Prezydent Donald Trump przekonuje: już niedługo USA nałoży 25 proc. cła na import z Unii Europejskiej. Czy to tylko blef, czy realna groźba? Ekspert mówi nam, że w ten sposób USA może strzelić sobie w stopę. I że może warto grać według scenariusza Trumpa
„Bądźmy szczerzy, Unia Europejska została utworzona po to, aby oszukać Stany Zjednoczone. Taki jest jej cel i to im się udało. Ale teraz ja jestem prezydentem” – mówił 26 lutego Donald Trump.
I zapewnił, że szczegóły 25 proc. ceł na towary z Unii Europejskiej przedstawi niedługo.
UE natychmiast odpowiedziała, że zamierza stanowczo odpowiedzieć na nieuzasadnione cła.
W pierwszych tygodniach swojej drugiej kadencji na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych Donald Trump zapowiadał 25 proc. cła na Meksyk i Kanadę. Ostatecznie jednak ich wprowadzenie przesunął o miesiąc. A przesunął, bo z oboma krajami doszedł do porozumienia w sprawie kontroli granicy – kontroli migracji i przemytu narkotyków. 26 lutego Trump mówił, że cła na Meksyk i Kanadę mogą wejść w życie 2 kwietnia. Ale czy wejdą? Trudno to dziś przewidzieć.
Podobnie jak w przypadku ceł europejskich. Styl negocjacji Trumpa jest charakterystyczny – negocjacje z Kanadą i Meksykiem oraz te z Ukrainą w sprawie umowy o eksploatacji ukraińskich złóż minerałów się w niego wpisują. Trump zaczyna od bardzo wysokich warunków, często odnosi się do drugiej strony obraźliwie. A następnie, w drodze negocjacji, warunki te zostają znacznie obniżone.
W przypadku rozmów z Ukrainą Trump obrażał prezydenta Zełenskiego i nazywał go dyktatorem. Gdy udało się uzgodnić wspólnie wstępne warunki porozumienia, Trump zaprzeczał, że w ogóle używał takich słów. Choć po awanturze 28 lutego w Gabinecie Owalnym szanse na umowę z Ukrainą zawisły w powietrzu.
Bardzo możliwe więc, że podobnie będzie z cłami europejskimi i w momencie, gdy sprawa potoczy się tak, jak chce tego Trump, amerykański prezydent oznajmi, że nigdy nie mówił nic o tym, że UE ma na celu oszukiwanie USA.
Takie wątpliwości wyraża dr Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University:
„Wiemy z poprzedniej kadencji Trumpa i chaotycznego startu obecnej, że Trump nie tylko nieszczególnie przejmuje się gospodarką, ale że przede wszystkim ma w nosie dyplomację, konwenanse i może zmieniać zdanie jak rękawiczki. W przypadku Kanady i Meksyku też wprowadził, potem odwołał, niby w zamian za jakieś ustępstwa, które potem okazało się, że były tylko na papierze. Na koniec dnia chodziło tylko o medialny show. Być może o to samo chodzi z cłami na UE”.
A gdyby jednak Trump spełnił swoje groźby?
„Gdyby faktycznie wprowadził tak wysokie cła, to byłaby to niekorzystna sytuacja dla producentów w UE” – mówi dr Paczos. – „Ale również byłoby to niekorzystne dla konsumentów w USA – a nawet bardziej dla nich. Dlatego groźby nałożenia ceł przez Trumpa nie należy traktować jako pistolet przyłożony do głowy, bardziej do stopy – i to jego własnej stopy”.
Ekspert mówi nam, że w największym uproszczeniu na cłach nałożonych przez USA na UE najmocniej straciliby europejscy producenci i amerykańscy konsumenci.
„Gdyby UE zdecydowała się nałożyć cła odwetowe, to byłoby to kontruderzenie – w amerykańskich producentów i europejskich konsumentów".
Podobnego zdania jest dr Łukasz Rachel, ekonomista z University College London. Przypomina, że najprostszą konsekwencją nałożenia ceł na europejskie produkty będzie to, że staną się one droższe i mniej konkurencyjne na amerykańskim rynku.
„Unijne cła odwetowe mogłyby podnieść ceny amerykańskich towarów dla europejskich konsumentów. Ogólnie rzecz biorąc, ruch ten miałby negatywne skutki dla wszystkich” – mówi dr Rachel.
I przypomina, że obie gospodarki są silnie powiązane – jak mówi, w 2023 roku Unia wyeksportowała za ponad 800 mld euro do USA, a USA do UE za ponad 750 mld.
„Eskalacja ceł zakłóci globalne łańcuchy dostaw i zniechęci firmy do inwestycji. Reakcja rynków w ostatnich dniach wskazuje na coraz większą nerwowość. Jednak zmiana polityki handlowej (i polityki ogólnie) USA może także zachęcić inne kraje do zacieśnienia współpracy z UE, umacniając jej pozycję w światowym handlu w dłuższym okresie”.
Sprawa ceł amerykańskich zbiega się z końcem trwających ćwierć wieku negocjacji na temat umowy handlowej pomiędzy Unią Europejską a krajami Ameryki Południowej skupionych w grupie Mercosur. W Europie przeciwko tej umowie protestują rolnicy, przez co część krajów wspólnoty jest sceptyczna co do jej ratyfikacji. Ale amerykańska groźba może część sceptycznych krajów przekonać, że konieczne jest poszukiwanie alternatywnych rynków zbytu dla europejskich towarów.
Dr Paczos uspokaja – nawet tak wysokie cła nie mają potencjału zniszczenia europejskiej gospodarki.
„Po pierwsze UE sprzedaje towary w wiele miejsc, nie tylko do USA, a przede wszystkim na rynek wewnętrzny UE. Po drugie, wolumen handlu nie zależy tylko od wysokości cła, ale przede wszystkim od „barier pozacelnych”, w których mieszczą się wszelkie różnice regulacyjne (np. UE nie sprowadza z USA chlorowanych kurczaków, nie dlatego że cła są za wysokie, tylko dlatego, że są tutaj uznawane za trujące). I po trzecie, bo kurs walutowy będzie pełnił rolę poduszki bezpieczeństwa – gdy USA nałożą cła, to dolar się umocni, zmniejszając podwyżkę cen detalicznych na oclone towary”.
Brytyjski „The Guardian” cytuje szefa działu polityki handlowej Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej:
„Europejskie gospodarki nie radzą sobie dziś dobrze, więc chociaż globalne straty dla unijnej gospodarki nie będą duże, to groźba ceł przychodzi w kiepskim momencie. A dla produkcji przemysłowej straty będą większe. Szczególnie dla niemieckiego przemysłu samochodowego, który zaliczy straty w eksporcie w momencie, gdy producenci samochodów i tak mierzą się już ze sporymi problemami”.
Dr Paczos przypomina też:
„Obecnie wymiana handlowa między USA a UE nie odbywa się wcale na zasadach wolnego handlu – mamy różnice regulacyjne i cła. Średnio wynoszą one 1-2 proc., więc są niskie, ale istnieją. W niektórych branżach są niższe, w niektórych wyższe. Na przykład UE nakłada 10 proc. na import aut osobowych z USA”.
Zdaniem dr. Paczosa odpowiedź wcale nie jest oczywista. „Naturalną reakcją wydaje się nałożenie ceł odwetowych – to oczekiwane działanie głównie ze względu na potrzebę zachowania podmiotowości politycznej, nie ze względu na gospodarkę”.
Ekonomista uważa, że Europa może z powodzeniem zagrać w grę Trumpa.
„Lepszym rozwiązaniem byłaby ucieczka do przodu oraz... show. Jeśli Trumpowi zależy na show, to UE może mu ten show zapewnić – najpierw prężyć muskuły zapowiedzią ceł odwetowych, a gdy cła Trumpa faktycznie dojdą do skutku, to zaproponować umowę handlową oferującą – w zamian za zniesienie ceł amerykańskich – całkowite obniżenie ceł na niektóre produkty (przede wszystkim w sektorze motoryzacyjnym), którą Trump mógłby odtrąbić jako swój »ogromny, niesamowity i bezprecedensowy« sukces”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze