. Niemcy) publicznie zapowiada osiągnięcie tego pułapu w przyszłym roku.

Źródło: NATO, źródło

Wreszcie, kraje, w których zapowiedzi Trumpa wzbudziły największe niepokoje, to zarazem te kraje, które nie tylko wydają powyżej 2 proc. na zbrojenia, ale które także przodują w wydatkach wsparcia militarnego Ukrainy w wojnie z Rosją. W czołówce państwa przekazujących największą pomoc w procencie PKB znajdują się bowiem: Litwa (1,3 proc.), Estonia (1,3 proc.), Łotwa (1 proc.) i Polska (0,6 proc.). Miejsce pierwsze należy do Norwegii (1,6 proc.), piąte do Danii (1 proc.). USA zajmują dopiero 16. miejsce w tym rankingu z wynikiem 0,3 proc. PKB.

Zwrócił na to uwagę amerykański historyk Timothy Snyder:

„Skoro już mowa o płaceniu naszego udziału… Gdyby USA przekazały Ukrainie tyle samo PKB, co Dania czy Słowacja, Ukraina z łatwością by zwyciężyła. Gdybyśmy oddali Ukrainie tyle samo PKB, co Estonia, Ukraina prawdopodobnie wygrałaby już dawno temu. Liczy się zwycięstwo Ukrainy, a to my się ociągamy”.

Dla Trumpa to „ociąganie się” to akurat nie problem – jego zwolennicy w Kongresie USA aktywnie blokują teraz dalszą pomoc dla Ukrainy w wojnie z Rosją. Dla Ukrainy to scenariusz fatalny, dla państw wschodniej flanki NATO – bardzo groźny.

Przy całym chaosie komunikatów i działań Trumpa trudno nie zauważyć, że kwestionowanie traktatów NATO i odbieranie wsparcia Ukrainie to dwa aspekty tej samej polityki. Jej głównym beneficjentem jest Federacja Rosyjska.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze